Ogłoszenie

Zwiń
No announcement yet.

Drinki z palemką i tłuste niemry czyli Czarnogóra 2016

Zwiń
X
 
  • Filtr
  • Czas
  • Pokaż
Wyczyść wszystko
new posts

    Drinki z palemką i tłuste niemry czyli Czarnogóra 2016

    Po raz kolejny wyjazd na Bałkany, dwa adv'ły czyli ja i Zbigniew.
    Temat jest adekwatny do planów, wszystko miało być grane, czyli spanie w hotelach i w krzakach, wszystko na zmianę, ale jak to plany ...
    Na początek mały googlowy trailer


    Ostatnio edytowany przez marcinjunak; 46.
    Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
    No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
    sigpic

    #2
    No to dajesz! Cały rok człowiek na to czekał i oto jest...

    Wysłane z mojego SM-G530FZ przy użyciu Tapatalka

    Komentarz


      #3
      Więc zaczęło się pomału,
      widzieliśmy że spotykamy się z Renią i Adamem we wtorek lub środę w Czarnogórze, kierunek jak zwykle standard czyli Węgry ale tym razem przez Bośnię. Ruszamy w sobotę z rana, czyli godzina 11ta. Oczywiście miała być droga spokojna i najkrótsza, więc wbiłem w navi trasę i jedziemy, nawet nie zerknąłem którędy mamy jechać, po dojechaniu do Krakowa zobaczyłem że mieliśmy jechać jakoś inaczej, ale nic tam, zbliża się pora obiadowa czyli 12ta i Zbigniew już nosem kręcił. Po obiedzie dalej, wiadomo, autostrada więc jedzie się spokojnie, 140-150 no stop, przerwy na tankowanie, przejechaliśmy granicę Węgier, jak zwykle pola i pola, pomyślałem o słowach Zbigniewa jak opowiadał o swoim epizodzie i spaniu w polu słoneczników, pomyślałem ni hu.. nie będę spał w polu, jadę cały czas twardo, tankowanie wypadło w okolicy Dunajvaros, na stacji miła pani chciała pomóc ale jak zwykle bełkotała coś pod nosem więc pokazałem na mapę, a ona od razu leci do stoiska z mapami i pokazuje mapę miasta, zrozumiałem że to miasto jest niedaleko po zjeździe a autostrady. Ok, znalazłem jedyny hotel zaznaczony na mapie, zapisałem adres i w drogę. Po zjeździe zatrzymaliśmy parę Węgrów na sobotniej przejażdżce po okolicy. Na słowo Hotel dopiero się coś kolwiek ruszyła dyskusja, zaprowadzili nas do miasta, podprowadzili pod sam hotel, 3 gwiazdki więc ok, będzie dobre śniadanie.



      Zmylił nas blok obok, jak by przerobiony akademik na hostel i wyglądające z okien zakapiory, Zbigu od razu mówi, spie..lamy stąd . Ale na spokojnie, poszedłem do recepcji, parking ogrodzony, szlaban i parking za hotelem, cena za pokój 55 Euro ze śniadaniem, wstępnie się zgodziłem ale Zbigu musiał oczywiście poszukać innego miejsca. Podjechaliśmy do kilku innych hoteli zauważonych po drodze ale wszędzie cena między 35-45 E i to bez śniadania. Wróciliśmy na miejsce. Pokój na prawdę spoko, klima i cichutko. Można żyć . Ale że godzina juz była dość późna bo koło 21ej trzeba było iść na kolację. Niedaleko jest fajna knajpa, polecił ją recepcjonista w hotelu,



      nie wiedziałem co to dokładnie jest ale na zdjęciu w manu wyglądało jako mięso i mięso

      wróciliśmy do pokoju koło 12ej w nocy. Chwila gadaniny i w kimę. Drinka z palemką nie było.




      Następnego dnia pobudka i śniadanie, nawet spoko, jakieś tam bułki i owoce, rozbawił mnie napis na ekspresie do kawy przy jednym z przycisków, Long cofee

      Po śniadaniu oczywiście pakowanie, dużo nie było bo nic praktycznie z moto nie zdejmowałem oprócz tankbaga. Patrzę na moto Zbiga, ty nie masz czasem za bardzo napiętego łańcucha? Nie, tak ma być. Co ty pie..lisz, przecież jak doładujesz moto będzie za ciasno. Sprawdzałem i ustawiałem w domu o było git. No może i ustawiałeś ale bez tobołów a teraz dołożyłeś drugiego na plecy i jest za ciasno. Nic nie będę robił - odpowiedział i zaczął zakładać klamoty na moto. Patrzę cierpliwie, łańcuch napina się coraz bardziej, no ale nic, przecież ma być dobrze. Nagle słyszę, junak wyjmuj klucze . Okazało się oczywiście że trzeba było poluzować łańcuch a klamoty już były na moto prawie wszystkie przytroczone . Smarowanie łańcucha i w drogę. Na razie celem jest Osijek w Chorwacji.
      Dojeżdżamy do pierwszej stacji benzynowej i od razu wskakujemy do pomieszczenia bo zaczyna się robić gorąco, 38 st w cieniu pokazują termometry. Wyjąlem mapę i rozmyślamy, po co my tak zapie..my, przecież mamy się z nimi spotkać we wtorek a dziś mamy niedzielę, przecież już dziś mogli byśmy być na miejscu czyli na moście nad Tarą.

      Znalazłem więc na mapie jakieś jezioro w Bośni, wygląda na duże więc na pewno jakieś tam pansjuny będą i będziemy mogli na spokojnie tam dojechać, jezioro nazywało się Modrac,



      Oczywiście żeby nie było za łatwo przed samym jeziorem skręciliśmy w lewo, no kto k..wa wiedział że wszystkie ośrodki są od razu po prawej stronie. Postanowiliśmy objechać jezioro jak najblizęj brzegu, może się coś znajdzie ciekawego. Jedziemy a tu same krzole, nie widać nawet wody, jakieś opuszczone budynki, no ku..wa przecież coś musi być do cholery za zakrętem .
      No i proszę bardzo, znaki są, jakaś pensjuna ala disco z basenem


      Muzyczka kuca kuca, ludzi od zaje..nia na basenie, nie ma gdzie palca włożyć, no w sam raz na pool party pełną gębą .

      Patrzę na Zbiga, a on już prawie się gotuje, nie wiem czy z gorąca czy na widok tych wszystkich rozebranych pipek. Wysyła mnie żebym się zapytał czy tu jest jakiś hotel albo camping, no a dlaczego ja znów mam szukać i pytać, sam idź, mi się tu podoba. Idź i nie gadaj. No więc zagadnąłem parę która była najbliżej a widać że wyszli z budynku. No nie szło się z nimi dogadać inaczej niż na migi choć mieli po jakieś 20 lat. Wywnioskowałem że nie ma tu hotelu ani campingu. No to wracamy, jedźmy dalej dookoła jeziora, może będziemy mieli szczęście i coś innego się trafi. Patrzę na navi a tam faktycznie, po drugiej stronie jakieś hotele i pensjuny, dlaczego ja wcześniej tak nie szukałem. Wyjazd z parkingu to po prostu jakaś porażka, Zbigu to zgasił moto i czekał na rozój sytuacji a samochody na przeciw siebie non stop i żaden nie chciał zjechać na bok, pojechałem kwałek polem ale na nie wiele to się zdało bo nie było wyjazdu. No nic, jedziemy dalej, zaczyna padać, ślisko strasznie, tempo spadło, ale do celu jakieś 5 km, dojeżdżamy



      hotel to chyba kiedyś był, ale za to knajpa cały czas pracuje, ludzi nawet sporawo,pytamy o spanie, nie ma jak ale na przeciwko jest motel i żeby tam pytać. Spoko, postanowiliśmy już na dziś zakończyć jazdę, godzina 14ta . 200m od tej knajpy jest dom, prowadzi go miła pani, widać że wszystko pod niemców robione bo garaż miała jak nie jeden dom w PL, za 20E pokój z klimą, tzn dwa pokoje bo taraz zadaszony czyli taka mała weranda. Malina. Szybka kąpiel i na obiad no bo przecież czas obiadowy już dawno minął .

      Nie wiem jak ale już o 18ej leżałem spokojnie na wyrku dżemałem jak borsuk, Zbigu to nawet pochrapywał, takie to trudne drogi dziś mieliśmy
      to widok z werandy na knajpę





      na googlach nie ma zaznaczonej tej miejscówki, ale na prawdę mogę polecić. Szkoda tylko że nie było śniadania w cenie bo musieliśmy jeść konserwy, ale jak to Zbigu mówi, jedz bo droga była więc musi być dobra .




      Jest poniedziałek więc jutro teoretycznie mamy się spotkać na moście z Renią i Adamem, tak myślałem że to chyba będzie niemożliwe bo oni wracają z Grecji ale może akurat. Plan na dziś jest



      Jedziemy przez Srajevo, nie wiem dlazcego bo tak nie miało być ale jechałem za Hołkiem wiec wiedziałem że na pewno dojadę.
      Granicę przekraczamy w Scjepan Polje, od razu skręcamy w park, tak na prawdę to na granicy musimy się cofnąć kilka metrów żeby wjechać do Parku Durmitor. Ale celnik spoko machnął ręką twierdząco więc jedziemy.

      Plan miałem taki żeby dwa razy pływac pontonem, myślałem że będzie git, mieliśmy dziś nocować tutaj



      Ale na rozwidleniu Zbigu powiedział że pierd..li pontony, za mało adrenaliny i nie ma co, jedziemy na most na Tarze. Ale przecież jeszcze mamy jeden dzień w zapasie, będziemy tam siedzieć i pić? Tak i hu... No to jedziemy. Trochę padało więc w Durmitorze nie wszystkie góry było widać, ale przerwa na kilka fotek musiała być.







      Po przekorczeniu dna doliny i wyjeździe na górę zaczęło się przejaśniać, już miałem dość zakładania i ściągania tej gumowej kurtki bo albo było zimno albo gorąco.








      Tankowanie w Zabliaku i dojechaliśmy nad Tarę,





      Na górze za hotel chcieli tym razem 40E za pokój, no szkoda nam było kasy więc i ja się zgodziłem że śpimy na dole pod mostem ale w domkach , nawet Zbigu był zadowolony z tego wyboru po policzyli na 15E ze śniadaniem a jak potem przyszła burza i całe podwórko pływało Zbiga mina mówiła wszystko








      C.D.N.
      Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
      No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
      sigpic

      Komentarz


        #4

        Komentarz


          #5
          No i gitarra
          Nie wszystko Ci się zgadza, ale w każdym opowiadaniu jest trochę fantazji
          pozdsr.

          Komentarz


            #6
            Spałem też na tym ostatnim kempie!
            Kraina Pyrą i Gzikiem płynąca
            Adwenczur Klab FB
            Adwenczur Klab w sieci

            Komentarz


              #7
              Junak dawaj dawaj więcej fot.. i film by się przydał. Zbychu może daj też swoją wersję to wyłapiemy różnice

              Komentarz


                #8
                Nie znam Was osobiście, ale jak zobaczyłem kto jest autorem wątku to już miałem uśmiech na twarzy.
                Zapowiada się ciekawa opowieść, czekam co dalej.

                Komentarz


                  #9
                  Strasznie ciekaw jestem którędy dalej pojechaliście, że wjechaliście nad znane Ci jezioro od strony Podgoricy..(chyba że to było przy innej okazji)

                  Komentarz


                    #10
                    Zamieszczone przez Arkan Zobacz posta
                    Strasznie ciekaw jestem którędy dalej pojechaliście, że wjechaliście nad znane Ci jezioro od strony Podgoricy..(chyba że to było przy innej okazji)
                    Tak, to przy tej okazji, już niedługo.

                    Wiedzieliśmy że jesteśmy za wcześnie, wiec zaplanowaliśmy małą przejażdżkę po górach następnego dnia, przy śniadaniu wszystko ustaliliśmy, że jedziemy na Zabljak i trochę pokręcimy się w Durmitorze.



                    podchodzę do moto, zdejmuję sakwy i zerkam tu i tam, przez poprzedni dzień przebijaliśmy się po tabletach więc dobrze jest sprawdzić felgi i zawias. Słońce już od 7ej rano waliło niemiłosiernie po plecach.
                    Patrzę, o ku..wa, Zbigniew, nie uwierzysz jak to zobaczysz, pęka mi wahacz koło amora. Nie możliwe. No to sam zobacz.
                    Zbigu podchodzi do moto. E tam, panikujesz, nic nie widać. No to załóż okulary bo ja widzę jak 150 że pęka przy śrubie. Patrzy patrzy coś tam gmera, no dobra, trochę pęka.
                    Ku..wa, no jak nic trzeba spawać, jakoś nie uśmiechało mi się jechać tak dalej a dopiero zrobiliśmy lekko ponad 1 tys km naszej wyprawy. No ale to alu przecież więc spokojnie się pospawa. Zbigu pewnie będzie się śmiał i pisał że panikowałem ale faktycznie trochę się zacząłem zastanawiać nad planem B czyli jak wrócić cało do domu. Podszedłem do gospodarza, pokazałem mu usterkę, nauka z wyjazdu z Kowalem nie poszła na marne, bez zbędnego gadania i tłumaczenia ciągnę go do moto, pokazuję palcem i mówię PROBLEM. Zakumał od razu, powiedział coś w stylu PUKŁO i treba swarit czy coś takiego. Nie wnikałem ale wiedziałem że na pewno wie co trzeba zrobić. Zacząłem wiec drążyć tema majstra od spawania. Najbliżej Zabljak. Zbigniew mówi to wyjmij wahacz bierz mój motocykl i szukaj spawacza. No ok, tylko że nie mam takiego dużego imbusa 12 mm żeby odkręcić śrubę od dampera i 27 żeby odkręcić oś wahacza. Z tym drgim to jeszcze by się coś u właściciela campu znalazło ale imbus to już nie. Szukaliśmy u niego w walizce bo przecież jeździ terenówką po górach więc narzędzia musi mieć, niestety.
                    Zbigu mówi no to jedziemy szukać majstra. Ubieramy się i jedziemy w stronę Zabljak. Jakoś na początku dziwnie się kładłem w zakręty, jakoś wiedza o pękniętym elemncie nośnym motocykla nie napawała mnie optymizmem. Adres do najbliższego warsztatu dostaliśmy od gospodarza. Dojeżdżamy przez przedmieścia miasta ale nic nie wiedziałem takiego oprócz jakieś starego ala małego hangaru, w oddali widziałem policję i ludzie mrugali światłami więc walę do nich jak w dym, przecież policja pomaga cudzoziemcom . Pokazuję napisany na kartce adres, pytam czy minąłem już to, oni twierdząco tak, żebym się wrócił. No dobra, zajeżdżamy pod halę, jakaś młoda gimbusiara sprząta stare szmaty i zamiata podjazd, zapytałem grzecznie czy jest szef, ona coś tam bąknęła no to do niej walę że PROBLEM. Pokazałem o co chodzi, no fakt, też powiedziała że pukło, no tyle to ja wiem. Bierze telefon w rękę i dzwoni. Pogadała coś tam i na tel w google translate pokazuje po ang napisane że szef jest na mieście i że za 30 min będzie, noto czekamy. Słońce już dopie..la niemiłosiernie, a przecież to góry, no ale nic, chowamy się do cienia w hali. Zbigu patrzy że mu łańcuch rdzewieje, bo faktycznie wczoraj dopie..ło deszczem aż miło. No i co z tym zrobić, ja na to się śmieję, załozyć olejarkę i po problemie . No ale on przecież musi zaraz coś wydrutować. Szuka po śmieciach czegoś, tak się zastanawiałem co zrobi, a on wyjmuje z beczki ze śmieciami butelkę litrową po oleju samochodowym, patrzy do środka i mówi, choć nasmarujemy łańcuch. No dobra, ale przecież wiesz że będzie zaraz zachlapane całe koło. E tam, co ty się znasz, będzie dobrze, nie gadaj tylko kręć kołem. No dobra, kręcę, kręcę a on leje z nakrętki, mówię starczy - e tam, leje dalej. Zadowolony że wszystko teraz będzie działać wyrzuca butelkę do beczki . Jeszcze na 3 smarowania by było .

                    Nagle podjeżdża jakiś golf, wysiada z niego dwóch gości, jeden nawet sie nie wita i od razu wali do kanciapy w środku hali, po chwili wychodzi i chce siadać do auta, no to podchodzę do niego i pytam czy może nam pomóc, że mamy problem, a ten h..j do mnie, gadasz po niemiecku? Nie, nie za bardzo. To niestety nie pogadamy odpowiedział wsiadając już do auta. No ku..wa. Co za gość. Mówię Zbigowi, ty olał mnie jak złoto i spier..lił bo niema czasu. No co poradzisz. Podchodzę do gimbusiary i pytam czy to był szef, nie, to był tylko wspólnik czy jakoś tak, przyjaciel szefa. No dobra, to czekamy dalej aż szef przyjedzie. Minęło jakieś 20 min i znów ten pacan od golfa, teraz podchodzi i pyta co się stało, no całkiem inna gadka, pokazuję mu co i jak. Po krótkiej dyskusji powiedział że tu niema majstra od alu i że musimy szukac gdzieś indziej, w drugą stronę w Plevlja bo tam jest większe miasto. No już coś. po 10 min przyjeżdża szef, też już gadka inna, Zbigu zaczął z nim po rusku gawarit, ja trochę po ang i jakoś poszło, potwierdził to co mówił pacan od golfa. Więc zbieramy się i jedziemy do Plevlja, ale wcześniej jeszcze poszukajmy w Zabljak klucza imbusowego do dokręcenia amora. Niestety, pokręciliśmy sie po mieście ale nic nie było takiego. Jedziemy, Z powrotem zakręty, zacząłem jakoś wolniej chyba jechać, Zbigu mnie wyprzedza i pędzluje aż miło, gonię go po 140 po tych winklach, no malina, ale myślę żeby tylko dojechać , może ni się nie urwie . Wjeżdżamy do miasta, na początku jakis zakład co spawa tłumiki, po krótkeij gadce niestety lecz ma tylko migomat, więc dalej, zajeżdżamy na park maszyn ze śmieciarkami, wychodzi gość i mówi że może pospawać ale nie ma elektrody, krzyczy coś do drugiego, ten przychodzi, patrzy o mówi OK, jedźcie za mną, no to ledwo założyłem kask a on już oczywiście golfem na winklu zawijał. Okazało się że zaprowadził nas do warsztatu obok tłumikarza, były tam po prostu dwa takie warsztaty. No i to samo. Wracamy. Podjeżdżamy pod bar na skrzyżowaniu. No wczesne rokokoko czyli późny gierek, gość macha ręką żebym wszedł do baru, no dobra. Wchodzę a tam siekiera że ledwo coś widać, jak bym wszedł do saloonu na dzikim zachodzie, zakapiory z każdej strony zerkają co to za gość ubrany jak indianin i upocony jak świnia. Zapraszają do stolika, częstują fajkami i wódką, mówię że nie palę a że na moto więc nie piję. No dobra, oczywiście słowo Problem i już wychodzimy na zewnątrz. . Gość patrzy no pukło, no tak, moment, dzwoni gdzieś, każe czekać, no dobra, czekamy. Zbigu pyta co jest, no mówią żeby czekać. Mówię że jak znajdzie majstra od spawania to spokojnie moge to wszystko wyjąć tylko potrzebuję imbus 12 mm i 27 klucz, spoko, wszystko się załatwi, przynajmniej tak zrozumiałem z jego wypowiedzi .

                    Po 5 min czekania podchodzi do mnie gość, przyjechał wcześniej golfem i wszedł do baru. Pokazałem problem a on od razu come on, follow me
                    No dobra, na moto i długa, jedziemy za nim, niby droga prosta, mogłem włączyć navi żeby wiedzieć gdzie jade chociaż ale z wrażenia oczywiście było za późno. Dojeżdżamy do zakładu REMONT KAMIONA

                    Po chwili gadki z mechanikami dostałem klucz ampulowy oraz płaski, 10 min roboty i wahacz wyjęty

                    Zbigu pomaga żeby było szybciej no i oczywiście dokumentuje wszystko na zdjęciach , słońce nawala non stop, dobrze że miałem w tankbagu krótkie spodnie





                    C.D.N.
                    Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
                    No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
                    sigpic

                    Komentarz


                      #11
                      A jak tam pompeczka paliwa? W zeszłym roku coś było. Dobrze pamiętam? Cosik te katy nie teges

                      Wysłane z mojego SM-G530FZ przy użyciu Tapatalka

                      Komentarz


                        #12
                        Eee, dobrze Zbychu mówił nic nie widać, zaznacz jakoś; gdzie PUKŁO
                        "Na dobry początek - jedź na koniec świata"

                        Komentarz


                          #13
                          Z tym Żabljakiem jest zawsze problem. W całej Czarnogórze ludzie są mili i pomocni, tylko w tym Żabljaku takie chuje na rope.. Omijam ten syf jak jak tylko mogę. Ile razy tam nie jestem to zawsze jakieś akcje są. Ostatnim razem w przydrożnej dziurze "Izvor", czyli źródło nie chcieli nam kawy podać, bo ....wody nie było. Mówie do tego debila za ladą, co to k..wa za Izvor jak wody nie ma..Zrobił głupia minę, po czym dał kawę lokalesom, którzy przyszli po nas...
                          ...a w Twojej opowieści trafiliście do zakładu naprawy ciężarówek. Kamion to ciezarówka
                          Ostatnio edytowany przez Arkan; 4656.

                          Komentarz


                            #14
                            Zaznacz to puknięcie, tez próbuję wypatrzeć i nie mogę.
                            Za sam fakt takiej akcji w trasie KTM mnie zaskakuje, ja rozumiem pompkę paliwa i zestawy naprawcze do niej, ale wahadło????
                            Lekkie przegięcie.
                            Nie każ czekać za długo na ciąg dalszy.
                            Aaaaaaaaa bym zapomniał, Zbigniew jakoś dziwnie wyciszony.
                            Podejrzewam że najlepsze trzyma w zanadrzu....

                            Komentarz


                              #15
                              Zamieszczone przez dziunek69 Zobacz posta
                              Zaznacz to puknięcie, tez próbuję wypatrzeć i nie mogę.
                              Za sam fakt takiej akcji w trasie KTM mnie zaskakuje, ja rozumiem pompkę paliwa i zestawy naprawcze do niej, ale wahadło????
                              Lekkie przegięcie.
                              A jakby w ST zaczęła w trasie pękać rama (bo czasem lubi sobie pęknąć) to też by było lekkie przegięcie czy by był tekst, że tak się zdarza bo to stary motocykl i po tylu przejechanych kilometrach w terenie takim ciężkim motorem to rama może sobie pęknąć?

                              Komentarz

                              Pracuję...
                              X