...... a więc to było tak – albo chyba tak. Wstaje rano – słyszę chrapanie z namiotu pasterzy a więc pewnie nadal jest głęboki sen. Wiem, że to potrwa łoooo cho cho więc idę zrobić pranie. Zdążyłem wszystko wyprać rozwiesić na słońcu. Z nudów rozwiesiłem pranie pasterzy bo w nocy słońce świeciło w innym miejscu a z rana świeciło w innym, pozwiedzałem camp – dość przyjemny spory ale podstawowy. Opierdzelone łazienki na biało farbą do krawężników albo do pasów dla pieszych więc mnie to nie powaliło, kibli sporo więc można sobie było wybrać najpiękniejszy z wszystkich takich samych. Generalnie dobre miejsce dla posiadaczy łodek skuterów wodnych i innych pierdolników nawodnych. Wracam do naszego obozu a tam nadal wszyscy śpią więc jeszcze raz uprałem to co już wyschło -oczywiście z nudów i wziąłem się za moją już jakże sponoiewieraną słońcem konserwę bo restauracja nie była jeszcze otwarta. Postanowiłem być twardy jak Zbigu i jeść konserwę z chlebem, mimo że była przeraźliwie kwaśna. Tłuszcz pływał i po całej puszce i można było by powiedzieć że niemal parowała z gorąca no ale przecież nie wyrzuce mięcha. A więc pomału pomału opierdziliłem całą. Spakowłem wszystko i czekam. Poszedłem oglądać ciężarówkę Holendrów na kołach tak wielkich jakie mają ciągniki rolnicze. Pewnie sobie Holendrzy zwiedzali Bałkany i latali po bezdrożach. Wczorajszego dnia od Cieszyna do Balatonu mogliśmy zrobić 380 do 400 paru km takie mam wrażenie -ciekaw byłem ile dzisiaj damy radę. Startujemy po dobrym śniadaniu – nie mam zdjęć więc Ofca proszę dorzuć co tam jedliśmy
– pewnie mi smakowało bo inaczej bym pamiętał. Ofca nastraszony przeze mnie o klocki i oponę posprawdzał swoim patyczkiem wszystko co dało się zmierzyć i zapakowani stiwerdziliśmy że jedziemy. Jechaliśmy wzdłuż jeziora gównianą drogą z płyt i telepotaliśmy się za jakimiś autami, niespodziewałem się że to jezioro jest takie długie, sprawdziłem aż to na mapie i wyszło że około 100 km długośći więc no sporo ale nie ma się w nim poza tym czym wzniecać. Docelowo mieliśmy dzisiaj być w Bośni i kierować się w okolice miasta Banialuka lub dalej i dalej jeśli będzie się dało. I że tak powiem to było chyba jeszcze po węgierskiej stronie- lecimy całe 60 do 80 na drodze – ja cały przerażony taką sytuacją no bo jakże to tyle jechać
nagle stiwerdzamy że może by było warto się zalać paliwkiem. Zatrzymujemy się na stacji – upał jak cholera, tankujemy maszyny i siadamy pod wiatą obok. Ja tak patrze na moją Super Loche a ona jakby się pociła. Nie no myśle nie możliwe bo niby skąd ??? Wciskam ryja pod nią macam wycieram czekam a tu nic. No to sobie myśle może jakiś ciągnik pasterski był tutaj i nalał olejem a ja zaparkowałem w tym samym miejscu. Jedyna opcja przesunąć moto. Popijamy wodę pod wiatą żremy jakieś tam lody – Ofca jak masz zdjęcia papierków z tych lodów to załącz
– no i ja patrze a tu z Super Lochy coś chlusta olejem- jasny chu...j myśle a to ci nowina. Jak to przecież wszystko z tym czeczeńskim gawędziarzem przed wyjazdem obwąchaliśmy i Super Locha miała na prawdę być Super. No nic Oleju mam na dolewkę ale żeby przeciek się nie powiększał bo inaczej to będzie blado a to dopiero początek wyprawy. Pocenie zaobserwowałem na trzecim centymetrze od drugiej dolnej śruby po lewej stronie w okolicy szycia dekla z silnikiem oczywiście po lewej strony organizmu. Olej był rozbryzgany aż do dolnego obcieracza łańcucha pod ślizgiem i nad ślizgiem też. Trochę się obsrałem ze strachu ale nie na rzadko więc mówie będzie dobrze. Oleum jest więc ok. Zakładam plastikowe gumiaki i lecimy dalej. Z tej stacji paliw na bank Ofca ma jakieś zdjęcia bo strasznie mu krajobraz spod stacji spasował- ja tam nie wyczułem piękna laskiej okolicy więc nie mam uwiecznienia. Przelecieliśmy Węgry, Ofca zarządził wymianę waluty bo mówi że tam nie zawsze będzie dało radę zapłacić plastikiem. Bardzo ważna rada od Ofcy – miej jeśli możesz dwie karty i gotówkę plus minus rodzieloną. Na wrazie zgubienia lub kradzieży jednej karty zawsze masz drugą na którą możesz sobie przelać szmalec lub ktoś z PL może ci to przelać ze swojego konta. Wypłacamy szmalec – pokonujemy most przed granicą Chorwacji i już jesteśmy poza Węgrami i jej nudnym krajobrazami. Ofca nie uznaje kolejek na granicach, mówi tak Ziomuś wpadamy pod kiosk graniczny na sam początek kolejki przed pierwsze auto rzucamy papiery na blat, miej uśmiecha naryju i udawaj głupka do celników. No i zadziałało.



Komentarz