Witaj na XTZclub.pl!
Aby pisać posty musisz być zalogowany, a więc uprzednio należy się zarejestrować. Z obsługą forum możesz zapoznać się w FAQ. No i baw się dobrze
Macie moze gdzies zdjecia w wiekszej jakosci do zobaczenia? Np. jakas picase google czy cos podobnego? Zdjecia super! Przygoda na pewno tez! Czekam na dalsza czesc!
Jedziemy w kierunku jednej z największych pustyni - Takla Makan, jest drugą (po Ar-Rab al-Chali) największą pustynią piaszczystą świata, o powierzchni równej 270 tys. km², - bliskiej powierzchni Polski.
Takla Makan w wielu lokalnych przypowieściach tłumaczonej jest jako 'miejsce śmierci'. Przed wjazdem na pustynię tankujemy na jednej z wielu stacji na której obowiązuje zakaz tankowania motocykli prosto z dystrybutora. Zostajemy wyposażeni w czerwone, duże czajniki i w ten sposób transportujemy paliwo do baków. Procedura dość zabawna i pracochłonna ale na szczęście skuteczna. Od tej pory spalanie motocykli liczymy na czajniki. Wzdłuż drogi prowadzącej przez pustynię rosną posadzone przez ludzi krzaki, mają ona za zadanie chronić drogę przed zasypaniem jej przez piasek. Aby utrzymać roślinność na pustyni co 4 kilometry wykopana jest studnia, pozwalają one również uzupełniać na bieżąco zapasy wody.
Pierwsze kilometry przez pustynię pokonujemy w burzy piaskowej która ogranicza widoczność do kilku metrów. Mimo to jedziemy dalej, piasek dostaje się wszędzie. O zmierzchu zbaczamy z drogi i nocujemy kilka metrów od niej, niedaleko a jednak miejsce okazuje się bardzo klimatyczne i urokliwe. Zostawiamy tam wszystkie graty i na lekko rozpoczynamy zabawę na wydmach, na których znów tracę, kilka dni przed wyjazdem założoną, szybkę motocyklową, widocznie nie jest mi dana jazda z szybą.
Kolejnego dnia w czterdziestostopniowym upale pokonujemy resztę drogi przez pustynię, na szczęście już bez burzy pisakowej. Dojeżdżamy w końcu do pięknego, buddyjskiego miasta wykutego w skale a następnie jedziemy w kierunku Kaszgaru. Po drodze spotykamy chińskich motocyklistów
objeżdżających swój kraj na wszelkiej maści, od enduro po choppera, motocyklach o pojemności 125. Wieczorem docieramy na miejsce, znów jesteśmy w Kaszgarze....
Zajebiste te czajniki, wyglądają na takie które służą do gotowania wody na czaj nawet pod spodem widać ślady od podgrzewania i w jedynie słusznym kolorze (Meksykańska czerwień).
Powoli żegnamy się z Chinami, wczesnym rankiem wyruszamy z Kaszgaru w stronę granicy z Kirgizją. Po drodze zatrzymujemy się aby zobaczyć najwyższy na świecie naturalny skalny łuk. Łuk Shiptona to miejsce które ciężko znaleźć w przewodniku, niewiele osób tu dociera. Miejscowi nazywają owo miejsce Tushuk Tash, „Dziurawa Skała”. Opuszczamy to magiczne miejsce i przekraczamy granicę chińsko Kirgiską, kierujemy się do pięknie położonego miasta Tash Rabat. Tu dziś nocujemy. Za nasze miejsce odpoczynku służyć będą tradycyjne kirgiskie jurty. Zostawiamy tam wszystkie graty i na lekko wyruszamy zwiedzić okolicę co kończy się szaleństwami po okolicznych górach na wysokości 3700 m.n.p.m.
Następnego dnia opuszczamy Tash Rabat i malowniczymi serpentynami jedziemy nad jezioro Song Kul gdzie spotykamy miejscowych wypasających setki koni. Konie są wszędzie, trzeba bardzo uważać żeby jadąc motocyklem nie zaparkować w końskim zadzie Z nad jeziora Song Kul jedziemy zobaczyć położone na wysokości 1608 m n.p.m. zajmujące powierzchnię 6236 km² największe jezioro Kirgistanu - Issyk Kul. Nazwa Issyk Kul oznacza po kirgisku "Ciepłe Jezioro" - woda w jeziorze jest słona i nie zamarza nawet wówczas, gdy temperatura powietrza spada do -40 °C. Nad brzegiem jeziora znajdujemy przyjemny pensjonat i tam zostajemy na noc. W międzyczasie przez przełęcz Barskoon wyruszamy poszaleć w terenie, szaleństwa kończą się kiedy wysoko w górach zastaje nas ostra śnieżyca, która zmusza nas do powrotu na dół gdzie dalej świeciło słońce. Kirgistan pożegnał nas śniegiem... Następnego dnia wracamy do Biszkeku, pakujemy motocykle i żegnamy się z Azją... To już koniec naszej wspaniałej przygody... Jeszcze tu wrócimy!
Serdecznie podziękowania dla całej ekipy za wspólną podróż, szczególnie dla Krzyśka Samborskiego "Sambora" za organizację całego przedsięwzięcia oraz Kubie za ogarnięcie wraz ze mną transportu na trasie Warszawa Biszkek Warszawa.
ja do chin cisne w marcu 2013, niestety samolotem, bez motóra, ale kto wie, co czas przyniesie
Kowalu, miej sie na baczności, pewnie skorzystam z Twojej oferty
Komentarz