W Kosowie męczyliśmy podjazd na przypadkowy szczyt (ponad 2400m wjeżdżając z 1000m), jak się okazało nieco zbyt wymagający jak na zaplanowany sposób zwiedzania (miało był lekko i przyjemnie, a wyszło jak zwykle). Jechałem na asfaltowych przełożeniach - musiałem zespawać zębatkę, czy też nakrętkę do wałka zdawczego, ale to inny temat - więc dość często męczyłem babcię na półsprzęgle przy kolejnych próbach wygrzebania się z kamieni. W pewnym momencie, wypychając motocykl pod górę, nagle sprzęgło się straciło, tj linka chwyciła tak duży luz, że klamka prawie dotykała gripów. To był najtrudniejszy odcinek, co chwilę się zakopywałem i musiałem wpychać motocykl, często z pomocą, bo zwyczajnie się grzebałem po łańcuch. Było gorąco, babcia to powietrzak, chłodzenia na tym etapie właściwie więc nie było, bo przez dobre 20min przegrzebałem się ledwo kilkanaście metrów. Naciągnąłem linkę, sprzęgło zaczęło działać, ale ja już wysiadłem fizycznie, więc zgasiłem silnik i zszedłem wpychać KTMa. Jak wróciłem, silnik trochę ostygł, to sprzęgło było znowu na maksa napięte, czyli musiałem z powrotem odpuścić naciąg linki. Później już udało się ruszyć i sprzęgło działało jak należy.
Co to było? Zagotowałem olej, czy jaka inna gadzina?
Miałem ze sobą zapasowe sprężyny, bo nie znam stanu i przebiegu sprzęgła, ale to nie sprężyny były problemem, bo te trzymało, tylko nagle pojawił się wielki luz, jakby się linka naciągnęła 
Krótki obraz sytuacji
Często wyglądało to tak
Co to było? Zagotowałem olej, czy jaka inna gadzina?


Krótki obraz sytuacji
Często wyglądało to tak
Komentarz