Na autostradzie przy 120 wychodziło mi 5,3, ale przy przelocie 150 już 6,8.
Ogłoszenie
Zwiń
No announcement yet.
Chorwacja, 27.04- 11.05.2012.
Zwiń
X
-
sigpic
"Cieszył się wędrówką do nieznanych miejsc, oglądaniem nieznanych rzek, a trudy wynagradzała mu pasja poznania"
"Dystans do świata jest właściwy, gdy do jednego wora nawalimy ziarno wyrozumiałości, optymizmu łyżkę, tolerancji z umiarem, wiedzy mędrców szklaneczkę i wina antołek by jak będą dokuczać pierdolnąć głośnym NIE."
-
01.05.2012, wtorek.
Z samego rana wyskoczyliśmy już z bagażami i zaatakowaliśmy twierdzę Nahaj w Senj. Zwiedzaliśmy sobie spokojnie, w sumie z całej twierdzy warto zobaczyć widoki z góry na okolicę
Nocowaliśmy 2x na tym osiedlu:
Sama twierdza nie ma zbyt wiele eksponatów, bieda.
Byliśmy tam od razu z bagażami, więc mogliśmy kierować się prosto na Zadar magistralą, robiąc co jakiś czas mały postój na podziwianie okolicy czy jakiś posiłek
Przed samym Zadarem postanowiliśmy złapać pokój, wypadło na Bibinje, jakieś 5 km od miasta. Zrzuciliśmy graty i ruszyliśmy na zwiedzanie
Sam Zadar to multum kościołów, ciekawe wrażenie robią też wąskie uliczki w zabytkowej części miasta
Ciekawa jest również sztuka rzeźbiarska
Dzień szybko nam uciekał, po wyniesieniu się z Zadaru skoczyliśmy jeszcze na „kolację” na przystańw Bibinje
[IMG] https://lh6.googleusercontent.com/-9...0/IMG_2968.JPG [/IMG]
Trochę niepokoiła nas pogoda, ale jak się później okazało, zupełnie niepotrzebnie.
02.05.2012, środa.
Poprzedniego dnia ustaliliśmy, że z samego rana zwijamy manele i lecimy dalej, do Szybenika. Motocykle zostawiliśmy na nabrzeżu, przy okazji obadaliśmy pierwsze napotkane palmy
Uliczki tego miasta zaskakują rozplanowaniem, bardzo łatwo się tam pogubić, dobrze mieć ze sobą mapę
Najciekawszym zabytkiem była katedra, wpisana na listę Unesco
Swoją drogą w niemal każdym zakamarku czai się jakiś kościół, czy też inne zabytki
Gdy wróciliśmy do motocykli podszedł do nas starszy pan oferując pokój. Jak się później okazało był to były pracownik ambasady chorwackiej w Polsce. Wspominał Warszawę, zabytki, kawiarenki i czasy Gomółki i Hanki Bielickiej. Przy okazji opowiedział nam jak naprawdę żyje się w Chorwacji. W sumie, gdyby nie turystyka, to ten kraj byłby daleko w polu.
Po dobrych 40 minutach rozmów ruszyliśmy w stronę wodospadów Krka. Z nieba zaczyna lać się żar, termometry wskazują 30- 32 stopnie. Na parkingu pod wodospadami przebieramy się z teksów w ciuchy cywilne. Zostawiliśmy je na motocyklach, buty pod nimi i odziwo nic nie zginęło- ciekawe czy w Polsce takie coś by przeszło… Ruszyliśmy na wodospady Krka. Tego Parku Narodowego nie trzeba opisywać, wystarczy zerknąć na zdjęcia, jest tam po prostu pięknie.
Wychodząc z terenu wodospadów kupiliśmy jeszcze wina figowe, które udało się cało przetransportować do Polski, zjedliśmy też obiad
Nasze miejsce docelowe tego dnia to Trogir. Wg nas było to chyba najładniejsze miasteczko spośród odwiedzonych. No i masa skuterzystów, bez kasków, chodnikami, na 3,4,5, bałagan komunikacyjny na drodze. Od pracy skuterów było słychać jedno wielkie „bzyczenie”.
Gdy słońce miało się ku zachodowi skoczyliśmy na kwaterę, ale wróciliśmy już po zmroku.
Miasteczko budziło się do nocnego życia, na zacumowanych łajbach słychać było liczne imprezy. Miasteczko zdecydowanie polecamy do bliższego obadania.sigpic
"Cieszył się wędrówką do nieznanych miejsc, oglądaniem nieznanych rzek, a trudy wynagradzała mu pasja poznania"
"Dystans do świata jest właściwy, gdy do jednego wora nawalimy ziarno wyrozumiałości, optymizmu łyżkę, tolerancji z umiarem, wiedzy mędrców szklaneczkę i wina antołek by jak będą dokuczać pierdolnąć głośnym NIE."
Komentarz
-
Kolejny dzień przywitał nas min takim widokiem:
Ale zaraz.... poczatek maja... skąd te owoce? Coż taki klimat... Zima 2011/2012 była wyjątkowo mroźna i śnieżna- śnieg leżał aż.... tydzień... bez komentarza.
Spakowaliśmy manele i udaliśmy się w stronę Splitu. Motocykle z bagażami zostawiliśmy przy stadzie skuterów i z buta na zwiedzanie.
Stare miasto w Splicie robi wrażenie:
Wąskie, kilkusetletnie uliczki robią wrażenie. Mimo upału chce się tam spacerować.
Wyjście ze starówki jest niemal na nabrzeże, duża promenada z palmami i ławkami do odpoczynku:
Po kilku dniach intensywnego łażenia chcieliśmy trochę odpocząć. Zadecydowaliśmy, że jedziemy na jakieś pole namiotowe, na południe wzdłuż wybrzeża.
Padło na camping w Zivogoscach. Ludu praktycznie zero, pisza, spokój, z jednej strony morze, z drugiej góry- Biokovo.
Tutaj też po zakupach w sąsiedniej wiosce zjedliśmy coś na kształt obiadu:
Klimat miejsca pozwalał zrelaksować się po długiej podróży
Gdy zbliżał się wieczór usłyszeliśmy jadący na camp motocykl. Jechały 2 osoby na Marauderze 650cc, z mini namiotem, mini sakiewkami. Okazało się, że to polacy. Zrobiliśmy wieczór zapoznawczy. Leszek i Renia jechali z Gdańska, spali na dziko w namiocie z Biedronki, który mógłby co najwyżej służyć jako magazyn na rzeczy do motocykla, bez tropiku, z karimatą z biedronki i kilkoma innymi patentami w stylu hardcore. Zrobiła się dobra ekipa, która postanowiła podróżować dalej razem.sigpic
"Cieszył się wędrówką do nieznanych miejsc, oglądaniem nieznanych rzek, a trudy wynagradzała mu pasja poznania"
"Dystans do świata jest właściwy, gdy do jednego wora nawalimy ziarno wyrozumiałości, optymizmu łyżkę, tolerancji z umiarem, wiedzy mędrców szklaneczkę i wina antołek by jak będą dokuczać pierdolnąć głośnym NIE."
Komentarz
-
Poranek przywitał nas słońcem i takimi oto widokami:
Kobitki miały dosyć motocykli i ogłosiły dzień leżenia na plaży. My w międzyczasie obadaliśmy mapę i zorganizowaliśmy sobie wypad w 3 motki na górę św. Jerzego w parku narodowym Biokovo.
Do przejechania nie było dużo km, ale częste posoje widokowe sprawiły, że straciliśmy prawie cały dzień na zwiedzaniu.
Wybrałem dojazd nieco mniej uczęszczaną trasą, ale jeszcze asfaltową.
Podjazd na szczyt góry ma coś ok 22km, co kawałek jakieś punkty postojowo-widokowe:
Na pewnej wysokości można było zauważyć opuszczone budynki pasterskie:
Sam szczyt to miejsce wspaniałych widoków
Dobre pół godziny rozglądaliśmy się na górze po okolicy. Zjazd też zapowiadał się ciekawie
Po zjechaniu do miasteczka zrobiliśmy od razu zaopatrzenie na wieczorną biesiadę. Ty, razem testowaliśmy wino białe
Przed pójściem spać przyuważyliśmy pływające łodzie rybackie. Poszliśmy na mały rekonesans i znaleźliśmy miejsce, gdzie wracają. Niestety sieci dopiero były wstawiane, ale dogadaliśmy się z rybakiem, że o 6 mamy się zjawić i jakieś rybki nam sprzeda. Nie pozostało nic innego, jak wrócić w rejon namiotu i kontynuować imprezkę. Kolejny dzień zakończony,sigpic
"Cieszył się wędrówką do nieznanych miejsc, oglądaniem nieznanych rzek, a trudy wynagradzała mu pasja poznania"
"Dystans do świata jest właściwy, gdy do jednego wora nawalimy ziarno wyrozumiałości, optymizmu łyżkę, tolerancji z umiarem, wiedzy mędrców szklaneczkę i wina antołek by jak będą dokuczać pierdolnąć głośnym NIE."
Komentarz
-
5 maja.
O 5:30 razem z Leszkiem siedzieliśmy na plaży i czekaliśmy na rybaka, z którym ustawiliśmy się na odbiór ryb. Po morzu pływało kilka łodzi ściągających sieci, zaprzyjaźniony rybak z daleka nas pozdrawiał. Kupiliśmy od niego 5 ryb w ramach testu, ryba zwała się Cipal.
Po ogarnięciu ryb obadaliśmy Zastavę, którą śmigali ogrodnicy:
Na campie zorganizowaliśmy też grilla i zrobiliśmy ryby doprawione przyprawą z zupek chińskich- rewelacja!
Wjazd na górę św. Jerzego tak mi przypasował, że postanowiłem jeszcze raz tam wyskoczyć. Tym razem skoczyliśmy tylko we dwoje
Na zdj poniżej widać końcowe serpentyny
To miejsce ma swój urok
Po powrocie na camp trochę czasu nam zeszło na rozmowach, a dzień powoli się kończył
- - - Zaktualizowano - - -
Chyba 6 maja.
Z samego rana słychać ryk silnika motorówki. ZASPALIŚMY!
Lecimy z Leszkiem biegiem na plażę, akurat rybak ściągał sieci blisko nas:
Na ośmiornicę jednak się nie zdecydowaliśmy, znów rybka jak poprzedniego dnia
Po śniadaniu poszliśmy zagadać Bośniaków, którzy akurat byli w naszym sąsiedztwie. Stwierdziliśmy, że skoczymy do Medugorje i może do Mostaru.
Do granicy było coś ok 50km. Samo miejsce jest bardzo komercyjne, same pamiątki, masa turystów, ogólnie masakra.
Zbyt długo tam nie byliśmy..
Szybka ewakuacja w stronę Wodospadów Kravitza. Sam dojazd ok, ale okolica sprawia wrażenie, jakby rok temu skończyła się tutaj wojna. Liczne pola minowe, zniszczone domy, ślady po kulach.
Same wodospady są ok, brak opłaty za wstęp co nas zaskoczyło.
Posiedzieliśmy trochę łapiąc zawieszone w powietrzu zimne krople wody, a następnie wracamy na bazę
sigpic
"Cieszył się wędrówką do nieznanych miejsc, oglądaniem nieznanych rzek, a trudy wynagradzała mu pasja poznania"
"Dystans do świata jest właściwy, gdy do jednego wora nawalimy ziarno wyrozumiałości, optymizmu łyżkę, tolerancji z umiarem, wiedzy mędrców szklaneczkę i wina antołek by jak będą dokuczać pierdolnąć głośnym NIE."
Komentarz
Komentarz