Ogłoszenie

Zwiń
No announcement yet.

PensjunADV Team w Rumunii vol. 2.

Zwiń
X
 
  • Filtr
  • Czas
  • Pokaż
Wyczyść wszystko
new posts

    #16
    Kawałek za tą górką dopiero zaczynały się widoki Ale jechać w chmurach, to... nic straconego

    Komentarz


      #17
      Wjechałeś tam z bagażami? Tam gdzie stanął Adam były koleiny i kamienie jak głowa i w dodatku zakręca droga-to było najtrudniejsze bo lekkie skręcenie i moto leci dookoła swojej osi...Wjechałeś trawą?Dawaj film bo nie uwierzę

      Komentarz


        #18
        Wszystko z tobołami niestety, bo chcieliśmy znaleźć inną drogę zjazdu i dopiero wtedy żeśmy się wjeb..li. Te górki z trasy były rozgrzewką
        Skrót jest we wcześniej wlepionym filmie https://www.youtube.com/watch?v=0VJiC9nJgZE Oczywiście ma wsio w osobnych plikach z całej wypociny
        Cholera, zaśmiecamy fotorelację. Może by to przenieść do odrębnego wątku?

        -- edit --
        chwilę przed omawianymi górkami https://www.youtube.com/watch?v=3QioWX4y9Vg - tutaj szybko zrozumiałem, że po śladach po terenówkach nawet C02 nie wyrobi (0:26) Później bokiem https://www.youtube.com/watch?v=JE2Dd6X6nHs i chyba bateria w kamerze padła, bo kolejny plik jest już z dalszej części trasy https://www.youtube.com/watch?v=VFcmvJlsQjo
        Ostatnio edytowany przez ArturS; 427.

        Komentarz


          #19
          Następnego dnia jedziemy dalej, dziś w planach Prislop, nic tam nie ma, stoi jakaś dzida na biało pomalowana i nic więcej, troszkę przereklamowane miejsce, choć może nie znam jego historii dokładnie,





          Niestety ale pogoda nam nie dopisywała tego dnia, cały czas mocniej lub słabiej padał deszcz, nic nie było widać a w lesie czułem się jak na filmie w Wietnamie taka trawa i krzaki z liśćmi wychodzącymi na drogę. Droga tak samo dziurawa jak w drodze z i na prislop, stary asfalt z dziurami głębokimi po kostki, już lepiej się jechało po górach i kamieniach niż po tej drodze.

          Niby nic się nie działo, padał deszcz i mnie wku..ał, to zapamiętałem najbardziej z tego dnia.



          Na szczęście pensjuna była ok



          Następnego dnia przyszła pora na wąwóz Bicaz, fajna sprawa, byłem tam pierwszy raz, podobało mi się nie powiem, w wielu miejscach już nówka asfalt. Zakręty, nawroty jak na transalpinie, można się pobawić jak jest sucho oczywiście.









          Ślad prowadził nas do jeziora a potem w lewo, przez jakiś park czy coś takiego, znaki są że nie można wjeżdżać do parku ale my jechaliśmy drogą jak by cały czas na granicy z parkiem. Fajna droga, trochę kamieni ale też i błoto akurat się zdarzyło, w wyższych partiach sucho i można spokojnie trójką lecieć. Nie wiem dlaczego tylko ale nasz ślad odbijał potem z główniejszej drogi w bok, jak skręcałem czułem w kościach że znów będzie przej..ne. Nie ujechałem zbyt daleko i zauważyłem Adama stojącego z kamerą a przed sobą koleiny i błocko, ku..wa, już się zaczyna. To było dopiero ojcze nasz







          Jak widzicie na zdjęciach, znów przyszła mi do głowy myśl, co ja to k..wa robię, zamiast ganiać po szuterkach albo winklach ja się taplam w błocie i kamieniach. No ale nic, trzeba pomóc Reni wjechać na górę i zbierać siły na targanie swojego motocykla. Poszło nie najgorzej . Adam śmiał się ze mnie że tropem węża jeżdżę a ja robiłem wszystko żeby wrócić na koryto i złapać przyczepność



          A to już chwila relaksu na małym płaskowyżu koło chaty pasterzy,





          Z tego miejsca zapamiętałem: No co się patrzysz, pomóż mi podnieść domina. - Zaraz. - Kranik zakręciłaś

          Nie wiedziałem co mnie jeszcze czeka jak stałem i odpoczywałem przez chwilę. Ruszyłem do przodu, patrzę znów kałuża ale nie wygląda jakoś strasznie, OK, więc jadę, po przejechaniu zobaczyłem że coś głęboko było, ale bez tragedii, 10 metrów dalej znów kałuża, ale też nie wygląda źle, ruszyłem i od razu całe przednie koło zapadło się w wodzie i błocie, dodałem gazu bo może jeszcze wyskoczę ale dupa, ugrzązłem na dobre, zgasiłem moto i czekałem na Adama żeby pomógł mi wyciągnąć moto.





          Wtedy miałem już dość, we dwóch oszarpaliśmy się jak głupki a jak wlazłem do kałuży czułem jak błoto wraz z innymi ustrojstwami wlewa mi się do butów od góry, nie dało rady wyszarpać moto pionowo do góry więc zaczęliśmy szarpać do tyłu, pomału dało radę ale ja już nie miałem siły. Postanowiliśmy że trzeba zawrócić ale żeby było łatwiej poszliśmy do pasterzy zapytać o drogę, czy jest jakiś objazd albo coś bo apa po kolana .
          Po konsultacjach pomogli nam zawrócić motocykle i pokazali ścieżkę którędy chodzą owce albo krowy które wypasali. Niby ok, ścieżka przejezdna ale. No właśnie, dość że po trawersie to jeszcze co jakiś czas spływająca woda z góry powodowała rozmiękanie ziemi, Adam przejechał ale zobaczyłem że jakoś wąsko, pomyślałem pojadę inną drogą, bardziej płasko, okazało się że znów się wkleiłem ale tym razem usiałem na wahaczu . Na szczęście przyszli pasterze i wypcheli mnie z tej laksy, Renia kombinowała też jak przejechać ale nie miałem siły jej pomagać, pasterze byli szybsi . Nie mam zjdęć bo moje wkuw..nie już sięgało bardzo wysoko.
          Ok, jechaliśmy tym trawersem ale trzeba w końcu zjechać na drogę, nie było to łatwe bo akurat zawsze przed nią było jakieś urwisko. Udało się, ujechałem może 100m a tu znowu jakieś błoto, k..wa pomyślałem, nie jadę, pie..le. Adam potem powiedział że z tyłu słyszał moje bluzgi
          No ale nic, przecież nie będę tu siedział, nerwy trochę mi odpuściły jak sobie poleżałem na ziemi, łyknąłem trochę cukru z cocacoli i dalej, Adam przyszedł i pyta co jest? Nic, mam dość błota, odpowiedziałem.
          Później już było spokojnie, kilka podjazdów i zjazdów po kamieniach, trawa i mniejsze błoto ale dało rade jechać i się nie zatrzymywać.







          Gdyby nie chmury to nawet ładne widoki by były



          Zjechaliśmy z gór, umyłem zaciski i tarcze w strumieniu bo chciałem wrócić do domu nie zmieniając klocków, asfaltem juz do pierwszej stacji benzynowej bo pomarańczowa kontrolka już mnie denerwowała, okazało się że to duża stacja Rompetrol i mają myjkę ciśnieniową . Nie robili problemów, umyliśmy motocykle i nawet nikt nie powiedział że są za bardzo brudne i że błoto zapcha kanalizację jak to w PL .
          Już poczułem się dobrze, zjadłem batona musli, popiłem colą i mogłem jechać dalej .

          Ujechaliśmy kilka km, zatrzymaliśmy się na obiad, oczywiście ciorba de fasole i kotlecik, nie wiem dokładnie co to było ale najadłem się jak głupi .

          Miałem mokro w butach po tych ekscesach błotnych i szukałem sposobności jak je wysuszyć bo nie uśmiechało mi się jechać do wieczora z wodą między palcami. Podczas obiadu wykombinowałem sobie że włożę w buty gazety, patent już wcześniej wypróbowany na wyjeździe z super hiper adwenczerem Erwinem . Działa o dziwo bardzo dobrze.
          Mina gościa który mi dawał gazetę i aptrzyła jak ją rozrywam i wkładam w buty - bezcenna
          Podbiegł do mnie i powiedział chyba że to świeża i jak chce sobie w buty ładować papier to niech mi właściciel da inną, ale że właściciel nie miał nic innego pozwolił mi i resztę włożyć w buty
          Potem już był lajcik, asfalt miejscami dziurawy ale jak tylko widać było znak UE nówka sztuka, celem był zamek chłopski, nie wiem co to, nie wnikałem, ale z oddali fajnie wyglądał,







          Nie staliśmy przy nim długo, kilka fotek i w drogę bo jakoś tak dziwnie się chmury zaczynały zbierać na niebie, jechaliśmy w stronę Brasov bo nastepnego dnia planowaliśmy zwiedzanie zamku w Bran.
          Nocowaliśmy w barze driverskim, kupa ludzi i tirów na parkingu ale właściciel pozwolił nam trzymać motocykle pod dachem, ogólnie standard nie porażał ale za pokój 4 osobowy 120 RON więc jeszcze ujdzie. Wtedy pierwszy raz chyba piliśmy wódkę z radlerem polecam.



          Następnego dnia ryuszyliśmy w stronę Bran,
          zamek niby fajnie wygląda z zewnątrz jak się na niego patrzy,



          Jak to atrakcja turystyczna, kupa ludzi i dzieciorów drących japy, ale na szczęście mało kto mnie tam rozumiał jak sobie kląłem pod nosem . Bo w końcu być trzeci raz w RO i nie zobaczyć zamku Drakuli?



          Niby tylko zamek, ale co ja tam przeżywałem, upał może nie ale gorąc jak diabli, w środku ludzi że nie ma się jak przeciskać, dzieciory non stop się jakieś darły, ale po jakimś czasie złapał o co tu chodzi, trzeba podążać za znakami w kierunku wyjścia, tzn. złapałem kierunek zwiedzania



          Adam delektował się sztuką



          Mi też się udzielało









          Trzeba było trochę się rozruszać i powygłupiać





          No dobra, starczy tego zwiedzania, ja miałem już dość, może nie tak jak błota ale starczyło mi zupełnie, więcej już mi nie trzeba było na dziś. Zmierzaliśmy w stronę trasy Transfogarskiej. Na szczęście nie musialem już chodzić po innych zamkach, jedynie fotka z cytadelą jakąś tam i dalej w drogę.



          Zjedliśmy obiad na samym końcu trasy, fajny lokal i dobre jedzenie. Trzeba było szukać miejsca na nocleg na szczęście zaczęło świecić słoneczko i wszystko ładnie schło. Wbrew pozorom nie jest łatwo znaleźć nocleg na początku trasy taki jak by się chciało. Po kilku lokalach zacząłem się denerwować bo co się zatrzymam to albo nie ma miejsc albo drogo albo nie ma jedzenia. Ku..wa pomyślałem jak to możliwe, taka trasa i nie ma nic godnego uwagi? Ale nic, zatrzymałem się obok domu bo zobaczyłem motocykle, wczesne rokokoko, pani w barze jeszcze żyła epoką Caucesku chyba, ale jak powiedziała że pokój dla 3 osób za 100 RON bez śniadania zgodziłem się. Nauczka na przyszłość, zawsze oglądaj pokój przed zatwierdzeniem. Ogólnie nie było źle ale wszechobecna wilgoć od strumienia za ścianą troszkę mnie zmartwiła. Poszliśmy na kolację, w pierwszym barze nie ma obiadu bo obsługują jakieś wesele czy coś, sobota chyba była, ale po setce, radler na drogę i dalej szukać czegoś do jedzenia .
          Na ala kempingu trochę dalej znaleźliśmy dobre miejsce do jedzenia, smacznie i nie drogo, tzn normalnie. Na kolację frytki i piwo .
          Wróciliśmy i jakoś nie trzeba było długo czekać żeby każdy usnął, wstałem rano w obawie że znów będą chmury i nici w widoków na Transfogarskiej, na szczęście było git



          Na trasie jak to na asfalcie, nie ma czasu robić zdjęć, trzeba zbierać zakręty i zamykać opony ale byl też czas na kilka fotek.







          Ale żeby nie było za łatwo trzeba oczywiście skomplikować śladem sobie jazdę, zjechaliśmy z gór w stronę jeziora Vidraru, odbiliśmy na zachód w stronę Mlaceni. Droga nawet fajna, początkowo przy jeziorze kałuże i błoto z koleinami, pomyślałem ale będzie prze..ne jak tak będzie cała droga wyglądała. Widać że jeżdżą tamtędy jakieś samochody, miejscami dwa ślady utwardzone a czasem droga że dwa samochody spokojnie się miną. Dojechaliśmy do rzeki Topolog, dalej na północ bo podobno tam jest trampolina, tzn most. Dojechaliśmy do miejsca gdzie drwale ściągają drzewo z lasu, droga niby jest, w strumieniu apa po kolana więc jeszcze da radę przejechać, nie wiedzieliśmy co jest dalej. Drwal mówił drum Mlaceni not gut zawróćcie będzie lepiej objechać to wzniesienie. Ale jak to na adv przystało jedziemy, zobaczymy co tam jest.
          Po pierwszym podjeździe pomyślałem nie jest łatwo ale nie ma tragedii, każdą większą kałużę i tak już z przyzwyczajenia sprawdzam patykiem, w miarę sucho i kamieniście na podjeździe więc będzie przyczepność, ale niestety moje zadowolenie nie trwało dość długo. Jeden z następnych podjazdów okazał się dość trudny, Adam próbował się przebić ale koleina po wodzie i drzewach oraz ściana od kół ciągników a także kamienie wielkości głowy skutecznie utrudniały podjazd. Od razu powiedziałem Ty może zawrócimy? Przecież to nie jest żaden jakiś tam słynnny podjazd czy coś, to nie Tarcu, nie musimy tam wjechać. Adam poszedł jeszcze w górę sprawdzić jak wygląda ścieżka wyżej. Okazało się że taki podjazd jest średnio co 200m i cały czas pod górę i po kamieniach. Odwrót.







          Na szczeście udało nam się sprawnie zjechać z tej góry, znów strumień i powrót na normalną bitą drogę . Kierunek Salatrucu a dalej w stronie Brezoi przez Baiasu. Wiedziałem z poprzednich wyjazdów że koło Brezoi są dobre pensjuny, i tym razem się nie zawiedliśmy, obraliśmy kierunek na Ciungetu.
          Nie pamiętam jak się nazywała ta pensjuna ale spokojnie moge polecić to chba w tym miejscu http://goo.gl/maps/tRixH

          były leżaczki, frytki, piwko, samoróba shnaps od właściciela, gubienie klapków w strumieniu i takie tam Nie mam wiele zdjęć bo za późno się ogarnąłem ale najwazniejsze że pierwszy raz wtedy od chyba kilku lat jadłem frytki z prawdziwych krojonych ziemniaków a nie jakieś tam zamrożone juz gotowce





          Ok, następnego dnia ponownie stategic



          CDN
          Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
          No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
          sigpic

          Komentarz


            #20
            Następnego dnia był w planach Strategic Road ale nie cały jak rok wcześniej. Podążaliśmy w stronię Transalpiny, jak pokazuje google, http://goo.gl/maps/5c3Bc,
            Droga na początku lajcik, fajna pogoda i fajne widoki, takie rzeczy z motocykla w PL są po prostu niemożliwe bo jacyś zieloni debile nie pozwalają nigdzie jeździć .







            Na chwilę zboczyłem ze śladu, myślałem że Renia mnie widzi i pojedzie za mną na szczyt górki którą już wcześniej widzieliśmy, było tam kilka fajnych podjazdów, ale okazało się że Renia jechała jak po sznurku nie patrząc na nic tylko dzida do przodu. Zostałem z tyłu sam, od czasu do czasu widziałem ich oboje jak jadą przodem i przemykają między szczytami. Miałem wtedy trochę czasu na zdjęcia.

            W tle Voinessa i jezioro Vidra


            A potem już góry i góry i góry





            Renia jako przodownik grupy



            A to bez zoomu



            I dalej w stronę Urdeli



            Transalpina w tle







            W tym miejscu ślad odbijał w lewo, praktycznie prostopadle do drogi po której jechaliśmy,



            Rysując ślad sugerowałem się tym że skoro google pokazuje drogę jakiś przejazd tam musi być, tym razem się udało bo jechaliśmy cały czas w dół ,
            odcinek o długości 3 km pokonywaliśmy ponad godzinę, miejscami był taki stromy zjazd że musiałem ratować się zgaszonym silnikiem i sprzęgłem a i tak czasem motocykl staczał się na obydwu zblokowanych kołach. Nie ukrywam miałem ciepło czasami i robiłem wszystko żeby nie rozpędzić motocykla za bardzo bo urwisko z boku jakoś mnie nie napawało entuzjazmem. Droga z dwóch śladów po samochodzie zaczęła robić się jak ścieżka po której chodzą ofce albo krowy, widać było ślady crosiaków jak po jakimś rajdzie czy coś.





            Renia też ostro walczyła



            Niby ślad dobrze pokazywał drogę, wszystko się zgadzało, cały czas mieliśmy dobry kierunek i byliśmy na drodze



            Nic nie było widać miejscami to nawet ciemno jak w starym 100 letnim lesie,



            Ale na szczęście zaczęło się robić bardziej płasko, na jednym z przystanków Adam powiedział że bedzie przerąbane bo zgodnie z jego mapą jedziemy cały czas prostopadle do poziomnic, no i miał rację, praktycznie przez te 3 km zjechaliśmy w dół ponad 1000 m.



            Dojechałem do końca śladu bo kończył się jak google pokazał przy strumieniu, ni jak nie można tego objechac bokiem, ze wsząd tylko piony i korzenie albo w ogóle nie ma przejazdu przez rzekę, oczywiście patyk w rękę i mierzenie, apa dość głęboka, po kolana w najgłębszym miejscu i prąd dość spory, sam wolałem nie ryzykować i poczekałem na resztę. Adam podjechał, pokazałem gdzie jest najpłycej i spoko, przeszedł bez problemów, potem Renia, też spokojnie bez stresu przejechała. Oczywiście żeby już nie kombinić i ja musiałem przez tą wodę przejechać i oczywiście podparłem się nogą w najgłębszym miejscu, od razu nalała mi się wierzchem woda do buta, k..wa, znowu mokro, brrr.



            Jezioro Galbenu



            No ale nic, jedziemy dalej.
            Celem była miejscowość Polovragi. Teraz wiedzialem przynajmniej ze będzie lajt, byłem już na przełęczy Otetuli i koło jeziora Galbenu wcześniej, fajna trasa, tzw. Dacia Road bo tą droga na górę wjeżdżają pasterze. Ślad prowadził cały czas drogą http://goo.gl/maps/uchSA.





            Na szczyt wjechaliśmy sprawnie, bez żadnych zbędnych postojów, na szczycie kilka fotek i dalej w drogę do Polovragi.





            A tam byliśmy kilka godzin wcześniej



            Mam podobne zdjęcie z poprzedniego wyjazdu, wtedy z Erwinem i Kowalem zastanawialiśmy się że fajnie by było pojechać na ten widoczny szczyt na horyzoncie, teraz to się udało . Myślę jednak że w drugą stronę na dużym motocyklu było by to niemożliwe, stromy podjazd w stronę Stategic Road by to uniemożliwił.

            Na miejscu w Polovragi nic nie ma, jakiś tam klasztor czy monastyr ale zaczynają powstawać miłe pensjuny, także może to być miła baza wypadowa w góry.
            Zaczynaliśmy odczuwać głód, postanowiliśmy więc zjeść obiad w Novaci, fajna pizzeria koło stacji benzynowej akurat na wjeździe na Transalpinę, znów się najadłem jak dziki bąk .
            Dalszym celem jest pokonania całej Transalpiny. Byliśmy już tu rok wcześniej ale dla widoków mogę tam jeździć i co rok . Oczywiście wyprofilowane winkle i nowy asfalt pozwalają na szybsząjazdę, tkc trzyma dobrze na takim asfalcie więc nie było problemów z zamknięciem opon . Ale im bliżej szczytu zobaczyłem że idzie jakaś chmura, gęsta jak mleko i to dosłownie w przeciągu kilku minut.



            pomyślałem dupa blada będzie z oglądania widoków, pomalutku na nawrotach, jedynka ale do przodu, Adam uniknął zderzenia z Aro który wyjechał mu z winkla bez świateł. W takiej mgle nie trzeba jechac szybko żeby adrenalina skoczyła bardzo wysoko



            Puściłem ich przodem w nadziei że zrobię jakieś fajne zdjęcia nawet i we mgle, bałem się jednak zatrzymać bo ciągle ktoś za mną jechał i nie wiedziałem czy na pewno mnie widzi na szczęście udało mi się uchwycić przód chmury . Jak zjeżdżałem z pierwszego szczytu zobaczyłem piękne słoneczko, nastała jasność zatrzymałem się na poboczu i szybko pstryknąłem zdjęcie, trzeba było sie uwijać bo chmura strasznie szybko się przesuwała, tak nawet było strasznie jak w horrorach z dzieciństwa goniący dym



            Na szczęście udało się uciec od chmury to taki wielki biały bałwan po środku



            Jak już się zatrzymaliśmy trzeba było zrobić kilka fotek. Oczywiście strategic w tle



            Tam byliśmy kilka godzin temu





            No i dalej w dół, pogoda do samego końca drogi się nie popsuła, czekało nas jeszcze ok 50 km do znalezienia pensjuny



            Widziałem że Adamowi już się nie chciało jeździć po winklach, jechał spokojnie razem z Renią, ja wolałem trochę szybciej pobawić się na winklach ale ileż można, z czasem i mi zaczynało się nudzić, bo cały czas z jednego pochylenia na drugie i tak prawie godzinę non stop. Cały czas navi pokazuje 50 km, już pomyślałem że coś się zepsuło, ale ten dystansa do Sebes jakoś nie chciał maleć. Zbliżała się godzina 17ta, zatrzymałem się w przydrożnej myjni żeby znów poczuć się lepiej na umytym motocyklu , wypiłem też radlerka, poczekałem na Adama i Renię, wrócił spokój . Adam mówi że odpuszcza, już mu się nie chce, rzyga zakrętami , mi też zaczynało się odechciewać, ale trzeba jechać. Odpaliłem motocykl i puściłem Renię przodem, wiadomo gdzie jechać, cały czas prosto . No dobra, nie czekając długo widzę że Reni coś się stało, cały czas prawie opór na manecie domina, redukcja przed zakrętem i palnik, znów redukcja i palnik, no aż miło było popatrzeć na taką odmianę jak człowiek przyzwyczaił się że zawsze gdzieś tam z tyłu się ciągnęła . Z Adamem ustaliliśmy że prawdopodobnie będziemy nocować w tym samym miejscu co rok wcześniej, to chyba tu http://goo.gl/maps/LmwdE.
            Pokój nawet też mieliśmy ten sam co rok wcześniej. Renia tak się rozpędziła że musiałem ją zawracać bo przejechała to miejsce i nawet nie zerknęła na bok .

            Rozpakowanie motocykli, prysznic i kolacja, piwko i spać, tak mnie ścięło że Adam krzyczał na mnie żebym nie chrapał , pierwszy raz zasnąłem wcześniej niż on i nie słyszałem chrapania.
            Zaczęlismy planować powrót była chyba środa a ja musiałem w poniedziałek iść już do pracy, postanowiliśmy że nie damy rady zrobić prawie 1 tys km w jeden dzień, trzeba było rozłożyć drogę na dwa dni, pod warunkiem dobrej pogody.
            Niestety, na następny dzień ujechaliśmy może 50 km i zaczął padać deszcz, nie przestał do samej granicy Rumuńskiej, po konsultacjach na granicy postanowiliśmy jechać dalej pomimo że wszystko było mokre. Na Węgrzech tankowanie, matricia na autoban i jazda, Renia nie może jeździć szybciej niż 110 km/h bo szkoda silnika i miota motocyklem od wiatru jak jasny pierun , wyprzedzanie tirów też nie idzie najlepiej, brak mocy. Dojechaliśmy razem do autostrady, dalej jechałem już sam, do samej granicy Słowackiej non stop padał deszcz, raz mniejszy raz większy ale cały czas. Szalę przelała woda która przesiąkając przez kondona o ochraniacze zaczęła wlewać mi się do butów od góry. Po słowackiej stronie zaraz za zjazdem z trasy prowadzącej z granicy natrafiłem na hotel o nazwie Bonaparte, nie myśląc długo od razu się zatrzymałem, chęć ciepłego prysznica była w tym momencie elementem decydującym.



            To najlepsza pensjuna z całego wyjazdu.
            Adam z Renią zatrzymali się na chwilę ale postanowili jechać dalej w stronę PL. Policzyłem że do domu mam jeszcze lekko ponad 400 km więc spokojnie dojadę następnego dnia do Dęblina. Oczywiście nie obyło się bez knedliczków i piwa . Nie będę opowiadał o innych zaletach tego hotelu, trzeba sie o nich przekonać samemu .

            Następnego dnia śniadanko, jajecznica i szyneczka, mogę ruszać dalej. Spokojnie w stronę PL bo jak wiadomo oni nie mają listości dla polaków, do Presov leci się autostradą, szybko i sprawnie ale znów k..wa zaczał padać deszcz, znów ubieranie w te wszystie kondony, no porażka. Na autostradzie na zmianę miałem małżeństwo słowaków na Goldwingu, raz oni mi machali a za jakiś czas ja im. Dalej to już Svidnik i przejście w Barwinku. Jakoś mi się miło zrobiło widząc znak PL . Minąłem felerne miejsce gdzie dwa tygodnie wcześniej zatrzymał mnie patrol i zgolił z punktów i postanowiłem zatankować, akurat wyszło słoneczko i zaczęło nieźle przypiekać, pomyślałem że już nie może padać skoro tak lampa bije po oczach. Zatankowałem i przyodziałem normalne nie gumowo podobne ciuchy i w drogę. Patrzę a para na goldasie jedzie sobie spokojnie 100 km/h, machnąłem, pomyślałem że jak na słowaka przypada będzie tak pedałował cały czas, machnąłem mu w geście jedź za mną, zobaczysz jak można jeździć w PL , k..wa ale mnie zdziwko walnęło. Piątka, szóstka i 160, on siedzi z tyłu cały czas, no to palnik, tkac ma homologacje do 160, przy 180 pojawia się lekka shima, siadam bliżej kiery i nie odpuszczam, znów palnik, teren zabudowany chwile relaksu, zwolniłem, koleś podjechał obok i pokazuje no to git, będzie pilnował tyłów jak by co . No i dalej palnik, wyprzedzam na autostradzie między dwiema ciągłymi myśląc że on odpuści, w końcu nie jest taki narwany jak ja, patrzę w lusterko on dalej mnie goni, następne wyprzedzanie on z tyłu za mną, no dobra pomyślałem. Jak takiś kozak to jedź pierwszy, puściłem go przodem, a on palnik, patrzę 170 a on mi jeszcze odchodzi, k..wa co się dzieje, wtedy pomyślałem co czuje Renia jak chce mnie dogonić . Ale git, 100 km już za nami. Jedziemy dalej, teraz ja trochę poprowadzę, rozpędziłem się a tu mokry asfalt, burza niedawno przeszła, no nie no, zwolnię, 120 a goldas mnie łyka jak furmankę siana, no dobra, jadę za nim, redukcja 4 i palnik , nagle uślizg tylnego koła na białej linii w osi jezdni, mało nie popuściłem tak mną majtnęło, odpuściłem, pomyślałem jak bym miał absy sresy i inne ustojstwa to możemy się brać a teraz tylko stoicki spokój może mnie uratować .
            Tak minęło jakieś 20km aż tu nagle znów suchutki asfalcik, no to palnikiem dalej, dogoniłem goldasa, jakieś miasto nie wiem ale widziałem że jest fotoradar czynny przy zakręcie, wyprzedziłem go i wyhamowałem, solidarność motocyklistów musi być. Za miastem patrzę jakieś winkle, o mam okazję znów z nim poganiać bo przecież nie będzie zbierał zakrętów jak ja bo przytrze podestami, 120 kładę się w winkiel i gaz, wychodzę patrzę w lustro a on cały czas ma taki sam dystans jak przed zakrętem, no k..wa, co się dzieje, następne winkle a on z tyłu. Nie no, nie może być. Odpuszczam. Dalej już cały czas palnik i wiedziałem że jak tylko zwolnię to goldas mnie łyknie więc jak to mówi siedlar numerek na plecy i jazda. Cały czas jechaliśmy bokiem chmury, aż tu nagle koło Kraśnika jak by oberwanie chmury, krople wielkości palców u ręki, zwolniłem, nic nie widać, tiry chlapia wszędzie, pomyślałem ubieram się w kondona znowu, a tu bokiem goldas mnie łyka i wyprzedza wszystko co jest jak leci. H,j pomyślałem i tak już jestem mokry a do domu 100km zostało, jadę. Potem sie domyśliłem dlaczego goldas nie odpuszczał, widział a horyzoncie niebieskie niebo, czuściutkie i bez żadnej chmurki a pęd powietrza nad szybą robił mu swojego rodzaju dach bo on był suchy. Ujechałem w tym deszczu może 5 km i znów suchutki asfalt więc palnik w stronę Lublina.

            To jeszcze nic,
            zatrzymujemy się obaj na światłach przy wjeździe do miasta, koleś znów pokazuje do mnie no dobra pomyślałem ma racje, zajebiście się jechało, a on nagle sięga do przodu, patrzę a tu cup holder a w środku kubek termiczny, no ku..wa, straciłem wenę, ja tu gonię, zapi..lam, wyprzedzam jak się tylko da a on jeszcze kubek wozi ze sobą.
            To dalej nic, patrze na jego pasażerkę a ona z podłokietnika tez bierze kubek i popija. Nie no pomyślałem, jak będę miał 50 lat to chyba sobie kupie taki motocykl

            Udało mi się w końcu w mieście go zgubić, przeciskanie w korku między samochodami załadowanym goldasem to jednak nie jego świat. Spotkaliśmy się jeszcze raz na światłach przed rozjazdem, ja jechałem na Dęblin a on w stronę Krasnegostawu.

            No i o statnie 70 km juz bezstresowo, przynajmniej nikt mnie nie wyprzedzał ani nie siedział na ogonie, mogłem zdjąć numerek z pleców ale jakoś tak się fajnie jechało że niewiele wolniej wyszło
            Po przyjeździe na podwórko o godzinie 13ej zobaczyłem że przyjechałem 2 godziny wcześniej niż pokazywała nawigacja 4h = 400km, tak mogę jeździć .

            Dobra, to już koniec, urlop zaliczam do udanych, jak zwykle było trochę nerwów i bluzgania, po raz kolejny Renia i Adam wytrzymali moje narzekania i pier..nie choć pewnie nie mieli łatwo

            KONIEC
            Ostatnio edytowany przez marcinjunak; 46.
            Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
            No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
            sigpic

            Komentarz


              #21
              Fajna pogodę trafiliście,ładne zdjeciaJak sprawowała się ta mała honda?Chodzi mi o teren.

              Komentarz


                #22
                Zamieszczone przez Żaba Zobacz posta
                Fajna pogodę trafiliście,ładne zdjeciaJak sprawowała się ta mała honda?Chodzi mi o teren.
                Ja to nie wiem, Renia musiała by napisać jak to jest mieć zawias w rękach
                Jak to było? Give me action ...
                Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
                No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
                sigpic

                Komentarz


                  #23
                  Marcin,
                  super relacja!
                  Czytało się naprawdę zjawiskowo

                  Komentarz


                    #24
                    Tak jest! Relacja jasno i wyraźnie odpowiada na pytanie: ,,za co wciąż i mimo wszystko lubimy Junaka''
                    Sowizdrzał
                    KTM 750 6T
                    Nie wierz, nie bój się, nie proś!

                    Komentarz


                      #25
                      Zamieszczone przez marcinjunak Zobacz posta
                      Na małym to myślę jest do wjechania spokojnie, opona to podstawa, na dużym niestety ale trzeba mieć o wiele większy pęd, w pewnym momencie jak tracisz trakcję opona ślizga się po trawie i nie idzie jechać. Ja tak miałem kilka razy szczególnie w jakiejś tam kosodrzewinie albo jagodach, nie wiem co to było . Jak miałem jakąś tam prędkość to jeszcze szło, ale jak zwolniłeś to już dodanie gazu nic nie dawało, TKC to asfaltowa guma która na suchym sobie troszkę radzi albo na kamyczkach, trawa i błoto to dla niej porażka.









                      Wczoraj wjechalem tam moim lc, reszta ekipy polegla. Na Farcul zrobilem podejscie chociaz zaczynalo kropic i..... tuz za krzyzem pierwsza goreczka jakos mnie podbilo na kamieniu nie wiem w ogole jak to sie stalo bo blacha sprawa, ale dwa kierunki urwane, but rozpiety od góry do dołu i stwierdzilem iz to byl znak ze trzeba odpuścić. Wyjezdzilem się magaa, super miejsce!

                      Komentarz


                        #26
                        Zaje****ście...Mega relacja..podjazdy naprawde robiły wrażenie. I fakt jest taki jak mówił Junak ze na tkc na trawe to jest koszmar. Bardzo mi sie podobało..choc w kilku momentach podejrzewam ze bym najzwyczajniej wymiękł..moze kwestia wyjezdzenia itd..dobre ostre kostki podstawa..Super foty i widoki.. Gratuluje udanych wakacji..

                        Komentarz


                          #27
                          Pięknie

                          "Celem oczywiście był wjazd na Farcul,
                          ale jak zobaczyłem jak to wygląda z bliska odpuściłem, dla mnie wjazd na szczyt na lc8 wydaje się niemozliwy"

                          "Wczoraj wjechalem tam moim lc, reszta ekipy polegla. Na Farcul zrobilem podejscie chociaz zaczynalo kropic i..... tuz za krzyzem pierwsza goreczka jakos mnie podbilo na kamieniu nie wiem w ogole jak to sie stalo bo blacha sprawa, ale dwa kierunki urwane, but rozpiety od góry do dołu i stwierdzilem iz to byl znak ze trzeba odpuścić. Wyjezdzilem się magaa, super miejsce! "

                          Z tego co się orientuje to na Farcula oprócz lokalesów nikt jeszcze nie wjechał,a ten słynny podjazd najlepiej objechać klocem od prawej strony,jest ścieżka.

                          Komentarz


                            #28
                            Na sam Farcaul to jedynie wściekłym, choć jeden tam się ponoć wdrapał na LC4 Adv. Ja na szczyt właziłem na piechotę w trampkach. Do góry było łatwo, można było się chwytać trawy. W dół już tak kolorowo nie było - kilkanaście razy lądowałem na tyłku i zsuwałem się jak po śniegu

                            Komentarz


                              #29
                              Zamieszczone przez ziuta Zobacz posta
                              Pięknie

                              "Celem oczywiście był wjazd na Farcul,
                              ale jak zobaczyłem jak to wygląda z bliska odpuściłem, dla mnie wjazd na szczyt na lc8 wydaje się niemozliwy"

                              "Wczoraj wjechalem tam moim lc, reszta ekipy polegla. Na Farcul zrobilem podejscie chociaz zaczynalo kropic i..... tuz za krzyzem pierwsza goreczka jakos mnie podbilo na kamieniu nie wiem w ogole jak to sie stalo bo blacha sprawa, ale dwa kierunki urwane, but rozpiety od góry do dołu i stwierdzilem iz to byl znak ze trzeba odpuścić. Wyjezdzilem się magaa, super miejsce! "

                              Z tego co się orientuje to na Farcula oprócz lokalesów nikt jeszcze nie wjechał,a ten słynny podjazd najlepiej objechać klocem od prawej strony,jest ścieżka.
                              Ja odniosłem sie do podjazdu wczesniej, gdzie Adam oznaczył sie czerwonym kółkiem na zdjęciu...

                              Komentarz


                                #30
                                Zamieszczone przez siedlar Zobacz posta
                                Ja odniosłem sie do podjazdu wczesniej, gdzie Adam oznaczył sie czerwonym kółkiem na zdjęciu...
                                Tak właśnie zrozumiałem.Brawo za wjazd bo wielu tam poległo,Ja też niestety.

                                Komentarz

                                Pracuję...
                                X