Ogłoszenie

Zwiń
No announcement yet.

PensjunADV Team w Rumunii

Zwiń
X
 
  • Filtr
  • Czas
  • Pokaż
Wyczyść wszystko
new posts

    PensjunADV Team w Rumunii







    CDN....

    #2
    cdn ??? grabisz sobie, grabisz

    Komentarz


      #3
      był lans



      oddawanie czci



      oraz urlopowanie



      można było pozapier..lać



      albo płakać że brakuje siły





      CDN...
      Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
      No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
      sigpic

      Komentarz


        #4
        No dobra,
        to od początku. Na pewno nie będzie to przewodnik po penjunach ale będzie kilka ocen i pokazanych miejsc gdzie można spokojnie przenocować jak biały człowiek czyli spać w łóżku i świeżej pościeli

        Wyjechałem w sobotę z Dęblina o 15ej, plan aby dojechać jak najbliżej Barwinka żeby trasę dojazdową do Sapanty podzielić na dwie części. Na miejscu byłem o 18ej, Renia i Adam czekali na mnie już na miejscu. Pierwszy nocleg był tu https://mapy.google.pl/maps?q=49.422...num=1&t=h&z=18
        szału nie było bo wiocha zabita dechami ale podobno w stylu agro to tak się teraz podróżuje no ale nic, lepsze to niż spanie w namiocie

        Na drugi dzień spokojnie śniadanko i w drogę, plan - dojechać do Sapanty.
        Na granicy w Barwinku tankowanie i w drogę. Gdzieś na zwężeniu dróg w SL spotymaky ekipę z Polski, imion i ich ksyw nie pamiętam, zapytali czy mogą się podłączyć bo też jadą do RO, no to spoko powiedziałem ale zaznaczyłem że jedziemy 100-110 bo Renia ma małe moto. Jeden z gości odparł od razu MY TEŻ SZYBCIEJ NIE JEDZIEMY. Popatrzyłem a tu GEJES 1200, FAZER 600, DL 650 i oni jadą 100 km/h? Pomyślałem banany albo jakieś geje no ale nic, trudno, będzie ciekawiej.
        Wjechaliśmy do Węgier boczną drogą przez Pacin, nudy ogólnie, asfalt i gorąc niemiłosierny. Szybko przejechaliśmy Węgry i zrobiliśmy przystanek zaraz za granicą Rumuńską na obiad.

        tu https://mapy.google.pl/maps?q=47.845...num=1&t=h&z=19









        Ogólnie lokal bardzo przyjemny, kelner przypominał pana Zdziśka z jakiejś knajpy prl-owskiej z i do tego z jakąś białą chustką na ręku, ni w ząb po angielsku, coś tam pokazywał ale kiepsko mu szło. Zrozumiał słowo VISA or MASTERCARD . Cena obiadu praktycznie standard 40 RON, jakieś mięso z poi'a (kurczak) ale było smaczne.

        Po obiedzie szybko w stronę Baia Mare i w górę do Sapanty. Pierwsza pensjuna trochę drogo ale potem już spokojnie, 50 RON za pokój dwuosobowy



        Widok z balkonu mojego pokoju



        Mała wycieczka po rozpakowaniu motocykli, więc standard monastyr i cmentarz







        Bujanki były praktycznie w każdej pansjunie



        Kolacja, mamałyga i bimber, myślałem że jak to zjem będzie grana o góry nitka na dole płachta ale obyło się bez ekscesów





        Syn starszej pani czyli ADI właściciel pensjuny był leśnikiem, pokazał nam kilka ścieżek w lesie i powiedział gdzie można jeździć a gdzie jest wycinka lasu. Sam jeździł krótkim Pajero na angielskich papierach , tam podobno można rejestrować takie auta bo nie raz widziałem takie samochody na białych blachach więc albo zarejestrowany albo przepięta tylko rejestracja . Ale Rumunia to kraj wolnych ludzi jak to powiedziała znajoma Adiego, Anka - jedna z lokatorek pensjuny.

        Po wyspaniu się w łóżku i śniadaniu ruszyliśmy na trasę, w planie droga na skróty przez las Sapanta-Baia Mare.







        Droga spokojna i lajtowa, sucho i nawet nie było prawie żadnej wielkiej kałuży, miałem narysowany dokładny ślad w GPSie więc przejechanie zajęło nam lekko ponad 2 godziny. 2 lata wcześniej z Erwinem zrobiliśmy ten przejazd w 5 godzin z błądzeniem i zmaganiem się w błocie miejscami po ośki.

        Koło południa byliśy już w Baia Mare, kierunek i plan na dalszą drogę to szybki przelot w stronę miasta Turda, mieliśmy dużo czasu więc zajechaliśmy do kopalni soli





        Nic szczególnego tam nie ma jeśli widzi się to ponownie, ale mikroklimat i atmosfera fajna, można było odpocząć od upału na powierzchni.

        W drodze do Sebes







        Sebes i niby jakaś tam kapadocja, nie wiem ale to zwykłe pastwisko z fajnym klifem wyrzeźbionym przez wodę. Błądziliśmy trochę żeby dojechać pod sam klif bo powstaje obwodnica albo nawet i jakaś autostrada w tamtych okolicach i stara droga prowadząca wprost do tego miejsca została przecięta przez nówkę asfalt, trochę pojeździliśmy po pastwisku ale udało się w końcu dotrzeć.









        Dalej kierunek Transalpina i szukanie pensjuny na jej początku, nie pamiętam już jak się nazywa to miasteczko ale kierowaliśmy się na Sasciori.

        Kolacja jak przystało na prawdziwego adv'ła i pensjuna przed transalpiną







        Nie mam więcej zdjęć ale standard po prostu EU, pokój z trzema łóżkami i łazienką w pokoju 120 RON, śniadanie 10 RON od osoby, pani obsługująca - rycząca 20tka spokojnie gadała po ang, nie to co reszta jej rodziny, widać że była najmłodsza ja tam po prostu lubię świeżą pościel

        Transalpina, standard, jak ktoś był to wie że już cała jest w asfalcie, można podnóżkami przycierać na winklach, raj dla supermociaków, to zakręt który też pamiętam z łatania gumy





        Zapuściliśmy się lekko w bok od transalpiny, jest to wylot Strategic Road





        Ale stwierdziliśmy że za dwa dni tędy będziemy jechać więc nie ma sensu stać, trzeba jechać dalej



        Obok szczytu po którym przewija się Transalpina



        No ijeszcze klika ładnych widków na przełęcz Urdele.





        W tle STRATEGIC ROAD






        Dalej to już miasteczko Ranca, coraz więcej pansjun i widać że miejscowość robi się na ośrodek narciarski, coraz wiecej wyciągów i tras zjazdowych






        Stacja meteo koło Ranca'y





        W drodze zjazdowej zobaczyłem że jakiś mały gejes jedzie pod górę i to po pastwisku, z kuframi zaliczył nawet sporawy wjazd i nie położył sprzętu więc jadę za nim. Spotkaliśmy się na szczycie, okazało się że jedzie już trzeci miesiąc, zaczął od Bałkanów a teraz wraca do Niemiec, nie pamiętam gdzie ale biegle mówił po angielsku więc mogliśmy się z nim bez problemów dogadać a nie szpreche w deche



        Po zjeździe od Novaci kirowaliśm się do Polo Vragi, chcieliśmy zobaczyć wąwóz ale odpuściliśmy z braku czasu i paliwa bo mieliśmy dojechać jeszcze do początku trasy Tansfogarskiej czyli do Curtea de Arges. Droga ok 150km asfaltem, rozdzieliliśmy się z Renią i Adamem, uzgodniliśmy spotkanie gdzieś na wjeździe do miasta. Zatankowałem, napiłem się i zjadłem batonka, ujechałem może 30km i złapałem gumę w przednim kole. Kurde jakoś nie mam szczęścia do Rumunii i gum na przodzie. Sms do reszty "złapałem gumę, stoję w Baile Govora". No nic, trzeba się brać i zmieniać dętkę, jakoś nie trafiłem na vulcanizare nigdzie po drodze a na całkowitym flaku nie chciałem jechać. Spoko, pół godziny, kompresor adv factory i jadę dalej, sms do Adama "zrobiłem, jadę"

        Spotkaliśmy się na przedmiesciach Curtea de Arges, no i oczywiście szukamy pensjuny bo godzina już koło 17ej, oczywiście 20 min i wszystko jest

        chyba tutaj https://mapy.google.pl/maps?q=45.197...num=1&t=h&z=16



        Pokój z dwoma dużymi łóżkami, tylko że bez balkonu 130 RON, 10 RON za śniadanie od osoby, standar EU, łazienka w pokoju, obiado kolację zjedliśmy w mieście, jakieś 3 km wcześniej bo pani w recepcji zaproponowała. Obiad na prawdę dobry, znów jakiś tam POI w jakimś sosie .

        Tak wyglądało śniadanie, prawdziwy smażony dżem którego nie jadłem od dzieciństwa



        PO śniadanku Transfogasan , pogoda dopisała, widoczność na prawdę na kilkanaście km w dal, tama na jeziorku a na szczycie zimno ale to jak zawsze, w drodze na szczyt znane miejsce z wcześniej wyprawy - ster wyrobisko po kopalni no i kilka fotek z wodospadem













        Na szczycie na prawdę wszystko było widać, nawet miasteczko w dole doliny





        Muszę kiedyś się przejechać i nocować w tej pansjunie



        kilka fotek na parkingu ale nie za wiele bo silnik strasznie szybko stygł







        Na dole oczywiście tak samo, wszystko było widać, nie mogłem tym razem też złapać na zdjęcie kolejki Cocacoli



        Nie wiem z czego oni robią ten asfalt ale na prawdę można było zamykać opony i przycierać podnóżkami na zakrętach choć droga ma już swoje lata.

        Na dole byliśmy koło południa, więc cel ustawiliśmy na Brezoi, gdyż następnego dnia zaplanowaliśmy przejazd przez Strategic Road. Oczywiście w Brezoi tankowanie i dalej w drogę żeby być jak najbliżej, o 15ej nie mogłem się powstrzymać i zatrzymałem się przy pensjunie . Nie pamiętam nazwy ale dom nad strumieniem, pokój z 3ema łóżkami, łazienką, balkonem 150 RON, obiadokolacja 20 RON od osoby, śniadanie 10 RON/os.







        Trzeba było troszkę odpocząć, Renia z Adamem postanowili popływać, ja po zmiarzeniu ręką temperatury wody stwierdziłem że ma może 2 st więcej niż ta w strumieniu i dałem sobie spokój




        cdn

        Ostatnio edytowany przez marcinjunak; 46.
        Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
        No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
        sigpic

        Komentarz


          #5
          Osz ty w kółko golony ale fajna wyprawka, ile km przejechaliście mniej więcej.

          Komentarz


            #6
            Zamieszczone przez robkri Zobacz posta
            Osz ty w kółko golony ale fajna wyprawka, ile km przejechaliście mniej więcej.
            Ja zrobiłem coś koło 3300 km, wyjechałem z Dęblina i do Dęblina wracałem.
            Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
            No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
            sigpic

            Komentarz


              #7
              świetne foty, świetna wyprawa

              Komentarz


                #8
                Niedługo będzie więcej

                Komentarz


                  #9
                  Rewelacja, zazdroszczę Renia w portkach moro wygląda jak 1 mln USD
                  Sowizdrzał
                  KTM 750 6T
                  Nie wierz, nie bój się, nie proś!

                  Komentarz


                    #10
                    Zamieszczone przez sowizdrzal Zobacz posta
                    Rewelacja, zazdroszczę Renia w portkach moro wygląda jak 1 mln USD
                    Ładnemu we wszystkim ładnie

                    Komentarz


                      #11
                      Zamieszczone przez RENIA Zobacz posta
                      Ładnemu we wszystkim ładnie
                      Przede wszystkim Marcinowi

                      Dawać film!!!!

                      Komentarz


                        #12
                        Dobra, pora na ciąg dalszy,
                        ostatnia pensjuna z basenem była chyba tutaj



                        Na dziś w planach był przejazd przez Strategic Road



                        Niby droga na googlach więc powinna być ok, nie wyobrażam sobie niktórych momentów z tej drogi szczególnie jej pierwszych partii jeśli było by mokro. Specjalnie powiedziałem Adamowi: pojedziemy tą drogą na północ od 701D, widać że leci po szczytówkach to bedą fajne widoki. Tymczasem to jest zwykła dorga pasterska uczęszczana tylko przez tubylców na dojazd do pola, na początku jest jakieś gospodarstwo ogrodzone na wlocie i wylocie, myślałem że będziemy musieli się wracać ale spokojnie można przejechać, trzeba tylko otwierać i zamykać bramy żeby kozy albo owce nie uciekły .



                        Jakaś taka dziwna to była droga, cały czas po trawie, mało kamyków, jak nie Rumunia, w oddali ludzie zbierający siano odmachowali nam ze zdumieniem, pewnie mówili pod nosem: ale debile, skąd oni się tu wzięli, przecież droga do miasta Ciungetu jest w odległości 1 km w bok. Problem tylko taki, żeby dojechać do tej drogi trzeba było by zjechać w dół jakieś 1tys m w pionie, czasem bałem się spoglądać w dół bo niby łąka ale z boku ładne urwisko. Najgorsze że ja miałem ślad po asfalcie a Adam po połoninach i ciągle widziałem tą drogę obok i zastanawiałem się co ja tu ku..wa robię, przecież obok jest wygodna droga, ale jak pomyślałem że trzeba wracać po wyżłobionych koleinach w trawie zacisnąłem zęby i powoli do przodu . Widoki z połoniny fajne ale szkoda było się zatrzymywać patrząc że już niedługo oba ślady, mój i Adama spotykają się na krzyżówce.



                        Tak to właśnie wyglądało na skrzyżowaniu.



                        Dalsza droga to już lajcik, małe kamienie i wszystko ubite, Dacia na pewno jedzie tędy na dwójce







                        Droga cały czas trawersuje zboczami, w pionie nie da rady podjechać, nawet wściekłym psem było by co robić . Im bliżej szczytu widać że jacyś pewnie przyjezdni ludzie narobili różnych dróg prowadzących na szczyty górek, miejscami lajcik a miejscami nawet strome podjazdy, widać że terenówki podjeżdżały bo koleiny potrafiły być tak głęboki że składały mi się podnóżki.
                        Widoki za szczytów zarąbiste



                        Dzięki ładnej pogodzie na prawdę było wszystko widać i panorama gór dookoła robiła wrażenie nawet na mnie, myślę że na piechotę z plecakiem bym tu nie wlazł za chiny ludowe
                        W tle widać było jezioro Vidra, nie wiem jaki szczyt wjechaliśmy ale gps pokazywal 2100 mnpm,











                        Tak zaczęliśmy się podniecać zjazdami i podjazdami że Adama poniosła fantazja, chwila nieuwagi, koleina na drodze, lekki zakręt i z boku urwisko, przedni hebel i gleba. Jak to mówią: blizny dodają męskości tak? . Na szczęście nic się nie stało, kierunek się tylko wypiął z mocowania, nawet żarówka się nie stłukła. A dlaczego? Jak by ktoś nie wiedział odpowiedź jest jedna słuszna: Bo to KTM





                        Prostowanie kiery, naprawa buta i dalej w drogę na następny szczyt







                        To właśnie pokazywany przeze mnie wcześniej następny podjazd, niby mała górka ale było co robić na podjeździe, WP robiło robotę



                        Max zoom mojego aparatu



                        A to już na szczycie, każdy zadowolony a ja z Adamem pełni podziwu dla Reni . Na dole Srtategic Road którą mieliśmy podążać.





                        Pojechaliśmy dalej zgodnie z kierunkiem drogi tylko że dalej szczytami, wszystko dajnie ale jak się wjechało trzeba było w końcu zjechać w dół, jest to o wiele trudniejsze niż podjeżdżanie
                        Widzicie Renię na zdjęciu?



                        Może teraz będzie wyraźniej





                        Jechaliśmy cały czas do przodu od czasu do czasu zjeżdżając na wyznaczoną wcześniej drogę, dojechaliśmy do kolejki linowej a dokładnie do wyciągu narciarskiego, wszystko stoi nówka sztuka i czeka na zimę







                        No i dalej w stronę Transalpiny.



                        Około południa byliśmy już na skrzyżówaniu dróg 7A ora 67C, kierunek Caransebes, tylko 150 km asfaltem i bez żadnych przełęczy więc będzie spoko, szybki przelot, postój tylko na tankowanie.
                        Takie widoki były w drodze.



                        A z stamtąd właśnie jedziemy



                        Oczywiście żeby nie było za łatwo bo koło 15ej już byliśmy w mieście Borlova, planowaliśmy nocleg w Mejscowości Muntele Mic. Oczywiście wiedzieliśmy że można tam dojechać równiutkim asfaltem ale przecież musi być ciekawiej, musi się coś dziać, WP musi pracować .
                        Odległość około 12 km jak pokazuje wujek góogle,



                        motocykle z tobołami bo przecież to taki krótki odcinek, to co zobaczyliśmy na miejscu trochę nas zaskoczyło . Droga zajęła nam 4 godziny a ja miejscami już chciałem rozbijać namiot w lesie. Kto mnie lepiej zna domyśli się że miałem już dość .









                        Przyszła i chwila zwątpienia przed szczytem, Adam położył motocykl na kamieniu i nie dawał rady go podnieść, pomogłem mu i przy okazji powiedziałem że dalej nie jadę może już z 20ty raz . Powiedział że pójdzie w górę zobaczyć czy coś ciekawego widać na szczycie, ścieżka iście dla adv'ła bo poszedł bez butów



                        Wrócił nawet zadowolony, powiedział że widział pensjuny że głowa mała, od razu się ucieszyłem, pomyślałem pewnie będzie tam spa oraz dżakuzja i jakoś nabrałem chęci na dalszą jazdę . Wjeżdżamy do miasteczka jakoś od tyłu. jakieś stare walące się domy, psy bezpańskie szwendają się bokami, ludzi jak na lekarstwo. Ku..wa co to ma być - pomyślałem?







                        Nie będę pisał słów które wypowiedziałem robiąc to zdjęcie



                        Podjechaliśmy do pierwszej która była niby otwarta, pytanie ile i dlaczego tak drogo, pani - późne rocococo - napisała na karteczce 150 RON za osobę z jedzeniem. Jak Adam to usłyszał to po prostu odparł - No thanks - do pani, a do mnie - spie..amy . Postanowiliśmy wrócić na dół bo tu h..em wiało, nocleg na pewno będzie jakiś w miasteczku Borlova - mekka enduro maniaków. Zjechaliśmy na dół, oczywiście już asfaltem bo po kamieniach chyba nie dali byśmy rady, co druga pensjuna zamknięta albo zabita dechami brama, widać że nie ma sezonu. Zatrzymuję się przed jedną z takich bram bo przed nią stał czarnuchowy motocykl, niby otwarte ale na pukanie nikt nie otwierał, wchodzę a tu wyskakują do mnie dwa długowłose owczarki niemieckie, trochę sie zląkłem ale ok, taka moja SABA . Gospodarz mówi że ma pokój ale 120 RON od osoby z jedzeniem, też podziękowaliśmy. Wychodząc zobaczyłem w altanie 5 psów, exc, wr, hus sie nawet trafił, pomyślałem pewnie będą jutro coś jeździć bo gotowe do drogi stały. Czas zaczął nas trochę gonić bo było koło 20ej, jadąc w stronę Turnu Ruieni Adam zobaczył na płocie pasek folii KTM którą odgradza sie tor tam na pewno będą swoi a dokładnie to jest tu



                        Okazało się że to nie pansjuna tylko jak topowiedział gospodarz "guest house" bo nie zaprasza nikogo tu na herbatę albo coś takiego, przyjmuje tylko endurowców i ludzi którzy przyjeżdżają na narty w zimę.



                        Cena jaką zaoferował gospodarz to 120 RON od osoby ze śniadaniem i kolacją. Powiem Wam że jego żona na prawdę zajebiście gotuje, poczęstował nas swoim wyrobem, nalewką z porzeczkami i czereśniami . Rozpakowaliśmy motocykle, ustawiliśmy w garażu, kolacyjka i spać bo droga do Muntele Mic na prawdę dała nam w kość.
                        Renia z Adamem dostali pokój dla nowożeńców, w każdym pokoju łazienka, standard powiedział bym domowy a nie jakiś hotelowy ale za to miejsce miało swój niepowtarzalny klimat. Gospodarz jest z zawodu ratownikiem górskim, pokazywał nam swoją stajnię, 3 quady od 800 do 400 pojemności, skuter górski na 3 osoby i pojemności 1.3 litra w 2T . Biegle mówił po angielsku, pokazał nam szczegółowe mapy pasma Tarcu, powiedział gdzie można jeździć dużymi motocyklami a gdzie lepiej się nie pokazywać, był pełen podziwu dla Reni że przejechała starą drogą do Muntele Mic na swoim motocyklu.



                        Plan na następny dzień - wjazd na Tarcu







                        CDN ...
                        Ostatnio edytowany przez marcinjunak; 46.
                        Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
                        No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
                        sigpic

                        Komentarz


                          #13
                          Wyprawa i relacja pierwsza klasa, musiał być niezły hardcore że już chciałeś namiot rozstawiać

                          Komentarz


                            #15
                            Zamieszczone przez kamilltee Zobacz posta
                            miszcze !

                            startegic road na mnie tam jeszcze czeka !

                            toto własnie wtedy niestety omineliśmy - zjazd jest przed czy za miejscem gdzie złapałeś gume ?
                            cała Transalpina jest na Streetview - zjazd na Strategic Road:
                            https://mapy.google.pl/maps?saddr=DN...,52.54,,0,2.65
                            Zjazd jest za miejscem gdzie złapałem gumę, jakiś może 1km, dokładnie to co pokazałeś w googlach.
                            Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
                            No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
                            sigpic

                            Komentarz

                            Pracuję...
                            X