Ogłoszenie

Zwiń
No announcement yet.

PensjunADV Team w Rumunii

Zwiń
X
 
  • Filtr
  • Czas
  • Pokaż
Wyczyść wszystko
new posts

    #16
    Ee Junak dawaj dalej.... Tu nie kawiarnia że będziesz sobie przy herbacie ble ble ble
    Szczególnie zaintrygowały mnie te ostatnie trzy zdjęcia nie było tam Wam do śmiechu...
    Renia dała radę
    pozdr.

    Komentarz


      #17
      Super zdjęcia.Zaje.. przygoda.

      Komentarz


        #18
        Zamieszczone przez Zbyszek KTM 990adv Zobacz posta
        Ee Junak dawaj dalej.... Tu nie kawiarnia że będziesz sobie przy herbacie ble ble ble
        Szczególnie zaintrygowały mnie te ostatnie trzy zdjęcia nie było tam Wam do śmiechu...
        Renia dała radę
        pozdr.
        Ok, więc jedziemy dalej. Wypoczęci i wyspani w normalnych łóżkach a nie w namiotach, po śniadanku i z ogarniętym planem i śladem w navi ruszany w drogę z samego rana tzn koło 10ej .
        Tankowanie w Caransebes i zmierzamy do miasteczka Poiana Marului, nie wiem podobno tam jest wielkie i fajne jezioro ale jakoś nie było go widać bo od razu odbiliśmy w las w kierunku drogi asfaltowej prowadzącej do Muntele Mic, z tego skrzyżowania zaczyna się droga wjazdowa na Tarcu. Od razu muszę napisać że w głębi cały czas sobie powtarzałem słowa Zbyszka a mówił tak: "Do Cuntu to ojcze nasz, a do amen jeszcze w h.j daleko ". Nie wiedziałem dokładnie co to możę oznaczać ale skoro wjechały tam czarnuchy na kondoniastych afrykach to ja na pewno dam radę .

        Słowa Zbyszka teraz powtarzam każdemu kto się tam wybiera na dużym moto .

        Droga do Cuntu, stacji meteo to zwykła szutrowa droga ciągle pod górę, miejscami występują wielkie kamienie ale bez szału, po doświadczeniu z drogą skrótową do Muntele Mic wiedziałem mniej więcej czego mogę się spodziewać. W lesie było strasznie sucho, miejscami doły że całe koło by się schowało w kałuży jak by była woda, widać ze terenówki tędy dość często jeżdżą bo droga była dość rozjeżdżona. Jakieś 30 min i jesteśmy w Cuntu, stoi sobie domek i tyle. Poczekałem na Adama i Renię, zobaczyłem znak - w prawo Tarcu. No to jedziemy. Zobaczyłem drogę, kamiury jak tablety, no może się uda przejechać, niestety, dojechałem do 3/4 wzniesienia i położyłem motocykl. Niby nic ale teraz już wiem dlaczego kupiłem swoje buty, właśnie po to żeby po takiej glebie i przygnieceniu nogi przez moto mieć lekki siniak jak z boiska do piłki nożnej .



        Jak leżałem na ziemi zobaczyłem że Adam coś tam krzyczy z dołu, no fajnie pomyślałem tylko że ja nie mogę wyjśś spod moto, but mi się zaklinował między wahaczem a kamieniem, pomogłem sobie druga nogą i uwolniłem się. No dobra, trzeba podnieść moto, łatwo nie było ale spoko, najgorsze że stałem prawie w poprzek drogi i musiałem go dźwigać pod prąd, stałem jakieś 20 cm niżej niż koła moto . Odpoczynek oczywiście i patrzę na Adama a on macha ręką i krzyczy - to nie ta droga, zawracaj . Ku..wa sobie pomyślałem, to po co ja tu wjeżdżałem w ogóle, a teraz nie mam jak nawet odwrócić motocykla żeby zjechać w dół. Na szczęście Adam przyszedł i razem powoli odkręciliśmy moto do zjazdu co też nie było łatwe. Śmiał się i powiedział że właściciel pensjuny mówił przecież, tylko nie jeździe w prawo za Cuntu bo bedzie hardcor dla waszych motocykli i dla was .









        No dobra, trochę zdrowia mnie to kosztowało, noga trochę bolała ale dało radę stać na moto i normalnie chodzić.
        Jedna z zasad crosiakowych - nigdy nie zdejmuj buta po glebie, potem możesz go nie założyć . Dojechałem znów do podnóża góry, patrzę a tu napis Cuntu coś tam meteo, no ładnie, szkoda że wcześniej nigdzie nie było znaku że to Cuntu. Stanąłem chwilę odsapnąć, podszedł do mnie jeden z ekipy crosiaków, Niemiec jak się okazało, mówi: "very large rocks on this road, it is very hard road for such big bike". Cwaniak bo sam jeździł na exc . Odpowiedziałem że OK, jestem twardy i każdy od rana mi mówił że po prostu bedzie prze..bane. . Jeszcze nie zdawałem sobie sprawy że Helmut może mieć racje i może lepiej zawrócić już teraz ale od razu miałem przed sobą zdjęcie Zbyszka ze znakiem na szczycie, dam radę, ujechałem może 300m z czego może 40 w pionie, kamienie cały czas, trawa na szczęście sucha, jakoś się jedzie. Pomyślałem e tam, bedzie ok, ojcze nasz za nami wiec do przodu .

        Ujechałem może w sumie 2 km od ostatniego postoju, łapy spuchły więc trzeba znów odpocząć, mówię do Adama - sprawdź co tam jest z tym szczytem.





        Odpowiedział a co ma być, kamienie pewnie ale pójdę sprawdzić. Nie mylił się, było jeszcze więcej kamieni i mniej trawy









        I tak cały czas, 200m jazdy, 10 min odpoczywania .





        Ale ile można odpoczywać, widziałem nawet miejscami Renia się na mnie denerwowała że spowalniam przejazd .
        Ale ja, nauczony poprzednim dniem i próbami kozaczenia przez Adama gdzie po trzecim podniesieniu moto z rzędu już miał dość robiłem wszystko żeby jak najwięcej odpoczywać, były momenty że gdyby nie mocne trzymanie kiery moto podskakiwało na takich kamieniach że jeden nieuważny ruch gazem albo sprzęgłem mógł się skończyć zjazdem w przepaść a to niestety, ale psuje bardzo wyjazd, nie tylko kierownikowi moto ale też i reszcie ekipy.









        TO był jeden z najcięższych nawrotów na drodze, potem jeszcze może dwa takie o podobnej skali trudności dla dużego moto, nie mamy zdjęć bo nawet już nie miałem siły wyciągać aparatu.




        Przed samym szczytem zaczęły nas straszyć jakieś chmury, mało tego brakowało żeby jeszcze zaczął padać deszcz, po trawie wtedy na pewno nie dało by się jechać a po śliskich kamieniach było by jeszcze bardziej niebezpiecznie, ale na szczęście tylko trochę postraszyła nas pogoda i wiatr przegonił ciemne deszczowce







        W drodze na szczyt cały czas prawie widać stację meteo, nie wiem może tylko mi się tak wydawało ale myślałem że tam jest cały czas daleko i dystans się nie zmienia, na navi ciągle czerwona linia śladu nie chciała się przesuwać do przodu . A na szczycie? Niby nic ciekawego, kupa kamieni i znaki z napisem VIRFUL TARCU . Dawno mnie nic tak nie cieszyło .











        Chwila oddechu, niby już koniec czyli amen ale nie tak szybko, trzeba jeszcze zjechać tą samą drogą, możecie mi nie wierzyć ale zjazd jest o wiele trudniejszy .



        Cały czas opieranie na rękach powodowało że nie jechaliśmy sprawnie, miejscami na luzie i z wciśniętymi dwoma hamulcami bo łapa od sprzęgła nie dawała rady. Renia dzielnie walczyła z wagą swojego moto, na początku znów się ze mnie śmiała że co chwila staję i odpoczywam ale po chwili nie było jej do śmiechu, parę razy podniosła moto i przyszło zmęczenie, następna gleba już niestety ale tak niefortunnie że zbiła dość mocno nogę, nie mogła podpierać się do końca bo ból był coraz silniejszy wiec lipa, do tego jeszcze ułamana podnóżka kierowcy. W małym dominie tylna podnóżka pasuje również do przedniego setu.
        Na szczęście z nogą nic poważnego się nie stało, zdjęła buta i szybko założyła bo zobaczyła że puchnie coraz bardziej - a mówiłem wcześniej nie zdejmuj buta, nie posłuchała .
        Przykład idealny dla kogoś kto chce kupować buty. Niech dobrze się zastanowi do czego mają służyć i przeliczy koszty, butów i ewentualnie złamanej nogi.

        W związku z urazem Adam musiał wchodzić na górki i zjeżdżać motocyklem Reni, było to dość męczące dla niego, ale ja za to miałem więcej czasu na odpoczynek.





        A to już na dole, faktycznie zjazd niby bardziej męczący ale w sumie zjechaliśmy szybciej niż wjeżdżaliśmy, w tle szczyt Tarcu.







        Wszscy cali i zdrowi wróciliśmy do pensjuny, właściciele już czekali na nas z obiadokolacją, nie wiem co było do jedzenia ale na prawdę było bardzo dobre . Przed jedzeniem jeszcze drobne naprawy lusterka



        Posprawdzanie czy wszystko się trzyma jak należy, czy nie ma nigdzie śladu po kamieniach albo innych odłamkach .
        Kolejny dzień to już pożegnanie z właścicielami, wymiana adresów i meili, jeśli kogoś interesuje wyjazd tamte okolice na prawdę mogę polecić miejscówkę, nie będziecie żałować no chyba że ktoś woli srać po krzakach to już inna sprawa .



        Właściciel powiedział nam że jeśli chcemy jeszcze trochę pojeździć po Rumunii to możemy zobaczyć fajny zamek w mieście Hunedoara, no to ok, do tej pory nic oprócz kopalni w Turdzie nie zwiedzałem ale może będzie coś fajnego . Dojechaliśmy na miejsce, zamek niby fajny, ale upał 30 stopni, ludzi od groma i jeszcze jakieś wycieczki z dzieciorami, to wszystko odjęło mi chęć na zwiedzanie, powiedziałem że popilnuję motocykli na parkingu .







        Pilnowałem tak zacnie że nawet dostałem pomocnika





        Po krótkich oględzinach postanowiliśmy jechać dalej w stronę granicy, kierunek Oradea, po dordze jeszcze pizza na obiad i dalej w drogę, plan był żeby zatrzymać się w jakiejś fajnej pensjunie z dżakuzją ale jakoś pod koniec drogi jeszcze przed Oradeą zacząłem się denerwować i jakoś mi się dłużyła droga strasznie, zobaczyłem ogłoszenie wolne pokoje i zatrzymaliśmy się tu

        http://goo.gl/maps/u0PH6

        Lokal ok, szału nie było, standard raczej też domowy niż hotelowy, cena za pokój 3 osobowy 120 RON, śniadanie 10RON/os, obiadokolacja 20 RON/os, pokój bez balkonu ale ogólnie może być, po obiedzie siedliśmy troszkę do netu poszukać jakiejś fajnej pensjuny juz w Polsce na drugi dzień, nie chcieliśmy jechać na maxa i zrobić 700 km w dzień, w końcu byliśmy na urlopie. Renia też powiedziała że nie chce jechać na raz do domu przez tyle kilometrów. Zaplanowaliśmy drogę przez Tokaj, nawet nie zatrzymaliśmy się na rynku po wino



        W winnicach tokaju nie można już wjeżdzać na górę, szlabany i pozamykane bramy wszędzie więc nie ryzykowaliśmy.

        Trochę pogoniliśmy Renię i w trasie trzymała prędkość przelotową 120 a 130 miejscami też się zdarzało , autostrada między dwiema ciągłymi liniami to też pikuś , w ten sposób około 15ej byliśy już w PL, wiedziałem że mamy rezerwację na pokój 3 osobowy w Dworze Kombornia (w przeddzień zrobiłem rezerwację przez net).

        https://mapy.google.pl/maps?q=Dw%C3%...id=po-83360170





        Dużo zdjęć nie robiłem bo zaraz po przyjeździe czekałem tylko żeby się wykąpać i zjeść obiad .
        4 gwiazdki hotelu muszą coś znaczyć w końcu, i faktycznie tak było, klima w pokoju, świeżutka biała pościel, w łazience dwuosobowa kabina prysznicowa (jeszcze tam wrócę), jadalnia i cały kompleks również klimatyzowany, muzyczka cichutko gra, jedzenie pierwsza klasa, polecam. Cena za pokój nie jest wygórowana, zapłaciliśmy 580 PLN za dobę, w tym jest śniadanie oraz nieograniczony dostęp do basenu z masażami wodnymi z czego od razu po obiedzie musieliśmy skorzystać . Moczyliśmy się ponad 3 godziny, po wygrzaniu się w ciepłej wodzie i kąpielach o 20ej wróciliśmy do pokoju, nie trzeba było długo czekać, od razu kima mnie złapała i tyle było .

        To noga Reni po zabiegach moczenia w basenach



        Na drugi dzień śniadanko, też pierwsza klasa, szwedzki stół i nie było możliwości spróbowania wszystkiego, oczywiście ciasteczko na deser do herbatki tez było grane . Jakoś nie chciało mi się odjeżdżać a Adam szybko z Renią się zawinęli do Lubartowa, o 10ej zostałem sam, jeszcze chwila leżakowania, mała drzemka po śniadaniu i ja tez musiałem się zawijać, doba hotelowa trwa tam do 12ej, kilka minut po 11ej już spakowany stanąłem przed wejściem do recepcji, fajne i ładne panie na recepcji to podstawa każdego hotelu nie mówiąc już o masażystkach , dwie fotki i w drogę, do domu czyli do Dęblina miałem około 280 km, czyli jakieś 3 godziny jazdy, po drodze spotkałem jeszcze Renię i Adama i o 14ej byłem w domu, akurat załapałem się na obiad .

        W sumie stuknęło ponad 3 tys km, wyjazd bardzo udany, pogoda zawsze dopisywała wiec można było robić fajne zdjęcia i oglądać przepiękne widoki, ekipa również dopisała, nie było srania po krzakach albo picia i trzeźwienia do południa, nawet usłyszałem słowa pochwały że nie denerwowałem za bardzo moich towarzyszy podróży


        KONIEC
        Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
        No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
        sigpic

        Komentarz


          #19
          Ślicznie to ująłeś Marcinie!
          Fajnie powspominać... Aż chciałoby się to wszystko przeżyć jeszcze raz, ale... Jest jeszcze tyle do zobaczenia!

          Komentarz


            #20
            Zamieszczone przez RENIA Zobacz posta
            Ślicznie to ująłeś Marcinie!
            Fajnie powspominać... Aż chciałoby się to wszystko przeżyć jeszcze raz, ale... Jest jeszcze tyle do zobaczenia!
            Masz racje, teraz trzeba coś nowego ogarnąć,

            Adam dawaj filmy
            Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
            No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
            sigpic

            Komentarz


              #21
              Powiem szczerze - nie spodziewałem się TAK FAJNEJ relacji od naszego Ulubionego Forumowego Misia Przeklinaka

              Komentarz


                #22


                Komentarz


                  #23
                  IMG_3322JPG-1.jpg
                  Szkoda, że nie z Biedronki

                  Komentarz

                  Pracuję...
                  X