Ogłoszenie

Zwiń
No announcement yet.

Słowenia

Zwiń
X
 
  • Filtr
  • Czas
  • Pokaż
Wyczyść wszystko
new posts

    Słowenia

    Witam,
    Już od jakiegoś czasu chodziło mi po głowie aby wybrać się do Słowenii . Wszystko zaczęło się pewnego wieczora, kiedy siedząc przy kompie i jezdżać palcem po mapie natrafiłem na dziwna pętelkę w północno-zachodniej części tego kraju. To właśnie ta droga stała się inspiracją do całej podróży. Później doczytałem, iż owa pętelka ma nawet swoją nazwę – Mangartsko Sedlo.
    mapa 1.jpg

    Rzuciłem temat wśród znajomych z którymi robiliśmy wcześniejszej rożne wakacyjne wypady. Ale wszyscy akurat jesteśmy w takim wieku, że ciężko znaleźć czas i możliwość aby wyrwać się z domu na tydzień lub dwa ( małe dzieci, budowanie domów, własne raczkujące biznesy itp.)

    Z kandydatów na kompana pozostał tylko jeden – Nunek . Kumpel z którym znamy się od czasów Mixolu, i wina Kavalier w kartonie. Moja żona Karolina zastanawia się czy jechać z nami czy puścić mnie samego z Nunkiem.
    Jako że 7 dni to troche mało aby tam dojechać motocyklem, pokręcic się po okolicy i wrócic postanowiliśmy to zrobic w trochę oszukany sposób, a mianowicie zapakować motocykle na przyczepke i zaciągnąć je do Słowenii. Tam rozbić się w jednym miejscu i robic jednodniowe wypady po okolicy, w sumie to mały kraj.

    Na wiosnę zaczołem więc dopinać szczegóły, organizować noclegi i szukać ciekawych miejsc do odwiedzenia, zaklepałem urlop. Zarezerwowałem przyczepke na motocykle w wypozyczalni i zakupiłem hak do naszego samochodu. Termin zaplanowalismy na 22-29 lipiec.

    Ale oczywiście nie może być tak kolorowo. Na początku lipca kiedy byliśmy całą rodziną na wakacjach i wszystkie szczegóły były już jak nigdy dopięte. Nunek dzwoni i niepewnym głosem oznajmia że przewrócił się na TTr-ce w lesie i złamał lewą ręke !!!! Ale idzie twarde w zaparte że to nic, on i tak pojedzie . Pochodzi w gipsie te dwa tygodnie potem sobie sam zdejmie i jakoś to będzie.
    Nunek przez dwa tygodnie nie jadł nic więcej jak tylko kurze rapki i galaretkę, nawet zrezygnował z alkoholu aby nie zabużać procesu rekonwalescencji . To podobno według miejscowych znachorów miał być sposób na szybsze zrośnięcie się kości. Jak się pewnie domyślacie ta cudowna dieta nie przyniosła oczekiwanych efektów, koło 15 lipca Nunek dalej miał gips, a o wcisniciu sprzęgła nie było nawet mowy.
    No to dupa. Niejedziemy. Odwołujemy noclegi – duch wyprawy upada. Przede mną rysuje się wizja spędzenia urlopu w tradycyjny Polski sposób: słońce, woda, piasek czyli szeroko pojęte prace budowlane w koło nowobudowanego domu.
    Noclegi udało się odwołąć i odzyskać kasę pomimo że oferta na bookingu. com była bezzwrotna.

    Zaczołem kombinowac że może chociaz na pare dni w Bieszczady, nawówię żonę żeby pojechała na swoim moto które w tym sezonie zaczeło już obrastać kurzem.
    Byłem już nawet zdecydowany, ale żona za bardzo nie pałała optymizmem.

    Jest niespełna tydzień przed planowanym terminem wyjazdu. W robocie siedzę i cały czas jeżdżę palcem po mapie kombinując, a może jednak by pojechał?
    Tego samego dnia siadam do kompa, robię nowe rezerwacje tym razem w kilku miejscach w Słowenii. A po powrocie do domu przedstawiam plan małżonce.
    Karolina widząc że że wszytsko jest w miare ogarniete i że nie będziemy musieli po nocy pukać od drzwi do drzwi i pytać o nocleg lub po całym dniu gonienia po autostradzie spac w namiocie podejmuje rękawice. Decyzja zapada - jedziemy normalnie, na motocyklu.

    #2
    To tsk jak ja obecnie. Pani nie chce jechac wiec zdecydowałem sie na PL. Dawaj dalej.
    Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
    No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
    sigpic

    Komentarz


      #3
      Polecam, super jaskinie, przepiękne miasta w tym uznany za najpiękniejszy Piran. Jezioro Bled obowiązkowo i zamki do wyboru.
      Plaże słabe, tylko 46 km linii brzegowej.

      Komentarz


        #4
        To może na początek trochę o osiołku. Nasza gadzina to XTZ 750 ze mną już z 10 lat. Przebieg w dniu wyjazdu 95537 km, więc już leciwa. Przed wyjazdem tenera dostała nowy-stary zestaw napedowy od TDM-ki. Kupiłem kiedyś na internetach na grosze. Przełożenie 17/42 więc mocno wydłużone. Efekt jest taki że teraz na 4 biegu mam przełożenie takie same jak na 5 w standardzie. A obecnie 5 służy jako nadbieg. W rezultacie przy 120km/h jest 4000 obr. Motocykl wyczuwalnie słabszy pod wzniesienia ale na autostrady jak dla mnie rozwiazanie super. Poza tym szwajcarski kit z Kedo w gażnikach. Ponadto załozyłem klips na manetke który pozwala nie sciskać kurczowo rolgazu a wystarczy jedynie oprzeć nadgarstek i gaz sam się odkręca. I gadżet niezastapiony na tym wyjżdzie czyli dętka od taczek widoczna na centralnym kuferku.
        IMG_20180723_132215.jpg


        Podpatrzyłem kiedyś tan patent u jednego wikinga którego spotkałem w Rumunii. Gosciu jechał Norwegii na VS1400 z kobitą więc kawał drogi. I powiedzieli że jak się siedzi na dętce to dupa tak nie boli. Postanowilismy więc to przetestować

        Wiec ruszamy,
        Dzień wcześniej córka wywieziona do dziadków więc można się na spokojnie dopakować. Plan był aby wyjechać koło 7-8 rano w niedziele, standardowo mamy obsuwę i wyjezdzamy koło 9. Na początek nudna jak flaki z olejem trasa z Kielc na śląsk tam wskakujemy na autostrade i już tniemy w strone Ostravy. Austotrada po polskiej stronie jest bajka, szeroko, mały ruch kilometry szybko ociekają. Na ostatniej stacji po polskiej stronie kupujemy winiete na Autrie –na 10 dni płacę jakieś 50 zł. I Jemy obiad. Siadamy na moto i kita. Trasę rozłożyliśmy na dwa dni. Wiemy już z doświadczenia że maksymalnie co można zrobić na naszej tenerce to 500 – 600 km dziennie żeby jazda była jeszcze przyjemnością a nie katorgą. Po drodze zaczyna się chmurzyć, ale założenie kondonów odkładamy na ostateczny moment. Dopiero ostatnie 50 km jedziemy w przeciw-deszczówkach.

        IMG_20180722_142135.jpg
        Koło 17 dojeżdżamy do celu. Nocleg nagrany w miejscowości Mikulov w Czechach tuż pod austriacką granicą. Fajne miastko stare budownictwo, rynek i zamek. Wszędzie widoczne tradycje winiarskie tego regionu. Nasza kwatera nosi nazwę „ Pod Vinici” i rzeczywiscie za domem winnica. Właścicielka oferuje wino na sprzedaż. Za litrowy dzbanek płacimy 4 Euraki. Motocykl zamknięty w podwórku. Pijemy wino i o krótkim odpoczynku idziemy w miasto, jest koło 19. Wino nas trochę poklepało - jest wesoło. Restauranty już powoli zamykają, jemy coś na szybko i, obchodzimy starówkę wracamy na kwaterę. Wrzucam kilka zdjęć z miasteczka. Naprawdę fajne miejsce na Nocleg po drodze.
        20180722_194150.jpg
        IMG_20180722_192025.jpg
        20180722_194619.jpg
        20180722_194623.jpg
        20180722_194130.jpg
        20180723_094121.jpg

        Komentarz


          #5
          Czyta się
          Pomarańczowa gorączka rośnie... XTZ 660 i LC4 640

          Komentarz


            #6
            Poniedizałek rano, jemy sniadanko w pensjunie, znosimy graty, pakujemy się i kita. Już jakis czas temu się nauczyłem że z rana trzeba pożadnie zjeśc. Wcześniej kilka razy wyjeżdzalismy na głodnego z założeniem że po drodze się coś zje. Ale wtedy zawsze a to nie ma gdzie stanąć, a to nie ma akurat tego co by się chciał zjeść, ktoś stanie a ktoś drugi pojedzie dalej itp. Nagle robi się koło południa, żar leje się z nieba i przeważnie w takich przypadkach przytrafia się jakiś nieszczęście albo awaria i nie masz siły i nerwów żeby sobie z tym poradzić. Z rana śniadanie musi być!!!!! I najlepiej w pensjunie, kosztuje zwykle 4-5 Euro. Jak pujdziesz do sklepu to i tak wydasz tyle samo.
            Ruszamy więc na Wiedeń, po kilku kilosach stajemy na stacji na tankowanie i ubieramy przeciwdeszczówki. Paliwo w Austri 1,65 Euro więc tanio nie jest. Spotykamy czechów na super hiper adwenczurowych sprzetach: Tigery, nowiutkie GS-y. Też jadą do Słowenii. Z przymróżeniem oka patrzą na naszą leciwą tenerke i dętkę od taczek – oni mają jakięś żelowe nakładki na siedzeniach .
            Zaraz po ruszeniu zaczyna padać, deszcz dostaję się gdzieś do telefonu i ładowanie przestaje działać po chwili nawigacja pada bo nie ma prądu a my akurat wjeżdżamy w Wiedeń. Ale jest dobrze jest obwodnica, dobrze oznakowana. Trzeba się tylko trzymać cały czas lewego pasa nigdzie nie zjeżdżać i cały czas prosto. Przejeżdżamy bez problemu. Zaczyna się ruch, 4 pasy w jedną stronę, tłoczno i nieprzyjemnie. Ostro pada, mokro, mało co widać. Po kilkudziesięciu kilosach robi się lepiej, zaczynają się ładne góry i ruch mniejszy. Stajemy co jakieś 80 km. Jeden z postojów przydrożnym zajeździe „ Oldtimer”, fajny klimat w środku, piwo nalewa się z silnika motocyklowego, nad barem wisi R-35. Jest self serwis, ceny przystępne za miseczkę gulaszowej z bułka 5 euro.

            IMG_20180723_151957_BURST001_COVER.jpg

            Po wyjściu z zajazdu wychodzi słońce, pogoda się poprawia wsiadamy i dalej kita.
            A nastepnym postoju doganiamy czechów, są tak trochę zdziwieni że dotrzymujemy im kroku .
            Potem skręcamy w drogę A 11, po 20-30 km są jakieś bramki, okazuję się przejazd tunelem i trzeba płacic – 7,2 Euro. Płacimy i wjeżdzamy, przed tunelem znak że przekop ma grubość ponad prawie 8 km. Jakiś czas temu przełaczyłem na rezerwę i w głowie zapala się lamkpa czy czasem gdzieś po środku nie zabraknie mi wachy .

            Tunel.jpg

            W środku robi się strasznie goraco, grubo ponad 30 stopni. Ale jest dobrze starcza benzyny. Wyjezdzamy i już jesteśmy w Słowenii. Jest pięknie, wszędzie góry, ładnie zielono. Zaraz po wyjeżdzie jest stacja, stajemy tankujemy. Paliwo po 1,30 Euro. Kupujemy winietę - 7,2 euro. Ze zdziwieniem patrze że weszło 20 litrów a przejechałem równe 400 km. Wychodzi 5l/100 km. Może i jakość paliwa lepsza ale wpływ ma też pewnie to, że podczas deszczu jechalismy asekuracyjnie 100-110 km/h. Mitasy E 09 swoją wątpliwą przyczepnością na mokrym nie zachęcały do brawury . Nie mam zdjęć wrzucam kilka fotek z googla.

            stacja.jpg

            droga słownia 2.jpg

            droga słowenia.jpg

            Podczas jednego z postojów w Austrii wysuszyliśmy telofon i kabel pod suszarką do rąk w łazience. Mamy nawigację, wklepujemy adres pierwszego noclegu, mamy jakies 40 km. Droga super, piekne widoki i super asfalt, zadnych dziur i łatek.
            Jedziemy kluczymy, skręcamy w coraz to węższe asfaltowe uliczki, w końcu zaczyna się szuter, ostro pod górę. Ostatnie 5 km pokonujemy na 1 biegu, stromo. Motocykl mocno zaladowany, przednie koło często traci przyczepność, siadamy prawie na baku jest lepiej. Powoli do góry, żeby tylko nie stanąć bo ruszyć będzie ciężko zwłaszcza że za nami ok 500 km i cały dzień jazdy, zmęczenie daję się we znaki.
            W końcu docieramy. Okazuje że pensjun to zwykle schronisko górskie o nazwie „ Valvazorjev dom”, położone na wysokości 1181 m.n.p.m. To pewnie dlatego była to jedyna wolna miejscówka w okolicy Bled w przystępnej cenie .

            20180723_195236.jpg

            20180723_195323.jpg

            Pakujemy się do recepcji, mili gospodarze, zamawiamy piwko i coś do jedzienia. W Słowenii mamy dwa browary Lasko i Union. Mnie osobiście do gustu przypadło Lasko. Zimne smakuje wybornie.
            Musze tu spomnieć o lokalnym przysmaku podawanym na słodko „struheljce” cos tak jakby roladki z naleśnika z białym serem podawane z bułka tartą smażoną na maśle. Niebo w gębie.
            Pokój z piętrowymi łózkami, łazienki na korytarzu, ale generalnie OK.

            20180723_191258.jpg

            Komentarz


              #7
              Poniżej droga do schroniska, wg gogla średnia prędkość na tym odcinku to 20 km/h .

              droga do schroniska.jpg

              5 minut z buta od schroniska jest fajna polanka z której roztacza się niesamowity widok na całą okolice. Jest super. W oddali widać jezioro Bled i zamek. Nie pozostaje nic innego jak otworzyć piwerko i rozkoszować się widokami.

              20180724_075227.jpg

              20180724_191545.jpg

              Następnego dnia dzień zwiedzania. Plan na dziś to wąwóz Vintagar, jezioro Bled i może zamek. Wypakowujemy wszystko z kufrów, pod ubrania motocyklowe zakładamy krótkie gacie. Kanka mówi że ona pierdo….. i ze mną na motocyklu tą droga nie zjeżdża. Ma dość emocji z dnia poprzedniego. Woli sobie wyjść godzinę wcześniej i zejść na piechotę . Ale w końcu wsiadamy i jedziemy razem, nie wiedząc czemu zapominam o zjeżdżaniu na biegu i jadę tylko na hamulcach, po około 1 km, tylni hamulec wysiada, pedał wpada do końca i nic nie hamuje. Potem już zjedżam na jedynce po ostygnięciu hamulec postanawia jednak ponowie zacząć działać. Pierwszy raz coś takiego mi się przytrafiło.
              Droga fajna, po dojechaniu pod parking Vintagar okazuje się iż turystów sporo, parkingowy coś tam macha ale go zlewam. Znajdujemy miejce między samochodami, rozbieramy się szybciutko bo patelnia niesamowita. Ubrania motocyklowe pakujemy do kufrów i już w sandałkach, szortach i komórką w ręce idziemy w strone kasy. To jest zdecydowanie lepsze niż w tym upale poruszać się w ciuchach motocyklowych, buciorach i z kaskiem w ręce.
              Okazuje się że parking dla motocykli był pod samymi kasami w cieniu, jednak trzeba było posłuchać parkingowego .
              Generalnie pod każdą atrakcją turystyczną w słoweni był parking dla motocykli za free, więc fajny ukłon w strone podrużujących na 2 kólkach.
              Bilet wstepu 5 Euro, widoki niesamowite.

              20180724_112106.jpg

              20180724_112019.jpg

              20180724_113633.jpg

              20180724_113752.jpg

              Z wąwozu jedziemy pod zamek Bled, bilety wstępu 11 Euro/osoba. Odpuszczamy i idziemy nad bajoro. Fajna woda, ciepła i czysta. Obowiązkowa kąpiel. Jest plaża z atrakcjami dla dzieciaków i gastronomia ( zapewne płatna), ale idziemy dalej i w krzakach wyczajamy fajne miejsce do kąpania.

              20180724_143408.jpg
              20180724_151356.jpg
              Załączone pliki

              Komentarz


                #8
                Kolejny dzień przeznaczony na gwoźdź programy czyli Mangartsko Sedlo. Pakujemy się już normalnie, cały majdan na motocykl i heja. Początkowo jedziemy drogą 201 do miejscowości Kranjska Gora. Widoki dają przedsmak tego co będziemy oglądać dziś. Droga super, łagone łuki i nienaganny asfalt. Czysta przyjemność z jazdy.

                IMG_20180725_103552.jpg

                Góra za moimi plecami to prawdopodobnie Triglav- najwyższy szczyt Słowenii widniejący na fladze tego kraju

                IMG_20180725_104608.jpg

                Krajnska Gora to sympatyczna miejscowość, mocno nastawiona na turystke , jest kamping z jeziorkiem. Fajne miejsce na nocleg jakby ktoś się wybierał w te rejony . Następnie skręcamy w lewo na droge 206, widoczne na mapie agrafki zapowiadają niezłe emocje.

                przełęcz Vrsic.jpg

                I zaczyna się, powoli wspinamy się do góry, widoki robią się coraz lepsze. Nawierzchnia dziwna, bo na prostych odcinkach asfalt a na serpentynach stara i wyślizgana kostka brukowa, dobrze ze jest sucho.

                Droga Vrsic.jpg

                IMG_20180725_112615.jpg
                Poniżej polecam link do filmu z You tube. Choć trochę oddaje on magię tego miejsca,





                Szacun dla kolarzy i rowerowych globtroterów, myślę że podjazd ma około 15 km, ja wachluje biegami 1-3, a oni mozolnie na najniższym przełożeniu pną się do góry.
                W końcu docieramy na przełęcz, Vrsic 1611 m.n.p.m.
                O góry tłoczno, sporo motocykli. Moto parkujemy koło ciekawego sprzętu.
                Po chwili przychodzi właściciel, zakręcony Holender. Zagadujemy na temat sprzetu, potiwrdzają się moję przypuszczenia że to Royal Enfield z silnikiem diesla, rocznik 1973. Zróznymi udziwnieniami włascicela. I kto powie że na starych motocyklach nie da się podróżować.
                IMG_20180725_115029_BURST005.jpg

                20180725_115302.jpg

                20180725_115418.jpg

                20180725_115431.jpg

                IMG_20180725_115029_BURST010.jpg

                Komentarz


                  #9
                  Piękna sprawa.
                  Zeszłej zimy na mojej ścianie wisiała ogromna mapa Słowenii...
                  Pisz i wrzucaj zdjęcia!

                  Komentarz


                    #10
                    Słoweńskie alpy super sprawa, byłem tam parę lat temu, właśnie z przełęczy Vrsic ruszałem na szczyt Prisojnik- wejście ferratą przez słynne okno
                    Fajnie powspominać cholernie wam zazdroszczę fajna wyprawa powodzenia życzę

                    Komentarz


                      #11
                      hahahahahahahah - "Nunek przez dwa tygodnie nie jadł nic więcej jak tylko kurze rapki i galaretkę, nawet zrezygnował z alkoholu aby nie zabużać procesu rekonwalescencji . "

                      kur.... aaaa czytając to aż nie wierze że Nunek potrafił zrezygnować z alkoholu na rzecz rekonwalescencji- baaaa nawet śmiem sądzić że to przez brak alkoholu się nie zrosło - po prostu organizm dostał szoku, za dużo białka a za mało alko

                      Komentarz


                        #12
                        Zjeżdżając z przełęczy stajemy na obiad. Popijamy ichniejszą podróbka coca-coli .
                        20180725_124102.jpg

                        Po posiłku kierujemy się już prosto pod Mangart. Dojezdzamy do drogi 203 i skręcamy w prawo w kierunku przejścia granicznego z Włochami. Od tego momentu jedziemy praktycznie cały czas pod górkę.

                        droga na mangart.JPG

                        Smród spalonych klocków hamulcowych ciągnący się za busami jadącymi z naprzeciwka zapowiada że znowu będzie ciekawie . Dojeżdżamy do skrętu na Mangartske Sedlo.
                        Teraz troche o tej drodze. Tak jak inne drogi wielbione przez motocyklistów (np. Transfogarska czy Gruzinska Droga Wojenna) ta również miała w przeszłosci znaczenie militarne.
                        Według tego co wyczytałem droga powstała w 1938. Te tereny w owym czasie należały do Włoch, a droga miała służyć Włochom do celów obronnych przed armia Jugosłowiańską podczas drugiej wojny światowej. Droga ma długość niespełna 12 km podczas których przejzdzamy przez 5 tuneli i pokonujemy różnicę wzniesień 980m.


                        IMG_20180725_142200.jpg

                        Dobra ruszamy, po kilkuset metrach jest bramka, płacimy za wjazd 5 Euro. Rowerzyści za darmo, ale moim zdaniem to powinno im się jeszcze dopłacać, albo przynajmniej postawić piwko.
                        Cały czas ostro pod górę, po wyjechaniu z lini lasu pokazują się szczyty, droga robi się naprawdę wąska. Wyminięcie dwóch samochodów wygląda tak że jeden szoruje lusterkiem po skałach a ten od strony przepasci jedzie tuz przy krawędzi drogi.
                        Jeżdżę na motocyklach już 20 lat i w miarę ogarniam, ale tu naprawdę zaczynam wątpić w sprawność moich zwieraczy. Stajemy co chwilę na zdjęcia.


                        20180725_144320.jpg

                        20180725_144348.jpg

                        20180725_144438.jpg

                        20180725_145530.jpg

                        20180725_145733.jpg

                        20180725_153313.jpg

                        20180725_153343.jpg

                        Widoki są spektakularne, siedzimy i podziwiamy. Jesteśmy szczęśliwi że główny cel wycieczki udało się osiągnąć.

                        poniżej film z tej drogi nakęcony przez rowerzystów..
                        Polecam.

                        Komentarz


                          #13
                          W poczuciu spełnienia pakujemy się na motocykl i zjeżdżamy na dół. Widoki pierwsza klasa.Pod względem poziomu dostarczonych emocji w naszym rankingu dwie dzisiejsze drogi wyprzedzają wszystkie inne, którymi mieliśmy okazję do tej pory jeździć.

                          Nocleg na ten dzień przewidziany w miejscowości Dreznica, tak jak i poprzednio krytrium była cena i dostepność. Chciałem znalężć coś w Bovec – ale tam było sporo drożej i wszystko zajęte. Bovec to rozreklamowana miejscowość turystyczna. W głównej mierze pewnie za sprawą raftingu bo co chwile mijamy busy ciągnące pontony i kajaki na przyczepach.
                          Skręcamy z głównej drogi ,przejeżdżamy przez most nad rzeką Soca - woda czyściutka.

                          IMG_20180725_173156.jpg
                          Na moście spotykamy ciekawostkę, ładnie utrzymane lub odrestaurowane XT 500. Od tego modelu zaczęła się cała historia z serią XT, XTZ i wszelakimi pochodnymi. Sam zresztą w przeszłości też byłem szczęśliwym posiadaczem takiego moto. Łezka się w oku kręci.
                          IMG_20180725_173239.jpg

                          Po pokonaniu kilku km serpentyn pojawia się nasz cel - Dreznica.
                          Miejscowość okazuję się być małą wioską. Jeden kościół i życie skupione wokół niego. Jeden sklep i jedna knajpa. Widoki jak z bajki.
                          Kwatera spoko, czysto schludnie tylko sąsiedztwo trochę dziwne – za murem cmentarz . Stad pewnie atrsakcyjna cena 
                          Poniżej kilka fotek w Googla.

                          Dreżnica z góry.jpg

                          dreznica snieg.jpg

                          Dreznica kwatera.jpg

                          Ogarniamy się i idziemy „na miasto” W jedynej knajpie z trudnością znajdujemy stolik i zamawiamy Lasko. Po piwku idziemy na „rynek”. Na środku fontanna , a w niej lokalesi studzą browary . Bierzemy z nich przykład i zakupujemy wino które też następnie wędruje w fontannie koło browarów. Robimy w międzyczasie rekonesans wioski.
                          Sklepikarz pożycza nam otwieracz i mówi że oddamy jutro – spoko. Sklep otwarty tylko rano i wieczorem . Za dnia zamknięte.

                          20180725_191723.jpg

                          - - - Zaktualizowano - - -

                          i jeszcze kilka fotek z tego dnia:

                          20180725_200230.jpg

                          20180725_192335.jpg

                          20180725_202611.jpg

                          20180725_203944.jpg

                          20180725_193850.jpg

                          - - - Zaktualizowano - - -

                          Praktycznie na tym samym podwórku co nasz pensjun mieszka Mirko - starszy jegomość. Mirko od maleńkości miał jedno hobby - chodzil po okolicznych górach i lasach wynajdując militaria pochodzące z pierwszej wojny światowej. W okolicy wioski była bowiem swojego czasu linia frontu.

                          Mirko przez te wszytskie lata nazbierał szpejów tyle, że postanowił na strychu swojego domu otworzyć muzeum. Zawsze kiedy jest w domu można przyjść i poprosić o oprowadzenie. Mirko z pasja opowiada o eksponatach, on po Słoweńsku my po Polsku i jakoś się dogadujemy.

                          Ciekawa jest Historia tego regionu. Z powodu różnych zawiłości historycznych wioska przechodziła z rąk do rak na przestrzeni lat. Na ten przykład dziad Mirka służył w armi austro-wegierskiej, ojciec we włoskiej, sam mirko w jugosłowiańskiej a jego syn już w słoweńskiej. Wszyscy jednak mieszkali cały czas w tej samej miejscowości, tylko ogranice lub nazwy państw się zmieniały.

                          Na pierwszym zdjęciu kustosz muzeum :-).

                          20180726_093012.jpg

                          Napis na bramie informujący o muzeum:

                          20180726_090448.jpg

                          Eksponatów jest naprawdę sporo. W fiolkach widocznych na jednym zdjęciu znajduje się morfina. Każdy żołnierz miał taka na swoim uposażeniu. Mirko wysłał jedna fiolkę do laboratorium, okazało się, że po upływie wieku lek jest nadal w jak najlepszej kondycji, ciągle nadający się do użycia i prawie 100% czysty.


                          20180726_091028.jpg

                          20180726_091153.jpg

                          - - - Zaktualizowano - - -

                          Jako wierny fan serialu Janosik od razu rozpoznaję hełm carskiego wojska.

                          20180726_091401.jpg


                          Jest też i wiekowa mapa z nieszczęsnego okresu kiedy naszego kraju nie było na kartach świata.

                          20180726_091857.jpg

                          I jeszcze jedna ciekawa rzecz. Kartka pocztowa na której było już wydrukowane zdanie w kilku językach " Jestem zdrów i powodzi mi się dobrze". Taka kartka była wysyłana z frontu do rodziny wojaka raz na jakiś czas jako informacja ze ten się nie poległ na polu walki.

                          20180726_092522.jpg

                          Jest też i część cywilna, tu zbierał eksponaty po sąsiadach, znajomych i rodzinie.
                          Poniżej strój karnawałowy.

                          20180726_093248.jpg

                          Komentarz


                            #14
                            Następnego dnia kierujemy się na południe. Jeszcze tylko ostatnie zdjęcie pod pomnikiem koło wioski i jedziemy na dół.

                            IMG_20180726_105041.jpg

                            Plan na dziś to nadmorska miejscowość Koper, do przejechania mamy niecałe 200 km więc niewiele. Na początku droga fajna przez lasy ale im dalej na południe tym zieleń ustępuje miejsca wypalonej trawie i zabudowaniom. W po jakimś czasie nawigacja kieruje nas na remontowaną autostradę. Żar lejący się z nieba, i smród świeżego asfaltu kierują nas do pierwszego zjazdu. Szybka korekta trasy i już jedziemy „ drogą inną” . To był strzał w dziesiątkę jedziemy wioskami , w koło winnice. Drogi szerokością „na jeden traktor” znowu jest banan na twarzy.

                            droga na Koper 1.jpg

                            droga na Koper 2.jpg

                            Potem wskakujemy na drogę 409 która jest równoległa do autostrady, nawierzchnia elegancka a ruch znikomy. Chwilę póżniej jesteśmy my już w Koprze. Noclegi nagrane w Hostelu Św. Anna. Budynek na początku był więzieniem, potem klasztorem, a teraz to akademik. Ale jest spoko mamy swój pokój z łazienką. Meldowanie możliwe od 15 a jest 14, idziemy na obiad. Po drugiej stronie ulicy jest jadłodajnia, pewnie studenci się tu stołują. Za dwa porządne obiady płacimy 9 Euro więc jest OK. Całość ogrodzona murem motocykl na podwórzu.

                            Generalnie całe, poniekąd małe, wybrzeże Słowenii ma również ciekawą historię. W latach powojennych funkcjonowało tu bowiem „Wolne Terytorium Triestu” . Dopiero w 1954 roku Tereny te przeszły pod władanie Jugosławii. Do tej pory na znakach drogowych widać napisy w dwóch językach a między tubylcami czasami słychać rozmowy po włosku a czasami po słoweńsku.

                            Stary Koper zachwyca klimatem i ciasnymi uliczkami. Ale kiedy tylko opuścimy starówkę widać przemysłowe oblicze tego miasta. Funkcjonuje tu bowiem największy port towarowy w okolicy.


                            20180726_171634.jpg

                            20180726_171708.jpg

                            20180726_175441.jpg



                            Jest też i plaża miejska ale mała i nieciekawa, duzo betony a na dnie sporej wielkości kamienie. Poza tym mamy centralnie widok na port i wielkie żurawie.

                            20180726_181624(0).jpg

                            Wyczytałem wcześniej że jedyna piaszczysta plaża w Słowenii znajduję się w miejscowość Portoroż, planujemy tam pojechać następnego dnia.


                            Snujemy się po miasteczku i pijemy piwko w okolicznych knajpach. Relaxik.

                            20180726_210920.jpg

                            Komentarz


                              #15
                              Bardzo fajna przygoda świetnie się czyta

                              Komentarz

                              Pracuję...
                              X