Ogłoszenie

Zwiń
No announcement yet.

Czarnogóra, Serbia, Rumunia - sierpień 2009

Zwiń
X
 
  • Filtr
  • Czas
  • Pokaż
Wyczyść wszystko
new posts

    Czarnogóra, Serbia, Rumunia - sierpień 2009

    Parę miesięcy minęło, ale powspominac w długie zimowe wieczory całkiem miło. Było tak - dwa tygodnie, cztery osoby, 5 tys.km i w rolach głównych ST i GS 1100.
    Krótka relacja filmowa w trzech odcinkach z bezdroży (czasem dróg) Czarnogóry, Serbii i Rumunii tutaj



    #2
    fajne klimaty. napisz coś wiecej. tak na marginesie to jak wytrzymaliście w tych kubrakach?

    Komentarz


      #3
      Opis trasy wrzucę jak się dokopię do notatek z wakacji. Generalnie unikaliśmy asfaltów i miejsc obleganych przez turystów. Skusiło nas wprawdzie wybrzeże Adriatyku, Makarska Riviera, widoki naprawdę wspaniałe, ale przejazd przez miejscowości turystyczne to makabra. Jeden wielki śmierdzący korek aut. W takich warunkach pot po tyłku płynął. Ale w górach kubraki sprawdzały się całkiem nieźle.

      Komentarz


        #4
        Usunięte na żądanie użytkownika

        Komentarz


          #5
          jakie koszty takiej wyprawy ?
          http://www.informatyzacja.com

          Komentarz


            #6
            Mnie Chorwacja- na 10 dni wyniosla 1500zł ze spaniem na pokojach.
            sigpic
            "Cieszył się wędrówką do nieznanych miejsc, oglądaniem nieznanych rzek, a trudy wynagradzała mu pasja poznania"

            "Dystans do świata jest właściwy, gdy do jednego wora nawalimy ziarno wyrozumiałości, optymizmu łyżkę, tolerancji z umiarem, wiedzy mędrców szklaneczkę i wina antołek by jak będą dokuczać pierdolnąć głośnym NIE."

            Komentarz


              #7
              Notes został odnaleziony – oto relacja z trasy oczami mojej żonki:

              DZIEŃ 1 – start ok. 9 rano, do granicy w Chyżnem ok. 400 km. Pierwszy nocleg na Słowacji – kemping w Zvoleniu.

              DZIEŃ 2 – kierunek – Węgry, przejście w Komarnem. Upał ok. 40 stopni. Ciągle po asfalcie, bo chcemy zaliczyc Balaton. Tłumy turystów skutecznie nas odstraszyły. 10 minut nad Balatonem i jedziemy do Chorwacji. Przejście w Lenteye. Szukamy jakiejś wody na nocleg. Na mapie miejsce wyglądało nieźle, w praktyce okazało się, że to stawy hodowlane. Droga skończyła się szlabanem, znienacka pojawił się człowiek ze strzelbą. Jakoś się dogadaliśmy i pozwolił nam rozbic namioty, ale bez palenia ogniska, łowienia ryb i kąpieli w stawie.

              DZIEŃ 3 – ruszamy przez Chorwację. Im dalej tym ładniej. Zaczynają się góry. Pierwszy off-road przymusowy, bo droga okazała się jeszcze nie do końca wybudowana, chociaż na mapie już była. I tu się okazało, że GPS zbaraniał. Jedziemy leśnymi drogami na wyczucie. Dojeżdżamy do granicy z Bośnią. Celniczka tłumaczy, że powinniśmy wrócic. Jedziemy z powrotem. I znowu koniec drogi, szlaban, buda jakiegoś celnika-strażnika (?) Znów tłumaczą nam, że dalej nie pojedziemy bo strefa graniczna. W końcu udało się ustalic kierunek na Jezioro Perucko. Zajeżdżamy na wschodni całkowicie dziki brzeg i tu rozbijamy obóz. Wspaniałe miejsce.

              DZIEŃ 4 – plan na dziś - Czarnogóra. Najpierw górską drogą wyjeżdżamy znad jeziora – widoki niesamowite. Po raz kolejny drogi prowadzą inaczej niż mówi mapa. Po górskich ścieżkach przebijamy się w końcu do asfaltu. Kierunek – Adriatyk. Makarska Riviera zaskakuje. Wyjeżdżamy górską drogą wprost na widok zapierający dech w piersiach. Jedziemy asfaltem wzdłuż wybrzeża. Po prawej morze, po lewej góry. Zapach pinii i szaleńcze brzęczenie cykad. Tak do granicy z Bośnią. Tam na parę kilometrów i z powrotem Chorwacja. W końcu Czarnogóra. Celnik chce zieloną kartę. Dalej ciągle wybrzeżem (w sznurze aut) kierujemy się nad pełne morze, do Budvy. Tu zastaje nas noc i burza. Parę kilometrów dalej znajdujemy kemping zawalony wprawdzie turystami, ale wyboru wielkiego nie mamy.

              DZIEŃ 5 – ustalamy, że asfaltu i tłumów turystów mamy dośc. Porzucamy plan, żeby jechac wybrzeżem do końca Czarnogóry. Odbijamy w góry, w stronę Jeziora Szkoderskiego na granicy Czarnogóry z Serbią. Droga pusta, wąska, coraz wyżej, serpentyny, widoki. Musimy przejechac przez góry żeby dojechac do jeziora. Przełęcz na wys. 960 mnpm. Pojawia się jezioro i pytanie jak do niego zjechac. Pierwsza próba – betonowy koniec drogi, brak plaży, a w jeziorze jakieś zielone glony wszędzie. Znów po serpentynach w górę i w dół i udało się. Jest plaża. Rozbijamy namioty pod figowcem, obok drzewo z granatami, ale jeszcze niedojrzałymi. Jedna knajpa z piwkiem i rybką. Pytamy o sklep. Człowiek mówi, że najbliższy jest 25 km stąd. Samochód z zaopatrzeniem przyjeżdża raz na dwa dni, dziś już był. Zakupiona od przydrożnego handlarza jagodowa rakija przy ognisku na plaży smakuje nieźle.

              DZIEŃ 6 – odpoczynek. Cały dzień nad J.Szkoderskim. Na plażę przyszły osły, a w wodzie pływają żmije. Ludzi prawie żadnych, poza kilkoma tubylcami i rodziną czeskich turystów.

              DZIEŃ 7 – kierunek Park Narodowy Beogradska Gora. Zjazd na szutry. Znowu mapy mówią, że drogi są, a okazuje się że nie ma. Właściwie są, ale dla owiec i pasterzy. Przeładowany motocykl nie przejedzie. Brykamy sobie przez kamyki, potoki, trochę błota. W końcu jest hardkorowo. I tak do wieczora bez asfaltu. Nocleg nad czymś co wygląda jak poidło dla bydła – Jezioro Susko, otoczone górami, żadnych śladów cywilizacji.

              DZIEŃ 8 – dziś w planie Durmitor. Jedziemy do asfaltu. Najpierw Kanion Tary. Podobno największy po Kanionie Colorado. Kamienny most robi wrażenie. Kolor wody też. Dojeżdżamy do miejscowości Żabljak. Bardzo turystyczna, więc bez postoju jedziemy w górę. Szczyty ponad 2000 mnpm. Wspinamy się wąskimi serpentynami. Coraz zimniej. Widoki niesamowite. Park Narodowy Durmitor to pierwsze miejsce gdzie nie można nocowac na dziko. Wracamy do Żabljaka. Znajdujemy kemping „U Miny”. Jeśli zawędrujecie w tamte rejony – polecam. Specyficzne miejsce, podobnie jak jego właściciel, Mina, który mówi o sobie Dynamit

              DZIEŃ 9 – ruszamy znów górami Durmitor do Kanionu Pivy. Droga nad Pivą prowadzi przez kilkadziesiąt wydrążonych w skale tuneli. Kolor wody jak chemiczny turkusowy kisiel. Dojeżdżamy do wielkiej tamy na Pivie. I znów kawałek dalej okazuje się, że drogi nie ma, choc na mapie jest. Wracamy w stronę mostu na Tarze. Odbijamy w „żółtąâ€ drogę. Okazuje się szutrowa. Prowadzi do nikąd. Błądzimy trochę po asfaltach, trochę po szutrach. Jedna z dróg prowadzi nas wysoko pod górę i nagle się kończy. W końcu znajdujemy dziką, górską i całkowicie bezludną polanę na nocleg.

              DZIEŃ 10 – poranny odcinek po szutrach, bez błądzenia dojeżdżamy do asfaltu, który zaprowadzi nas do granicy serbskiej. Serbia wita nas skałami, jedziemy wzdłuż rzeki Lim. Ciągle asfaltem. Coraz brzydziej. Mijamy miasta. Planujemy nocleg nad Morawą. Okazuje się, że brzegi rzeki to jedno wielkie śmietnisko. Smród, hałdy odpadów i psy jak hieny. Na mapie jest jakaś mała rzeczka, ale miejscowi mówią, że tam nie dojedziemy. Ostatecznie rozbijamy namioty na jakimś schowanym za drzewami polu.

              DZIEŃ 11 – ruszamy w stronę Parku Narodowego Rzeki Resavy. Zaliczamy wodospad Veliki Buk. Dalej mamy do wyboru asfalt lub off-road. Decyzja szybka – odbijamy na szutry, błoto, trochę wspinaczki. Ciężko, ale warto było dla widoków. Dalej już po asfalcie wzdłuż Dunaju do granicy z Rumunią. Wjeżdżamy do Rumunii przez most na Dunaju. Kierunek Drobeta, dalej Baile Herculane. Nocleg miał być nad Jeziorem Cerna, ale odbiliśmy w leśną drogę i znaleźliśmy zupełnie dzikie miejsce pomiędzy dwoma górskimi strumieniami. Przeprawa przez wodę i mamy świetne miejsce na nocleg.

              DZIEŃ 12 – startujemy w stronę Targu Jiu. Stamtąd wzdłuż rzeki Jiu do Petrosani. Asfaltowe serpentyny wśród skaÅ‚, w ścianach skalnych jakieś stare kopalnie. W Petrosani odbijamy na off-road. Ciągnie nas do przełęczy Urdele, którą pokonaliśmy rok temu wjeżdżając z drugiej strony. Przykra niespodzianka. Okazuje się, że drogi, które rok wcześniej były dziewiczymi szutrami teraz są placem budowy, częściowo już zaasfaltowanym. Szkoda. Rezygnujemy z wjazdu na Urdele. Szukamy dzikich ścieżek. Spotykamy tubylców na motocyklach. Ostrzegają nas przed niedźwiedziami. Górskimi ścieżkami kierujemy się Cugir, tam planujemy nocleg nad strumieniem. Na kompletnym bezludziu łapiemy gumę w tenerze. Mamy łatki, ale nie mamy pompki. Wtedy nadjeżdżają leśnicy. Jesteśmy uratowani, ale do celu zostało ok.40 km po górach, zapada noc, rozbijamy namioty na pierwszej lepszej polanie. W nocy temperatura spada do bliskiej 0 stopni.

              DZIEŃ 13 – pierwszy odcinek – 40 km. off-roadu, czas przejazdu ok. 3 godz. Z miasteczka Cugir kierunek Cluj Napoca. W planie nocleg nad jeziorami w okolicy Gilau. Na mapie wyglądają nieźle, w praktyce okazały się częściowo zawalone turystami, a w dzikich miejscach zasyfiałe. Jedziemy dalej, znajdujemy górski strumień i przyjazną polanę na nocleg.

              DZIEŃ 14 – kierunek Węgry. Już tylko po asfalcie. Nocleg w Tokaju na kempingu. Wino 2 litry za 2 euro.

              DZIEŃ 15 – do granicy węgiersko-słowackiej w Slov.N.Mesto. Dalej już w stronę domu, do PL przez granicę w Barwinku. Na słowackiej granicy ustalamy, że skoro został nam jeszcze jeden dzień urlopu odbijamy w Bieszczady. Po widokach z Rumunii, Serbii i Czarnogóry bieszczadzkie krajobrazy robią jakby mniejsze niż zazwyczaj wrażenie. Zaliczamy Tarnawę Niżną i obiad w Wiczej Jamie. Nocleg na dziko niedozwolony.

              DZIEŃ 16 – Przez urocze Roztocze do domu.

              Podsumowanie - 5 tys. km przejechane, jedna guma, żadnych poważnych awarii, całkowity koszt wyprawy ok. 700 euro na dwie osoby (może luksusów nie było, ale codzienna degustacja miejscowych trunków wpisana w menu).

              Komentarz


                #8
                Fajnie było obejrzeć, kawał drogi i kawał przygody

                Komentarz


                  #9
                  Hej tomman, odezwij się do mnie na gg: 4654797 albo na zacharjasz@wp.pl. Planujecie w tym roku jakiś wyjazd? Bo bardzo mi odpowiada wasza forma podróży, czyli dużo off-roadu i spanie na dziko. Ponieważ byliśmy sami jednym motocyklem i była to nasz pierwsza taka długa wyprawa, miałem troche obawy, ale w tym roku nie mam zamiaru pójść na łatwiznę.

                  Komentarz


                    #10
                    Piknie sobie śmigacie.
                    http://www.informatyzacja.com

                    Komentarz


                      #11
                      Fajnie się czyta. Masz może zdjęcia w ogólnodostępnej galerii?
                      sigpic
                      "Cieszył się wędrówką do nieznanych miejsc, oglądaniem nieznanych rzek, a trudy wynagradzała mu pasja poznania"

                      "Dystans do świata jest właściwy, gdy do jednego wora nawalimy ziarno wyrozumiałości, optymizmu łyżkę, tolerancji z umiarem, wiedzy mędrców szklaneczkę i wina antołek by jak będą dokuczać pierdolnąć głośnym NIE."

                      Komentarz


                        #12
                        Zachar - napisałem ci na mejla zarys planu na ten rok. daj znaka czy dostałeś albo napisz na tomman13@interia.pl
                        Bartas - niestety nie posiadam takowej galerii, aczkolwiek niewykluczone że powstanie (o ile moja żonka znajdzie czas na to,bo dla mnie to czarna magia), trochę się już nazbierało zdjęc.

                        Komentarz

                        Pracuję...
                        X