Ogłoszenie

Zwiń
No announcement yet.

Drinki z palemką i tłuste niemry czyli Czarnogóra 2016

Zwiń
X
 
  • Filtr
  • Czas
  • Pokaż
Wyczyść wszystko
new posts

    #16
    Zamieszczone przez AdamB Zobacz posta
    A jakby w ST zaczęła w trasie pękać rama (bo czasem lubi sobie pęknąć) to też by było lekkie przegięcie czy by był tekst, że tak się zdarza bo to stary motocykl i po tylu przejechanych kilometrach w terenie takim ciężkim motorem to rama może sobie pęknąć?
    E tam, w super hiper dakarowym sprzęcie urywa się amor i pęka rama ale to przecież części eksploatacyjne

    Zbihu teraz na weekendzie więc do netu siądzie pewnie we wtorek
    Ostatnio edytowany przez marcinjunak; 46.
    Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
    No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
    sigpic

    Komentarz


      #17
      A potem tekst:

      Komentarz


        #18
        Teraz najbardziej się bałem z całego wyjazdu
        Wyjeliśmy wahacz, koleś teraz zmienił auto i pokazuje żeby wsiadać do Audi a4, stanem przypominało tego golfa 3, że teraz pojedziemy do majstra, majter jest super hiper bo spawał jakąś chłodnię w mieście, tak przynajmniej zrozumiałem. No to jedziemy, patrzę na Zbiga, no ktoś musi zostać i przypilnować motocykli przecież, no dobra, jadę sam. Wziąłem tylko kasę i w drogę. Na początku czaiłem drogę, w stronę baru skąd wyjechaliśy, ale nagle gość spręca w lewo, potem jakiś trawers za budą, potem w lewo, potem znów pod górę, potem nawrót, pogubiłem się . Ku..wa a jak mnie wezmę na organy albo coś ? No ale trzeba być twardym przecież, co jakiś czas chcę pogadać z kierowcą ale on po ang nic, no to coś tam na migi ale jak widziałem jak zdjął ręce z kiery i zaczął coś tłumaczyć to stwierdziłem że nie będę go zagadywał więcej . Jedziemy pod górę po wąskiej uliczce, no kąt drgi to tak 30 stopni na bidę. Nagle wyhamowanie bo podjazd przecina główną drogę, nagle znów podjazd, ja pi..le, droga na jeden samochód a minąć się trzeba, ręczny i czekamy aż przejedzie samochód z przeciwka, coś tam przeklął chyba bo ciężko było ruszyć ale mówi że już jesteśmy na miejscu. Ok, wysiadamy, biorę wahacz w rękę, oczywiście musieliśmy z niego odkręcić wszystkie plastiki i osłony żeby nie zjarały się w spawaniu. Wchodzimy na podwórko, miły starszy Pan wita nas, pokazuje problem, no pukło. Gość nie zastanawiając się długo bierze wahacz ode mnie, kładzie na murku przed piwnicą i szlifuje miejsce gdzie będzie spawane szlifierką kątową. Naciął wszystko, zobaczył że jest cienka ścianka więc będzie spawał TIGiem, zajrzałem di piwnicy a tam spawarka niczego sobie, przełączanie pródów stały zmienny, argon w butli, no już mi ulżyło, wiedziałem że to nie kowal a ogarnięty gość z pojęciem. Mówię do kierowcy że to na prawdę dobry majster, a on od razu, najlepszy w mieście. No to spoko.

        Tig brzęczy niemiłosiernie ale stojęi trzymam ostro wahacz żeby się nie ruszał, wszystko przecież dzieje się na murku przed piwnicą. Gość spawa. Mówi tak: trzymaj tu, jak będzie za gorące tood razu mów bo tu są gumy więc nie można tego spalić. Spoko, bo przecież tam są simeringi i łożyska. No to jedziemy, trwa to jakieś 10 min, zaczynam krzyczeć, a gość od razu odkłada maskę, bierze wahacz w ręce i wkłada pod wodę ale stronę z łożyskami, następnie mówi że teraz już wszystko git, ma ostygnąć samo i dopiero wtedy można montować, no dobra. Pogadaliśmy chwilę bo cieżki się zrobił ten wahacz strasznie i pytam ile kasy się należy? A on pokazuje na kierowcę i mówi że to z nim już się rozliczysz, no dobra. Jedziemy z powrotem.

        Tak wygląda pospawany wahacz, muszę przyznać że robota klasa.







        Od razu gęba się śmieje





        Włożyliśmy wahacz na miejsce więc teraz trzeba się rozliczyć, pytam gościa ile za pomoc, on do mnie że 25E, spoko, miałem akurat 30 więc mu daje i mówię żeby resztę sobie zachował, a on że pojedziemy do baru bo tam jest jego szef i on mi odda 5E, nie no spoko, te 5 jest dla ciebie za pomoc, zrozumiał chyba bo się uśmiechnął i kiwną ręką follow me
        Jedziemy do baru gdzie siedzi szefostwo, godzina chyba koło 13ej . Wchodzę w siekierę, Zbigu ze mną, oczywiście pytają jak tam problem, no git, wszystko OK, dziękuję, pytam od razu piwo czy rakija? Pili niby piwo ale stały też kieliszki więc nie wiedziałem co będą chcieli . Wszyscy piwo, my po soczku bo jeszcze przecież 30 km trzeba wrócić pod most na camp. Chwila gadki i w drogę. Jak wyjeżdżaliśmy z Plevlii zaczęło do mnie docierać że zara zleje się chyba w gacie , stanąłem na poboczu, chwila jeszcze na coś do picia bo lampa była non stop, zbierało się na burzę. Patrzę na Zbiga, ty coś ci cieknie po tylnym kole a tam ten olej po smarowaniu jak by cały wylądował na oponie, zabryzgane całe koło, masakra, a Zbugu - nie pie..l jedziemy no ale przynajmniej nie miał suchego łańcucha.

        Do mostu docieramy sprawnie, winkle można już było zbierać spokojnie zamykając opony, jeszcze przystanek w knajpie przez mostem na obiad,






        Na górze są różne stragany z pamiątkami z mostem i takie tam barachło, chcieliśy kupić coś na kolację ale w sklepiku nie było niczego dobrego, jakaś pół sucha bułka chleb i pasztety więc sobie darowaliśmy, Zbigu poszedł szukać rakji, stoi koło kramiku i zagaduje do babki. Ile to - 10E, nie możliwe, musi Pani opuścić cenę, dam 8E, nie, nie ma takiej opcji. Podyskutował z nią jeszcze minutę i nagle patrzy a tam dwa kramy dalej macha do niego gość, come on here, podchodzi do gościa a on jak ci sprzedam za 8 jak chcesz, tu masz mały kielon plastikowy i spróbuj sobie jakiej chcesz. Wybrał chyba jakąś miodową czy pigwową, nie pamiętam, ale ja tego nie mogę pić, męczy mnie potem strasznie. Tym sposobem zaoszczędził 2E.

        Wjechaliśmy na camp już najedzeni, po piwie i na spacer, okazało się że z campu można zejść nad samą rzekę Tara,



        Widać już chmury które zawisły nas okolicznymi górami, zaczęło znów lać jak dzień wcześniej, pod wieczór przyjechali Adam i Renia, więc wyjąłem flaszkę z pl, zwykła kupna polska wódka, Adam pyta co robiliście przez cały dzień, no to pokazałem mu wahacz i zacząłem opowiadać co się działo.



        Zbigu mówi że to siuwaks i nie będzie pił



        Spoko, oni pili rakiję a ja biały standard



        Wszystkim humory dopisywały,





        Następnego dnia oczywiście plan, dziś rafting





        Byliśy w temtym roku w tym samym miejscu lecz z innymi sternikami płynęliśmy po rzece, Zbigu mówi że to go nie porywa, za mało adrenaliny ale jak chcemy to popłynie z nami, Renia trochę pękała, coś tam że płynąca woda, rzeka niebezpieczna i takie tam, ale nic nie mówiła że zimna woda jak nie wiem co. Pierwsze koty za płoty, wsiadła i zaczęła machać wiosłem jak na zawodach pływackich, Zbigu siedział po drugiej stronie pontonu. Sternik jak zwykle pyta czy chcemy płynąć spokojnie jak emeryci czy chcemy adrenalin. No to mówię że ten gość ciągle narzeka że mało adrenaliny, spoko, no to spuszcamy powietrze z pontonu żeby był bardziej miękki, będzie się bardziej bujał na kamieniach. Płyniemy, raz drugi halikopter na pontonie, czyli obracając ponton przepływaliśm miedzy kamieniami, dla mnie spoko, trzeba było się namachać trochę tym szpadlem, oczywiście Zbigu ciągle się obijał i udawał ze wiosłuje, potem oczywiście powiedział że jak on wiosłuje to cały ponton skręca .
        Zatrzymaliśmy się przy skale do skakania, fajna rzecz





        Przed tym miejscem sternik pozwolił nam wyskoczyć z pontonu, pyta czy chcemy więcej adrenaliny, no ba, oczywiście kto został w pontonie, Zbigu i Renia . Ciekawe uczucie jak chesz płynąć w kapoku a kamienie na dnie obijaja ci nogi i tyłek, adrenalina jest, nie ma co

        Chwila oddechu i płyniemy dalej, sternik mówi że teraz bedzie szybciej i jak ktoś będzie się bał że wypadnie z pontonu to ma łapać za linkę. Płyniemy, trochę walki jest, wiem ze to nie Colorado River ale ja tam się dobrze bawiłem, wiosłowałem jak tylko mogłem, nagle ponton był bokiem ustawiony do uskoku, bujnęło nami a Zbigu do środka i łapie linkę w pontonie , za mało adrenaliny . Dostał dlatego od sternika ksywkę Mr. Panic.

        Wróciliśmy na camp, tam obiad i plany co dalej. Patrzę na ten spawany wahacz, o k..wa, pęka obok, nie zauważyliśmy wczoraj jak szlifowaliśmy.



        Adam przyjechał samochodem z przyczepą i miał narzędzia,






        okazało się że ma ampulowy klucz z końcówką 12 mm więc decyzja krótka, siadamy w samochód i jedziemy do Plevlja jeszcze raz, teraz wahacz wyjęty w 8 minut

        Uzgodniliśmy ze Zbigiem że kupimy coś na kolację, czyli pomidory, ogórki i jakieś mięso, niby kolację mogliśmy zjeść na miejscu ale oczywiście trzeba samemu coś upichcić, nie wiem dlaczego ale dostosowałem się do woli większości.

        Teraz podjeżdżamy od razu pod ten sam bar co wczoraj, niestety lecz nikogo nie ma, nie wiedziałem jak trafić do tego spawacz co wczoraj, myślałem więc że w barze ktoś na pewno będzie mnie pamiętał, barmanka coś tam zaczęła gadać że mnie pamięta ale jakoś nie mogłem się z nią dogadać. Jej córka gadała po ang i dzięki niej zadzwonili po jakiegoś swojego wujka i że niby on będzie wiedział co i jak. Przychodzi gość i mówię mu że wczoraj byłem w warsztacie Kamion i że teraz nie wiem jak tam trafić, tzn chodziło mi o gościa z tego warsztatu ale nie wiedziałem jak im to wytłumaczyć, więc siadł z nami w samochód, Renia i Adam mieli niezłą zbitę ze mnie że mam takich znajomych w barach

        Podjechaliśmy do zakładu gdzie naprawiają kamiony, wyszedł ten co mnie woził wczoraj, pokazałem że pukło obok, zadzwonił i powiedział że ten majster od spawania teraz wraca z jakiegoś miasta i że będzie o 17ej w domu. No dobra, to czekamy, postanowiliśmy wrócić do baru, bo ten majcher co z nami przyjechał wie gdzie to jest. W barze po soczku i czekamy, pogadaliśmy z barmanką czyli właścicielką baru. Majcher zadzwonił do majstra czy już jest wiec ok, jedziemy. Siadł w starego 124 300 D i pędzel po mieście . Poznawać zacząłem okolicę, teraz już pewnie bym trafił .

        Majcher przywitał się z majstrem i coś tam zaczęli dyskutować głośniej jak wszedł do jego piwnicy, nagle majcher mówi że już jedzie i się żegna, no dobra, dzięki za pokazanie drogi, pieniędzy nie chciał. Patrzę na majstra a on pokazał jednoznacznym gestem że ten gość to taki typowy majcher co lubi coś zwinąć . Majster patrzy na wahacz, no pukło, nie widziałem wczoraj, założę teraz lepsze okulary. No pukło, pospawamy inaczej bo tu jest gruba ścianka, przestawił spawarkę, włożył elektrodę i jedzie, jedna, druga, trzecia, cała elektroda idzie z jednego przyłożenia, Adam patrzy i się śmieje, no majster pierwsza klasa. Nalał na gruba i mówi: teraz pojedziesz w pizdu i jeszcze dalej :



        Potem już tylko montaż ale też dokładne sprawdzenie czy już na pewno wszędzie się pospawało i wracamy na camp.

        Muszę przyznać że kolacja była ok, smakowała jakoś inaczej, chyba dlatego że Zbigu pomagał

        Przy kolacji dostaliśmy opierdol od Zbiga, właścicielka campu włączyła WiFi więc zacząłem szukać wahacza w MNE, może akurat ktoś handluej czesciami do motocykli i będzie można coś znaleźć, niby wszystko pospawane ale dla pewności warto mieć coś w zanadrzu. Zbigu nagle podnosi głosc i mówi, czy wiecie że to nie ładnie tak siedzieć w telefonie w towarzystwie? Renia patrzy, ja patrzę, Adam podniósł głowę, ale o co ci chodzi? Że nie masz telefonu ? Widziałem trochę się obruszył ale wychylił następnego kielona i siedział już spokojnie .

        Poczytałem w necie i okazało się że numer mojego wahacza jest już zastąpiony przez inny, w 04 roku wprowadzili zmianę bo Meoniemu też na dakarze zaczął pękać wahacz w tym samym miejscu. NIestety lecz coś takiego jak rynek używnaych części motocyklowych w MNE nie istnieje jeszcze, ale o tym dowiedziałem się później w Podgoricy.

        C.D.N.
        Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
        No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
        sigpic

        Komentarz


          #19
          Miałeś niezły pitstop jednym słowem. Operację demontażu masz opanowaną do perfekcji.
          I nie spinajcie się o to moje stwierdzenie, bo mi na odcinku 600km zerwał się 2x łańcuch i to też było lekkie przegięcie.
          MRU (37).jpg
          No ale wiecie to ST ona tak lubi przecież.

          Komentarz


            #20
            Junak jak zwykle w najwyższej formie
            Czyta i ogląda się zajebiście, chociaż link z pierwszego posta mi nie bangla

            Komentarz


              #21
              =

              Ostatnio edytowany przez czeczen; 402.

              Komentarz


                #22
                Zamieszczone przez qbalon Zobacz posta
                Junak jak zwykle w najwyższej formie
                Czyta i ogląda się zajebiście, chociaż link z pierwszego posta mi nie bangla

                teraz powinien działać

                wklajam jeszcze raz




                czeczen widać że nie umiesz rozróżnić złamania od pęknięcia, co z ciebie za leśnik, jak z koziej ...
                Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
                No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
                sigpic

                Komentarz


                  #23
                  Marcin, dajesz dalej.
                  Bo zaczynamy Ci śmiecić w relacji.

                  Komentarz


                    #24
                    Następnego dnia rano pożegnanie z Renią i Adamem. Oni już wracają do PL, wyjechali tydzień przed nami i mają już końcówkę czasu na powrót. Śniadanie tam robią nwet dobre, standard ser i pomidory, smacznie i lekko. Zbigu zamawia następny czaj i kawę, mówię to jeszcze i ja sobie wezmę czaj, tylko żę był czarny a nie jakiś tam z siana zielony. Jemy spokojnie, kawa wypita, czaj też, pocztkowo zapałaciliśmy 50E za dwa noclegi i śniadania ale Zbigu sobie wymyślił że czaje i herbaty są za free, no dobra, to jeszcze jedną herbatkę wezmę, a co tam. Planujemy spokojnie trasę gdzie dziś mamy jechać. Przychodzi właścicielka campu z kartą do rozliczenia, patrzę a tam przy pozycji czaj ze dwadzieścia kresek , Zbigu, ku..wa mówiłeś że czai i kawa jest za free, kręci głową nie wie co powiedzieć a babka stoi nad nami i pokazuje, kawa 1E, herbata 1E, piwo 2E, liczy liczy i coś wychodzi ze 40E jeszcze do dopłaty, no nieźle się opiliśmy herbaty a woda i herba z PL w tobołach, to chyba najbardziej przeżył Zbigu, miał kawę w torbie a płacił 1E . Zaczął się oczywiście targować bo zbiliśmy początkową cenę o 10E, babka liczy coś tam skreśla, rafting liczy 90E, noclegi, patrzę na Zbiga a on blednie , no ale nic, już nawet się nie za bardzo targuje, no nie wierzę własnym oczom, ja próbuję coś tam jeszcze naciągać no ale matematyka to zawsze była moja dobra strona, wszystko się zgadza, do zapłaty wyszło jakieś 140E za dwóch, Zbigu płacze i płaci, ja tak samo. Babka odchodzi a Zbigu, dobra jest, nie ma się co kłócić o 5E przecież. No ku..wa, przecież wczoraj się kłóciłeś o 2E na rakiję a teraz to już nie trzeba?
                    A Zbigu mówi tak, słuchaj młody, 2E z 10 to 20% no myślałem że padnę ,

                    Adam i Renia pojechali, wziąłem jeszcze od nic h klucz do śruby dampera żeby ewentualnie samemu już go wyjąć. Jedziemy więc przez Durmitor w stronę Kolasin, przez góry non stop, mało asfaltu choć już widać że niedługo i Durmitor będzie cały w asfalcie.



                    Na tym zdjęciu dokładnie widać zderzenie nowoczesności pakowania



                    kontra stara szkoła i niby doświadczenie w pakowaniu ciężkiego motocykla do jazdy po górach







                    Zaczęło pokrapywać, jadę spokojnie bo ślisko na trawie i kamienie, droga dość wymagajaca, patrzę Zbiga nie ma z tyłu, czekam ale nic, wracam, ujechałem z 2 km patrzę a on stoi i się ubiera, drze się na mnie co za drogą wymyśliłem, że na pół jedynki a on by chciał na dwójce zapier..lać, no nie poznaje kolegi wręcz , no ni, trzeba się przemęczyć, patrz mówię jakie ładne widoki, nie denerwuj się , no ale jak się zakłada scorpiony na taki wyjazd i nie umie się pakować to trzeba się męczyć bardziej .



                    Zbigu ubrał się w kondona i jedziemy dalej, niby raz pada raz nie, ja jadę twardo, może zaraz przejdzie bo na horyzoncie widać słońca a tam jedziemy przecież od rana, nic to że droga non stop zakręca ale zmierzamy cały czas w dobrym kierunku . Zaczęło napi..lać deszczem, ubieram się i ja, widzimy co jakiś czas pozostałości po bacówkach, opowiadam mu że kiedyś z Erwinem nocowaliśmy tak i dało się , usłyszałem odpowiedź: nie wk..wiaj mnie lepiej . Popełniłem mały błąd podczas rysowania śladu, mieliśmy jechać górami do Kolasin a wyjechaliśmy do asfaltu przy Krna Jela



                    Przejaśniło się, wyszło słoneczko, asfalt suchy, jak Zbigu się dorwał do asfaltu to musiałem go gonić







                    Na skrzyżowaniu dróg prowadzących w stronę Kolasin napotkaliśmy korek długości ok 15 km, okazało się że był wypadk ciężarówki z chipsami, zapaliła się i zablokowali cały tunel, musieliśmy chwilę poczekać, oczywiście jako pierwsi w kolejce,



                    Przed Kolasin zjedliśmy obiad, Zbigu wypominał mi że za cocacolę zapłaciliśmy 5E a za kawę tylko 2E

                    W planie była dziś jeszcze pętla przez park Biogradska Gora, pokazałem Zbigowi gdzie jedziemy i w drogę. Wjeżdżamy do Kolasin, ogromny hotel na początku miasta, tu mógł bym dziś spać, ale jak zerknąlem na zbiga to od razu usłyszałem w myślach, nie wku..wiaj mnie . Wjazd do parku od strony Kolasin jest bezpłatny na razie bo jakieś tam robią remonty dróg czy coś, szlaban cały czas otwarty a ciecia nie ma, potem dowiedzieliśmy się że wjazd kosztuje 5E od moto ale jak wjeżdża się od drugiej strony.
                    Jedziemy spokojnie ale ciągle przed nami burza na szczytach gór,



                    podjeżdżamy wyżej w stronę szczytów, zerkamy na jakiś katun eko, jak z góry widziałem prysznic to wiedziałem że tam na pewno nie jadę,
                    na zdjęciu widać budynek z bojlerem na dachu





                    Chwila oddechu i patrzymy na chmury, Zbigu mówi że nie jedize dalej bo wjedziemy w burzę. E tam, co ty, zobacz że przechodzi a my jedziemy w prawo a burza w lewo. Oczywiście wjechaliśmy w burzę, chmury nisko przetaczały się przez przełęcz jak by woda zalewała szyty. Ciśnienie spadło bardzo, nie wiedziałem co się dzieje, mgła wszędzie, wiatr, zimno, Zbigu walczy w mokrej trawie i błocie z tyłu, stanąlem i ubieram kondona, podjeżdża Zbigu i coś tam krzyczy, ale już go nie słuchałem bo pewnie by nie klął za taką drogę . Jadę dalej, coś nie tak z temperaturą chyba, grzeje łapy, temperatura silnika ok ale wentylatory chodzą non stop, no upału nie ma przecież, patrzę na zbiorniczek wyrównawczy, wypałniony prawie na maxa, co jest ku..wa, no ale temp na zegarach w normie, nic, jadę dalej, walka oczywiście bo błoto i śliskie kamienie, na przełęczy pizga wiatr, trzeba stąd spie..lać czym prędzej. Zjeżdżamy cały czas górami w stronę jeziora Biogradsko, niby jeszcze na navi pokazuje 5 km ale coś nie tak bo 1 godzinę jazdy, jak hołęk tak pokazuje tzn że może być przeje..ne, za przełęczą już spokojnie, cicho, wiatru nie ma, wentylatory się uspokoiły, jakieś znaki zaczynają się pojaiwać, syr, med i takie tam, myślę może w końcu jacyś ludzie. Zjeżdżamy w góry a tu wisi sznurek, ku..wa, chyba nie jestem na jakimś zakazanym pastwisku czy coś, podjeżdża Zbigu, przejeżdżamy pod sznurkiem, nagle drugi, jedziemy dalej, widzę trzecie sznurek a tu biegnie jakaś starsza babka i coś krzyczy, zgasiłem moto i myślę że trzeba będzie się bronić bo biegnie z kijem. Krzyczy coś stop, stop, nagle podbiega i zdejmuje sznurek grodzący, come on zaprasza, no ku..wa, ulżyło jakoś .
                    Zaprasza do siebie na camp, patrzę jakieś takie psie budy stoją jak we Vranjak, no ciekawe, mówię że jedzemy na camp biogradska gora, a ona że tu tez jest cam, że swojskie jedzenie gratis, śniadanie gratis, nocleg 10E. Jak Zbigu usłyszał gratis to mu się złotówki w oczach pojawiły. Jaki ja byłem głupi że dałem się namówić na te gratisy, koniec końców każdy wybecelował 20E bo jednak takich gratisów nie było jak się spodziewaliśmy. Najważniejsze że był dach na motocykle bo zaczynało znów lać deszczem,





                    W końcu się dogadaliśmy że weźmiemy bungalow, czyli psią budę max bo są tam dwa oddzielne łóżka.



                    Mijesce nazywało się Damjanovica Colibe,







                    Miejsce może faktycznie dla fanatyków eco, śmierdzi krowami, mlekiem, syrem, jak to na wsi u nas, ale faktycznie jedzenie mają dobre, chleb robiony własnoręcznie, bardzo dobrą jadłem zupę jarzynową, polecam. Przeszła burza, zaczęło się wypogadzać,



                    pytam gospodyni czy jest łazienka, a ona że psoko, nawet dusz jest, no dobra, idę, patrzę, wychodek jak wychodek ale nigdzie nie widzę grzałki wody. Niestety, eco to nie dla mnie, dość że zmarzłem to jeszcze wejść pod lodowaty prysznic, ni hu..a nie wejdę, ubieram się w moje termiki .

                    Wypiliśmy ze Zbigiem po piwie i zacząłem wyjmować ciuchy z sakw, Zbigu już zamówił rakiję od gosdpodyni, miała takie małe buteleczki po 200ml za 5E.



                    okazało się że nie jesteśmy sami na tym polu psich bud, były jeszcze dwie pary, z Francji i Holandii, studenciaki pro eco, złazili z jakiś gór i zaczęło padać więc postanowili tu przenocować, nawali non stop językiem żabojadów, zagadałem żeby gadali też po ang bo wtedy więcej zrozumie, oczywiście Zbigu miał kompanów do picia, szkoda tylko że nie wiedział co mówią. Dwa kielony tylko zmordowałem, nie dobra ta rakija, bimber piłem już lepszy a Zbigu wziął następną butelkę, zaczęli tak polewać jedni drugim więc postanowiłem się ewakuować. Poszedłem to motocykli, sprawdzam wahacz czy nic dalej się nie dzieje. Patrzę ku..wa, na spawie widać rysę jak by pękał od góry, niby 1 cm ale coś.



                    No nic nie poradzę, netu nie ma, telefon nie działa, okazało się że tylko w jednym miejscu jest zasięg 1 kreska, zastanawiam się co tu jutro robić, jak wahacz zacznie pękać dalej może trzeba wracać w kierunku domu, napisałem do PL do Edyty żeby poszukała mi wahacz na ebay w MNE, nic nie było, gadam ze Zbigiem i resztą studenciaków czy nie znają jakiegoś większego miasta w okolicy, powiedzieli że w Podgoricy na pewno znajdę jakiś warsztat napraw, jest tam nawet serwis ktma więc może uda się to naprawić, może będą mieli jakieś używane części.

                    No nic, idę spać, mówię Zbigu choć bo najebiesz się z małolatami i nie trafisz do bunga lowa. A Zbigu nie wk..wiaj mnie, siadaj i pij ze mną, polałem ci. Mówię że nie chcę, chcesz to pij sam, ja idę spać. Popatrzył jak na wariata, chyba pierwszy raz widział gościa co odmawia stawianej gorzały .

                    Kładę się do łóżka,



                    miałem na sobie termiczne ciuchy a i tak na początku było zimno, temp powietrza pewnie było ok 5 st, patrzę na podłogę a tam prześwitują deski i widać trawę między nimi, nawet jak światło z domku świeci, no to ku..wa pospałem myślę. Na łóżku 4 warstwy, materac, prześcieradło to ok, a potem kołdra, koc i narzuta. No chyba nie zmarznę

                    Gasimy światło a Zbigu do mnie, junak, co ty odpie..lasz? Nie uczyli cię w domu ...


                    C.D.N
                    Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
                    No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
                    sigpic

                    Komentarz


                      #25
                      Jestem na tym forum od dzisiaj i pewnie nie powinienem upominać moderatora, ale Panie Marcinie, kiedy ciąg dalszy?
                      Czyta się to naprawdę dobrze

                      Komentarz


                        #26
                        W Eco katunie byście i tak się nie zatrzymali, bo jest zakaz wjazdu pojazdów na teren katunu..dziwni ludzie.. Jeśli jeszcze kiedyś będziecie jechać ta trasą to nocujcie u Dragana w Planinskim Domu - jest zaraz przy drodze nad Eco katunem - musieliście mijać. Łóżko kosztuje 10EUR, planinski caj z miodem 1 EUR i miska w zależności co jest 4-5 EUR. Namiot 1EUR
                        Damjanovice są najlepsze na śniadanie - u Dragana pijecie rano herbatkę i po ok godzinie jesteście na śniadaniu. Kobita robi dobrą kajgane. Kamp w parku to nieporozumienie. Tłok, komercja, taxi i autobusy.

                        Komentarz


                          #27
                          No faktycznie dziwni, jak jechalismy na górę to myślałem że mnie oczami zabiją bo jechali na koniach i srały wszędzie po drodze. Oczywiście mijaliśmy ich powolutko ale i tak się dało to zauważyć. Ogólnie żarcie w Damjanocive było w dechę.

                          Leżymy w łóżkach a Zbigu mnie opier..la, nie wiesz że jak masz polane to musisz wypić, jest taki zwyczaj że podnosisz kielon do góry i nawet udajesz że pijesz żeby twój kolega nie pił sam.
                          Co t pie..lisz, odpowiedziałem, słyszysz sam siebie, mam udawać że piję żeby tobie było lżej pić więcej i dłużej bo chcesz się napić, weź się zastanów, może nie mam tyle lat co ty ale o takim zwyczaju nie słyszałem i mam w dupie takie picie, nie chcę to nie piję a nie udaję że chce i zamulam przy stole żeby ktoś inny miał czyste sumienie, tak się zaparłem , to chyba był pierwszy kryzys na naszym wyjeździe, Zbigu biedny nie miał się z kim naje..ać a ja do pijących nie należę . Usnąłem nawet szybko ale zimno mnie waliłopo głowie, zapomnialem zabrać czapki z motocykla, schowałem głowę pod kołdrę ale ku..wa było wtedy za mało powietrza, ja pie..lę pomyślałem, co ja tu ku..wa robię. Opier..lają mnie że nie piję, zimno jak sto hu..ów, mokro i jeszcze wieje wiatr przez podłogę a do tego jeszcze za 10E, ku..wa, jutro jedziemy nad morze, tam musi być ciepło. No i na prawdę było.

                          Rano wyruszyliśmy dalej w stronę jeziora. Pogoda dopisywała choć po deszczowej nocy błota było kupę na drodze. Postanowiliśmy że dziś jedziemy do Podgoricy asfaltem do serwisu ktm, pogadać z ludźmi może coś doradzą lub pomogą w sprawie wahacza.



                          W takiej budzie spali ci francuzi, widziałem chwilkę co tam jest i po prostu materaz na dwie osoby, dziurka tylko pod daszkiem żeby się nie udusić, ciekawe jak tam spać we dwoje, chyba bym się bał że wybuchnie



                          W drodze zauważyliśmy że nad jeziorem cały czas utrzymuje się mgła, mieliśmy jeszcze w dół ok 500m przewyższenia więc dość sporawo, nie wiedziałem kompletnie co tam będzie na dole, jezioro ok ale co tam jeszcze,





                          Ogólnie droga dość powolna, ślisko i parę nawrotów trzeba było powoli wybierać, jedziemy a tu patrzę jakieś pedały na rowerach naginają pod górę na rowerach, no ok, dwóch pierwszysch to jeszcze jakieś młode harty, ale potem patrzę a tam jakaś starowinka ale ostro cięła do góry, jednak to nie tylko my mamy nasrane w głowie

                          Na dole nic ciekawego, jezioro i park, pełno camperów, nawet porządnie sraczanie umieją sprzątać bo narciaż pełną gębą i bez papieru, śmierdziało gorzej niż na pastwisku na górze

                          Jezioro Biogradsko



                          Potem już asfalt do Podgoricy, polecam tą starą drogę z Matesevo, fajnie się jedzie, dużo zakrętów i ładne widoki a do tego ruch bardzo mały więc można na winklach spokojnie zamykać opony.









                          Po drodze mija się parę mostów kolejowych, teraz wiem że można wybrać się na wycieczkę pociągiem który jeździ tymi torami,





                          A to już na dole, przed Podgoricą,



                          Motocykle były brudne więc Zbigu mówi podjedźmy na jakąś myjnię jak będziesz widział, no dobra, dojeżdżamy do stolicy i jest wielki znak Pranje Kamiona. Podjeżdżamy i pytamy czy można umyć motocykle,oczywiście, gość wali cenę 10E od moto, Zbigu jak to usłyszał od razu mówi nie, zaczął się targować, ale goś tam tylko myłsamochody, powiedział że pójdize do szefa i zapyta czy 10E za 2 moto będzie dobrze. Czekamy, lampa już niemiłosierna, 40 stopni w cieniu a raptem przejechaliśmy 50km z gór, pot już mi leje się po oczach i nie tylko, chowam się w cień kamiona i warsztatu, wraca koleś i mówi że sory ale szef się nie zgadza, ku..wa co robimy, mówię do Zbiga, ty ale tu już miasto zaraz i nie umyjemy motocykli, Zbigu myśli i mówi, trudno, bo możemy dostać mandat za brudne motocykle. Nie wiem czy miał rację, nie wnikałem, podszedłem do gościa i mówię że ja sam sobie umyję ok, ty tylko mi włącz myjkę, gość zadowolony bo nic nie musiał robić, cisnienie jak to do prania kamiona, w jednej ręce nie szło utrzymać lancy, więc pranie całą parą, oddałem lancę Zbigowi, koleś biegnie do mnie i pryska moto pianą, ni ful serwis, dzięki, piana bardzo pomogła na komary i robaki, wolałem z daleka pryskać wodą bo myślałem że lakier będzie zdziarała woda. Zbigu oczywiście też nie oszczędzał wody, w końcu za 10E to trzeba dokładnie wszystko umyć piana w ruch, ja spłukalem moto i mówię dziękuję a gość bierze ode mnie lancę i myje szmatkę, potem wyżyma i daje mi do przetarcia moto, profeska . Motocykle czyste więc jedziemy dalej.

                          W aso ktm dowiedzieliśmy się właśnie że rynek motocyklowy w MNE praktycznie nie istnieje, już nawet w pl jest większy, Zbigu przymierzy się do nowego super adv, posiedzieliśmy trochę w klimie ze sprzedawcami, zobaczyłem że spraw nie pęka dalej, ten centymetrowy ślad się nie powiększa więc jedziemy dalej. Z tego gorąca postanowiliśmy podskoczyć do Albanii na camp gdzie w zeszłym roku piliśmy piwo ze zmrożonego kufla. Piwo oczywiście takie samo jak rok temu, obiad i rakija miód malina, za namiot 6E i ful wyposażony camp, tam widziałem właśnie campera na unimogu






                          Na zdjęciu widać jak Zbigu suszy swój śpiwór, oczywiście jego super hiper kajakowe worki szyte z plandeki od tira nie mają rolowenago zamknięcia więc na myjce nalał wody do środka . Mieliśmy miejscówką kóło kuchni, na początku myślałem że będzie głośno, ale spokojnie o 21 już leżeliśmy,



                          Na campie darmowe wifi więc zacząlem szukać wahacza na polskim rynku, oczywiście znalazłem, okazało się że jest kilka rodzajów i typów, no to na spokojnie poszedłem spać, trochę gorąco było ale od wody wiało przyjemnym chłodkiem, nie to co w tych je..nych górach.

                          C.D.N
                          Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
                          No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
                          sigpic

                          Komentarz


                            #28
                            Heh znowu spoko przygoda.

                            Najbardziej wymiatają zdjęcia Zbycha w kamizelce i kasku do raftingu oraz Junaka przed domkiem dla lalek

                            Komentarz


                              #29
                              Ale spawać wachacz?
                              Junak przeciez to druciarstwo

                              Komentarz


                                #30
                                Zamieszczone przez marcinjunak Zobacz posta

                                Leżymy w łóżkach a Zbigu mnie opier..la, nie wiesz że jak masz polane to musisz wypić, jest taki zwyczaj że podnosisz kielon do góry i nawet udajesz że pijesz żeby twój kolega nie pił sam.
                                Co t pie..lisz, odpowiedziałem, słyszysz sam siebie, mam udawać że piję żeby tobie było lżej pić więcej i dłużej bo chcesz się napić, weź się zastanów, może nie mam tyle lat co ty ale o takim zwyczaju nie słyszałem i mam w dupie takie picie, nie chcę to nie piję a nie udaję że chce i zamulam przy stole żeby ktoś inny miał czyste sumienie, tak się zaparłem , to chyba był pierwszy kryzys na naszym wyjeździe, Zbigu biedny nie miał się z kim naje..ać a ja do pijących nie należę . Usnąłem nawet szybko ale zimno mnie waliłopo głowie, zapomnialem zabrać czapki z motocykla, schowałem głowę pod kołdrę ale ku..wa było wtedy za mało powietrza, ja pie..lę pomyślałem, co ja tu ku..wa robię. Opier..lają mnie że nie piję, zimno jak sto hu..ów, mokro i jeszcze wieje wiatr przez podłogę a do tego jeszcze za 10E, ku..wa, jutro jedziemy nad morze, tam musi być ciepło.
                                Widać że Młody i nie-obyty w świecie :-)

                                Junak, Ty kiedykolwiek z czegoś zadowolony jesteś? Od urodzenia tak masz, czy Ci przyszło wraz z zarostem? Zbigu jest Mękoła, ale Ty to jak Jego kopia +300%.

                                Komentarz

                                Pracuję...
                                X