Zamieszczone przez pattryk
Zobacz posta

- lata ze mną od 2003r więc już tak zostanie, zmieniają się tylko motocykle
- lata ze mną od 2003r więc już tak zostanie, zmieniają się tylko motocykle 
Bardzo szkoda że nie mamy zdjęcia z tego momentu bo to by dodało trochę komedii do tego opisu. Na koniec dnia trochę błądzimy przez winę nawigacji bo pod sam koniec pokazuje nam kierunek dosłownie w koło czyjejś posesji a my nie poddając się krążymy tak jak nam mówi
. Nagle trzeba było zarządzić bastę i jechać na pałę gdziekolwiek. Wybieramy drogę którą zawarłem na 4 rech bardzo podobnych zdjeciach do siebie z zieloną formacją skalną. Niestety nie jedziemy nią zbyt długo bo okazuje się że to nie ta droga a więc zawrotka i powrót na asfalt. Zaczyna się już dobrze chmurzyć i pomału ściemniać. Obawiam się o paliwo, bo trochę było stromych podjazdów gdzie nie było opcji zbytnio się rozpędzić, non stop 1, 2, 1, 2. Sporo km po drogach polnych, część również po asfaltach. Lecimy wprost na deszczowe chmury, tracimy nadzieję że cokolwiek się rozjaśni, nie wiem jak tam u Marcina z paliwem, ja już lecę wg mnie na końcówce, obydwa krany już odkręcone dawno dawno temu a przecież nie zrobiliśmy nie wiadomo ile. No ale trzeba wziąć pod uwagę że wacha wasze nie równa i często dolewają gówna. Lecimy serpentyną w dół dość długo , trasa ciągnie się jakby nie miała końca. Opony dają radę mimo że asfaltem płynie już pomału mała rzeka. Nadal serpentynami w dół, mijają nas auta ale ch...uj tam niech nas mijają, szybe mam zaparowaną, do tego cała w kroplach deszczu, widoczność mała, deszcz nadal napie...prza. Mam wrażenie że jak dalej tak będzie to zaraz szlag trafi elektrykę jak nie u mnie to u Ofcy bo już dość długo w tym deszczu lecimy. No ale przecież to niemożliwe praktycznie jeśli wszystko jest dobrze poizolowane. Wreszcie ukazuje się koniec drogi i dojeżdżamy na stację. Tanken tanken po brzegi a ze stacji mamy już tylko kawałek na znany Ofcy camp. Wyszło dość duże spalanie - taaaak taaak słyszę już Junaka który pieje ze mnie czytając to no ale nic nie poradzę spalanie wyszło takie że na pełnym baku zrobiłem około 280 kilometrów a moje zdziwienie stąd bo jeśli przez większość wyjazdu spalanie było trochę ponad 5,4 l - Junaaak przestań się już śmiać
. No ale locha miała prawo tyle spalić, obciążenie rogalem na wzniesieniach było dość odczuwalne i rzeźbić trzeba było tylko na biegu 1 i 2 z taką wagą. Do Campa dojechaliśmy w deszczu, Ofca dogadał wstępnie cenę i pyta mnie co robimy namiot czy psia buda - mówie stary jak mam w tą mżawkę rozwijać namiot a potem go suszyć lub jechać i zbierać go mokrego to wolę psią budę. Ofca popatrzył na mnie i mówi - wiedziałem że nie będziesz chciał rozwijać namiotu- był zawiedziony
ale sam dobrze wiedział że to najlepsze wyjście. Pogoda nam za bardzo nie pozwalała spać w namiotach mimo że takie mieliśmy ustalenia że będziemy spali więcej po krzakach, niż w hacjendach. Marcin stargował cenę dość dobrze, powiedział że zamówimy u kolesia jeszcze kaczkę po afrykańsku i halibuta z rożna więc tamten zaczaił że zostawimy u niego więcej kapusty i że jest sens opuścić nam cenę. Różnica między namiotem a psią budą była minimalna jakieś dwa euraki więc walimy do psiej budy. Szybkie rozwieszanie mokrych rzeczy ładowanie telefonów i lecimy do jadłodajni. Od razu po piwerku jednym potem drugim, wpadają talerze z jadłem i koleś przynosi szampon w kielonach. Ja odpuszczam nooo po prostu już nie mogę tego tematu zaaplikować po dwóch piwkach. Ofca przegląda jakieś rozgrywki na tablecie w badmintona, mnie się zamykają oczy spadam na spanie bo już po prostu nie mam siły po całym dniu. Wrażenia z oplanowanej i przejechanej dzisiejszej drogi - bardzo pozytywne mimo deszczu 

Komentarz