Ogłoszenie

Zwiń
No announcement yet.

W koło komina

Zwiń
X
 
  • Filtr
  • Czas
  • Pokaż
Wyczyść wszystko
new posts

    #46
    Zamieszczone przez dziunek69 Zobacz posta
    I jeszcze jedno, od kiedy pokazałeś tą druga szybę na swojej ST to zastanawiam się jak ten patent sobie radzi.
    Może coś opowiesz, w końcu trochę z tym latawcem nakręciłeś km.
    Mam dokladnie to samo w kacie, szyba jest zajebista, w ciagu 5 sekund jestem w stanie podniesc szybe na dlugie przeloty i opuscic jak wjezdzam do miasta, czy zjezdzam z asfaltu - polecam.

    aha - i nalezy sie nie zrazac, jeli nie ma szyby na dany motocykl, bo wtedy kupuje sie 2/3 zestawu naprawczego - czyli mocowania i zewnetrzna szybe i przypasowuje do swojego moto.
    Pzdr!
    prawko juz na 650, XTZ750 byla moim pierwszym moto, a teraz mam frajde

    Komentarz


      #47
      Jak już jesteśmy przy śniegu... Którymś razem, wybrałem się na wycieczkę na drogę Fv 258. Z tego co czytałem to warto było. Na początku było... hmmm, sami zobaczcie
      IMGP2075.jpg IMGP2097.jpg

      IMGP2103.jpg WP_20170701_001.jpg

      Później było tylko lepiej

      IMGP2079.jpg IMGP2087.jpg

      IMGP2128.jpg WP_20170701_004.jpg

      WP_20170701_005.jpg WP_20170701_010.jpg

      WP_20170701_012.jpg WP_20170701_018.jpg

      Takich widoków i wrażeń się nie spodziewałem. To była najlepsza wycieczka

      Komentarz


        #48
        Toż to lodowiec!!!

        Komentarz


          #49
          Jaki lodowiec? Toż na Krowiarkach masz nieraz podobnie

          Komentarz


            #50

            Komentarz


              #51
              Lodowiec? A i owszem. Droga jest otwarta tylko w sezonie letnim W okolicy jest lodowiec i letnie trasy narciarskie

              Komentarz


                #52
                Zibi a Ty zamiast krwi to masz glikol??

                Komentarz


                  #53
                  21 lipiec 2017

                  Minęło już trochę czasu od urlopu i nie pamiętam dokładnie którego wyjeżdżałem. Dzień czy dwa w tą czy w drugą stronę nie ma tu żadnego znaczenia. Czas wracać prosto do kraju. Rano pakuję motocykl i w drogę. Do przejechania mam dosyć dużo i chcę pokonać jak najwięcej drogi. Po 4km wjeżdżam do najdłuższego tunelu który liczy sobie 26km czy jakoś tak. Dlaczego nie podaję dokładnej długości? Bo już mam dość wszelakiej maści tuneli, a tym tunelem to już się najeździłem ostatnimi czasy. Za tunelem wjeżdżam na drogę nr50 która jest jedną z ładniejszych jak dla mnie. Następnie 40, 37 i 38 gdzie w połowie drogi odbijam na 45. I tu coraz bardziej zaczyna mi się podobać. Chwilę jadę 9-tką i odbijam na Fv337. Tutaj to już mi brakuje słów do opisania drogi. Krajobrazy są wręcz kosmiczne. W dodatku droga jest wąska i na szczęście pusta. Docieram do Lysebotn, gdzie na końcu drogi mam wspaniałe serpentyny. Zdjęcia końca drogi które widziałem w internecie, wręcz powalają na kolana. Niestety, nie dotarłem do miejsca z którego były one robione. Jak na chwilę obecną, to mam już wszystkie miejsca zaliczone które chciałem odwiedzić. Reszta będzie musiała poczekać. Czas kierować się w kierunku promu. Ponieważ tylna opona grozi utratą bieżnika, muszę jak najszybciej opuścić Norwegię. Kieruję się na Kristiansand skąd mam prom do Danii. Niestety nie udaje mi się tam dotrzeć i nocuję gdzieś po drodze na campingu.


                  22 lipiec 2017

                  Skoro świt wyjeżdżam żeby zdążyć na poranny prom. Deszcz pada i jazda po krętych drogach nie należy do przyjemności. Niestety nie udaje mi się załapać na prom o 7:30 i muszę czekać ponad dwie godziny na następny. W końcu docieram do Danii. Deszcz na szczęście pada tylko chwilami i nie jest jakiś uciążliwy. Około 16-tej jestem już lub dopiero za Hamburgiem. Szukam noclegu w okolicach Berlina ale ceny jakoś nie są zachęcające więc postanawiam udać się do Słubic. Wbrew pozorom, nie jest mi to po drodze ale cóż, koszta robią swoje. Nocleg ma całkiem wygodny, a do jakiejś „kebabowni” też nie jest daleko i spokojnie można przejść pieszo w celu rozprostowania i rozruszania kości.


                  23 lipiec 2017

                  Czas kierować się w stronę domu, a więc muszę najpierw pojechać A4 �� do Krakowa i później odbić na Zakopane gdzie docieram około 16-tej. Teraz czas na relaks i powrót już bezpośrednio do domu za jakieś dwa dni…..

                  Komentarz


                    #54
                    29.07.2017

                    Lot mam na 18-tą. W związku z tym na lotnisku muszę się stawić 3 godz. wcześniej. Mimo braku możliwości odprawy on-line (serwery się zawiesiły), sama odprawa przebiega całkiem sprawnie. Później kontrola bezpieczeństwa i odprawa paszportowa. Lot do Doha odbywa się bez jakichkolwiek problemów. Cały czas można śledzić w którym miejscu znajduje się samolot. Jedyne na co można narzekać to wielkość posiłków które są małe.
                    Lotnisko w Doha jest całkiem spore i bardzo dobrze oznakowane. Bez problemu trafiłem do bramki skąd miałem następny lot..


                    30.07.2017

                    Ląduję w Delhi. Na powitanie gości, cała podłoga wyłożona jest wykładziną dywanową. Muszę przyznać, że robi to wrażenie. Po odstaniu w kolejce do wstęplowania wizy, w końcu wychodzę na zewnątrz. Gorąc i duchota od razu uderzają we mnie. Coś strasznego. Nim minę kilkadziesiąt metrów, zagaduje mnie taksówkarz. Cena jaką podaje za dowóz do pociągu trochę zwala z nóg. Po chwili podchodzi drugi. Po długiej rozmowie, rezygnuję z jazdy pociągiem do Dehradun, jadę taryfą. Od samego początku coś było nie tak. Jak się okazało, to do miejsca docelowego miałem jechać z innym gościem. To mi nie przeszkadzało. Jednak po dotarciu na peryferie miałem przesiadkę do innego samochodu. Mało tego, musiałem wtedy zapłacić z góry za kurs do Dehradun. Pełen obaw, nie mając w sumie innego wyjścia, zapłaciłem. Wziąłem przy okazji telefon do gościa który mnie właśnie wysadzał i któremu płaciłem. W Dehli od samego lotniska widać mnóstwo wojska. Nawet nie można spokojnie odjechać bo są posterunki kontrolne i progi zwalniające. Przy głównych ulicach są ogrodzone tereny z drutami kolczastymi na płotach. To są albo koszary, albo tereny na których mieszkają wyżsi stopniem wojskowi. Droga bardzo się dłuży. Przysypiam co chwilę. Na szczęście w samochodzie jest klimatyzacja i jest całkiem przyjemnie. Gdzieś w połowie drogi, kierowca zatrzymuje się i idziemy coś zjeść. Głodny jestem ale tak szczerze to boję się jeść. Chodzi o roztrój żołądka. Mimo obaw, zjadłem. Nie było to nic nadzwyczajnego, ale zawsze to coś. Menu było w dwóch językach, na szczęście bo tych ichniejszych krzaczków to bym nie rozczytał. Po kilku drzemkach, docieramy na miejsce. Było trochę szukania hotelu ale w końcu kierowcy udało się go znaleźć. Czas na relaks i okupowanie łazienki. Nie trwało to długo, jak się później okazało to tylko reakcja na zmiany żywieniowe, a nie zatrucie. Zmęczenie podróżą daje się we znaki. Mam wszystkiego dosyć. Jestem głodny i zły. To co widziałem do tej pory, przeraża mnie. Nie tak to sobie wszystko wyobrażałem. Brud, smród, tłok. Tego wszystkiego nie da się opisać. Szok jest tak wielki, że nie wiem czy to nie będzie mój najgorszy urlop.

                    Komentarz


                      #55
                      31.07.2017

                      Wstaję z bólem głowy. Humor mam niewiele lepszy od wczorajszego. W sumie to nie wstaję, a jestem obudzony telefonem do pokoju. W dodatku gość był na tyle uparty, że nie chciał gadać po angielsku tylko coś po swojemu tam mamrotał. Załapuję jeszcze dwu godzinną drzemkę. Niewiele lepiej się czuję ale muszę znaleźć miejsce gdzie mam wynajęty motocykl. Miałem trochę błądzenia ale w końcu udaje mi się znaleźć postój taksówek. Za 10 zł zawiozą mnie na miejsce taksówką 3 kołową. Po kilkunastu minutach jestem prawie u celu. Teraz na piechotę pozostaje mi odnaleźć wypożyczalnię i knajpę w jednym. Taksówkarz niestety nie znał tego lokalu. Nie było łatwo. W nieustającym deszczu krążyłem po okolicy aż w końcu trafiłem. Nic nie jest łatwe. Wypożyczalnia była zamknięta. Dzięki umiejętnościom porozumiewania się w języku anglo-hindi gość z sąsiedniego lokalu dzwoni do właścicieli i przekazuje mi, że będą za parę minut. Chłopaki przyjechali dosyć szybko. Dużo mi powiedzieli na temat drogi którą chcę przejechać. Nawet pomogli wypełnić dokumenty on-line jakie będą mi potrzebne do zezwolenia żeby wjechać do Kargil. W Manali mam się zgłosić po odbiór zezwolenia, o ile go dostanę. Na koniec umówiłem się na 9-tą rano po odbiór motocykla. W teorii mam wszystko załatwione i mogę spokojnie wracać do hotelu. Niestety w tej okolicy taksówek jest mało ale mam dużo czasu i mogę się przejść ten kawałek. Jakieś 8 km bez chodnika. Przy okazji zatrzymuję się w salonie Royala Enfielda który wypatrzyłem jadąc wcześniej taksówką. Mają też wypożyczalnie ale trzeba wcześniej rezerwować. Do hotelu docieram przemoczony ale już spokojniejszy. Po odpoczynku i wysuszeniu znowu wyruszam na miasto w celu odnalezienia miejsca gdzie mogę kupić pierogi samosa i jakiegoś środka na odkażanie. Trochę musiałem się nachodzić w poszukiwaniu pierogów, a okazało się, że są na wprost hotelu tylko po drugiej stronie ulicy. Odkażacz też kupiłem…

                      Komentarz


                        #56
                        Rozpędziłeś się z lekka kolego.
                        Samotny basior na wypasie....

                        Komentarz


                          #57
                          Dziunek, gdzie ja się rozpędziłem? Wypad na sąsiednie podwórko to rozpędzenie? Nie przesadzaj...



                          01.08.2017

                          Rano wyruszam po taksówkę. Najpierw kurs do hotelu po bagaże, później po motocykl. Hmmm podjeżdżam po 9-tej i co widzę? Knajpa jest jeszcze zamknięta! Po 40 min ktoś się zjawia. Dowiaduję się, że motocykl będzie za godzinę. Ok, akurat zdążę się przepakować z jednej wielkiej torby do sakw. Czas oczekiwania na upragniony środek transportu niestety uległ zmianie. Pogoda też się zdążyła już zmienić na wczorajszą. Nawet bym powiedział , że to była ulewa. Moje morale podupadło. Po dwóch godzinach przestaje padać. Jest 13:30 a ja dalej czekam na motocykl. Do przejechania mam 220 km, a szacowany czas przejazdu to ponad 6 godzin. Rany, nie chcę tutaj jeździć po ciemku. A hotel mam już zabukowany w Shimla. W końcu o 15-tej dostaję motocykl. Szybkie pakowanie i ruszam. Miasto i pobliskie miasteczka bardzo się ciągną. Co trochę na jezdni są progi zwalniające. Średnia prędkość jest bardzo mała. Ulice są wąskie, co w miasteczkach bardzo utrudnia ruch. W końcu mogę czasami pojechać trochę szybciej. Niestety, moja radość nie trwała długo. W sumie po przejechaniu raptem 30km motocykl mi gaśnie. Zegary w motocyklu nie dają żadnych znaków życia. Próba odpalenia z kopniaka też nie przynosi żadnych efektów. Linka od prędkościomierza upalona przy samym kole (a niby nowa była). Po kilku minutach zjawiają się pierwsi ciekawscy. Mija kolejnych kilka minut i zjawia się ktoś z kim mogę się jakoś porozumieć. Po krótkiej rozmowie, informuje mnie, że gdzieś w okolicy jest mechanik, jakieś 5 km od miejsca w którym się znajdujemy. No nie, nie będę pchał motocykla taki kawał. Gość chwilę podumał, wsiadł na swój motocykl i pojechał po mechanika. Minęło może 10minut i obaj byli z powrotem. Oględziny zostały zrobione i niestety musimy jechać do warsztatu. Każą mi wsiąść na motocykl. Czyżby mieli mnie tam zapchać? Nie mam nic przeciwko temu, jest bardzo gorąco jak dla mnie. Jednak mieli inny sposób. Najpierw pchając mnie, rozpędzili motocykl, a później gość na motocyklu, jadąc obok , pchał mnie. Z tych 5km było może 2 do warsztatu. Tam zaczęli trochę grzebać. To tu, to tam. Ale tak patrzę i nie podoba mi się. Szukają nie tam gdzie trzeba. Tłumaczę im w czym tkwi problem i co jest dobre. W końcu znaleźli. Motocykl odpalił. Jeszcze tylko selfie które sobie zażyczyli i mogę jechać. Ale żeby nie było tak dobrze, to po ubraniu się, mój wypożyczony Thunderbird 500 znowu zgasł. I znowu miał te same objawy. Tym razem naprawa poszła szybko. Z jakiegoś powodu paliło bezpieczniki. W końcu ruszam z zapasem bezpieczników. Uradowany sobie jadę i jadę… Mija może z 5 km i ta bestia znowu gaśnie. Zatrzymuję się lekko wnerwiony, patrzę na liczniki, a kątem oka widzę dym który wydobywa się gdzieś z boku motocykla. Odruchowo pomyślałem „pali się” i czym prędzej wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki i zsiadłem z niego. Oglądam co się mogło palić i stwierdzam, że to instalacja elektryczna. To już wiem, że nigdzie nie pojadę tym motocyklem. Wysyłam smsa do chłopaków od których pożyczyłem motocykl, że wracam na pace razem z motocyklem. Tylko jakiś samochód muszę ogarnąć. Zjawia się jakiś gość i rozmawiamy o awarii. Widzę, że jedzie jakiś samochód z paką i pytam się gościa czy dogada się z kirowcą żeby mnie zawiózł do Dehradun. Zatrzymał samochód, chwilę pogadali i nie ma problemu. Zawiezie mnie do miasta. Cena 1600 rupii. Mało nie jest ale co mam robić. Paka wysoka, motocykl ciężki, a nas mało do załadunku. Za chwilę ktoś przynosi deskę. W międzyczasie zjawia się jakiś tubylec którego wcześniej widziałem przy poprzednim postoju. Motocykl udało się wrzucić na pakę, wsiadam do szoferki w tym momencie do kierowcy pochodzi chłopak który był przy poprzedniej naprawie. Chwilę rozmawia z kierowcą i mówi mi, że cena ta jest za wysoka i mam zapłacić kierowcy 1400 rupii i nic więcej. Ok, jedziemy. Po drodze też nie było ciekawie. Motocykl się przewrócił na pace, jacyś kolesie nas zaczepili i coś im tam było nie w smak i późnij jechali z nami aż do miejsca docelowego. Po nieskończenie długim czasie docieramy do Bigrin Caffe gdzie wypożyczałem motocykl. Chyba widzą, że jestem wykończony i zły bo od razu proponują mi herbatę. Mówię im, że najpierw motocykl. Z budowy obok biorą jakiś szalunek żeby go ściągnąć. Sam rozładunek trwa dłużej niż załadunek. W końcu motocykl jest wyciągnięty i postawiony do światła. W Dehradun jakoś nie widziałem oświetlenia ulicznego. Wytłumaczyłem co się stało i został mi zaproponowany inny motocykl, 350 Classic. Słabszy jest ale w górach ponoć daje radę i jest ponoć nowy. Dostaję herbatę która jest robiona w sposób regionalny i jest pyszna. Po wypiciu herbaty zostaję zawieziony do warsztatu na oględziny motocykla. Po obejrzeniu, przetestowaniu i zaakceptowaniu motocykla wracamy do kawiarni. Chłopaki pomagają mi kupić miejscową kartę sim bo jako obcokrajowiec nie mogę jej kupić. Starają się załatwić wszystko jak najszybciej ale niestety to trwa. Tutaj też, byłem wieziony motocyklem i widziałem jak kierowca w trakcie jazdy pisał smsa ! W motocyklu musieli założyć bagażnik i podwójne gniazdo zapalniczki żebym miał możliwość podładowania kamery i telefonu. Oczywiści nie omieszkałem dodać żeby założyli jakiś przełącznik w celu uniknięcia rozładowania akumulatora. W końcu dostałem motocykl i możemy jechać do hotelu. Poprzedni w Shimli anulowałem. Gdzieś około 22-giej docieram wykończony do hotelu.

                          Komentarz


                            #58
                            No nieźle, ale trudne początki za to dalej będzie bajka

                            Komentarz


                              #59
                              Dziwnie spokojnie to piszesz.....

                              Komentarz


                                #60
                                Jak dziwnie spokojnie? Należy używać tylko kulturalnych słów
                                Tak tak, bajka będzie

                                Komentarz

                                Pracuję...
                                X