Tak sobie pomyślałem, że warto może założyć jeden zbiorczy temat, gdzie można by wpisywać kilka słów na temat zwykłych, codziennych przejażdżek i przygód, które podczas takowych nas spotykają 
No to zaczynam.
Dzisiaj pogoda do jazdy nie zachęcała, ale po południu się rozpogodziło i około piątej postanowiłem się wybrać na małą przejażdżkę. Odpaliłem Teresę i heja!
Wyruszyłem z domu w Józefosławiu, pokręciłem się po szuterkach wokół Lasu Kabackiego i przez pola i lasy Chyliczek kierowałem się w stronę Konstancina.
W pewnym momencie przecinka, którą jechałem wzdłuż zagajnika zaczęła się robić coraz bardziej rozmokła.
Nic to, pała i wiadomo co
Niestety zabrakło mi do suchego jakiegoś metra.
Motór zakopał się tylnym kołem w zasysającym bagnie na amen.
Standardowe próby wytachania sprzęta nic nie dały. Na szczęście niedaleko jacyś wandale wyrzucili śmieci w postaci m.in. gruzu. Nigdy nie myślałem, że będę odczuwał wdzięczność do takich ludzi. Normalnie dupę mi uratowali
Motór położyłem na boku - to znaczy po ciężkiej szarpaninie mi się to udało - podsypałem gruzu pod koła (tylne po ośki w bagnie, przód na 1/3) i w końcu po jakiś 40-tu minutach walki wyjechałem na bardziej suche.
W międzyczasie spadł mi łańcuch, spociłem się jak zwierzę, qrwami rzucałem co nie miara i prawie że dzwoniłem po pomoc.
Ale dałem radę
Bilan wycieczki:
dystans - 15km
czas - 2 godziny (z myciem sprzętu na myjni pod Kauflandem i pożyczeniem od znajomych suszarki do butów narciarskich)
myjnia - 14 PLN
zalana pralką łazienka - kompletnie upieprzone i przemoczone spodnie oraz rękawiczki prane na programie ręcznego prania przy zbyt dużej ilości żelu do prania
Foty nie oddają grozy sytuacji
Zapraszam do dalszych relacji!

No to zaczynam.
Dzisiaj pogoda do jazdy nie zachęcała, ale po południu się rozpogodziło i około piątej postanowiłem się wybrać na małą przejażdżkę. Odpaliłem Teresę i heja!
Wyruszyłem z domu w Józefosławiu, pokręciłem się po szuterkach wokół Lasu Kabackiego i przez pola i lasy Chyliczek kierowałem się w stronę Konstancina.
W pewnym momencie przecinka, którą jechałem wzdłuż zagajnika zaczęła się robić coraz bardziej rozmokła.
Nic to, pała i wiadomo co

Niestety zabrakło mi do suchego jakiegoś metra.
Motór zakopał się tylnym kołem w zasysającym bagnie na amen.
Standardowe próby wytachania sprzęta nic nie dały. Na szczęście niedaleko jacyś wandale wyrzucili śmieci w postaci m.in. gruzu. Nigdy nie myślałem, że będę odczuwał wdzięczność do takich ludzi. Normalnie dupę mi uratowali

Motór położyłem na boku - to znaczy po ciężkiej szarpaninie mi się to udało - podsypałem gruzu pod koła (tylne po ośki w bagnie, przód na 1/3) i w końcu po jakiś 40-tu minutach walki wyjechałem na bardziej suche.
W międzyczasie spadł mi łańcuch, spociłem się jak zwierzę, qrwami rzucałem co nie miara i prawie że dzwoniłem po pomoc.
Ale dałem radę

Bilan wycieczki:
dystans - 15km
czas - 2 godziny (z myciem sprzętu na myjni pod Kauflandem i pożyczeniem od znajomych suszarki do butów narciarskich)
myjnia - 14 PLN
zalana pralką łazienka - kompletnie upieprzone i przemoczone spodnie oraz rękawiczki prane na programie ręcznego prania przy zbyt dużej ilości żelu do prania

Foty nie oddają grozy sytuacji

Zapraszam do dalszych relacji!
Komentarz