Ogłoszenie

Zwiń
No announcement yet.

Siedem dni wokół komina w Agadirze.

Zwiń
X
 
  • Filtr
  • Czas
  • Pokaż
Wyczyść wszystko
new posts

    Siedem dni wokół komina w Agadirze.

    Kilka telefonów, kilka maili i już wiemy, że opuszczamy zaśnieżoną Polskę i ruszamy w stronę afrykańskiego słońca.
    Motocykle, które tam wieziemy to lekkie KTMy i BMW, na pokład pakujemy również Yamaszkę Wicemistrza Europy w Motocrossie Łukasza Kurowskiego.
    Pięć dni i pięć tysięcy kilometrów później rozstawiamy sprzęty przed hotelem w Agadirze, tu je zostawiamy. Ekipa bawi się z własnym przewodnikiem a my ruszamy w swoją stronę. Plan jest konkretny - chcemy coś zobaczyć, odpocząć i nacieszyć się słońcem. Jedziemy bez spinki i we własnym tempie.
    Jako pierwszy cel obieramy urocze portowe miasteczko Essaouira. Droga do celu prowadzi wzdłuż oceanu, co chwilę zatrzymują nas jednak widoki i na miejsce nie docieramy. Rozbijamy namiot na klifie i po kolacji złożonej z pomarańczy i hiszpańskiego wina zasypiamy uśpieni szumem oceanu.

    Następnego dnia rano, po krótkich szaleństwach na plaży meldujemy się w Essaouirze. Od razu kierujemy się w stronę portu. Koniecznie chcemy zobaczyć słynne na cały Świat niebieskie łódki. Nie jesteśmy zawiedzeni, jest tak jak się spodziewaliśmy. Port jest pełen niebieskich łódek jak, wielkich kutrów rybackich i ludzi sprzedających to co udało im się złowić. W tym zgiełku i tłumie słyszymy jak ktoś woła do nas w naszym ojczystym języku. Tak właśnie poznajemy Mietka i jego dziewczynę. Okazuje się, że najlepszy przyjaciel Mietka był z nami w Maroku w kwietniu zeszłego roku - Świat jest mały.

    Miasteczko tak nas wciąga, że postanawiamy w nim zostać do następnego dnia. Wynajmujemy pokój w hoteliku, który polecili nam spotkani nad brzegiem Polacy, przebieramy się w cywilne ubrania i ruszamy na kolację. Krewetki, langusty, kraby, kalmary i świeże ryby kuszą niesamowicie, sprzedawcy zachęcają a nad wszystkim unosi się zapach ziół i grilowanych owoców morza... Nie można było przejść obojętnie. Pełni tych pyszności wstępujemy do odkrytej w ciągu dnia knajpki z piwem i wracamy do hotelu. Kolejny wspaniały dzień za nami.

    Rano opuszczamy miasteczko i znów wzdłuż Atlantyku kierujemy się w stronę Gór Atlasu. Nie odjechaliśmy daleko i znów zatrzymują nas widoki - tym razem są to ogromne wydmy tuż nad brzegiem. Złote hałdy kuszą i mamią więc po chwili grzebiemy się w piasku próbując wjechać na najwyższą z wydm tym samym spełniamy kolejne marzenie - tam dziś będziemy spali...



    Mistrz Kurowski we własnej osobie



























































































    CDN..........
    podrozemotocyklowe.com

    #2
    Człowiek tylko siedzi w tej pracy i domu ciągle... Dobrze, że choć na fotkach można popatrzeć, jak bawią się inni. Super wyjazd (zwłaszcza, że ze sponsorami )
    hominis est errare, insipientis in errore perseverare
    Komar 2350; WSK 175 Kobuz; JAWA TS 350 Sport; YAMAHA XT660Z; KTM LC4 ADV; KTM LC8 ADV; obecnie KTM 625 SXC

    Komentarz


      #3
      Biorąc pod uwage pogode za oknem -patrzac na te foty odrazu sie robi cieplej i milej
      Pozdrowienia

      Komentarz


        #4
        człowiek siedzi w domu i tylko te browary, browary i wóda i wóda i .... kurwa nadal zima.
        pozazdraszczać

        Komentarz


          #5
          Kowal pogłębiasz moją augustowską depresję
          Hvězdy chtějí patřit Tobě...

          Komentarz


            #6
            No cóż, nam w Polsce przynajmniej teraz nie jest gorąco.
            Nawet w domu mam przyjemny chłód, 16 stopni rano.

            Świetny klimat z tego opisu i fotek promieniuje. Dla mnie to "tylko" klimat bo nie mam doświadczeń z tamtej części świata.

            Komentarz


              #7
              Rano budzą nas fale uderzające o brzeg i słońce zaglądające do namiotu. Zbieramy się szybko żeby wykorzystać jeszcze twardy o tej porze piasek i uniknąć upału. Dziś chcemy odbić w stronę gór Atlasu Wysokiego. Wcześniej wyznaczona trasa ma prowadzić górskimi widokowymi drogami i ponoć piękną Rajską Doliną. Nie wiemy czego się spodziewać, przerywana linia na mapie może być gładkim asfaltem ale też kamienistą, terenową drogą. Była jednym i drugim. Wysoko w góry wjechaliśmy krętym, nowym asfaltem, który jak to często w Maroku bywa, nagle się skończył. Dalej były już tylko kamienie i szuter. Wysokogórska droga prowadziła pomiędzy cedrowymi lasami i cudownie pachnącymi krzakami lawendy. Widoki zapierały dech w piersiach i zmuszały do postojów. Po drodze mijamy też martwy, spalony las, miejsce magiczne i smutne zarazem. Kilka kilometrów dalej krajobraz diametralnie się zmienia, nagle staje się zielono a wzdłuż drogi rosną kwitnące na blado różowo drzewa migdałowe. Ostatecznie docieramy do maleńkiej miejscowości Immouzer a tym samym do wielkiego wodospadu zwanego Welonem Panny Młodej. Niestety pora roku nam nie sprzyja, woda pojawia się tam tylko późną wiosną, korzystamy jednak z okazji, że jesteśmy tam praktycznie sami i pijemy kawę gapiąc się na suchą skałę. Czas nas goni więc po chwili znów jesteśmy w drodze i dopiero teraz wjeżdżamy w Rajską dolinę. Wijąca się serpentynami droga wiedzie skalistymi wąwozami przecinającymi zielone oazy. Co jakiś czas mijamy przycupnięte przy skałach urocze wioski i kawiarenki które aż proszą aby się zatrzymać. Nie mamy jednak czasu, słońce zachodzi a my chcemy jeszcze dziś dotrzeć znów nad Ocean...
              Nasza wycieczka dobiega końca, zostały nam dwa dni i przy odrobinie szczęścia zrealizujemy swój plan. Tym razem uderzamy na południe od Agadiru. Jedziemy w kierunku Sidi Ifni nadganiając sporą część drogi asfaltem. Chcemy dotrzeć na plażę Legzira, słynie ona z olbrzymich czerwonych skalnych łuków które wychodzą z klifowego wybrzeża, przechodzą przez plaże i wrzynają się w Atlantyk. Warto zobaczyć. Zabawa o tyle fajniejsza, że na plażę można wjechać motocyklem.
              Spędzamy tam pól dnia jeżdżąc, spacerując, oglądając i fotografując. Na plażę ciężko się dostać więc jesteśmy na niej prawie sami, dla takich właśnie chwil warto żyć.
              Ostatni dzień spędzamy w Agadirze, jemy pyszne owoce morza w porcie rybackim i spacerujemy brzegiem oceanu. Zbieramy siły na powrót... przed nami 6 dni w drodze i ponowna aklimatyzacja w zasypanej śniegiem Polsce...
              Siedem dni nad brzegiem oceanu wystarczyło jednak aby nabrać energii na zimowe miesiące i skupić się na planowaniu kolejnych wojaży...











































































              No to byłby koniec jazdy wokół komina.
              podrozemotocyklowe.com

              Komentarz


                #8
                Ale ty mnie wnerwiasz Piotrze, jak można tak się znęcać nad pracującymi na etacie. Świetne zdjęcia zwłaszcza plaża z łukami. Ta relacja fotograficzna i Chińska to moi faworyci wśród wszystkich wypraw.

                Komentarz


                  #9
                  Zamieszczone przez robkri Zobacz posta
                  Ale ty mnie wnerwiasz Piotrze, jak można tak się znęcać nad pracującymi na etacie. Świetne zdjęcia zwłaszcza plaża z łukami. Ta relacja fotograficzna i Chińska to moi faworyci wśród wszystkich wypraw.
                  Ja też mam etat kierowcy Iveco i kierowcy Teresy
                  podrozemotocyklowe.com

                  Komentarz


                    #10
                    Fajny masz etat, Ja tylko jeden dzień w życiu pracowałem motocyklem a tak to tylko 4OO dzień w dzień.

                    Komentarz

                    Pracuję...
                    X