Ogłoszenie

Zwiń
No announcement yet.

Jak dzieci w przedszkolu czyli Grecja 2017 :)

Zwiń
X
 
  • Filtr
  • Czas
  • Pokaż
Wyczyść wszystko
new posts

    #31
    Więcej zdjęć Carmen !!!
    Sowizdrzał
    KTM 750 6T
    Nie wierz, nie bój się, nie proś!

    Komentarz


      #32
      Zamieszczone przez marcinjunak Zobacz posta
      Nie wiem dlaczego ale tak to jest zawsze z tą wysokością, jak patrzysz z dołu to spoko luz, a jak wejdziesz na górę to srasz w gacie. No i tak było i tym razem, wszyscy skakali z dolnej półki, ja od razu wszedłem na najwyższą, Grzesiek został w pontonie i mówi że będzie kamerował, no dobra. Siedzę i patrzę w dół, no ku..wa tym razem to chyba przesadziłem...... ale.... CARMEN PATRZY!

      C.D.N[/B]

      Komentarz


        #33
        Gniotsa nie łamiotsa, Junak skacz
        Pomarańczowa gorączka rośnie... XTZ 660 i LC4 640

        Komentarz


          #34
          No dobra ..... skoczyłeś .... i co dalej???

          Komentarz


            #35
            Zamieszczone przez lemur Zobacz posta
            ale za to Carmen... - faktycznie dobra dupera z niej
            He he
            można tak to ująć. W chwilach wolniejszego nurtu rzeki rozmawialiśmy z Carmen czym się zajmuje, okazało się że pływa zadowo kajakami górskimi po całym świecie startując w różnych zawodach Na pytanie Grześka o rodzinę od razu powiedziała że ja to nie interesuje, tęskni za rodzicami jak jest gdzieś daleko ale nic poza tym, no i oczywiście na pytanie czy ma chłopaka powiedziała że aktualnie tak, ale jak wyjedzie stąd po wakacjach będzie pewnie miała innego . Żartowałem jak żyje jak marynarz, w każdym porcie inny partner no i wtedy pokazała że w pontonie z tyłu płynie jej obecny partner, no wiec Grzesiek nie myśląc dłużej zaczął robić obejmowane zdjęcia, gość jak to zobaczył podpłynął za chwilę do nas i zafundował chlapanie , aka tam mała skiperska zazdrość. Oczywiście żeby tego było mało Carmen pracuje pisząc teksty o środowisku naturalnym dla różnych przewodników turystycznych i gazet tematycznych, robi to przeważnie zimą bo nie może wtedy pływać, więc w przerwach na siłowni pisze teksty. Nie dość że ładna to jeszcze oczytana i wygadana . Jak rozmawialiśmy z Carmen widziałem jak dziewczyny z przodu zerkały na nią z zazdrością, nie wiem tylko czy o brak celulitu wszędzie czy tak po prostu bo nagle zaczęliśmy gadać tylko z Carmen a nie z nimi . No i dopłynęliśmy do miejsca załadunku pontonów na przyczepy. Było to koło mostu granicznego w Stjepan Polje. Więcej zdjęć Carmen nie mam bo aparat był cały czas w samochodzie. Siedliśmy znów do defa i wróciliśmy na bazę. Carmen pomagała wyładować pontony a my się rozbieraliśmy z pianek, jakie było moje zdziwienie jak widziałem rozbierające się tłuste pulpety, fu. Wtedy też zrozumiałem dlaczego te panny z pl na wakacje przyjechały z rodzicami

            Zbigu na bazie już przygotowywał zupę,





            nie chciałem się odzywać za głośno dlaczego tak późno bo byłem głodny jak nie wiem co, poczekaliśmy chwilę żeby pierwsza porcja się ugotowała, Grzesiek wyjął mały głośnik, Zbigu flaszkę i siedzimy,



            Teraz pojawił się prlblem garnka, każdy z nas miał taki mały garnek z zestawu turystycznego, zupy wyszło chyba na pięć takich garnków, Zbugu więc mówi idź i ogarnij jakiś duży gar, no to wziałem mały garnuszek i poszedłem do Swietlany. Popatrzyła na mnie jak na idiotę, po co mi duży gar, zacząłem jej tłumaczyć że kolega robi zupę i że jak chce to i ona może się załapać bo dużo żarcia jest ale powiedziała że ma już obiad zarezerwowany w kuchni i nie ma garnka. No to wracam na bazę, teraz kolej Grześka żeby poszedł na dół do kuchni szukać garnka.

            Okazało się że ta cała Swietlana z tłustymi celulitowymi nogami to niezły pies ogrodnika.
            Grzesiek wstępnie się dogadał z kucharką że da mu duży aluminiowy garnek, jak to zobaczyła Swietlana od razu zaczęła coś gadać że nie można i że trzeba zapytać szefa, miała do niego dzwonić ale niestety albo nie odbierał albo ją olał bo Grzesiek wrócił z garnkiem i to wszystko mi zaczął opowiadać. Po chwili patrzę idzie ta wredna pi..da i pyta czy wszystko ok, przeprasza że nie pomogła od razu bo musiała zapytać szefa i takie tam pierdy, parę razy jej odpowiedziałem ok a jak się odwróciła i odeszła dalej to zgodnie wszyscy razem - spie..aj

            A tu Zbigu zaczął liczyć po ile wyszła zrzuta z listy



            Nie powiem, najedliśmy się jak głupie bąki, zostały jeszcze ziemniaki i parę innych składników. No to po obiedzie poleżałem chwilę i zacząłem robić plan na następny dzień.



            Wtedy Zbigu mówi że składka po 11E za obiad, jak to mówię, za co, patrzę na rachunek, 6 browarów w puszkach, 4 browary w butelkach, zostały już tylko 2 w puszkach a ja nawet ich nie spróbowałem. Jedynie parę kielonów ciepłej rakiji się napiłemi. Fakt zupa była dobra ale za 11E to wolał bym sobie zjeść obiad na dole w restauracji a nie zupę z warzywami i konserwą. Zbigu do mnie, to trzeba było pić wcześniej, no tak, będę pił browary tylko po to żeby nikt inny mi ich nie wypił wcześniej . Zbigu mówi że jutro na kolację bedzie kiełbasa, jaka kiełbasa, nie nie chcę żadnej kiełbasy. Była mowa o kiełbasie i była na liście więc będziesz jadł kiełbasą. No to już nie wytrzymałem. Co ty pie..lisz, chyab sam siebie nie słyszysz, każesz mi jeść kiełbasę na kolację, a kim ty jesteś że mówisz mi co mam jeść. No i przystopował trochę, Grzesiek z namiotu patrzy się na nas i nic nie mówi tylko uśmiecha się pod nosem widząc moją minę.

            No ale nic tam, poleżałem chwilę jeszcze, pokazałem Grześkowi gdzie jutro jedziemy, uzgodniliśmy że nie jemy już śniadania bo ruszymy z samego rana żeby jechać chwilę bez upału.

            Patrzymy a tu idzie rodzina 4 osobowa z piłką do siatki, oś tam sobie odbijają, a że Grzesiek ze Zbigiem też lubią pograć od razu zagadaliśmy do nich czy nie są zainteresowani małym meczykiem. Okazało się że niedaleko od namiotów jest boisko do siatki, niby miało być piaskowe ale okazało się klepiskiem z kamyczkami, no trudno, przeżyjemy jakoś. Rodzina pochodziła ze Słowenii, córka Ines, fajna 17tka gra w szkole w jakimś klubie razem ze swoim bratem, mama i tata również grali kiedyś i teraz sobie przyjechali na wakacje. Fajni ludzie, widać że umieli grać w przeciwieństwie do mnie .
            Zaczęliśmy sobie pykać na luzaku, ale odezwała się ogromna ilość zupy jaką zjadłem wiec musiałem odpuścić na chwilę, przy okazji zagadałem do sąsiadów koło naszego namiotu, to para niemiecka, zgodzili się pograć z nami. Podzieliliśmy się na drużyny 3 osobowe bo jak dotarłem na boisko z niemiaszkami to mecz już trwał. Położenie boiska było trochę felerne bo obok była skarpa dość stroma w stronę rzeki i groziło to wpadnięciem piłki w jakieś krzaczory. Oczywiście parę razy piłka nam tam poleciała i trzeba było walczyć żeby ją wydostać ale na szczęście niemiaszki mieli swoją piłkę więc nie było długich przerw na szukanie. Drogę eliminacji moja drożyna czyli ja i niemiaszki zajęliśmy 3cie ostatnie miejsce w turnieju, walka była zacięta, Ines ścinała aż miło było popatrzeć, Zbigu z Grześkiem też wymiatali, dlatego zawsze z nimi lubię grać, nie grają tylko po to żeby sobie popykać ale żeby wygrać. No i w końcu zwyciężyła drużyna Ines czyli wraz z Grześkiem i Zbigiem .

            Zaczęło się robić ciemnawo, więc pora była zakończyć zmagania, wszyscy w zgodzie podziękowali sobie za mile spędzone popołudnie.
            Więc prysznic i spać bo jutro rano wstajemy. Poszliśmy jeszcze zapłacić Swietlanie po 5E za kolejną noc campu i posiedzieliśmy w necie chwilę.

            Rankiem pakowanie i sprawny wyjazd z kanionu w stronę przejścia granicznego, tam na słowo Grab Camp celnik od razu machnął rękę żeby jechać dalej, no to jedziemy. Kanion fajny, nie jest gorąco, fajnie się zbiera winkle. Kto tam był wie jak się jedzie.







            Wjechaliśmy w Park Durmitor, w tamtym rokujechalisy na skróty po drugiej stronie tego kanionu



            No i tutaj zonk, chciałem zrobić kilka zdjęć aparatem i przy wyłączaniu wyskoczył błąd soczewek, obiektyw nie chciał się schować, dupa blada. Oddałem aparat Grześkowi bo nie miałem go gdzie schować żeby się nie zgniótł. Kilka przystanków na zdjęcia i napieramy do przodu cały czas. Celem jest dziś jezioro Rikovacko.





            Linia siodła prawie taka sama



            Przez Durmitor dotarliśmy do Mijesocwości Savnik, tam mielisy odbić na Kolasin, ale coś mi się przestawiło o pojechałem główną drogą, nagle na navi pojawił się nowy przelicznik trasy, 180 km z wcześniej 70, kurde, nie zauważyłem czegoś czy jak? Może trzeba było skręcić w lewo w góry, no to pomyślałem zatankuję sobie moto, wróciłem się na stację, Zbigu i Grzesiek też, chwilę poczekaliśmy w sklepie, baton i coś do picia i jedziemy dalej. Zaczęły się fajne winkle, ale patrzę jedziemy nie w tym kierunku, miało być na wschód a jedziemy na południe, zatrzymuję Grześka po jakiś 15 km winkli i mówię że trzeba zawrócić, patrzy u siebie na navi i faktycznie, nie ma sensu tędy jechać bo będzie długo, no to zawracamy, znów te same winkle tylko że w dół, fajne się jedzie, czasem przy hamowaniu i zbijakiu biegów tylen koło łapie uślizgi, jeździ się jak na sm, oczywiście coraz szybciej i szybciej, Zbigu gdzieś został w tyle, no to zwalniamy, Grzesiek mówi że musi się zatrzymać bo zagotował tylny hamulec, no to szukamy czegoś w cieniu. Jest mały cafe bar, stajemy, Zbigu przyjeżdża po chwili. No to idę do baru, wchodzę a tam YT rozwalony prawie na cały regulator, ale muzyczka europejska, nie jakieś tam męczenie barana, biorę sobie orangesoda i soczek, po chwili jeszcze mała colę, wifi na maxa działa, no to siedzę, w środku trochę chłodniej bo wentylator od kiimy działał, szkoda że klima nie. Nagle z drzi słyszę krzyk Grześka, - junaaak, daj ojcu chleb. Ku..wa aż drygnąłem tak się wydarł, fakt bo muzyka była dość głośno i nie słyszałem. Pytam po co mu chleb przecież za godzinę będziemy w Kolasinie i tam zjemy normalny obiad z zupą. Nie wiem, daj mu chleb i tyle. No dobra, wyjąlem z sakwy dwudniowy chleb, jeszcze gorący do tego żaru na asfalcie i dałem Zbigowi, już nawet nie pytałem co on będzie jadł bo widziałem że wyjął konserwę i nóż. No dobra, nie wnikam. Siedliśmy z Grześkiem przy stoliku na zewnątrz, Zbigu przy motorze jadł, wypiliśmy jeszcze colę i przyszedł do nas, wziął Grześka cole 0.3 i wypił prawie na raz, pyta ile za cole? No to mówię że 2E. O ku..wa ale drogo, no ale już nie mógł zrezygnować bo wypił synkowi picie więc powinien odstawić, chwilę się zastanowił i poszedł do baru. Wraca uśmiechnięty bo cola kosztowała 1E a ja specjalnie mu powiedziałem dwa razy więcej

            No to ruszamy, droga na Kolasin z Savnika to stary asfalt, miejscami połamany ale za to droga nie jest zatłoczona, jedzie się spokojnie i można zamykać opony



            jedzie się spokojnie podziwiając widoki. Rok wcześniej ze Zbiegiem jechaliśmy przez góry więc tego nie widzieliśmy, od moejscowośi Krna Jela już poznałem że tędy jechałem już wcześniej. Dojechaliśmy do drogi E65 i zaczęliśmy ściagać się pod górę z tirami, fajna zabawa, trzeba pędzlowac non stop, hamować na winklach, wtedy czas szybciej mija no i jest chłodniej. Podjeżdżamy na stację benzynową przed Kolasinem, niby mam dopiero 120km ale mówię do Grześka że nie chcę znów jeździć na rezerwie w górach a mamy jeszcze 40 km do jeziora. Zbigu pyta po co tankuję, bo chcę a Ty rób jak chcesz. Więc konsultacja z synem, patrzę i po chwili obaj tankują .
            Przypomniała mi się sytuacja sprzed roku jak zjeżdżałem potem nad jezioro na rezerwie i bałem się żę nie dojade do Podgoricy bo kontrolka aż raziła m nie w oczy po drugie to zawsze są góry, może trzeba będzie gdzieś wrócić albo po coś pojechać dalej więc paliwo zawsze wolę mieć, jakoś nie odczuwam tego że wożę 10 litrów więcej.

            Na stacji pytam gościa z obsługi gdzie tu jest dobry restauran gdzie można płacić kartą i jedzenie jest bardzo dobre, pokazuje mapę na navi a on od razu widzi i klika w mapę, tutaj. No dobra, to jedziemy. Jeszcze kilka razy powtarzał że jedzenie very good.

            Podjeżdżamy do restaurana,może nie wyglądał zachęcająco z zewnątrz ale w środku niczego sobie. Patrzę na menu, a tam tieleca zupa, no to poproszę, do tego mieszane mieso z ziemniakami opiekanymi i surówką, oczywiscie do picia cocacola . Patrzę na Grześka, też zupa i drugie, pytam Zbiga a Ty co chcesz, nic, kawę tylko. No dobra. Czekamy chwilę, przynoszą dupę, zarąbista, mięso mięciutkie, bardzo smaczna, polecam. Restauracja nazywa się Vodenica. Wjeżdża sie do miasta ulicą Junaka Mojkovacke Bitke dlatego bardzo go lubią a na głównym skrzyżowaniu jest zarąbisty hotel Four Points by Sheraton . Na żart że dziś śpimy w tym hotelu od razu mnie obaj wyśmiali

            Jemy obiad, mówię że mięso miód malina, patrzę na Zbiga a on tylko zerka, wiedziałem że jadł konserwę godzinę wcześniej ale powstrzymałem się z zapytaniem czy chce spróbować . Grzesiek wziął sobie małe piwo, jak to Zbigu zobaczył to aż mu się oczy zaświeciły, no to weź i dla mnie jedno małe



            I tym sposobem minęła godzina na obiedzie, nie chciało nam się wstawać od stołu, miłe zaskoczenie oczywiście przy rachunku, wyszło w sumie 22E za dwa obiady. Szczerze polecam.

            Ruszyliśmy dalej w strone Rikovacko. Droga okropna, nie to że góry czy coś ale tam teraz jakieś chinole budują autostradę między górami, na drodze więc kupa błota i jak by błota cementowego rozjeżdżonego przez ciężarówki, strach wyprzedzić bo jeżdżą tam wielkie wywrotki, ale przekonałem się sam że mają zarąbiste hamulce jak przyszło mi stanąć w miejscu za jedną z nich przy wyjeździe z placu budowy.

            Dojechaliśmy do wiosko Werusza, Patrzę Zbigu się zatrzymał i czeka na Grześka przy skręcie, no dobra, jadę powoli, w tym miasteczku jest sklep spożywczy, ostatni przed górami. No to zajeżdżam na parking, siedzę na moto, zdejmuję kask a tu nagle Grzesiek ze Zbigiem przejeżdżają obok, co jest, przecież mieliśmy stanąć w sklepie. Czekam chwilę i zastanawiam się co robić, pomyśłałem Zbigu kapnie się że są za daleko i wrócą do sklepu, przecież już tu był rok temu. Czekam chwilę i nic, no dobra, to kupię coś do jedzenia i picia jadę dalej, nie będę się już wracał. Włożyłem wszystko w torby i jadę, po drodze ich nie widać, ciekawe gdzie pojechali, zatrzymuję się przy grupie ludzi i pytam o dwa motocykle. Tak, jechali tędy jakieś 10 min temu. No dobra, to znaczy że jadą dalej. Dojeżdżam do ostatniej wioski przed jeziorem, patrzę stoją i czekają. I oczywiście gdzie byłeś, no mówię że stałem przy sklepie a wy mnie nie widzieliście.
            Ustaliliśmy że Grzesiek się wraca po piwo o jedzenie a my będziemy czekać przed zjazdem w dół.
            Siedzimy i czekamy, gadka szmatka, leżymy na trawie i czekamy, Zbigu zrobił kilka zdjęć zjazdu





            Okazało się że Grzesiek nie tylko wrócił się po browary ale robił też zdjęcia w drodze, dlatego tak mu się zeszło.





            Zjechaliśmy na dół, słońce zaszło już za górę i zaczęło się robić chłodno. Zbigu mówi że miało być ognisko z kiełbaskami, no i się zaczęło ...


            C.D.N.
            Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
            No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
            sigpic

            Komentarz


              #36
              ..."no wiec Grzesiek nie myśląc dłużej zaczął robić obejmowane zdjęcia"

              ... no a co mu zostało więcej ???? tylko zdjęcia po Carmen mógł sobie zatrzymać z tej podróży i ten swój cielęcy uśmiech czy tam oczy hahahahahaha

              Komentarz


                #37
                nie grają tylko po to żeby sobie popykać ale żeby wygrać
                bo na zlotach - co mecz - to w ryj
                Social media: Facebook | @maku_xtz on twiiter
                Relacje Bośnia 2013 | Bałkany 2012 | Gruzja 2012 | Bałkany 2011

                Komentarz


                  #38
                  Zamieszczone przez ofca234 Zobacz posta
                  bo na zlotach - co mecz - to w ryj
                  Spoko, wiesz że musi być równowaga w przyrodzie, inaczej nikt by nie chciał z nami grać w obawie o przegraną za każdym razem


                  Zaczęło się robić szaro, no to czym prędzej zacząłem rozkładać namiot


                  Tym razem nad jeziorem kompletnie pusto, nawet krowy z owcami już zagonione do zagród. Grzesiek strzla focha bo musiał się wracać do sklepu, oczywiście to moja wina bo nie czekałem w dobrym miejscu bo mnie nie widział a potem nie goniłem za nimi żeby zawrócić do sklepu. Wtedy mnie okłamał mówiąc że zostawił aparat w sklepie bo nie miał gdzie wsadzić chleba i konserw z browarami, no to ładnie, przecież mieliśmy jechać w drugą stronę następnego dnia. Dopiero potem jak siedzieliśmy przy namiocie oddał mi aparat śmiejac się że uwierzyłem , no mi nie było do śmiechu.
                  Natomiast Zbigniew wcześniej mówił o ognisku, że pojedzie na drugą stronę jeziora po drzewo i przygotuje ogień, to dziś właśnie mieliśmy jeść kiełbasę z ogniska, kiełbasa była wożona w foliowym worku na bagażniku przez dwa dni w upale, powiedziałem niech sobie sam ją zje, ja nic takiego nie ruszam nawet. Zbigu posłuchał i oczywiście powiedział że nie będzie jeździł po drzewo bo już za późno, no i że to moja wina bo nie zatrzymałem się przy sklepie a sam rok wcześniej robił zakupy razem ze mną.
                  Nagle Zbigu wpadł na pomysł i mówi do nas, zbierajcie suche krowie gówna, one się dobrze palą więc zrobimy ognisko. Oczywiście z Grześkiem popatrzyliśmy na niego jak na wariata, przecież to ty chciałeś ognisko i miałeś jechać po drzewo a teraz nam każesz zbierać gówna? Oczywiście tylko się zaśmialiśmy i dalej rozkładaliśmy namioty popijając zimne piwo ze sklepu. Zbigu nagle woła i pyta czy ktoś się z nim napije. Ale czeog? No tej ciepłej rakiji co ją woził cały dzień w upale. Ja oczywiście podziękowałem, powiedziałem że mam zimne piwo ze sklepu. Ale jak to, nie chcesz rakiji, przecież składałeś się na nią. No po prostu nie chcę i tyle, nie była to satysfakcjonująca odpowiedź więc woła Grześka. On też powiedział że piwa to może się napić ale nie tej ciepłej berbeluchy. Nie to nie, Zbigniew polał sobie w kielon i sam zaczął popijać wódkę browarem

                  Chwila zastanowienia i nagle Zbigniew wygłasza mowę, chyba was poje..ło że ja stary będę zbierał gówna, jeszcze mnie nie poje,,ało, patrzymy na niego z zastanowieniem i śmiechem, przecież nikt ci nie każe zbierać gówien, chcesz jeść kiełbę z ogdniska to zbieraj, nie to nie, jak chcesz, twoja decyzja. Po chwili już nic nie mówił. Nie mógł przeżyć że nikt nie robi tego co on każe chyba. Siedział na cegle i patrzył się w wodę popijając wódkę z piwem.

                  Ja z Grześkiem zaczęliśmy myśleć co robimy i gdzie jedziemy następnego dnia, czas naglił bo zaczęło się ściemniać. Wychyliłem drugiego browara przy okazji i zawinąłem się spać, Zbigniew tego wieczora już z nami nie gadał.

                  W nocy było dość chłodno, chyba najzimniejsza noc całego wyjazdu, musiałem cały wchodzić w śpiwór i do tego jeszcze zawiązywać kaptur, tylko nos wystawał żeby dobrze się oddychało.

                  Rankiem



                  Zbigniew poskładał namiot jako pierwszy, nie wiedziałem dlaczego tak mu się spieszy bo przecież jest bardzo mokry, a wystarczy pół godziny i wszystko będzie suche bo słońce już wyszło zza góry i lampa niemiłosierna się zrobiła. Wypiłem herbatę i zjadłem kilka kanapek z konserwą i pomidorem. Dałem resztę psom które podleciały z rana do nas. Okazało się że to psy myśliwskie bo potem przechodzili koło nas myśliwi z dwururkami i słychać było strzały z lasu.



                  Wszystko juz poskładane, Zbigu zaczął się niecierpliwić bo zaczęło grzać mocniej, cienia nie ma wcale, Grzesiek jeszcze się ubiera, ja patrzę i uśmiecham się pod nosem, ustawiam navi, ubieram się powoli i patrzę na Grześka jak mu idzie a on jeszcze pyka kilka fotek





                  Nagle patrzę a Zbigu robi to samo, tzn wyjmuje aparat i robi zdjecia jak się Grzesiek ubiera





                  Dobra, koniec tego pier..enia, jedziemy. Zaczynamy wyjeżdżać w górę, na początku wszystko idzie sprawnie, patrzę w dół a Zbigniew leży, skantowało moto na luźnych kamieniach więc stawiam moto na wzniesieniu i schodzę mu pomóc podnieść moto. Chwile to zajmuje bo nie mam gdzie postawić motocykla, na dole Grzesiek patrzy się co robimy. Popchnąlem Zbiga i ruszył dalej, za nim Grzesiek też powoli do góry. Trochę sobie dychnąłem więc pora na mnie, a tu kicha, nie mogę ruszyć z miejsca, raz dwa trzy na bujanego i tak i tak dupa, koło mieli cały czas wyrzuca kamienie ale moto stoi nieruchomo, nawet pół metra nie ujechałem przez 5 min, ku..wa, chwila odpoczynku bo nie mogę złapać tchu, moto też już zgrzane, wentylatory grzeja jeszcze moje nogi, no trzeba stąd spierd..lać jak najszybciej, nic tam, kij z oponą, jeden i pędzel, rzuca mną po całej drodze, jakoś łapy sztywne się zrobiły na widok skarpy po lewej a pionowej ściany z prawej, trzeba trzymać kierunek ale nie sposób, najważniejsze to nie odpuszczać gazu bo znów będzie postój. Powoli się udało, złapałem trakcję i zacząłem jechać. Później już luz, ale łapy zbetonowane .

                  Na górze czeka Zbigui Grzesiek, postój na picie i odpoczynek, ujechaliśmy 2 km przez godzinę. Rok wcześniej ten odcinek pokonaliśmy sprawnie i bez żadnych kłopotów.



                  Później to już lajt w stronę przejścia granicznego z Albanią, po drodze wyrzuciliśmy śmieci bo oczywiście jak przystało na prawdziwych adv wszystkie śmieci znad jeziora zabraliśmy ze sobą. W navi wpisałem trasę krótką do granicy, i faktycznie może była krótka ale na pewno nie była szybka, jechaliśmy przez góry, stary asfalt na początku ale remontowany, pewnie już niedługo będzie nówka i będzie można śmigać jak po SH20 przycierając podnóżki. W tle Podgorica.



                  Aby nie jechać przez Podgoricę zjechaliśmy z drogi wcześniej żeby jechać przez jakieś wsie bezpośrednio na granicę. Widzieliśmy że będzie gorąco ale już czułem ten skwar, suszara na autostradzie to betka w porównaniu z tym suchym powietrzem. Im niżej tym bardziej gorąco. Nie można było jechać szybciej bo asfalt zrobił się wąski na jeden samochód a do tego ślepe zakręty nie zachęcały do szybszej jazdy podobnie jak ślady hamowania golfa 1 bez abs na .asfalcie czyli dwie czarne linie

                  Na granicy chwilę trzeba było odstać w kolejce. I tak wjechaliśmy bez stania od samego końca więc luz. Patrzę stoi duży autokar przy szlabanie, git, stanąłem sobie w jego cieniu, moto zgrzane jeszcze bardziej jak ja,zdejmuję kask, aż tu nagle jeb, taki gorący wiatr od autokaru, co jest, okazało się że włączył mu się wentylator, no i oczywiście cały gorąc wali na mnie, ku..wa, trzeba stąd uciekać. Przejeżdżamy granicę, tak jak planowaliśmy czyli koło 13ej będziemy w Lake Shkodra Resort. Camping gdzie nawet ja nie narzekam na standard .





                  Podjeżdżamy na camp, wybraliśy sobie miejsce, oczywiście były wolne pod wiatą dla campów, czyli odsłonięte i przykryte, cena 15E od sztuki, dla mnie ok, będę miał miejsce żeby nie spać blisko namiotu Zbiga, może wtedy nie będę słyszał jego chrapania i się wyśpię w końcu.
                  Podbiega do nas jakiś Polak, co tam pyta i skąd jesteśmy, ale jakoś nikt nie był za bardzo rozmowny bo zaczęliśmy się rozbierać i szykować do kompania więc gość jakoś po paru zdaniach przywitania ulotnił się nie widząc gdzie.

                  No ale przecież nie może być tak pięknie, zwycięża ekonomia rodzinna, czyli jedno miejsce na campera po drugiej stronie campu



                  Chwila na zastanowienie, patrzymy a obok właśnie ten gość co nas zagadywał, w sumie chyba 4 namioty, to Polacy z Krakowa i okolic. Na razie zostal tyko jeden gość, pytam co tam dłubie bo miał zdjęte koła w swojej DRZ400. Pytam co guma, bo my już chyba 3 złapaliśmy. A on mówi że przekłada opony bo dojechał tu na szosowych gumach a teraz zakłada kostki bo jutro jadą do Theth a w wulkanizacji założyli mu źle trzymaki do opon, ku..wa jak można założyć źle trzymak opony, no ale nic, może ma racje bo mówi że całkiem musi jeszcze raz zdejmować opony. No dobra, jak nie przypilnowałeś gościa w warsztacie to teraz dymaj jeszcze raz jak żeś głupi.
                  Ku..wa patrzę na gościa no taki 180 cm wzrostu, taki ala sowizdrzał żylasty, osioł drz tez za wielki nie jest, mówię że po co ci kostki, przecież tam Zbigniew w tamtym roku pojechał na scorpionach. A on że chce się pewnie czuć i takie tam, słucham tego teoretycznego pie..enia i odwracam się bo widzę że gość kładzie się na karimacie i zaczyna czytać książkę. O czym, o tym jak się zmienia oponę? Przez ten czas co ze mną gada już by przerzucił te gumy.
                  Zająłem się zdejmowaniem sakw z moto, podłączyłem tel do ładowania i pompuję karimatę, widzę teraz Grzesiek idzie z nim gadać, stoi przy płocie i zagaduje do typa, a kto z tobą jeszcze jechał. Gość odpowiada że dwie afry, duży gs i trampek. Oni teraz pojechali do Shokodra na zakupy. No to spoko, miałeś swoje tempo czy po prostu umawialiście się co jakiś czas na trasie? A gość wstał jak poparzony i do Grześka: Ty chyba nie wiesz co to jest DRZ? Jeździłeś kiedyś na tym?

                  Usłyszałem to i widzę że Grzesiek wycofuje się z dyskusji, no to ja w takim razie muszę wkroczyć.
                  Podchodzę do płota i mówię, wiem wiem co to drz, to stary żółty kondon bez mocy i zawiasu a do tego moja koleżanka Renata takim jeździć i jeśli jedzie po asfalcie to moto wpie..la litrę oleju na 500km jadąc max 120 km/h a w terenie nie bierze nic. Gościa zatkało, nic już później nie odpowiedział i nie chciał z nami gadać. .

                  Rozpakowaliśmy się z gratów, postanowiliśmy z Grześkiem że nie ma sensu jechać całej pętli Theth tylko jeśli chce zobaczyć tę wioskę to mogę z nim jechać teraz ale wrócimy tą samą drogą bo to jest do zrobienia w 5 godzin spokojnie. No to kąpiel w bajorze, obiad i jedziemy. Zbigu powiedział że nie jedzie z nami, nie chce mu się i tyle. A tak na prawdę jak my rozkładaliśmy graty to on już siedział na browarze w restauracji .

                  Zbieramy się, jest godzina 16ta, zajechaliśmy jeszcze do sklepu po picie. Droga do Theth to piko, można spokojnie zmaykac opony i przycierać podnóżki. Do samej przełęczy jest już asfalt.











                  Dojechaliśmy do restauracji na przełęczy, kupa ludzi i samochodów,



                  Grzesiek pyta czy jest sens jechać na dół, mowię że moim zdaniem to nie, ale jak już tu jesteśmy to pojedźmy, będziesz miał miejscówkę zaliczoną. Pyta gościa z terenówki czy warto. Koleś odpowiada że zależy co się komu podoba ale że warto zjechać na dół. No dobra, jedziemy. Droga w dół spokojna, kurzyło się bardzo, najbardziej terenowe auta jakie spotkaliśmy po drodze w dół to Renault Clio oraz Opel Corsa . Grzesiek się zatrzymuje i coś tam kręci, co jest pytam. Spuszczam powietrze z przedniego koła bo zawias nie wyrabia i dobija, to nic nie da mówię ale przecież nie będę się kłócił, wiem że zawias nawet po spuszczeniu powietrza z opony nie będzie wyrabiał bo to juś stary kondon jest ale co tam, podchodzi do mnie po chwili i mówi, junak, posłuchaj się kiedyś innych i też tak sobie zrób, zobaczysz że lepiej będzie się jechało, na to ja że nic nie będę spuszczał, mam 2.5 i tyle będzie, nie chcę w czarnej dupie zmieniać dętki przyszczypanej przez kamień albo potem prostować felgi już i tak po przejściach. Odkręcilem tylko bardziej rebound żeby za bardzo nie szarpało po łapach i tyle starczy. WP więc musi robić jak trzeba.

                  A na dole ...







                  czyli nic specjalnego, jak mówiłem wcześniej że tam nic nie ma ciekawego to mi nie wierzył, dobrze jest jednak przekonać się na własnej skórze

                  Chwila kręcenia się po wiosce, jeden mały zakamarek i wracamy, nic tam nie ma. Jest kilka pensjun, nawet jedna przykula moja uwagę ze względu na spadzisty betonowy dach, jeszcze czegoś takiego nie widziałem wcześniej, może teraz tak się buduje. Wracamy. Pod górę jedzie się lepiej i szybciej, jadę z Grześkiem koło za kołem, kurzy się bardzo więc trzymam się bardzo blisko, widać że mu się spodobała jazda bo nawet dwójkę zapinałem miejscami. Ale frajda z jazdy afrą nie trwała długo, stajemy a Grzesiek pokazuje na szybę, od drgań zaczęła się ułamywać na dole. No to power tape w ruch, niestety przy próbie klejenia ułamuje się całkiem. Spakowana w torbę, dalsze lepienie będzie na bazie. Mówię jadę teraz pierwszy co cały bały jestem od kurzu. No dobra. Dojeżdżam na przełęcz, robię kilka zdjęć z zachodem słońca





                  Czekam jeszcze chwilę ale coś nie tak, Grześka nie ma, droga przecież nie była jakoś wymagająca więc nie można było się zgubić czy coś, biorę telefon w rękę a tu brak sieci, no to ładnie. Szukam pola, nagle słyszę przychodzą smsy, jeden po drugim, o kur..wa na pewno coś się stało. Czytam i okazało się że Grzesiek nie ruszył z miejsca postoju, nie mógł odpalić moto i żebym wrócił. No dobra, to zwijka znów w dół. W połowie drogi go spotykam, okazuje się że poluzowała się klema od aku i nie było prądu. Teraz już wiem że jak ktoś staje i coś naprawia to trzeba też pisać że awaria usunięta i jedzie się dalej, wtedy nie musiał bym się wracać. Na górze jeszcze kilka zdjęć profilowych



                  Trzeba się spieszyć, czas ucieka i słońce ucieka w dół, na powrocie robi się już całkiem ciemno, przez wsie źle się jedzie, nie można przyspieszyć bo albo zakręty albo owce z krowami chodzą po drodze. Na camp docieramy koło 21ej, podlatują do nas inni motocykliści i pytają o drogę, opowiadam że nie ma tam po co jechać, pokazuję mapę a oni swoje, jeden pyta czy na exc 450 tam przejedzie, no spokojnie tylko weź sobie bańkę z paliwem
                  Nie chciało mi się już rozkładać namiotu nawet, prysznic i walnąłem się na karimatę, zimne piwo i można spokojnie planować jutrzejszy dzień.
                  Zbigu nie wierzył że szyba Grześka ułamała się od drgań, pytał mnie chyba ze 3 razy czy czasem nie zaliczył gleby .

                  Rankiem pobudka razem ze słoneczkiem



                  C.D.N.
                  Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
                  No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
                  sigpic

                  Komentarz


                    #39
                    Lake Shkodra Resort to fajna miejscówa, polecam z czystym sumieniem.
                    Wbiliście się cfaniaki pod zadaszenie, jak my tam nocowaliśmy nie było szansy na taki wypas.
                    Co do Theth, wszyscy jarają się - mekka offu.
                    Pojechaliśmy ta trudniejszą stroną i w zasadzie to spacerek, jedyne co męczy to czas i upał.
                    Kondycyjnie i sprawnościowo nie urywa 4liter, jak jeździsz to dasz radę.
                    Acha, na campie internety działają obok tego białego budynku z recepcją (jak by co).

                    Komentarz


                      #40
                      Nie, mi łapało wifi praktycznie wszędzie na campie, no oprócz pomostu do jeziora
                      Z drogą przez Kir to masz rację, nie ma co mówić ale droga na jedynkę i upał w dzień to porażka, męczy się człowiek a jak dojeżdża na miejsce to widzi jakiś oszczany płot przez wszystkie psy i osraną przez krowy drogę przez wieś. Ale trasa od Tamare jest spoko, połowa asfaltu i połowa szutrowa, mi to odpowiada, a do tego jeszcze jechaliśmy po południu więc już temperatura 30 stopni w porównaniu w południem nie była straszna
                      Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
                      No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
                      sigpic

                      Komentarz


                        #41
                        Zastanawia mnie brak korekty relacji Junaka ze strony Zbigniewa. Doczekamy się, czy też stosunki dyplomatyczne w ekipie uległy czasowemu ochłodzeniu i jego wersji nie będzie?
                        Aż strach pytać, czy gdzieś jeszcze razem pojedziecie...

                        Komentarz


                          #42
                          qbalon chyba nie pojadą ale co ja tam wiem małolat jestem, może we 2 im lepiej było bo każdy sam robił swoje i nie było zgrzytów. a 3 to już jednak większość się robi

                          co do relacji do kolega Marcinek trochę ubarwia ale takie prawo piszącego relację... i chwała mu, że mu się chciało bo zostanie pamiątka.

                          Jedną rzecz bym tylko uściślił: winno być drukowane "TY CHYBA NIE WIESZ CO TO JEST DRZ? JEŹDZIŁEŚ KIEDYŚ NA TYM?" - to było naprawdę konkretne oburzenie, zabrzmiało jakby deerzeta była jakimś prototypem NASA która wyszła dopiero z pod ręki jajogłowego konstruktora, który stworzył najlepszy i najbardziej uniwersalny motocykl pod słońcem. Jak mogłem pomyśleć choć przez chwilę, że ten gość mógł nie nadążać za afrą lub gs 800 na autobanie - mój błąd. Wolałem z gościem nie dyskutować bo jednak mieliśmy spać zaraz obok niego Co to zbierania gówien kozich to prawda, cały dzień tatuś opowiadał jaka to kiełba będzie zajebista nad rikovacko klimat ognisko i w ogóle, że przyciągnie Katem drewno z lasu i pokaże jaki to on jest bear grylls nic z tego nie wyszło, ponieważ po 1 primo robiło się już ciemno (a to z uwagi na fakt, że kolega marcinek uważa, że jak stoi 20 m od głównej drogi między chałupami wiejskimi to powinniśmy go zauważyć), po 2 primo ultimo tatko wyjął ciepłą rakiję, postanowił się nią uraczyć i w d... miał czy będzie jakikolwiek klimat czy nie Małolaty nie chcieli zbierać gówien to wypił do końca i poszedł spać..

                          pzdr, Grzesiek

                          Komentarz


                            #43
                            Chłopaki uświadomcie mnie, o co kaman z tą DRZ?
                            Co w niej jest takiego kosmicznego, że takie oburzenie wywołało u opisywanego gościa.
                            Pytam gdyż spotkaliśmy nad jeziorem Ochrydzkim dwoje niemiaszków, chłopak na Afryce i dziewcze (nomen omen ładniutka jak na niemre blondynka) na właśnie wspominanej DRZ!!!
                            Dziewoja dawała radę i to dość ostro, przeleciała obładowaną maszyną po campie na jednym kole?!
                            Więc uświadomcie proszę starego capa co w tej DRZ jest takiego dziwnego/niesamowitego.

                            Komentarz


                              #44
                              Dziunek jeździłeś kiedyś na takim małym moto po asfalcie i do tego jeszcze 5 tys km z bembetlami?
                              Dla mnie ten gość to jakiś pedał musiał być, no weź się zastanów kto czyta książki na campie czekając na zmianę opony?
                              Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
                              No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
                              sigpic

                              Komentarz


                                #45
                                Zamieszczone przez marcinjunak Zobacz posta
                                Dla mnie ten gość to jakiś pedał musiał być, no weź się zastanów kto czyta książki na campie czekając na zmianę opony?
                                jeszcze zależy o czym była książka...

                                Komentarz

                                Pracuję...
                                X