Ogłoszenie

Zwiń
No announcement yet.

Jak dzieci w przedszkolu czyli Grecja 2017 :)

Zwiń
X
 
  • Filtr
  • Czas
  • Pokaż
Wyczyść wszystko
new posts

    #61
    Jeśli idzie o jazdę i spychanie albo przepychanie to nie miałem żadnych kłopotów.
    Raz rondo zrobiliśmy pod prąd, a policjant machał tylko żebyśmy szybciej je opuścili bo był korek.
    Objazd zatorów chodnikami też się zdarzał, oooo... ale jednak mam kiepską sytuację:
    Dojeżdżam do przejścia dla pieszych, stoi pani koło 55 lat więc puszczam ją grzecznie.
    Ona idzie a za nią jakiś oryginał (taki wiecie lokalny lubek) i coś tam do mnie napierdziela po ichniejszemu i macha łapskami.
    Zdzierżył bym pyskówkę ale to machanie łapami w moim kierunku mnie ruszyło, więc dostał wiązankę typowo polską na cały ryj.
    Do tego pogestykulowałem również i ze słowem spie...laj wskazałem koniec pasów - chyba załapał bo zamilkł i odszedł.
    Stwierdziłem wtedy, że chyba umiem po Albańsku.

    Komentarz


      #62
      Zastanawia mnie ta jazda ulicami Shkodry. Nawet jak byłem w Tiranie, licząc, że będą trąbić, próbować mnie zepchnąć, staranować czy też rzucać się pod koła, to byłem wielce zawiedziony tą kulturą jazdy jaka mnie zastała. Po prostu ruch uliczny był płynny i nikt nie wykazywał nerwowości. Ale ja nie potrafię jeździć... Dopiero w tym roku na urlopie nauczyłem się jak tak naprawdę się jeździ i co trzeba robić aby przeżyć. Ale to nie opowieść w tym dziale.
      generalnie w Szkodzrze jest dosyć śmiesznie (i w Tiranie), ale imho jeżdzą sto razy lepiej niż kilka lat temu.

      zresztą to dotyczy całych bałkanów...
      Social media: Facebook | @maku_xtz on twiiter
      Relacje Bośnia 2013 | Bałkany 2012 | Gruzja 2012 | Bałkany 2011

      Komentarz


        #63
        ...gdzie tam Ty byś Junak myjnię odpuścił i to jeszcze bałkańską - pewnie znowu worek monet poszedł i umyłeś nawet wentyle w kole

        ...nie rozumiem tylko jednej kwestii przecież Zbigniew i jego syn Grzegorz mieli wykupione ubezpieczenie u swojego czarodzieja i przed wyjazdem Grzesiek dał mi je do sprawdzenia czy oby jest wszystko co być powinno - zajęło to kupę czasu bo Grzegorz wymyślał i zmieniał kompilację no i w końcu poprawiliśmy to ubezpieczenie od ich czarodzieja bo było chujowe jak gumka w chińskich majtkach, a że moje było droższe chyba o 7 zł czy tam 10 to mówię z sarkazmem Grzesiek bierz tamto wiesz 7 czy 10 zł to kupa szmalu więc bierz. A Grzesiek na to tak mówisz??? a ja no tak Grzechu bierz w ciemno poprawione możesz brać u niego. Grzesiek no dobra w sumie masz rację 7 zł to kupa szmalu. I Grzesiek kupił tam ale w tym ubezpieczeniu miał przecież polisę OC - odpowiedzialność cywilną więc mógł spróbować dogadać się z gościem od auta że spisze to z polisy prywatnej- noooooo chyba że chłopaki poszli po bandzie i wycieli sobie to co doradzałem żeby było taniej
        Ostatnio edytowany przez lemur; 2828.

        Komentarz


          #64
          Eee Lemur ale p********. Identyczne oferty ubezpieczen miales po 20 zl na glowe drozej niz u niego, powiedziales wez tansze to poszedlem i wzialem, zgodnie z twoja sugestia wiec teraz nie placz i nie zal sie publicznie

          Co do skorzystania z ubezpieczenia oc to pomyslelismy o tym dopiero pozniej, w 40 stopni w cieniu chcielismy stamtad jak najszybciej odjechac

          Pzdr

          Komentarz


            #65
            .... hahaha nie żale się publicznie tylko śmieje że kupiłeś coś i nie skorzystałeś i nawet nie zadzwoniłeś do tego który CI wystawiał. Miałem drożej bo Junak miał więcej dni niż Wy, wziął sobie zapas dwóch czy trzech dni na w razie jakiś komplikacji które zawsze mogą wystąpić w takiej długiej podróży dlatego Tobie się wydawało że jest droższa - no ale już nie wnikam, przepraszam że poruszyłem ten temat. Czekam z niecierpliwością na dalszy bieg wydarzeń
            Ostatnio edytowany przez lemur; 2828.

            Komentarz


              #66
              Na Bałkanach byłem 2 razy dużym pickupem i jeździło się dobrze, miło i przyjemnie chociaż zawsze obowiązywało prawo większego. Jak dojeżdżałem do ronda to mi się zatrzymywali (Albania i Turcja parokrotnie). Chociaż miałem raz sytuację, że gość na pewniaka mercedesem ML350 nawet przed rondem nie zwolnił i prawie mu przyładowałem. W Turcji za to przepisy są jedynie sugestią, a przy zmianie pasa przydaje się klakson i taki patent:
              2017-09-07 13-08-02-DSC07155.jpg

              Komentarz


                #67
                No dobra, Grzesiu dętka może być Michelin z Handlopexu żeby było taniej 10 zł.

                Nie wiem dlaczego ale pewnie to wymogi unijne że w myjce na myjni nie może być większe ciśnienie niż ileś tam bar. Tam to chyba nie działa bo myjki mają na prawdę mocne i jak widzialem jak gość wali prosto w chłodnicę u Zbiga to wiedziałem że dobrze zrobiłem myjąc moje moto samemu. Grzesiek opowiadał później że gość się zastanawiał, to jakiś idiota skoro chce płacić za mycie i myje moto sam .

                Tymczasem w Macedonii na stacji robiło się coraz później, widziałem że nie dojedziemy już do Pogradec, nie będziemy jeździli po nocy a tym bardziej że jesteśmy już zmęczeni całodniowa jazdą.
                Grzesiek przy zakładaniu dętki mówi: Ku..wa Junak ile ja się od ciebie nauczyłem przez parę dni.
                No fakt, tyle zmian dętek i w końcu samemu bez niczyjej pomocy dał by radę. Może to nie jest jakiś wyczyn ale dla Pana mecenasa to nie w kij dmuchał . Potem mówi że teraz jak ma dętkę za 20E to już na pewno dojedzie na niej do domu i nie złapie żadnej gumy. Nie wiem dlaczego tak myślał ale może tak próbował sobie wytłumaczyć cenę dętki . Na szczęście miał rację. Już do końca jeździł na tej dętce i nie musieliśy jej wymieniać albo łatać.

                Jak zaczęliśmy wyruszać ze stacji podchodzi do mnie gość i pyta po ang gdzie jedziemy i takie tam, nawet sprawnie mu szła gadka. Mówimy że do Pogradec ale możemy gdzies bliżej do pansjuny bo już noc. A gość od razu, po co do tych brudasów, zostańcie w mieście Struga. Jest tam dużo hoteli więc na pewno coś znajdziecie. No faktycznie, zostało nam może 15 km więc już nie czekając wbijam w navi jakiś hotel nad samym brzegiem Ochrydzkiego jeziora. Dojeżdżamy do miasta, śmieję się bo to tak jak nasze Mikołajki. Hoteli w bród, fury drogie i wytapetowane panny w mini a cabrioletach. Jestem w domu . Dojeżdżamy do ronda, patrzę w prawo znak camping. O ni hu..ja, odbijam w lewo, może Zbigu z Grześkiem nie zauważą znaku i pojadą za mną. Udało się. Podjeżdżamy na ogrodzona plażę przy ulicy, beach bar pełną gębą, muzyczka parasolki, tylko że już robi się ciemno.



                W barzy pytam o pokoje, niestety nie tu, na przeciwko są hotele. No dobra. To narada co robimy. Zbigu oczywiście od razu mówi że spie..amy stąd bo to Mielno tylko że w Macedonii. Mi tam się podoba, Grzesiek chce pokój z klimą ale nie drożej niż 20E za łebka. No dobra. Widzę na drugiej stronie Hotel Galeb. A Zbigu - poje..ło cię, wiesz jaka tam będzie cena za pokój, a nawet 100E. Nie no 100E pomyślałem to na Słowacji płaciłem za napoleona więc będzie dobrze pomyślałem. Ale po całym dniu w upale nawet jak by było tyle to chyba bym się zdecydował. Jadę pytać o cenę. Wchodzę hall nawet fajny, jakiś taki z marmurze bialym czy coś takiego. No podoba mi się. W recepcji starszy pan, taki w wieku Zbiga ale biegle mówił po ang wiec już plus. Mówi że ma dwa ostatnie pokoje dwuosobowe. No dobra, 15E za dwójkę a że ja sam w pokoju to 19E. Git. Mi pasuje. Jadę po chłopaków. Pytam Zbiga strzelaj jaka cena za pokój. Myśli że 50E, ale jak Grzesiek słyszy 15E albo 19 to od razu wybiera tańszą opcję bo na dwóch wyjdzie im przeciez 7,5E, a ja oczywiście będę brał droższą opcję. Git.
                Gość pokazał mi pokoje, jak to mówią wczesne rokokoko ala prl







                Najważniejsze że można było w recepcji płacić kartą, nawet Zbigu chętnie korzystał z tego udogodnienia bo od razu po rozpakowaniu spotkaliśmy się na zimnym browarze w barze na dole .

                Chwilę pogadaliśmy co robimy dalej w hotelowej restauracji, niestety ale tam wszędzie można palić więc ludzie traktują palenie przy jedzeniu jako coś normalnego, śmialiśmy się z Grześkiem że jeszcze daleko im do standardu EU . Wifi kiepsko działało w restauracji, potem okazało się że jakieś gimbusy a chyba z 10cioro siedziało przy recepcji i caly sygnał blokowali zabierając dane przez bookfacea .

                Zaczęliśmy się łamać czy na pewno chcemy jechać do tej Grecji oglądać kościoły. Zbigu tym razem bral czynny udział w planowaniu trasy i za wszelką cenę chciał jechać oglądać Meteory. Próbowalismy mu to wyperswadować ale nie dało rady, uparł się i kropka, oczywiście gadka że planu się nie zmienia i takie tam była non stop. Liczymy z Grześkiem trasy no i jak nie wiem co wychodzi że cały jeden dzień musimy mieć dodatkowo żeby tam pojechać, a że miałem wracać w piątek do wawy i jeden dzień ucieknie wiedziałem że będę miał dwa dni darcia 1.6 tys km do domu po autobanach. No ale trudno, najwyżej będę wracał sam bo chłopaki mają jeszcze dwa dni więcej zapasu. Plan jest wiec można iść spać.

                Sam w pokoju miałem dużo miejsca, usnąłem chyba po 10 minutach. Uzgodniliśmy ze o 8 rano spotykamy się na śniadaniu. Jakie było moje zdziwienie jak obudziłem się 7.30 bez żadnego kręcenia i budzenia w nocy, wyspałem się jak dzieciak.

                Śniadanie mieliśmy w cenie, nie wiem jak się nazywało ale chyba europejskie czy coś, tzn dwie pajdy chleba, dżem w plastikowego naparstka i czaj. No ku..wa tym to się nie najemy. Wołamy gościa żeby przyniósł nam jakieś mięso. I faktycznie przyniósł, zaczął zagadywać coś po polsku, że był i pracował jakiś czas i że rodzina też pracowała. No to git, ale dolej jeszcze herbaty. Patrzę a gość idzie po czajnik, taki wielki aluminiowy chyba mial z 5 litrów, podchodzi i leje do kubka. Dawno takiego nie widziałem, gdzieś chyba moja prababcia w takim gotowała wodę na kuchni węglowej. Historia.

                Patrzymy idzie Grzesiek. Zbigu poszedł się pakować. Grzesiek siedzi naprzeciw mnie i mówi: ja to ci jednak zazdroszczę że spałeś sam .
                Widzisz jak to jest, kilka euro więcej i święty spokój a sen jest bezcenny tak samo jak święty spokój w nocy .

                Motocykle stały z drugiej strony hotelu. Chłopaki mieli balkon w pokoju z wyjściem na zewnątrz. Nie ma tam jakiegoś specjalnego parkingu czy coś, samochody stoją przed płotem od strony jeziora.



                Więc w drogę, plan na dziś to północ Grecji czyli Kastraki.

                C.D.N.
                Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
                No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
                sigpic

                Komentarz


                  #68
                  prędzej ci obcy pomogą ...

                  Wyruszyliśmy z samego rana, czyli koło 9ej, droga w stronę ganicy poszła sprawnie, bez zbędnych postojów. Niby tylko 300km do celu więc luzik, po autobanie połowa przelotu więc pójdzie sprawnie, teraz wiem że nie można tak planować dnia, zawsze trzeba mieć coś w zapasie. Drogi w Grecji całkiem inne niż w Macedonii, czuć powiew unii oraz zbliżającego się gorąca, zaczyna się droga ekspresowa, my cały czas jedziemy 120 bo afra ciągnie się za nami jak smród po gaciach a przecież nie zostawimy Grześka samego, mija może 200km, stajemy na chwilę zatankować, niby do celu mamy jeszcze 100 km ale droga non stop po autobanie więc pić się chce a przyda się też rozprostować nogi, ja patrzę na przebieg i bez tankowania nie dojadę, więc żeby już się nie zatrzymywać tankuję. Patrzę na Zbiga i Grześka, oni oczy jak pięć złoty, paliwo po 1.5E, oni nie tankują, może później będzie taniej, no dobra, jak chcecie. Oczywiście jak przystało na prawdziwych advłow chłopaki znów sprawdzają ciśnienie w oponach, chba po to żeby jeszcze zaoszczędzić więcej na paliwie, opory toczenia i te sprawy. Na stacji jest taka noszona bańka z powietrzem, dobija się w niej ciśnienie wieszając na zaworze. Ale że na końcu nie ma giętkiego przewodu tylko sztyca metalowa z gniazdem na wentyl Zbigu walczy z przednim kołem, udaje się napompować 2.5 bara, podchodzimy do tylnego koła a tam zonk, nie można dobrze zamocować wentyla do pompowania, przykładasz a tu powietrze ucieka a nie nabija opony, w rezultacie wychodzi na to że Zbigu upuścił powietrze z tylnego koła zamiast dopompować. No ale nic, jedziemy. Jeszcze stojąc na stacji widzieliśmy kilka ścigów, ale lecieli chyba koło 300km/h bo szli jak strzała . Nazwaliśmy ich sport turystami. Ujechałem jakieś 10 km, czuję że robi się coraz goręcej, jesteśmy jak by w dolinie między dwoma pasmami gór, wiatr wieje ale co z tego jak parzy w gębę, lepiej jechać w zamkniętej szybie w kasku bo nie czuć tego gorąca tak na twarzy. Pomyślałem, jest ich dwóch, Zbigu zamyka stawkę więc jadę do przodu, potem zaczekam na nich w jakieś pensjunie z klimą. No i pędzel, 160 to optymalna prędkość jak dla mnie, mam wtedy 6 tys obrotów na silniku, no malina, mijam coraz więcej samochodów, chyba jadą na wybrzeże bo załadowani jak na wakacje, trafiło się też kilka aut na polskich blachach, zaczynają się znaki ze zjazdem na Meteory, git, już niedaleko, zjeżdżam z autostrady, chłopaki dawno zginęli mi w lusterkach ale Grzesiek ma navi więc trafią sami. Mijam co raz to jakieś stare zapuszczone stacje benzynowe, ale widać że klimy tam nie mają się nawet się nie zatrzymuję. Mogłem jeszcze pojechać dalej tym autobanem ale było by troche dłużej, no ale nic. Tempo spada, jest wiele zakrętów i nie mogę się rozpędzić, patrzę znaki na dużą stację, jest, fajny restoran i cień, klima, zatrzymuję się. Do celu jeszcze 30 km. Zdejmuję kask i słyszę że dzwoni telefon, coś jest nie tak pomyślałem. Patrzę a to Grzesiek, pyta gdzie jestem, mówię że niedaleko celu już. A on że nie ma z nim Zbiga i nie wie co robić. Jak to nie ma. Jechał z tyłu, podłączyło się do nich kilka motocykli i przez chwilę jechali razem, a jak zjechał z autobany to już go nie było. Na dodatek jak zgasiło moto już nie mógł odpalić, aku nie ma prądu. Z górki puścił go i odpalił a teraz żeby nie stać w pełnym słońcu czeka na stacji przy zjeździe na Meteory. Pytam no a dzwoniłeś do Zbiga? Tak, ale telefon nie odpowiada. O ku.wa. No to wracam do ciebie na stację powiedziałem a ty dzwoń do Zbiga może odbierze w końcu. Patrzę na navi, godzina drogi, niby 50 km ale 30 przez góry i wiochy. Przez autoban kółko ale czas ten sam, więc jak polecę 160 to bedę szybciej niż podaje navi. Jadę, faktycznie, na początku góry, zakręty, jazda jak na super moto, wyprzedzanie po wewnętrznej ale jedzie się bardzo dobrze. Dobrze wyprofilowane zakręty, nie to co w Albanii. Wskakuję na autoban, zostało pół godziny, no to pędzel, ja to jednak lubię tak jeździć. W tunelach ograniczenie 100 ale jak wpadam w taki i słyszę ryk akrapów to aż sama ręka się odwija .

                  Jestem na stacji, Grzesiek mówi że sprawdzał moto i niby wszystko ok, przejrzał znów bezpieczniki i wychodzi na to że nie ma prądu w aku. No to lipa. Z Zbigu odebrał telefon, nic nawet nie napisał smsa czy coś. O ku..wa, przez godzinę zero kontaktu to na pewno coś się stało. Wziałem od Grześka paski od bagażu na wszelki wypadek jeśli trzeba będzie go holować, wodę na zapas bo może Zbigowi się skończyła, zatankowałem i znów na autoban, znów pędzel i banan na ryju . Jadę i zerkam na pobocze przeciwnego pasa ale nic, Zbiga nie widać, co jest, zjechał gdzieś czy co pomyślałem. Ujechałem już ponad 30 km i dalej nic. Nagle patrzę coś jedzie, patrzę jest, to on, uff, wszystko ok. Pokazałem mu żeby poczekał chwilę tylko zawrócę ale nawet nie odmachał ręką, kurde może mnie nie widział. No ale nic, wbijam w navi stację gdzie czeka Grzesiek, na szczęście za 5 km jest zjazd i mogę zawrócić.

                  Zawróciłem i gnam z powrotem, ale Zbiga nie ma w miejscu gdzie go mijałem. Wiem że nie miał navi wpiętej do tej pory ale może jak gadaliśmy gdzie jedziemy to po znakach dojdzie gdzie trzeba zjechać, przecież to stary driver na znakach wychowany i papierowych mapach. Jadę i dalej nic, ku..wa żeby znów się nie zgubił. Zjeżdżam na stację, jest, przyjechał przed chwilą. Stanął obok w cieniu nie koło Grześka, ja podjeżdżam i pytam Grześka co się stało? A on że nie wie, ojciec z nim nie gadał. No ku..wa. No to zdejmuję kask i idę w strone Zbiga zapytać co się stało. A on cały czerwony i wkurw..ny idzie w moja stronę, pytam co się stało, a on: Prędzej obcy ludzie ci pomogą niż rodzina i koledzy i poszedł na stację po picie.
                  Ku..wa ale o co chodzi. Grzesiek pełen luz, wifi i telefon w ręku. Też nie wiedział co jest grane. No to siadłem przy stoliku pod parasolem razem z nim. Wychodzi po chwili Zbigu i bez słowa idzie do motocykla, mówi że jedziemy na camp i papa. No nie, tak nie bedzie. Idę do niego i pytam co się stało. Widzę że wyjął apteczkę i ma rozwalony krwawiący łokieć.

                  Okazało się że jeszcze na autobanie złapał gumę na przednim kole, rzucało nim jak szatan i położyło moto gdzieś przy 60 km/h, miał zdarty łokieć bo oczywiście jechał w samej zbroi bez koszulki na wierzchu bo za gorąco a pod spodem gołe ręce bo miał koszulkę na bez rękawów. Na łopatce też jakiś ślady obtarcia. Trochę poszarpane spodnie i przytarty but. Patrzę wiec na motocykl, nic się nie stało, gmol tylko przytarty i torby bagażowe porysowane. Uf, dobrze że nic gorszego się nie stało. No to pytam dalej co zrobił, ucinam kawałek bandaża i robię mały okład z gazy, zawijam mu łokieć żeby nie jechał z otwartą raną. On tymczasem opowiada jak to było.

                  Jechał z tyłu, nagle strzeliła dętka na przodzie, wyglebił, Grzesiek go nie zauważył, jak się podniósł zobaczył że jakieś samochody się zatrzymują, ktoś musiał zadzwonić na pogotowie bo po chwili podjechał do niego patrol ratunkowy, zobaczyli że nic mu nie jest dali mu wodę i tyle, po chwili podjechał wóz obsługi autostrady, ale jak to Zbigu powiedział, zobaczył że radzę sobie z tą dętką więc włączył koguty, obstawił pachołkami i siedział w aucie a ja zmieniałem dętkę.
                  No to ładnie, w pełnym słońcu tam siedziałeś, nie mogłeś zadzwonić do nas albo po pomoc drogową, przecież lawetą by cię zabrali do najbliższej wulkanizacji albo pomogli w innym warsztacie, przecież masz pomoc assistance w ubezpieczeniu.
                  Na to Zbigu powiedział że ma takiego ubezpieczenia, anawet jeśli to nie wiedział a telefon nie działa bo sie zepsuł. No ku..wa ręce mi opadły. No to żeś chłopie przeżył dziś niezłą przygodę. Od słowa do słowa zaczęliśmy się śmiać, Zbigu mowił że to przypominało jazdę pingwina na lodzie .

                  Zawinąłem mu tą rękę i mówię że wracałem po ciebie ponad godzinę, byłem już 30 km od campu i wracałem autobaną po ciebie, widziałeś mnie? dawaj ten telefon, patrzę no niby zasięgu nie ma, włączyłem go jeszcze raz i wszystko ok. Zasięg jest, wszystko działa, do mnie wybrałem numer i dzwoni. Uff, dobrze że się nic poważniejszego nie stało bo zero kontaktu by było. Mówię że Grześka moto nie pali, nie ma prądu, ale dojedziemy na camp odpalając na pych i będziemy myśleć co dalej. Przez cały ten czas Grzesiek nie zainteresował się co my robimy, cały czas siedział pod parasolem przy wejściu na stację 10 m od nas.

                  Więc jedziemy dalej. Afra odpaliła napych więc luz. Mi gul trochę skoczył, jechałem już cały w nerwach, może lepiej podjechać do jakiegoś szpitala czy coś żeby zbadali Zbiga na wszelki wypadek, niby nic mu nie jest ale wiadomo. Jak będziemy na campie to sie zobaczy pomyślałem i jechałem dalej. Widać że na Zbiga też to podziałało, jechał wolniej, trzymał się z tyłu.

                  Zajeżdżamy na miejsce. Camp Vrachos, polecam, camp z basenem



                  Przepraszam ale nie narobiłem dużo zdjęć w tym dniu bo niby działo się najwięcej ale jakoś nie byłem w nastroju do robienia zdjęć.

                  C.D.N.
                  Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
                  No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
                  sigpic

                  Komentarz


                    #69
                    Na brak zdjęć nie narzekam bo opis i tak rozbujał wyobraźnię.
                    Zibi za ten łokieć i hart ducha też dostaje strzałkę.

                    Komentarz


                      #70
                      miałeś dętkę łataną 5 razy ? ...

                      Zajechaliśmy na camp, gość przy wjeździe powiedział tylko – daj jakiś ID i jedźcie sobie znaleźć miejsce. Nagle podchodzi inny jakiś taki chudy niepozorny gość i mówi po ang że tam zaparkował i żebyśmy też tam wbijali będzie raźniej. Nie było zbyt wielkiego wyboru miejsca do spania, wszędzie campery i porozstawiane samochody z dzieciorami. Jak tylko wjechałem zobaczyłem że przy wjeździe na pole namiotowe stoi jakiś czopek z frędzlami na polskich blachach BI. No ładnie, pewnie jakiś stary frędzel się w nocy do nas przysiądzie i będzie pie..lił głupoty, pobłądziłem trochę po campie ale nie było nic ciekawego wiec został jak zwykle pierwszy wybór. Grzesiek jak tylko przyjechaliśmy sprawdził czy afra pali, normalnie kręciła rozruchem i zapalała więc chyba aku się naładował bo ostatnie kilometry jechał bez świateł. Zbigu rozłożył się po drugiej stronie pola namiotowego, ja z Grześkiem zaczęliśmy się rozpakowywać, Zbigu od razu po zdjęciu ciuchów powiedział że idzie do baru przy wejściu na zimny browar. No dobra pomyślałem, może atmosfera się rozluźni jak wróci. Po zrzuceniu ciuchów od razu poszedłem pod prysznic żeby się ochłodzić, była gdzieś godzina 17ta ale było strasznie gorąco. Zimna woda zdrowia doda jak to mówi mój dziadzio, ale nie tak od razu, to nie strumień więc stopniowo puszczałem sobie zimniejszą wodę

                      Wróciłem do motocykla a tam ten chudy już był przy Grześku, okazało się że to jest Anglik i jest w podróży po europie, jego plan zakłada że dziennie może wydać 10E bo jak nie to będzie musiał wcześniej wracać do kraju. Ogólnie pozytywny gość choć trochę dziwny, jeździł BMW Dakar 650 z bocznymi kuframi wykonanymi z militarnych skrzynek na amunicję czy coś takiego, takie plastikowe. Jak to on się chwalił tym że to sam zrobił i w ogóle, zaczął opowiadać jak to jeździł tutaj po szutrach a moto miał czyste jak po myjni. Ogólnie wyruszył w podróż z dwoma kolegami na ktmach 1190 ale w jednym moto padł wentylator a w drugim stanęło łożysko w kole i goście się wycofali więc podjął męską decyzję że jedzie sam.

                      Po chwili podszedł do nas Polak, okazało się że to ten od czopka, gość pożyczył moto od taty bo swoje sprzedał przed wyjazdem (trochę to dziwne bo kto wystawia moto do sprzedaje jak planuje wyjazd ale cóż ) a w ogóle to jest teraz już na powrocie do pl bo zwiedzał teraz Grecję i Włochy. Bardzo pozytywny gość, jest wojskowym w jednostce Białostockiej armi Macierewicza. Chwila gadki o motocyklach i coś tam jeszcze więc postanowiliśmy że idziemy razem na obiad albo kolację bo niedaleko jest bar, taniej niż na campie a żarcie mają bardzo dobre. Patrzę a Zbigu wraca. Mówię że idziemy na obiad, idziesz z nami, pytam. Nie, idźcie sami, ja będę tutaj, rozłożę namiot. No dobra, to idziemy we czterech.



                      W barze od razu każdy bierze po zimnym piwie, jakoś i mi piwo tym razem smakowało, butelkę wypiłem może na 3 razy. Zamówiłem kebab, bo na zdjęciu w menu wyglądał całkiem inaczej niż u nas. I okazało się że to prawda. Ten kebab to oddzielne mięso barana z kościami, do tego fryty i surówka, wszystko zdjęte świeżo z ognia, bardzo smaczne.






                      Gadka szmatka i nawet nie zauważyłem że robi się późno, wracaliśmy już po ciemku, dobrze że nie mieliśmy daleko, jakieś 100m od bramy campu



                      Grzesiek musiał wykonać obowiązkowy telefon do żony. Ja zacząłem rozglądać się za miejscem do rozłożenia namiotu, było już całkiem ciemno i tak mi się nie chciało że postanowiłem że rozłożę sobie plandekę foliową na klepisko i matę do spania i jak prawdziwy adv znów będę spał bez rozkładania namiotu. Zacząłem grzebać w torbach ale patrzę że Zbigu siedzi na plastikowym krześle pod drzewem koło swojego namiotu, no to idę do niego zapytać jak się czuje, w końcu coś się dziś stało, każdy trochę się zdenerwował ale on najbardziej. Podchodzę i pytam jak tam, wszystko ok. z ręką. No spoko, zdjął sobie opatrunek bo go trochę uciskał, jakaś dziewczynka ze stanowiska obok przyniosła mu krzesło, poświeciłem trochę lampką, no nie wyglądało to źle ale rozcięta skóra dość głęboko i rana nie mogła się zasklepić, no to dawaj, lejemy znów wodę utlenioną i płuczemy, nowa gaza i zawijas ale tym razem lekko żeby nie uciskał. Widziałem że trochę już mu nerwy przeszły, zaczęliśmy się śmiać, on opowiadał jak walczył z motocyklem żeby się nie wyrąbać, jak podjechała pomoc i w ogóle. Zawiniątko mu zrobiłem jak na kursie pierwszej pomocy, czyli wzorowo .
                      Mówię że ustaliłem z Grześkiem, wstajemy o świcie czyli przed 6tą i przed upałem jedziemy obejrzeć klasztory, z resztą tak sugerowali nasi dwaj kompani na kolacji bo potem jest opór ludzi i samochodów, nie można nigdzie stanąć i zrobić zdjęcia wiec jak chcesz to jedź z nami. Zgodził się więc luz, jutro cię obudzę powiedziałem i poszedłem rozkładać swoje legowisko. W nocy gorąc niemiłosierny, 28 stopni, no może na ranem temperatura spadła do 20 bo przykryłem się śpiworem.
                      Tego wieczora Zbigu usłyszał chrapanie innego gościa z campu, też spał bez namiotu, ale chrapał tak głośno że Zbigu nie mógł spać, ja na szczęście spałem jeszcze dalej więc usłyszałem nad ranem jak się przykrywałem, gość nie dość że dawał w obie strony to jeszcze bardzo głośno. Jak tylko się obudziliśmy od razu zapytałem Zbiga czy słyszał tą orkę. Oczywiście że słyszał, obaj zaczęliśmy go wyklinać aż w końcu chyba i on się obudził bo nagle wstał wraz ze swoim kolegą, złożyli śpiwory i zawinęli się jeszcze zanim zdążyliśmy odpalić motocykle.

                      Klasztory o wschodzie słońca naprawdę robią wrażenie, nie wiem dokładnie jak to powstało ale z Grześkiem żałowaliśmy że nie czytaliśmy o tym wcześniej i nie posiadamy żadnych informacji na ich temat. Ale mądry człowiek po fakcie, po prostu nam się nie chciało a przyjechaliśmy tu tylko bo nasi znajomi byli tu rok wcześniej i mówili że jest fajnie a na zdjęciach to faktycznie ciekawie wygląda.







                      Nawet jakiś sierściuch się załapał na fotę, chciałem go wygonić ale Grzesiek mówi tylko go nie przestrasz.







                      Zatrzymywaliśmy się co pareset metrów na zdjęcia, Grzesiek kręcił filmy, faktycznie miejsce to robi wrażenie.












                      No ale zaczęło się nudzić, żaden znas nie odczuwał musu wchodzenia do klasztoru i zwiedzania go, po prostu nie nasze klimaty a zaczynało już robić się gorąco. No to odwrót, wracamy na camp po nasze rzeczy.
                      Mały postój w lidlu na zakupy i tam na parkingu widziałem ciekawy sprzęt, nie wiem co to za model ale może ktoś będzie wiedział coś więcej na ten tamat tzn. co to za samochód.





                      A to już kolejne koromysło



                      Na campie już życie kwitnie, wszyscy jedzą śniadanie. Mówię że idę do baru na śniadanie, Zbigu nie chce nic jeść, dla niego jest za wcześnie, Grzesiek wziął zakupy z lida i poszedł na campową stołówkę bo są tam nawet palniki gazowe tzn kuchenki dwupalnikowe że można sobie spokojnie zrobić śniadanie na gorąco. Szczerze polecam ten camp, przede wszystkim czysto, mogło by być trochę więcej trawy na polu namiotowym ale trudno, koszt za noc wyszedł 10E od głowy.

                      https://pl.tripadvisor.com/Hotel_Rev..._Thessaly.html

                      Spakowani więc w drogę, Meteory to był nasz punkt zwrotny jeśli chodzi o wyjazd, teraz już cały czas mamy kierować się na północ w stronę domu, ja muszę być w piątek w wawie więc ciśniemy. Teraz już wiem skąd a dokładnie od Pani z Orange jeszcze przed wyjazdem dostałem informację że w Himare na wybrzeżu Albanii jest fajny camp i ciepłe może i w ogóle taki zajebisty.
                      Ugadaliśmy cel więc jedziemy. Cały czas autoban , fajnie się jedzie, tunele po parę kilometrów robią wrażenie, wraz z Grześkiem specjalnie przyspieszamy i zwalniamy tunelach żeby było słychać ryk wydechów, taka mała rzecz a cieszy . Zjeżdżamy na miejscowość Janina, to duże miasto, patrzę na mapie że zostało nam już niecałe 200km do celu więc na jednym tankowaniu dojedziemy na miejsce. Zjeżdżam na stację, tankuję i gadam z Grześkiem że musimy ogarnąć jakąś nową dętkę bo już nie mamy żadnego zapasu. Pytam na stacji gościa i okazuje się że niedaleko jest wulkanizacja, podobno duża i tam na pewno będą mieli dla nas dętkę. No dobra, chwila na picie, Zbigu jakoś nie pała chęcią do rozmowy, z Grześkiem nie gadał wcale. Pokazałem mu na mapie gdzie dziś jedziemy i o dziwo tym razem ma już wszystko podpięte, navi, telefon pod ładowarką. Do tej pory po prostu jechał za nami. Podjeżdżamy do gumiarza a tam patrzę stoi kat taki sam jak Zbiga, ale nawet ryski nie ma, no prawie nówka. Od razu gęba się śmieje, mówimy że chcemy kupić dętkę albo naprawić naszą bo przebita, oczywiście Grzesiek wyjmuje dętkę i daje do łatania, Zbigu też chciał dać swoją, ale jak zobaczyliśmy jak ona wygląda stwierdziliśmy że trzeba ją wyrzucić bo znów ktoś walnie dzwona jak on wczoraj. Wtedy padły chyba najzabawniejsze słowa Grześka tego dnia: Zbigu, miałeś 5 razy łataną dętkę i wziąłeś ją na taki długi wyjazd?

                      Gość przyniósł nam dętkę i mówi że niestety ale nie ma takiej do naszego motocykla, ma tylko grubą crossową dętkę i nie poleca jej zakładać bo będzie rzucało kierą. Grzesiek dokładnie wie jak to działa bo od Macedonii właśnie jedzie na takiej dętce i kierą rzuca jak ta lala. Oczywiście zalepił dziurawą dętkę i nawet nie chciał żadnych pieniędzy. Pytam gościa ile chce za tą grubą dętkę, mówi że 25E, no trochę drogo, ale wtedy długo nie myślę, OK., kupię sobie taką dętkę, wolę mieć zapas niż potem jak zostanę sam gdzieś na autosanie albo w lesie szukać gumi majstra. Nauczony doświadczeniem wchodzę do biura zapłacić za dętkę, pokazuję pusty portfel i mówię że mogę dać tylko 20E bo tylko tyle mam, babka spoko, może być.

                      Jak to człowiek przesiąka towarzystwem w którym przebywa

                      C.D.N.
                      Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
                      No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
                      sigpic

                      Komentarz


                        #71
                        Odpowiem na pytanie czy mam dętkę łataną 5x - nie, nie mam takiej ale mam taką łataną 6x.
                        Nie wiem po co ją trzymam, ale mam... uczyłem się na niej zdejmować i zakładać oponę i tak 6x....

                        Komentarz


                          #72
                          Jeśli chodzi o samochód ze zdjęcia, to jest to prawdopodobnie citroen Mehari, czyli mechanika od 2CV w połączeniu z użytkową budą. Taka ciekawostka

                          chociaż nie jestem do końca pewny, ten grill przedni mi nie pasuje. Może to jakaś modyfikacja właściciela, albo fabryczny lift. Nie wiem. Ale to chyba ten model

                          ciekawa relacja, czekam na dalszy rozwój wypadków

                          Komentarz


                            #73
                            ....."Białostockiej armi Macierewicza " - dobra nazwa :lol2

                            Komentarz


                              #74
                              Widzę że sporo mnie ominęło, ale już nadrabiam!
                              Dobrze się czyta:-)

                              Komentarz


                                #75
                                Dobrze się czyta ale nikt nie pisze Szkoda, że nie możemy poznać innej wersji. Żeby uniknąć podobnych niedomówień jeżdżę sam. Nie wykluczam wyjazdu z kimś ale podobne perypetie trochę mnie przerażają.

                                Komentarz

                                Pracuję...
                                X