Ogłoszenie

Zwiń
No announcement yet.

Balaton / Transalpina / Bukareszt / Morze Czarne / Bran / Transfagarasan / Eger

Zwiń
X
 
  • Filtr
  • Czas
  • Pokaż
Wyczyść wszystko
new posts

    Balaton / Transalpina / Bukareszt / Morze Czarne / Bran / Transfagarasan / Eger

    Witam
    Po tym jak naczytaliście się że pilnie potrzebuje korby "4" chciałbym napisać, że w zasadzie w ostatnie dni dzięki zaangażowaniu kolegów udało się ją znaleźć. Dzięki czemu udało nam się przeżyć kolejną świetną przygodę na Teresce.
    Ale po kolei...

    1) Przygotowania.

    Stwierdziłem, że po zeszłorocznej wyprawie na Ukrainę, gdzie w zasadzie pojechaliśmy na wariata w tym roku bardziej się przygotujemy do podróży. A dokładniej to lepiej przygotuje Tereskę. Planowałem regulację zaworów, czyszczenie i synchronizację gaźników. Wyszło jak zawsze:



    Silnik więc dostał:



    -nowe panewki
    -korby
    -nowe sworznie tłoków
    -pierścienie
    -uszczelniacze
    -nowe tarcze sprzęgłowe + sprężyny
    Zostały wyregulowane zawory. Dodatkowo zmieniliśmy pierścienie główki ramy oraz przedniego koła, uszczelniacze i olej w lagach. Została wymieniona prądnica i stary aku poleciał na złom.

    W tym miejscu wielkie podziękowania dla Łukasza za pomoc w zebraniu wszystkich gratów...

    Ostatnie przygotowania, spawanie wydechu:

    Zalaliśmy półsyntetykiem Motula na dotarcie i wydawało się, że już wszystko jest oki.
    Niestety przy jazdach próbnych Tereska przerywała na niskich obrotach. Wiec znów walka, wymiana iglic, synchro i Tereska żyje
    Nie, nie nie tak szybko, gdyż okazało się że żyje tylko do 120 na 4 biegu i około 130 na biegu 5. Więc załamka. Co to może być? Hmm zbyt uboga mieszanka? Wyprowadziliśmy przewód i zrobiliśmy doładowanie




    godzina walki, rozbierania, składania dała 5 km/h więcej... Patrzymy na zegarek 4 rano, nic już nie wymyślimy, poza tym na 8 trzeba iść do roboty... Załamany wróciłem do domu, wyjazd przecież pojutrze
    Na następny dzień kolega dzwoni: "przyjeżdżaj po Tereskę" Okazało się że jakieś podciśnienie było przytkane w gaźniku, Tereska jednak żyje. Więc wsiadłem na Rumaka i poleciałem go docierać. Potem zabrałem swojego Plecaczka żeby przypomniała sobie jak się jeździ Tereską i zrobiliśmy stówkę wokół komina. Wymiana oleju na syntetyk valvoline i lulu.
    Z rana się spakowaliśmy i upodobniliśmy gabarytami Tereskę do Goldwinga:



    I lecimy;-)

    Cel pierwszy Balaton, Węgry

    O dziwo Tereska szła jak przecinak, mimo załadunku i górek. Jak to po dłuższej przerwie na początku uczyliśmy się jechać razem. Nawet udało nam się położyć Tereskę na stacji paliw pod granicą Czeską, a dokładniej udało się to mojej pasażerce bo stwierdziła, że nierówno spodnie leżą na butach i gdy ja zakładałem rękawiczki ona się nachyliła, efekt: parkingowa GLEBA. Najedliśmy się tylko wstydu, "szybko" podnieśliśmy Tereskę (ważyła tyle, że kolega z HDeka zszedł żeby mi pomóc ją podnieść) i jak najszybciej jak się tylko dało opuściliśmy feralną stację. Wjechaliśmy do Czech, fajne łuczki, górki ale coś nie tak. Sławek Afriką prowadzi, my za nim, a za nami Harley. Ewelina szturcha mnie za ramie, "czujesz zapach paliwa?", Kuźwa pewnie jakiś wężyk spadł z gaźnika lub kranika i mamy przeciek. Mrugam do kolegi jadącego przodem i zjeżdżam na pobocze. Za mną HDek. Przyglądam się Teresce, obwąchuje - nic!!! Co jest?? Podjeżdża Sławek Afriką i pyta: "Co się dzieje?" Patrzymy na niego, a tu ciurkiem spod baku leje mu się fontanna paliwa buta. Naderwany wężyk paliwa... 15 min roboty i jedziemy dalej : Słowacja, Węgry, zatrzymujemy się tylko na stacjach na tankowania i "fajeczkę".



    Na Węgrzech problem też miał Maciek na Harleyu. Nie chciał się rozkodować alarm na jednej ze stacji, ale po doświadczeniach z ubiegłorocznej Ukrainy wiedział jak to ominąć, a dokładniej gdzie jest odbiornik alarmu i gdzie trzeba przyłożyć pilota. Jedziemy. 100 km przed celem Afrika zjeżdża na pobocze, brak prądu. 15 min roboty - upalony bezpiecznik, lęk czy odpali na rozładowanym aku... Udało się lecimy. Wieczorkiem dolatujemy do celu gdzie już czekają na Nas znajomi którzy wyjechali dzień wcześniej.






    cd nastąpi...

    #2
    Czytałem Twój wątek i zastanawiałem się czy dokończyłeś sprawę z panewkami
    Pisz,pisz-ja lecę za miesiąc w transfogarskie .
    Pozdrawiam

    Komentarz


      #3
      Zamieszczone przez Żaba Zobacz posta
      Czytałem Twój wątek i zastanawiałem się czy dokończyłeś sprawę z panewkami
      Pisz,pisz-ja lecę za miesiąc w transfogarskie .
      Pozdrawiam
      Na prawdę warto. Jak już będziesz w Rumunii koniecznie "zalicz" też zaliczyć transalpine.
      Co do relacji, to cierpię na totalny brak czasu.
      Na weekend może coś dopisze

      Komentarz


        #4
        "zalicz" też zaliczyć - Nie ma to jak pisać po Polskiemu.

        Jest trochę czasu i jakieś piwko więc coś dopiszę.

        cd
        Nad Balatonem czekali już na nas przyjaciele, którzy wystartowali dzień wcześniej. Paweł na Versysie (kierownik wycieczki), oraz Łukasz i Justyna podróżujący na TDM 900. Jak dotarliśmy na pole namiotowe już się ściemniało. Szybko więc rozbiliśmy namioty i poszliśmy zwiedzać. Kolacja, kilka piwek i trzeba było iść spać (aż szkoda, że nie udało się skończyć Tereski dzień wcześniej, byłoby więcej czasu do zwiedzania). Noc pod namiotem upłynęła nam w rytmie pobliskiej dyskoteki, a nad ranem (chyba 5 - -kurrr) obudzili nas sąsiedzi którzy nawaleni wrócili z dyskoteki i urządzili sobie dyskusje po ichrzemu. Jak ja miałem ochotę podprowadzić z rana Tereskę wydechem w stronę ich namiotu kiedy spali i dać im posłuchać ryku silnika wkręcającego się do 9000obr
        Tak czy inaczej przyszedł czas na pakowanie i wyjazd.




        Skwar był niemiłosierny, na postojach szukaliśmy każdego możliwego cienia




        lub świeżego arbuza



        Cel dnia był jasny, dotrzeć jak najbliżej Transalpiny. Po drodze mimo iż czepiali się Nas podróżnicy na gapę



        udało nam się znaleźć ciekawy hostel



        trzeba było się przygotować do wieczornego podsumowania dnia (PLUTON jeszcze raz wielkie dzięki za pożyczenie większego kuferka)



        i wieczorkiem spróbować lokalnego specyfiku: PALINKA!!


        Rano udało się nam jakoś wstać, spakować. Tradycyjnie fotka z właścicielem hostelu:



        i lecimy na szczyt przełęczy.




        Stopniowo wspinamy się do góry:







        Po to by dotrzeć na szczyt:









        TRANSALPINA ZDOBYTA!!

        cd nastąpi...
        Ostatnio edytowany przez Spawn669; 3130.

        Komentarz


          #5
          już czas na CD?
          Dużo wiecej ciekawych zdjęć tutaj

          Komentarz


            #6
            Zamieszczone przez rafalgb Zobacz posta
            już czas na CD?
            To chyba jakieś wymuszenie

            Oki CD

            Zjazd w dół z Transalpiny już nie był taki przyjemny. Wjechaliśmy w chmurę i było zero widoczności:





            Zjeżdżając minęliśmy najdziwniejszy kombajn jakiego w życiu widziałem



            Po drodze wyszły minusy Tereski. Podczas stromego zjazdu przy masie Tereski wraz z Nami i tabołkami hamulce okazały się niewystarczające. W tylnym hamulcu nagrzał się płyn i rozdęło przewód hamulcowy (pedał zszedł w dół), przód po nagrzaniu zaczął strasznie piszczeć. Wystraszyłem się że klocki się skończyły więc na postoju wyciągnąłem grzechotkę i zdjąłem przednie szczęki. Klocki w połowie zużyte, tarcza ma delikatny rant.

            PS. TO BYŁ JEDYNY MOMENT PODCZAS CAŁEJ WYPRAWY KIEDY GRZEBAŁEM COŚ PRZY TERESCE!!!!!!!!



            Wnioski: Po powrocie muszę dać tarcze przednie do wyrównania i z taką masą na pokładzie oplot mile widziany...

            Tak czy inaczej z drobnymi perypetiami udało się nam znaleźć miejsce na biwak przy jakiejś rzece niedaleko Bukaresztu.



            Wspólnie stwierdziliśmy że w miejscu gdzie rozbiliśmy namioty musiał być pochowany co najmniej jeden tubylec (lub motocyklista z polski) Dosłownie nikt z Nas się nie wyspał, każdy miał dziwne sny (Maćka w śnie psy ganiały i odstraszał je nogą wołając przez sen ŁU ŁU ŁU budząc Nas wszystkich ;-) ) Odnośnie psów. Lokalne "hieny" czekały na każde nasze potknięcie:





            Jakoś udało nam się przespać noc i popakować ( mimo iż hieny w którymś momencie zawinęły reklamówkę z brudnymi skarpetkami Łukasza, ale krótki pościg i udało się odzyskać własność) Jakby ktoś z Was rozbijał się w tej okolicy to Hieny pewnie miło wspominają polskich motocyklistów - takiej wyżery nie miały już dawno ;-)

            Bukareszt przywitał Nas sporymi korkami:




            Oprócz wspaniałych pałacy, budowli i fontann każdy z Nas zapamięta pewnie niemiłosierny smród który roznosił się po całym Bukareszcie...






            Moim skromnym zdaniem, Bukareszt jest miastem które śmiało można by pominąć w przyszłej wyprawie... Ale nie ma co zawracać sobie nim głowy, Lecimy nad Morze Czarne

            cd nastąpi...
            Ostatnio edytowany przez Spawn669; 3130.

            Komentarz


              #7
              dalej ?

              Komentarz

              Pracuję...
              X