


CDN....










no ale nic, lepsze to niż spanie w namiocie 





. Cena obiadu praktycznie standard 40 RON, jakieś mięso z poi'a (kurczak) ale było smaczne.









, tam podobno można rejestrować takie auta bo nie raz widziałem takie samochody na białych blachach więc albo zarejestrowany albo przepięta tylko rejestracja
. Ale Rumunia to kraj wolnych ludzi jak to powiedziała znajoma Adiego, Anka - jedna z lokatorek pensjuny.















ja tam po prostu lubię świeżą pościel 

















.

, pogoda dopisała, widoczność na prawdę na kilkanaście km w dal, tama na jeziorku a na szczycie zimno ale to jak zawsze, w drodze na szczyt znane miejsce z wcześniej wyprawy - ster wyrobisko po kopalni no i kilka fotek z wodospadem 
















. Nie pamiętam nazwy ale dom nad strumieniem, pokój z 3ema łóżkami, łazienką, balkonem 150 RON, obiadokolacja 20 RON od osoby, śniadanie 10 RON/os.






Renia w portkach moro wygląda jak 1 mln USD



. 
. Widoki z połoniny fajne ale szkoda było się zatrzymywać patrząc że już niedługo oba ślady, mój i Adama spotykają się na krzyżówce.





. Im bliżej szczytu widać że jacyś pewnie przyjezdni ludzie narobili różnych dróg prowadzących na szczyty górek, miejscami lajcik a miejscami nawet strome podjazdy, widać że terenówki podjeżdżały bo koleiny potrafiły być tak głęboki że składały mi się podnóżki. 






. Na szczęście nic się nie stało, kierunek się tylko wypiął z mocowania, nawet żarówka się nie stłukła
. A dlaczego? Jak by ktoś nie wiedział odpowiedź jest jedna słuszna: Bo to KTM 









. Na dole Srtategic Road którą mieliśmy podążać. 














.
. Droga zajęła nam 4 godziny a ja miejscami już chciałem rozbijać namiot w lesie
. Kto mnie lepiej zna domyśli się że miałem już dość
.



może już z 20ty raz
. Powiedział że pójdzie w górę zobaczyć czy coś ciekawego widać na szczycie, ścieżka iście dla adv'ła
bo poszedł bez butów 

. Wjeżdżamy do miasteczka jakoś od tyłu. jakieś stare walące się domy, psy bezpańskie szwendają się bokami, ludzi jak na lekarstwo. Ku..wa co to ma być - pomyślałem? 




. Postanowiliśmy wrócić na dół bo tu h..em wiało, nocleg na pewno będzie jakiś w miasteczku Borlova - mekka enduro maniaków. Zjechaliśmy na dół, oczywiście już asfaltem bo po kamieniach chyba nie dali byśmy rady, co druga pensjuna zamknięta albo zabita dechami brama, widać że nie ma sezonu. Zatrzymuję się przed jedną z takich bram bo przed nią stał czarnuchowy motocykl, niby otwarte ale na pukanie nikt nie otwierał, wchodzę a tu wyskakują do mnie dwa długowłose owczarki niemieckie, trochę sie zląkłem ale ok, taka moja SABA
. Gospodarz mówi że ma pokój ale 120 RON od osoby z jedzeniem, też podziękowaliśmy. Wychodząc zobaczyłem w altanie 5 psów, exc, wr, hus sie nawet trafił, pomyślałem pewnie będą jutro coś jeździć bo gotowe do drogi stały. Czas zaczął nas trochę gonić bo było koło 20ej, jadąc w stronę Turnu Ruieni Adam zobaczył na płocie pasek folii KTM którą odgradza sie tor
tam na pewno będą swoi
a dokładnie to jest tu 
. Rozpakowaliśmy motocykle, ustawiliśmy w garażu, kolacyjka i spać bo droga do Muntele Mic na prawdę dała nam w kość.
. Biegle mówił po angielsku, pokazał nam szczegółowe mapy pasma Tarcu, powiedział gdzie można jeździć dużymi motocyklami a gdzie lepiej się nie pokazywać, był pełen podziwu dla Reni że przejechała starą drogą do Muntele Mic na swoim motocyklu. 






Komentarz