Ogłoszenie

Zwiń
No announcement yet.

Jak dwa adv-ły do Albanii się wybrały :)

Zwiń
X
 
  • Filtr
  • Czas
  • Pokaż
Wyczyść wszystko
new posts

    #31
    A macie gdzieś zachowany konterfekt krzywozębej seniority? Z ciekawości pytam...
    Coś mi za bardzo błyszczy, żeby chciało jeździć...

    Komentarz


      #32
      Następnego dnia przy śniadaniu zaczęły się dyskusje co robimy dalej, ślad miałem oczywiście ale jak to Zbigniew mówił: popamiętasz jeszcze to co mi zrobiłeś, musiałem 100km jechać na jedynce
      No i wspólnie doszliśmy do porozumienia że dziś na pewno jedziemy asfaltem . Wybór padł na jezioro Koman, obraliśmy kierunek i w drogę, https://goo.gl/maps/FOQav

      Jak jechaliśmy przez miasto Shkodra musieliśmy zajechać do bankomatu, Zbigniew nie chciał byś oszukiwany na 0.05 euro za każdym razem , jak to później powiedział że w jego przewodniku mieli rację, panuje tam lekki nieporządek . Od campu to jakieś 20 min drogi, na początku zapowiada się taki Lublin, ale znów pozory mylą, smród wszędzie, kozy latają pomiędzy sklepami, ludzie na rowerach jeżdżą pod prąd i to na rondzie nawet, obok stoi policja i tylko patrzy, podejrzewam że są tam tylko po to by zbierać to co zostanie z nich po wypadku czy zderzeniu. Kompletnie nic nie robią aby usprawnić ruch, wozy ciągnięte przez jakieś karłowate konie to normalka, dwa pasy jezdni ogrodzone przez oś betonowym murem ale co z tego, ludzie i tak znajdują przejście. Jechałem powoli, nagel patrzę a protopadle do drogi wjeżdża mi rower, dwaj goście, drugi na ramie był wieziony, no to się zatrzymałem żeby mogli przejechać, a z tyłu już trąbią na mnie że się zatrzymuję, ku..wa pomyślałem, co tu się dzieje, a do tego weź jeszcze znajdź bankomat w tych sklepikach. Na szczęście na rondzie zauwazyłem wielki transparent Raifaisen Bank, uf. Zjechaliśmy z ronda, a tam przy bankomacie stoją goście z kałachami, ku.wa, znów jakaś wojna pomyślałem. Pewnie zmieniają kase w bankomacie, no to czekamy, ale coś jest nie tak, zza ciężarówki widać że ludzie wybierają kasę z bankomatu a ci goście z bronią pilnują wejścia do banku, no to git, wyjąłem kasę ze ściany i jedziemy dalej. Droga asfaltowa jak swoje już przeszła, stary asfalt ale zakrętów milion, asfalt pomimo wieku trzymał bardzo dobrze, można spokojnie przycierać podnóżkami .





      Po drodze Zbigniew mówi, jak zobaczysz jakiś stragan przy drodze to zatrzymaj się i kup melona, nie arbuza, no dobra, jak coś się znajdzie to ok. Po kilku km widać stragan, miał racje skubany
      melon kupiony i zapakowany



      Po drodze mijaliśmy znów kupę kóz i pasterzy, tym razem to chłopaki i darli się do mnie NO FOTO, jak zatrzymałem się specjalnie żeby zrobić zdjęcie z osiołkiem



      Jadąc dalej w stronę jeziora Koman, mijamy kilka tam i sztucznych jezior, z bliska to na prawdę fajnie wygląda, ta nasza solina to pestka





      Akurat w tym momencie jeszcze budowali coś na zboczu i betonowali, pierwszy raz widziałem jak jeżdżą duże betoniary po tamie,



      Wjazd na górą tamy, oczywiście zakrętasom nie było końca



      A to już tama w widoku z góry







      Było niemiłosiernie gorąco, Zbigniew nie zakładał koszulki ba zbroję, spróbuję i ja pomyślałem.



      Ale szybko założyłem koszulkę bo co jakiś czas się zatrzymywałem i polewałem się wodą cieknącą z gór, koszulka dłużej trzymała wodę i nie nagrzewała się jak goła zbroja, starczało to na około 30 min bo suszarka skutecznie działała non stop.



      Przejechaliśmy przez dośc długi tunel, wyjeżdżamy a tam bajoro i kupa ludzi,



      Od razu podleciał do nas jakiś koleś i powiedział że 1.5 E za przejazd się należy, ciekawe że nigdzie nie było takiego znaku wcześniej. No ale nic. patrzę na ten mały promek, ku..wa, tym mamy płynąć, widziałem zdjecia na różnych forach jak ludzi wożą na tych łódeczkach ale nie myślałem że to takie małe.
      Nagle podchodzi do mnie ładna dziewczyna i pyta czy mamy bilet na prom. Mówię że nie i gdzie można go kupić. Oczywiście zaprowadziła mnie do kasy, skasowała 15 Euro za moto i ładnie podziękowała. Nawet nie chciała leków ale wcisnąłem jej tę kasę, ileś tysięcy tam było chyba.
      no dobra, czekamy na prom, ma być za godzinę a odpływa za dwie, ku..wa, gdzie się tu schować przed lampą, nagle podjeżdża autokar, taki max chyba 50 osób, wysiada z niego banda polaków, ich przewodnik coś tam po angielsku do nich woła. Mówię Zbigniew, dobra, chowamy się do cienia. Przewodnik to usłyszał, podchodzi do nas i mówi, polska OK, znam wierszyk, no to dawaj mówię, a on: dobra dobra zupa z bobra, ale lepsze z wieprza . Uśmieliśmy się z niego przez chwilę i dalej czekaliśmy w cieniu autokaru na prom.
      Panna z kasy mówiła że jakiś wielki ma być no to pomyślałem na pewno będą mieli jakiś bar czy coś do picia. Podpływa prom, fajny nawet, nie taki wielki jak w Gdańsku widziałem ale też nie jakaś tam krypa. Wjechaliśmy motocyklami na boczny pokład, po środku samochody, zjedliśmy melona i zaczęło nam się nudzić, a to dopiero pół godzinny rejsu bo cały ma dwie godziny. Poszedłem do baru po picie ale nie dało się tam siedzieć. Bez klimy niestety nie dało rady wytrzymać w zamkniętej puszcze z blachy, chłodniej było blisko podłogi na pokładzie transportowym więc Zbigniew zaległ na podłodze







      Rejs mijał powoli, robiłem zdjęcia klifów i myślałem czy tam można wjechać od drugiej strony.



      Zerknąłem na mapę i zobaczyłem że to są szczyty, za nimi nie ma żadnych dróg ani wsi, to jezioro to jedyny szlak komunikacji z górnymi miastami. Leżymy więc i odpoczywamy, wiatr czasami wiał dość mocno, na szczęście nie był taki gorący jak od asfaltu ale wilgotny też nie był.

      Podchodzą do mnie trzej goście, patrzą na motocykle i jeden z nich do mnie siema, jedziecie z polski? Tak, zacząłem gadać z nim po polsku, gość klął jak ja, mówi że pochodzi z Kosova ale pracuje już 4 lata w Anglii z polakami na budowie i zna polski bardzo dobrze, jego stały tekst to : ja pier..le . Przyjechał na chwilę do Al żeby odpocząć i rusza dalej do roboty po wakacjach bo w domu bieda i nie ma roboty wcale.

      Drzemnąłem się chwilę, nawet ciekawe to było bo leżałem na gołej blasze pokładu i nawet wygodnie było
      Podchodzi nagle do mnie gość z obsługi, pyta czy wszystko dobrze i czy może pomóc, oczywiście wszystko biegle po ang a nie po śmocku żeby nie było że się albańskiego nauczyłem. Myślał że nam słabo i dlatego leżymy jak te placki na pokładzie, na szczęście leżeliśmy cały czas w cieniu, nie mogłem na boso wejść na nasłonecznioną blachę bo tak parzyła.

      Dopłynęliśmy do brzegu, zjechaliśmy z promu więc jedziemy dalej, jakoś bez celu bo żaden z nas nie wiedział gdzie teraz jechać, czy do Macedonii czy w stronę Tirany? Ale nic, Zbigniew coś przebąkiwał że zapycha mu się filtr paliwa w pompie wtryskowej ale raz jest dobrze a raz go dławi więc jedziemy. Jedziemy jedziemy a Zbigniew raz zostaje w tyle a raz jedzie normalnie, zacząłem się zastanawiać gdzie to naprawimy, przecież tu jest pole i to na patelni.
      Nagle wyskakuje przede mnie jakiś mały chłopiec, krzyczy: czaj 1 euro please, please. Trzyma w ręku jakieś uschnięte krzaki, powąchałem i mówię że nie, dzięki nie chcę, ale on cały czas skrzeczy, odwracam się do Zbigniewa i mówię co on chce i że 1 euro, Zbigniew (ku mojemu zdziwieniu) daj mu tego euraka i jedziemy dalej. No nie wierzę , dalem mu dwójkę bo akurat nie miałem w bilonie 2 euro a czaj schowałem na bagażnik pod pająka, zobaczymy co to jest skoro to sprzedają . Ujechaliśmy kilka km a Zbigniewa moto stoi, nie jedzie, szarpie, gaśnie od razu, ku,,wa, ja się chowam w cień bo nie sposób stać na słońcu, tym bardziej że godzina koło 15ej. Od promu ujechaliśmy jakieś 20 km.

      Zbigniew miał teorię.

      Skoro teraz jechaliśmy pod górę to teraz będzie z górki i spokojnie dojedziemy do jakiegoś miasta.
      Patrzę się na niego i nie wierze, mówię co ty pie..lisz, przecież jedziemy cały czas trawersem, nie przejeżdżamy szczytu i do końca drogi tak będzie. Jesteśmy w czarnej dupie. Zastanowiliśmy się chwilę co tu robić, mówię odpal moto, zobaczymy. Pali, wkręca się normalnie na obroty, chodzi normalnie, no to jedź pierwszy. Jedziemy, patelnia jak sto h..ów, nagle znów przerywa, nie jedzie, znów się zapchało. Patrzę w dół budują jakiś nowy budynek a on daje cień, nawet spory. No to chowamy się tam na chwilę. Podjeżdżamy, murarze dziwnie się na nas patrzą. Zbigniew pyta czy możemy tu się schować w cieniu i czy mają wodę. Powiedzieli że ok, nie ma sprawy a woda to płynie tam ze ściany za ulicą więc możemy sobie nabrać . Postanowiliśmy że nie skorzystamy bo jak powszechnie wiadomo wodę piją bydlęta i w ogóle to żaby się lęgną w brzuchu od picia surowej wody .
      Zbigniew mówi ale przecież tutaj tego nie będziemy robić, nie ma tu zimnych browarów więc lipa. Chwilę odpoczęliśmy i uzgodniliśmy że teraz ma jechać ile się da, najwyżej jak stanie gdzieś na drodze to wezmę go na hol i jakoś dojedziemy do pansjuny albo do ludzi z zimnymi browarami . Wystartował pierwszy, jak coś się stanie to spotkamy się na pewno tylko nie zjeżdżaj nigdzie z asfaltu. Jadę jadę a jego nie ma, jakieś 12 km ujechałem a jego nie widać nawet na horyzoncie. Ku..wa znów gdzieś pojechał nie wiadomo gdzie.
      Nagle patrzę, wielka reklama, szyld Hotel Alpin 3 km, gdyby nie uszy to śmiał bym się dookoła głowy Jadę dalej, patrzę Zbigniew stoi na podjeździe hotelu i macha rękami zajechałem na dziedziniec, patrzę godzina 16ta, nigdzie dalej nie jadę i wymieniamy filtr u ciebie , jakoś nie protesotwał że pensjuna, że hotel, że drogo, że chce do lasu, cieszył się jak dziecko







      C.D.N.
      Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
      No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
      sigpic

      Komentarz


        #33
        Sowizdrzał
        KTM 750 6T
        Nie wierz, nie bój się, nie proś!

        Komentarz


          #34
          Z tym filtrem paliwa w 990 to jest tak:
          Zapycha się w czasie nieprzewidywalnym, głównie zależnym od czystości paliwa. Silnik z wtryskiem, pompa paliwa podobna do samochodowej, pompująca paliwo non stop z odpowiednim ciśnieniem. Nad nią piramidka dwóch filtrów: torebka materiałowa i filtr papierowy. Umieszczone w lewym zbiorniku od spodu. Naprawa (wymiana) raczej prosta, w czasie ok 3 godz. Już to przerabiałem kilka lat temu w Kazachstanie na stepie(upał zarąbisty). Oczywiście trzeba mieć filtry zapasowe. Na dalsze wyjazdy zabieram kilka szpejów w walizeczce specjalnie do tego przygotowanej

          Upał zarąbisty, Junak zatrzymał się przy tej szkole w budowie bo tam był kawałek cienia, pytamy o wodę, rozglądam się wokół, boisko dla dzieciaków (klepisko z gliny) mówię ZOSTAJEMY. Wodę mamy, konserwę z Polski jeszcze mam (śniadaniowa) przeżyjemy te kilka dni...
          Patrzę na Junaka Junak PŁACZE
          Nosz kurde.... zlitowałem się i mówię jak będzie motor jechał to pojedziemy trochę, patrzymy na mapę, do najbliższego miasteczka jakieś 30km. Tylko mówię mu że mam graty, usterka zdiagnozowana, potrzebna tylko dobra spokojna miejscówka. No dobra jadę pierwszy. motor jedzie nic się nie dzieje...
          Po kilku kilometrach kurde PATRZĘ HOTEL w czarnej dupie na zboczu góry. Siedzę i czekam na Junaka, pewnie jak zobaczy to się zsika ze szczęścia...

          cdn

          Komentarz


            #35
            Zgłaszam zapotrzebowanie na kolejny odcinek!
            Kraina Pyrą i Gzikiem płynąca
            Adwenczur Klab FB
            Adwenczur Klab w sieci

            Komentarz


              #36
              Tak Zbigniew wyglądął po zakończonej pracy


              Ale żeby nie było tak krótko to spróbuję wam streścić wymianę filtra

              Zjedliśmy obiad, jak zwykle najadłem się jak głupi, nie chciało mi się wstawać. Na szczęście kelner bardzo dobrze znał ang i szło się z nim dogadać. Zaczepiłem jedną z córek właściciela, powiedziałem że w górach zatrzymał nas chłopiec i kupiliśmy od niego czaj i kuchnia będzie w stanie zrobić nam herbatę z tych krzaków. Oczywiście nie ma problemu, to jest lokalna herbata wiec każdy ogarnia jak się ją robi. Herbatka bardzo dobra, coś takiego jak rumiankowa, myślałem że będzie smakowała jak zamoczone siano ale okazało się coś całkiem innego, Zbigniew pił browary ale też się skusił.
              Posiedzieliśmy godzinę, rozpakowaliśmy się w pokoju, kelner zapytał czy jesteśmy parą i czy chcemy złączone łóżko bo w pokoju była opcja rozsunięcia łóżek. No to bierzemy się za robotę.

              Widok z okna pokoju



              Siadłem sobie na krzesełku i patrzę jak Zbigniew walczy, dopiero wtedy dowiedziałem się o historii pewnego kompletu sztućców i mahoniowej walizce .
              Zbiornik i gmole zdjęte, to nie problem, ale co zrobić z paliwem, większość przelaliśmy do drugiego zbiornika ale nie wszystko się zmieściło, mówię wylej to trudno. Nie, weź to do siebie. Mówię nie chcę tego bo to pewnie sam syf z dna zbiornika a po drugie nie musisz przecież brać zbiornika do góry nogami, wystarczy do przechylić, ale on się uparł - do góry nogami i h..j.. Zbigniew poczerwieniał, szkoda mu było litra paliwa, daj butelkę powiedział. No to poszukałem plastikowej butelki po wodzie, wlaliśmy, było ok 3/4 butelki 1.5 litrowej .
              Już sobie tak kapało więc mówię starczy, podnieśliśmy zbiornik ale jakoś się wyślizgnął z rąk, przewrócił butelkę i wylało się połowę bo nie była jeszcze zakręcona, dobrze że robiliśmy to koło drewutni a nie przed głównym wejściem . Ale był zły jak widział rozlane paliwo na podjeździe. Na szczęście wszystko po 5 min wyparowało bo tak było gorąco o 17ej godzinie.

              Zbiornik oczywiście musiałem trzymać ja, do góry nogami, odkręciliśmy pompę, wyjęliśmy ze zbiornika, pytam - te przecież ten oring to z dupy jest, jakieś druciarstwo bo nie pasuje jak powinien. Nie no co ty, taki był zawsze więc musi być dobry. Pomyślałem co on pie..li, przecież to niemożliwe, ale to nie moje moto więc się nie kłócę. Dostaliśmy się do filtrów, na szczęście Zbigniew miał oba filterki, zapchane były syfem i jakąś dziwną mazią rdzawą. Troszkę się namęczyliśmy przy składaniu bo kabelki nam się pomyliły ale sztukę dedukcji mechanicznej doszliśmy co i jak musi być zmontowane. Pompa gotowa. Zbigniew mówi - idź po browary. Mówię nie teraz, skończmy to najpierw a później pójdziemy pić. Nie, on chce teraz i stawia. No to kelner, dwa browary, Tirana ( bardzo smaczne moim zdaniem).
              Zbigniew bierze zbiornik, wkłada pompę, coś jest nie tak, nie wchodzi, delikatnie - mówię, wyjmuje a tu oring w dwóch kawałkach. Ku..wa, coś ty zrobił. A Zbigniew - spoko, zaklei się. Mówiłem żeby nie pić browarów podczas roboty. No to chwila zastanowienia, idę po następne browary. Zbigniew przerzuca całą walizkę i znajduje klej do dętek. Patrzę i nie wierzę, jakiś stary klej kupiony z zestawem łatek od ruskich na bazarze z datą ważności dawno po terminie bo rok 2010 . Zbigniew nie reaguje na moje śmiechy i dalej twardo chce kleić oring. Mówię przecież to nie możliwe zakleić oring ale on nie. Młody jesteś i nic nie wiesz. Kiedyś za czasów prl tak się robiło i jakoś było. Ale wtedy ludzie jeździli junakami i wskami więc nie pierdziel że to zlepisz. Ale on był święcie przekonany że da radę. Trochę mnie to zaczęło zastanawiać bo do najbliższego miasta 25 km po górach, niby asfalt więc tragedii nie ma ale weź teraz znajdź oring. No nic, siedzę i czekam, klaj na szczęście nie zastygł, dał się rozprowadzić po gumie, nawet jeszcze Zbigniew zaczął mi wciskać kit że to już było klejone bo przecięte jest pod kątem. Słucham uważnie ale takich bzdur nigdy nie słyszałem, on idzie w zaparte że na pewno już to kleił. No dobra, siedzimy i czekamy aż klej podeschnie jak na dętce.
              Podchodzi właściciel hotelu, problem - pyta. Tak, pokazuję przecięty oring a on woła od razu swoją córkę, fajna była . Mówi że lubi polaków i że nam pomorze. Coś tam zaczął opowiadać ale córka to streściła, powiedziała że zaraz będzie kolega i przywiezie taki oring. No to czekamy. Nie mija 10 min i zjawia się gość z plastykowym pudełkiem a w nim chyba 40 oringów, taki zestaw różnych rozmiarów. No to uratowani pomyślałem. Szukam na wzór, średnic niestety ale największa z zestawu jest za mała. Kierownik mówi że niema problemu bo to guma jest i się rozciągnie. Przymierzam do starego oringu no niby git, średnica pasuje ale na pompę ni hu..a nie chce wejść, coś jest nie tak. Wybrałem z zestawu największy jaki był, około 50x3, średnica na pompie powyżej 60 jak byk, trochę za gruby ale po rozciągnięciu wchodzi w rowek. Może to nie jest idealnie jak powinno być ale swoje zadanie powinno spełnić. Posmarowaliśmy olejkiem i montowanie w zbiorniku. Wchodzi dobrze, nie ma luzu więc nie będzie ciekło. Git.
              Podziękowaliśmy koledze właściciela i pytamy ile za ten oring, Zbigniew wyciąga rękę i pokazuje słynny gest czyli odległość między kciukiem a wskazującym a on że nic, nie chce nawet piwa. No to ok, podziękowaliśmy i dalej składanie. Siedzę na krześle, zbiornik już zamontowany, wszystko podłączone i patrzę a tam leży ok 20 mm oringu. Zbigniew - przeciąłeś oring przy wkładaniu pompy w zbiornik krzyczę. A on nie możliwe, nie użyłem takiej dużej siły żeby go przeciąć, no nie i h..j a w ogóle to wyrzuć to bo to jakieś śmieci. Zacząłem się śmiać, co ty pie..lisz, przecież ta część idealnie pasuje do tej co chciałeś kleić.
              Nie możliwe i h..j. No ręce mi opadły, nie lubię jak ktoś na czarne mówi białe i jeszcze się upiera . Po założeniu zbiornika idę po następne browary, ja już miałem dość, więc orange soda .
              Zalewamy zbiornik, nic nie cieknie, włączamy pompę, odpalamy moto, wszystko git. Godzina 20ta więc zacząłem się robić głodny. Zbigniew mówi że o tej porze nic nie można jeść, pytam ale browary można? Oczywiście. Złożyliśmy wszystko, posprzątaliśmy klucze, latarki i inne pierdoły, podziękowaliśmy kierownikowi hotelu za pomoc. Chwila refleksji i oczywiście zimny browar, temp powietrza ok 25 stopni o 22giej.




              C.D.N
              Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
              No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
              sigpic

              Komentarz


                #37
                Uśmiałem się jak to czytałem bo dopiero co pomagałem ożywić pompę w 990 gdzieś na totalnym zadupiu w Tadżykistanie na granicy z Afganistanem tylko że nie mieliśmy zapasowych filtrów, ale te same problemy były co zrobić z paliwem i ta cholerna uszczelka. Rozebrać było łatwo wywaliliśmy torebkę filtra i składamy i się zaczęło przez tą powaloną uszczelkę 3h męczarni. Ale udało się złożyć ze starym oringiem nic się nie przecięło i nie ciekło.

                WP_20150814_16_20_25_Pro.jpg
                WP_20150814_16_22_56_Pro.jpg
                WP_20150814_16_47_51_Pro.jpg

                Komentarz


                  #38
                  Junak jest nieodporny na stres i wpada w panikę z byle g...

                  Ja Wam powiem jak było
                  Był cholerny upał, miejscówka ekstra no to przed obiadkiem dwa browce, po obiadku jeszcze kilka..
                  To że Junak źle podłączył kable to się nie przyznaje poprawiłem jest ok. Biorę się do wkładania tej pompy, oring nasmarowany myślę wejdzie jak w mydło, przekręciłem trochę pompą, no i wszedł kawałek wystaje poza pompą.... No to mówię do siebie językiem dyplomaty h... d... i kamini kupa...
                  Piłem szóstego browara...
                  Siedzę na pieńku i gdzieś tam w zakątkach mózgownicy świta że kleiłem (dopasowywałem) kiedyś oringi, te które dzałają na ściskanie...
                  Patrzę na Junaka a ten znowu Przyszedł gospodarz bo zobaczył że jest chyba problem, ale szybko powiedział że "noo problem"
                  W ogóle to chciałem przestawić tą robotę na rano, człowiek ma wtedy świeży umysł. Ten nie, bo dzisiaj, bo jutro upał itd...
                  Dobraliśmy oring, założone ok!
                  Rano wstałem Stwierdziłem że mam te oringi w mahoniowej walizeczce bo je kiedyś kupiłem na zapas, tylko były z innymi oringami, a nie razem z zestawem naprawczym do pompy.

                  cdn

                  Komentarz


                    #39
                    Panowie, widzę że do wiosny będzie co czytać
                    pzdr

                    Komentarz


                      #40
                      Panie Junak, tu się czeka na dalszy ciąg!!!
                      Sowizdrzał
                      KTM 750 6T
                      Nie wierz, nie bój się, nie proś!

                      Komentarz


                        #41
                        Rano wyruszamy dalej, Albanii już mamy dość, postanowiliśmy że zmierzamy w stronę Macedonii, plan niby nie jakiś napięty ale pełen respektu bo nadawali upal po 46 st w cieniu,


                        Droga w kierunku Kukes to stara chyba 10 letnia asfaltowa droga, nie powiem nic złego, asfalt bardzo dobrze trzymał, gorąco było juz o 8 rano więc co jakiś czas zatrzymywaliśmy się na ochłodę przy lejącej się wodzie ze skał na poboczu.





                        byłem zaskoczony że w większej odległości od morza jest więcej lasów i zielonego koloru niż bliżej jeziora i morza. Zakrętów nie było końca, nawet się pomyliłem i zjechałem w stronę Fushe Arrez więc musieliśmy wracać kilka km, w sklepie zakupiłem kilka puszek lemon sody, jak miło było sie przekonać że za 2E kupiłem 4 puszki a nie dwie jak to miało miejsce na kempingach i w różnych cafe barach .

                        Dojeżdżając do końca SH5 patrzę coś jest nie tak, betonowa blokada jak na autostradzie, brak kilku przęseł więc można jechać, podjeżdżam bliżej a tu autoban, dwa pasy w jedną i dwa w drugą stronę, przegroda po środku, europa normalnie. Ale coś nie tak, jakoś te samochody nie wjeżdżają na to skrzyżowanie, nawigacja też jakoś dziwnie oszalała i pokazuje całkiem inny kierunek na objazd. Ale co tam, jadę do przodu, podjeżdżam do betonowej bariery, patrzę a tu samochody zapierdzielają jak po autobanie, weź i sie wbij a do tego jeszcze przejedź na drugą stronę bo jedziemy w lewo. Ale spoko, pędzel i do przodu, 150 można spokojnie trzymać non stop, autoban lepszy niż w Serbii albo Węgrzech bo nowy



                        Na zdjęciu widać jak droga ciągnie się trawersem przez ładne kilka kmów.



                        niestety moja radość nie trwała zbyt długo, za Kukes wjeżdżamy znów na normalną drogę lokalną, niby asfaltowa ale czasem bezpieczniej jest w górach niż na tych wsiach gdzie wszystko i wszystkich można spotkać,





                        To jedno ze zdjęć Zbigniewa, nawet nie zdajecie sobie sprawy jaka ładna była ta pastereczka, oczywiście grunt to dobry operator sprzętu fotograficznego



                        Patrzę na mapę, jest dość duże miasto Peshkopia, staniemy na chwilę może czegoś się napijemy. Wjeżdżamy do miasta a tam widzę gościa na koniu, stoi na światłach razem z samochodami, ku..wa, co jest. Jedziemy dalej, następny przywiązuje konia do drzewa i idzie do sklepu na zakupy. Dziki południowy wschód
                        Zaczęło coś pokrapywać deszczem, zatrzymaliśmy sie pod jakimś zamkniętym warsztatem. Przeczekaliśmy małą ulewę bo nawet pioruny było widać w oddali, popatrzyłem na relikty motoryzacji, nawet ciekawie się siedziało i oglądało, przekrój wozów taxi jak nigdzie indziej, od wozu ciągniętego przez konie i blaszane puszki po nowe Q7.

                        Zmierzamy w stronę Macedonii, zamiast jechać dalej asfaltem chcieliśmy ominąć przejście w Spas i dalej po stronie Albanii jechać do miasta Lin lub jeśli się da dalej do Pogradec. Nawigacja za nic nie chciała mnie przeprowadzić wzdłuż granicy, dopiero jak wbiłem trasą terenową zaczęło dobrze pokazywać, tzn przed siebie
                        Ujechaliśmy kawałek, patrzę a tu droga na jedynkę, wszędzie na brzegach rzeki śmieci od groma, aż żal patrzeć bo woda w kolorze turkusowym, jedziemy dalej, coraz większa dzicz, patrzę na Zbynia a on "Nie wybaczę Ci tego" znów droga na jedynkę, czułem na plecach jego wzrok, po kilku km zatrzymałem się i pytam, wracamy? Nie musiałem nawet krzyczeć, zrozumiał od razu co mówiłem
                        Wróciliśmy na przejście graniczne w Spas, podjeżdżam do szlabanu a Zbigniew się na mnie drze, wymień kasę, przecież tam stoją cinkciarze, ale pomyślałem po co będę się wracał, przecież przy szlabanie stoi gość obok celnika i też wymienia kasę, sprawdzili paszport i puścili dalej.
                        Macedonia. Od razu widać skok cywilizacyjny, droga inaczej wyprofilowana, zakręty dość łagodne i spokojnie 90 można trzymać choć wszędzie ograniczenia do 50. Dość szybko dojeżdżamy do miasta Ohrid, dość duże miasto, widać samych letników i panny w strojach kąpielowych wszędzie gdzie tylko można bo jechaliśmy drogą przy plaży mając nadzieję na jakiś hotelik albo w najgorszym razie camping. To co zobaczyłem prawie mnie sponiewierało, ludzi masakra, jadę dalej, oby dalej, Zbigniew za mną i nie protestuje
                        Jadąc dalej w stronę Pesztani chciałem znaleźć jakiś camping, nic takiego nie ma, wszystko na dziko, wszędzie papierzaki, dopiero potem dowiedziałem sie że tam nie ma zejścia na plażę, góry dochodzą do jeziora i jest klif na samym końcu. W Pesztani znalezienie miejsca na namiot nawet graniczy z cudem, hotele wszystkie pozajmowane, brak miejsc, leżaków na plaży jak sardynki w puszcze, porażka. Dojeżdżamy do dużego campingu w Gradishte, stoi od groma camperów i namiotów, na recepcji pani po ang wszystko git, no już niech będzie, pamiętam przecież standard campu w Shkoder. Wjechalismy na sam koniec campingu, nad sam brzeg jeziora, pokręciłem się trochę w poszukiwaniu miejsca ale stwierdziłem że najlepiej będzie nad wodą, przynajmniej troche może byc chłodniej. Znalazłem sklep tzn mini market, rekonesans terenu był the best , pomyślałem że nawet spoko, wczesne rokokoko ale h..j tam, jakie było moje zdziwienie jak zobaczyłem narciarza w kiblu, ku..wa pomyślałem, gdzie ja znowu wylądowałem. Zaczęło się robić późno, stwierdziliśmy że trzeba coś zjeść, znów mnie zdziwko walnęło jak dowiedziałem się że nie ma żadnej restauracji na miejscu tylko jakieś hu..we bary z pizzą mrożoną.
                        No ale nic, zjedliśmy ten siuwaks, wypilismy siuwaksowate piwo, wróciliśmy do namiotów spać.
                        Na drugi dzień rano ...




                        C.D.N.
                        Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
                        No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
                        sigpic

                        Komentarz


                          #42
                          Jesss...
                          ciesze się że chyba pierwszy mogę poczytać c.d.
                          p.s. trochę się naczekałem ale warto było.
                          pzdr

                          Komentarz


                            #43
                            Tyle dni w trasie, a gulasz angielski nadal z Polski?

                            Komentarz


                              #44
                              A gdzie kabanosy Zbigniewa ?

                              Wysłane z mojego SM-G530FZ przy użyciu Tapatalka

                              Komentarz


                                #45
                                Liczyłem na zbliżenie tej ładnej pastereczki....

                                Komentarz

                                Pracuję...
                                X