Ogłoszenie

Zwiń
No announcement yet.

Kamerun 2014

Zwiń
X
 
  • Filtr
  • Czas
  • Pokaż
Wyczyść wszystko
new posts

    Kamerun 2014

    Tu kończy się cywilizacja. Zostawiamy za sobą wystylizowane, lotniskowe ławki, swobodny dostęp do internetu, sklepy pełne dobrodziejstw cywilizacji, pachnące toalety. Przez następne 3 tygodnie wiele się zmieni w naszym otoczeniu... a jeszcze więcej w naszym życiu...






    Przez Berlin, Brukselę i Doula docieramy do Yaoundé - stolicy Kamerunu, gdzie z lotniska tuż po północy odbiera nas o. Darek z Marianną i jej mężem, Ashilem. W misji spędzamy kilka dni aklimatyzując się, przygotowując motocykle do drogi oraz zaprzyjaźniając się z dzieciakami, które są pod opieką Darka. Misja przez niego prowadzona jest swoistą oazą spokoju i bezpieczeństwa dla nich: mają zapewnione wszystkie potrzeby jakich niejedno dziecko z ulicy nigdy nie zaspokoi. Darek poprzez jasne reguły dba o ich wychowanie i wykształcenie. Zapewnia opiekę medyczną i możliwości rozwojowe. Uczy ich jasnych zasad życia. Byliśmy pod ogromnym wrażeniem widząc jak dzieciaki same o 5:00 zmywają podłogi i same piorą sobie ubrania... Rzadki widok w Polsce Msza Św. przed wyjściem do szkoły rozpoczyna się o 6:00. Nikomu nie trzeba o tym przypominać czy zaganiać do swoich obowiązków. Chyba poniosłem porażkę jako rodzic...









    Zajęcia popołudniowe z korepetytorką.




    Pierwsze spotkanie z maniokiem.








    Jadźka - mistrzyni kuchni!




    Marianna (czyli Mańka) - dobra kobieta z Jadźką







    Taddy, po prostu Tadek - gotowy do przytulenia.




    Sprzęt prawie gotowy...




    ...jeszcze tylko szybka lekcja zmiany dętki pod okiem "miszcza".




    Ready to ride!




    "Ostatnia wieczerza" - później już nie będzie tak łatwo, smacznie i przyjemnie.





    Jutro opuszczamy misję, wyjeżdżamy po naszą przygodę...




    Fot. Marcin Kucharski Ⓒ
    * MOTOWYZWANIA*
    * MOTOADV *

    #2
    Czytałem o tej misji na FAT, ciekawe miejsce.

    Komentarz


      #3
      Bardzo klimatyczne miejsce... przyjazne motocyklistom

      Kokosówka między pierdzipędami

      Rano opuszczamy misję i jedziemy w kierunku Bertua. Przedzieramy się przez uliczne szaleństwo jakie panuje na obrzeżach Yaounde: zasada "kto pierwszy/większy/kto głośniej trąbi - ten lepszy" rozpanoszyła się tutaj na dobre. Oswajamy się ze stylem jazdy proponowanym przez Afrykę. Najdziwniejsze są ronda: pierwszeństwo dla wjeżdżającego, więc jeśli już wjechałeś, to musisz ustąpić miejsca jakiemuś pierdzipędowi, który nadlatuje jak mucha z prawej. Pierdzipędy zresztą towarzyszyły nam przez cały pobyt - jako najpopularniejszy środek transportu służą w zasadzie do wszystkiego: można przewieźć 5 pasażerów, trumnę lub ... innego pierdzipęda. Ale wracając do rond. Żeby było ciekawiej przed nimi są często umieszczone znaki "ustąp pierwszeństwa", więc robi się galimatias, z którym tylko dzięki czujności, zdecydowaniu i intuicji kobiecej udaje się je bezpiecznie pokonywać. Droga asfaltowa ale co to za asfalt, jak są momenty, że co chwila dziura na pół metra. Raz z lewej, raz z prawej. Nawigacja pokazuje, że mamy jakieś 350 km. Nie spieszymy się. Zatrzymujemy się w kilku przydrożnych osadach, rozmawiamy z ludźmi, cieszymy się z każdego spotkania... Gorąco.









      "Kokosówka" domowej roboty



      Starszyzna częstuje - nie wypada odmówić...



      "Za zdrowie wszystkich twoich dzieci..."!





      Pierdzipęd solo...



      ...duet...



      ...tercet...



      ...jak to będzie? Sextet...?!



      Fot. Marcin Kucharski
      * MOTOWYZWANIA*
      * MOTOADV *

      Komentarz


        #4
        Kozak
        Social media: Facebook | @maku_xtz on twiiter
        Relacje Bośnia 2013 | Bałkany 2012 | Gruzja 2012 | Bałkany 2011

        Komentarz


          #5
          kurna Kamerun.... zazdraszam . Czekam na więcej
          Używaj świata, póki służą lata.

          Komentarz


            #6
            Nie ma co zazdraszczać... ciułać kasę i jechać "póki służą lata" i o. Darek ma jeszcze u siebie motocykle...


            - - - Zaktualizowano - - -

            KlÄ…twa pigmeja



            Spokojnie dojeżdżamy do misji w Bertoua. Na miejscu gościnni znajomi o. Darka przyjmują nas jak swoich, racząc czym mogą. Wieczorne piwo w przydrożnym barze, z dziewczynami w mundurach z pobliskiego garnizonu - umila koniec długiego dnia.












            Rano po szybkiej kawie zostawiamy w misji swoje klamoty i ruszamy na "lekko" w teren. Cel: dotrzeć do pigmejów z plemienia Baka oraz do polskich sióstr prowadzących misję w Djouth. Powrót przez Batouri do misji w Bertoua na kolację. Ot, taka mała off-pętla prowadząca głównie przez dżunglę. 350 km. Będziemy z powrotem na kolację... Betka.

            W końcu zjeżdżamy z asfaltu i możemy trochę pokurzyć po czerwonej, wypalonej słońcem ziemi. Po drodze gościmy w kilku osadach ukrytych wśród bananowców. Mieszkańcy reagują na nas dość ostrożnie ale już po chwili są serdecznie nastawieni i chętnie podejmują rozmowę.
























            Po kilku godzinach jazdy docieramy do większej wioski, gdzie trafiamy na targ. Sporo ludzi: kupują, sprzedają, chętnie z nami rozmawiają. Dzieciaki "oblepiają" nas oferując mięsna przekąski z grilla. "Może później" - pomyślałem. Póki co, chłodzimy się "33" Export uzupełniając braki w płynach.
























            Dochodzimy do grilla, który jest tuż obok rzeźni. Kontrola z Sanepidu raczej tu nie bywa. "Eeee.... może jednak innym razem..." - pomyślałem.





            Grill w wersji mikro...





            ...i w wersji makro




            Pranie nad rzeką jest częstym widokiem. Szczególnie na południu kraju, tam gdzie jest więcej wody w korytach rzek. Jest to doskonała sytuacja do integracji i zabawy. Takie przyjemne z pożytecznym.






            Walcząc z "pudrem", którego sporo na drodze docieramy do Djouth. Gości nas siostra Donata, która na dźwięk motocykli już wiedziała kto przyjechał, chociaż nikt nas wcześniej nie anonsował. Zajadamy się zimnym ananasem, wspominamy wspólne, znajome okolice na południu Polski i ruszamy dalej..





            Po drodze mijamy kolejne osady pigmejów. Mam szczęście, bo w ciągu dnia są zazwyczaj poza swoimi domami, gdzieś w dżungli. W jednej z nich trafiamy na pogrzeb, który trwa już od jakiegoś czasu. Kilkaset mieszkańców z okolicznych wiosek gromadnie rozsiadło się na trawie spędzając czas na rozmowach. Żegnają się ze zmarłą na różne sposoby: jedni wspominają, inni, piją, jeszcze inni oddają się transowemu tańcowi, śpiewając i plącząc. Marcin zostaje przy motocyklach tłumacząc coś zdezorientowanym gapiom, a ja "kocimi ruchami" wchodzę w ten tłum, który początkowo nie reaguje na moje pojawienie się. Dyskretnie próbuję zagrać to niecodzienne dla nas wydarzenie. Jestem oszołomiony: na środku leży na łóżku, pod moskitierą leciwa kobieta. W zasadzie moskitiera jest już jej nie potrzebna ale może to jakiś rytuał. Wmieszany w tłum ocieram się o tańczących wokół katafalku. Z pewnością znajdują się w innej rzeczywistości i bynajmniej nie sprawił to upał. Błędnymi oczyma zatrzymują się na naszych motocyklach. Widzę, że Marcin na dobre wdał się w rozmowę ze starszyzną. Coś nawzajem sobie tłumacza. Wódz wioski nastaje na niego, by ten coś zostawił żałobnikom na pocieszenie. Jest przy tym nieustępliwy. Tłum oblega motocykle ze wszystkich stron. Czuję, że jakoś napięcie rośnie w tej całej sytuacji. Marcin zniecierpliwiony po raz kolejny odmawia. "Grzeczniej, nie tym tonem do wodza...!" - poucza go jeden ze starszyzny. Chyba czas się zbierać. "Oj, dzisiaj to wy do Bertoua nie dojedziecie!" - słyszymy od niego na odchodnym. "Jak to nie?! Zostało nam ok. 150 km i 2 godziny do zmroku. Spokojnie, bez napinki damy radę..." - pomyśleliśmy. Ruszamy zostawiając za sobą wioskę żałobników.









            W pewnym momencie zawieszenie w motocyklu Marcin jakoś dziwnie się obniża. Pobieżne oględziny jednak nie niepokoją. Jedziemy dalej odciążając go: zabieram cały jego bagaż. Po kilku kolejnych kilometrach jest jeszcze gorzej. Okazuje się, że pękły obydwie śruby mocujące ramę. Powolutku zmierzamy do Batouri, gdzie mamy nadzieję szybko to naprawić. Nadchodzi noc. Przedzieramy się nie tylko przez ciemności oraz kurz, który wzniecają jadące w szaleńczym tempie ciężarówki ale też liczne check-pointy, które ze swoimi rozłożonymi przez drogę kolczatkami i pijanymi żandarmami z kałachami spowalniają naszą jazdę. Na jednym z nich zatrzymujemy się pół metra przed kolczatką! W ciemnościach zupełnie niewidoczna zapora budzi już w nas frustrację czemu dajemy wyraz w rozmowie z pijanym policjantem. Zdziwiony, że tak na niego naskoczyliśmy macha ręką żeby jechać dalej. Docieramy do Batouri i po 2 godzinach poszukiwań i naprawy ruszamy w kierunku naszej misji w Bertua.










            Nieziemsko zmęczeni, po przejechaniu 420 km docieramy na miejsce o 2:15 nad ranem... "Oj, dzisiaj to wy do Bertoua nie dojedziecie!". Oj, faktycznie...


            This is Africa!





            * MOTOWYZWANIA*
            * MOTOADV *

            Komentarz


              #7
              Świetna historia, podróżowanie nocą chyba nie dość niebezpieczne?

              Szerokości Panowie
              Pomarańczowa gorączka rośnie... XTZ 660 i LC4 640

              Komentarz


                #8
                Nocą, w czerwonym kurzu, bez oświetlonych dróg, przez dżunglę jazda nie należy do łatwych. Unikaliśmy takich sytuacji ale czasami droga pisała swój scenariusz...
                * MOTOWYZWANIA*
                * MOTOADV *

                Komentarz


                  #9
                  wypasik
                  Używaj świata, póki służą lata.

                  Komentarz


                    #10
                    Czytając historię o klątwie Pigmejów od razu do głowy przyszły mi lektury na których się wychowałem, czyli cała seria "Tomków" Alfreda Szklarskiego.

                    Powodzenia Panowie i czekamy na kolejne relacje.
                    Ostatnio edytowany przez nemo; 3351. Powód: ortografia
                    Pomarańczowa gorączka rośnie... XTZ 660 i LC4 640

                    Komentarz


                      #11
                      Fajny pomysł na wyjazd i super zdjęcia

                      Komentarz


                        #12
                        Jest klimat w takich wyjazdach fajne fotki widać prawdziwą dzicz
                        Dużo wiecej ciekawych zdjęć tutaj

                        Komentarz


                          #13
                          Po dwóch godzinach snu i wysokoenergetycznym śniadaniu (zupka chińska + kawa) wyjeżdżamy z Bertoua i ruszamy na północ, w kierunku Meiganga. Po drodze uliczni sprzedawcy kuszą soczystymi owocami ale wizja przyjęcia ameby skutecznie nas zniechęca.





                          Trudno namówić nas również na mięsne przekąski z grilla, jakoś odchodzi nas ochota na degustację. Oczywiście nie kwestionujemy ich wartości smakowych i kalorycznych ale w podanym menu nie dostrzegamy kaszanki i karkówki. Cóż, może innym razem...





                          Opuszczamy obszar gęsto porośnięty dżunglą. Teraz poruszanie się w otwartej przestrzeni jest bardziej męczące. Dodatkowo jazda bitą, pokrytą drobnym pyłem drogą, potęguje nasze zmęczenie. Liczne postoje w zacienionych miejscach, uzupełnianie płynów to jedyny sposób na szybką regenerację. To też doskonała okazja na nawiązanie kontaktów z okoliczną ludnością, możliwość obserwacji ich codziennego życia.







                          Zachwycamy się wszystkim: fascynuje nas kolor ziemi, roślinność, architektura, draperie, struktury, materiały, barwne stroje mieszkańców. Z tej krótkiej, kilkudniowej perspektywy daje się już zauważyć różnice architektoniczne. Wcześniej, na obszarze gęsto porośniętym lasem, dominuje architektura drewniana, na planie prostokąta, ściany i zadaszenie wykonane są z drewna teakowego. Tu, w strefie sawanny, dostępność tego materiału jest ograniczona, pojawia się więc wypalana na słońcu cegła. To stwarza nowe możliwości, coraz częściej stosuje się owal, domy buduje się na planie koła.









                          Po południu docieramy do Garoua-Boulai i kierujemy się w stronę przejścia granicznego między Kamerunem i Republiką Centralnej Afryki - kraju, w którym aktualnie panuje wojna domowa. Na granicy zatrzymują nas żołnierze armii kameruńskiej i unii afrykańskiej. Mimo zagrożenia panuje miła atmosfera, żartujemy, opowiadamy o naszym kraju, o celu naszej wizyty, o planach na najbliższe dni, fotografujemy, nagrywamy krótkie filmy. Wbrew niebezpiecznej sytuacji panującej po drugiej stronie, jest tu wyjątkowo spokojnie.













                          Jesteśmy świadkami zmiany warty, opuszczenia flagi, stoimy na baczność wraz z mundurowymi śpiewającymi hymn państwowy. Jesteśmy podekscytowani. Po chwili jednak pojawia się urzędnik wojskowy, któremu nie podoba się nasza obecność w tym miejscu. Nie pomagają nasze prośby, tłumaczenia, przeprosiny, momentami robi się wręcz niemiło. Pozbawieni paszportów i dowodów rejestracyjnych, praw jazdy... zostajemy zatrzymani. Na szczęście po dwóch godzinach odzyskujemy dokumenty i sprawnie, w pośpiechu opuszczamy granicę. Dwie godziny później, po zmierzchu zatrzymujemy się hotelu. To był kolejny dzień pełen wrażeń, przeżyć jakich tego dnia się nie spodziewaliśmy.







                          * MOTOWYZWANIA*
                          * MOTOADV *

                          Komentarz


                            #14
                            W kolejnym dniu przejeżdżamy drogę z Meiganga do Tchollire. W kilka godzin dojeżdżamy do Guldjiba - dystans około 270 km. To dosyć szybko jak na warunki afrykańskie. To już ostatni odcinek, który tak sprawnie pokonujemy. W Guldjiba skręcamy na wschód w stronę Parku Narodowego Bouba Ndjida do miejscowości Tchollire, gdzie mamy nadzieję zobaczyć hipopotamy. Jedziemy teraz drogą terenową, często wpadamy w grząski, miałki pył fesz fesz, motocykle ślizgają się, częściej się zatrzymujemy. Żar leje się z nieba, częściej szukamy cienia.



                            [/url]





                            Cegły wypalane na słońcu z uformowanego, czerwonego błota.













                            Zmagamy się z usterkami motocyklowymi, straszliwym upałem oraz ograniczonym dostępem do wody pitnej i żywności. Jesteśmy dopiero w połowie Kamerunu, a już teraz widzimy co znaczy brak wody, jak ogromny i realny jest to problem dla tych, którzy tu żyją. Wyschnięte koryta rzeczne i ludzie czerpiący z nich resztki wody, to nieodłączny element tutejszego pejzażu. Problem ten często przewija się w rozmowach z napotkanymi po drodze mieszkańcami.









                            Uzupełnianie płynów wydaje się w tych warunkach obowiązkowe - eksperymentujemy z różnymi napojami. Niektóre zdają się mieć wszystkie inne pod sobą...





                            Miejska studnia. Tu się toczy życie wioski.







                            Mimo wielu trudności, cieszymy się każdą chwilą, każdym spotkaniem i miejscem. Każdy pomyślnie rozwiązany problem urasta do rangi wielkiego zwycięstwa, z każdym dniem stajemy się coraz pewniejsi siebie, swych umiejętności, teraz Afryka wydaje nam się bardziej bezpieczna, oswajamy się z nią do tego stopnia, że odstawiamy leki przeciwmalaryczne, często zapominamy o podstawowych zasadach higieny.

                            Do Tchollire dojeżdżamy już po zmroku znajdując bez problemu skromny penzion polecany przez Lonely Planet. Wybieramy zgodnie z rekomendowaną zasadą: "Choose your neighbourhood wisely".





                            * MOTOWYZWANIA*
                            * MOTOADV *

                            Komentarz


                              #15
                              Nie lubie czytac opisow (na ogol), wiec nie czytalem, ale zdjecia mowia wiele i bardzo mi sie podobaja.
                              Lubie podroze kiedy poznaje sie ludzi, srodowisko w jakim zyja itd. Mozna powiedziec ze wtedy wlasnie eksplorujemy inne kraje.

                              Fajna wyprawa, moze kiedys i ja znajde czas na taka.
                              Fajnie jest miec XT1200 ale jeszcze fajniej jest posiadac XTZ750 i XT1200

                              Komentarz

                              PracujÄ™...
                              X