Ogłoszenie

Zwiń
No announcement yet.

A jakże by inaczej ;) - -dookoła Morza Czarnego

Zwiń
X
 
  • Filtr
  • Czas
  • Pokaż
Wyczyść wszystko
new posts

    #16
    Nie obchodzi się bez widowiskowego plakacika na przecince śnieżku . Zawsze sprawdzajcie atakowany teren



    Taaak - Uszguli





    Jedziemy do Mestii.



    Bezkompromisowa wieża




    Dojeżdżamy do Mestii. Prace nad budową kurortu trwają pełną parą. Kilka kosmicznych budynków już jest. Śpimy w fajnym hostelu na rynku. Ceny noclegów są wszędzie takie same. To dobrze bo koledzy Grigoryja z Rudego 102 zaczynają prześcigać Austrię z cenami....
    Spotykamy ekipkę górołazów z Ojczyzny. Siedzimy i rozmawiamy o problemach życia globalnego i o literaturze nowożytnej.
    Kimono.

    Dzień 14.

    Walimy asfaltem na Zugdidi. Godną wzmianki jest dziura w ostatnim tunelu. Wielka, piękna niewidoczna. Grisza jadący przede mną jakby zapada się pod ziemię. Ale przetrzymuje. W samym Zugdidi spotykamy kolegów z www.gruzja2012.wordpress.com . Motorki mają sterylnie czyste, ale niedługo potem już nie.
    Jedziemy w kierunku Kutaisi. Pogoda nieznacznie się pogarsza i pakujemy się pod daszek wioskowego żródełka. Przed snem z właścicielem pobliskiego sklepu, jego braćmi i seniorem rodu degustujemy sagan czaczy. Rozmawiamy o trudnej miłości z Rosjanami, o wielkiej miłosci polsko-gruzińskiej, o dumie z Józefa S. gruzińskiego bynajmniej nie - poety i nie-prozaika. Rolę napoju bezalkoholowego zajmuje piwo. Papie włącza się śpiew. Suszone ryby smakują coraz to wykwintniej. "Czy czuje Pani czaczę?" Taaak, po paraboli wracamy do namiotu i zasypiamy snem sprawiedliwych.

    Dzień 15.



    Wyspani jak noworodki ruszamy ku stolicy. Autostrada! Progi zwalniające przed robotami, tak dla pewności
    Po drodze zahaczamy o Mchetę. Ceny dobre, w zasadzie bardzo dobre , tzn. mocne .



    Osiągamy Tbilisi.
    https://sites.google.com/site/rzorzoster/

    Komentarz


      #17
      Super relacja, super wyprawa;D
      Kawałek z tunelem mnie najbardziej rozwalił
      http://jadziem.blogspot.com/

      Komentarz


        #18
        Gruzinski tunel z czasow sowieckich to nie zart. Jest w nich za jasno, zeby oswietlac droge swoim swiatlem ale za ciemno zeby cos widziec. Moze w nim byc wszystko - dziura, kamienie wielkosc glowy, kaluza na kilka metrow o nieznanej glebokosci, brak nawierzchni, etc. A na wyjezdzie moze stac krowa.
        Social media: Facebook | @maku_xtz on twiiter
        Relacje Bośnia 2013 | Bałkany 2012 | Gruzja 2012 | Bałkany 2011

        Komentarz


          #19
          Na wjeździe mijamy salon Yamahy.
          Znajdujemy Hostel u Iriny - przewodnik bardzo poleca. Wspaniale. Kilku starych Anglików, Irina prasuje. Hostel zajmuje całą górę kamienicy. Ruszamy w miasto. Jako że wszystkie ciuszki wrzuciliśmy do prali , to Grisza rusza głównie w kusych spodenkach gimnastycznych, a ja w białej mocno opiętej koszulce na ramiączkach z istambułskiego bazaru . Wzbudzamy wiele radości. Na szczęście zdjęć nie ma Łazimy. Pałac prezydencki wystawny, z iluminacją. Stare miasto fajne, z iluminacją. Wieża telewizyjna z - udającą spływające złoto - iluminacją. Łaźnie bez iluminacji - niestety otwarte są tylko odcinki vipowskie. Wchodzimy, oglądamy, podoba nam się , ale za tanio. Podziwiamy tańczącą fontannę, pięknie mieniącą się serią różnokolorowych iluminacji, oraz kosmiczny mostek pięknie iluminujący wśród pozostałych iluminacji.
          Przed parlamentem, na deptaczku trzy motorki i młodzieńce. Zagadujemy o olej motocyklowy. Jeden z kolegów imieniem Niko mówi że mamy szczęście, bo jest pierwiosnkiem motocyklowej mechaniki w Tbilisi. Umawiamy się rano pod parlamentem. Wracamy do Iriny. A w kuchni..... nasi nowi koledzy z Kazachstanu.



          Gadamy, zapraszają nas w kazachskie góry i stepy. Wyśmienicie! Pomyślimy!

          Dzień 16.
          Rano spotykamy się z Niko. Jest na swoim KTM-iem lc4 SUPER MOTO. Mamy razem pojechać kupić motocyklową oliwę. Czując kłopoty proszę Niko o spokojną jazdę przez czteropasmowe Tbiliskie dróżki pełne dzigitów. Niko oczywiście potwierdza , po czym efektownie na tylnym kole, nieco nam odchodzi. Udaje się nam nie zgubić Nikosia i osiągamy http://www.tegetamotors.ge/ Zakupujemy oliwę i przemy ku garażowi. Zmieniamy oliwę , rozmawiamy z Niko o problemach pierwszych gruzińskich motocyklistów. Niko utylizuje stary olej na miejscu - na pewno spłynie do Irańskich złóż roponośnych.



          Niko musi lecieć, więc dziękujemy , zostawiam mu mój mały,poręczny,niebieski szczęśliwy lejek, na znak naszej dozgonnej przyjaźni. Chwilę później podjeżdża inny gruziński motocyklista,wymieniamy uprzejmości, pali gumę za żwirze swoim XX-em i możemy rżnąć na Gruzińską Drogę Wojenną !
          Po drodze spotykamy rowerzystów z Polski, widzimy polskie sakwy, to stajemy. Dojeżdżają do nas. Mówimy "Czeeeść" , oni odpowiadają podobnymi słowy i.... jadą dalej. Rozumiem "Tour de Pologne" czy "de France" , ale Polak, Polakowi, na obczyźnie... Ehhh... Dyscyplinujemy, zatrzymujemy, pytamy co w ojczyźnie. Przylecieli dzień wcześniej samolotem, więc nie tęsknią jeszcze za rodakami .
          Walimy, jest pięknie, zameczek,tarasiki widokowe.



          Wysoko, pięknie, z rozmachem, bez iluminacji, stoimy jak zaczarowani





          Oczywiście legendarny kolorowy tarasik.





          Absolutnie smerfastycznie.



          Postalibyśmy jak zaczarowani , jeszcze długi czas, ale "komu w "d" temu "c" " więc palimy i jadymy.
          Wszystkie tunele mają na szczęście objazdy zewnętrzne....



          Dojeżdżamy do Stepantsminda/Kazbegi. Pod sklepem spotykamy miła parę z Polszy. Pokazują gdzie hostelik, gdzie kościółek. Pierwsze - ciśniemy w kierunku świątyni.
          Jest ciekawie, nie powiem. Szczególnie osławiony odcinek przy wylocie z zabudowań .
          No to jest!



          Kazbeg trochę się ukrył.



          Rzucamy okiem na cerkiewkę i walimy w dół, bo ółów nadchodzi.



          https://sites.google.com/site/rzorzoster/

          Komentarz


            #20
            O kutwa.
            Ja chcę tam jechać.

            Szukam sponsora od dzisiaj, może na forum się znajdzie?

            Komentarz


              #21
              będę tam za 3 tygodnie. jedyne czego się obawiam, to reakcji mojej żony na te drogi ))
              "ja to ja, więc jako ja chcę być znany"
              =>
              Motocyklowy Klub Podróżników STRANGERS.PL

              Komentarz


                #22
                Zamieszczone przez _ja Zobacz posta
                będę tam za 3 tygodnie. jedyne czego się obawiam, to reakcji mojej żony na te drogi ))
                Tylko Lengheti-Mestia jest mocno męcząca z pasażerem, reszta bez problemu. Aaaa chyba krótszy dojazd do Batumi też, ale tam nie byliśmy.

                - - - Zaktualizowano - - -

                Uderzamy do guesthouse-u - zacieśniamy znajomość z naszymi nowymi znajomymi - http://nasz.geoblog.pl/ . Jest wspaniale. Hostelowy komputerek zamiera gdy puści się ciepła wodę pod prysznicem. Pewnie grzałeczka ma z 3KaWu .



                Dzień 17.
                Gdy ranne ptaszki wyleciały w góry, przedpołudniowe orły wsiadają na motorki. Walimy ku granicy.
                Granica bez problemu. We Władykawkazie wymieniamy kasiorę, organizuje się przy okazji mała bibka w kantorze.



                Przy przekraczaniu posterunku milicji między kolejnymi ichniejszymi "krajami" pan w mundurze każe nam wjechać na teren jego jurysdykcji na jednym kole. Nie uda nam się, ale i tak jest fajnie. Osiągamy Pietiagorsk. Milicjant na rondzie jest nami żywo zainteresowany . Pogadaliśmy. Pokazuje nam jak leżał by na leżaczku na promie, paląc papieroska, zamiast tłuc się motocyklidłem taki kawał. Przy słusznej tuszy i czapie z lotniskiem - cudowny widok. W samym Pietiagorsku dopiero kolega Vitia z klubu Voron prowadzi nas do kwaterki . Ma Hondę XX, więc jesteśmy najszybsi w mieście. Bardzo miłe ubytowanie. W telewizji obszerny reportaż o kolegach Wojewódzkim i Figurskim i niewybrednym żarciku o Ukrainkach, wypowiedzi Feminy, różnych ukraińskich tuz. Wyśmienicie. Już za dwa dni będziemy na Ukrainie .

                Dzień 18.
                Jedziemy ku rosyjskiej rivierze.
                Lokalny kamieniarz musiał kupić maszynę.




                Niestety odpuszczamy podjazd pod Elbrus, bo ołów wisi taki że aż strach. Następną razą .

                Jedziemy ku Tuapse nad morzem. Droga ruchliwa.



                Osiągamy Tuapse, taksiarze kierują nas do luksusowych apartamentów. Łazimy, chłoniemy atmosferę rosyjskiego kurortu. W tle statek przyjmuje ładunek, kierowca z trójką dzieci kręci ósemki wypożyczonym skuterem po promenadzie, młodzieńcy w różnej klasy extra-wozach toczą się wzdłuż deptaczka. Cziki stukają obcasami. Yyyyy... w zasadzie to tak jak u nas.

                Dzień 19.

                Ruszamy ku północy.
                Noworosyjsk.



                Osiągamy granicę. Kupujemy biletki na prom. Niezależnie czy masz BMW X6, czy ładę musisz pchać się jak najbliżej bramy przejścia Nie liczy się wynik, ważne że się pchałeś. Odprawa bez problemowa. Dwa miłe panie , w tym jedna z psem - służbistki."Macie broń pnematyczną, noże?" - zapytały. "Nie, ale mamy dwukilogramową patelnię i półtorametrowy łańcuch z kłódką jak dwie pięści" - pomyśleliśmy. Z chłopami od razu znaleźliśmy wspólny język. "Hyhyhyyy, motoryyy, pokażcie zdjęciaaa "



                Mimo braku problemów, graniczka zajęła nam 3,5 godziny.
                Kimamy w Kerczu.
                https://sites.google.com/site/rzorzoster/

                Komentarz


                  #23
                  Dzień 20.

                  Jedziemy krymskim wybrzeżem. Początkowo pogoda super. Motocyklowa



                  Ale szybko się psuje. Zawijamy na stację, a tam również przeczekuje burzę motocyklista o polskich korzeniach. Powozi Ducati 450 china chopper .






                  Deszczysko popuszcza, jedziemy. Jedziemy fajowymi zakrętasami, ale z pofalowanym asfaltem. Na horyzoncie znowu granatowo, więc dokujemy w małym miasteczku Rybache. Rozbijamy się na kempingu i obserwujemy świat otaczający.



                  Ile to trzeba wylać cementu, żeby muszelka do czegoś się nadawała



                  Ludzie teraz coraz bardziej od siebie separują.





                  Światła są, kierunkowskazy są, stop jest.



                  Łazimy po kurorcie . Szósty zmysł Griszy doprowadza nas do knajpy z dancingiem. Taaak. Chłopy siedzą przy siwusze, panie ponosi rytm.





                  Grisza wstał i ruszył na parkiet. Co się działo! Te dedykacje, ten taniec w wianuszku słowianek wszelkiego wieku. Gregi odsiał ziarna, od plew i ruszył dalej w miasto, a ja nucąc "Lawa, magiczna siłaaaa" wróciłem do naszej bazy.

                  Dzień 21.
                  Ku zachodowi. Zakrętasy, zakrętasy!!! Dojeżdżamy do Jałty. Korek po horyzont, odpuszczamy, ale posilamy się podwójną dawką espresso. Rzucamy okiem na pałac chyba namiestnika Krymu i osiągamy Sevastopol. Jak Sevastopol to RUS-flota.










                  Łazimy po deptaczku. Grisza kupuje piweczko za około 53 zł. 3 zł za bursztynka, 50zł za spacerek z bursztynkiem. A mogło być 100.

                  Dzień 22.

                  Kurs północny-zachód. Jak od kilku już dni, musimy pośpieszać ku domom.



                  Nierdzewny zaraz rzuci wielki granat.



                  Jedziemy, jedziemy, jedziemy przez zieloną Ukrainę. Mijamy mocną ekipę terenówek z Polszy. Śpimy na stacyjce, za tirami.

                  Dzień 23.

                  Pomykamy ku Ojczyźnie.... W okolicy Kamieńca Podolskiego szukamy miejsca na biwaczek, gdy podjeżdża UFO.



                  Wśród iluminacji Padre Mikolay - duszpasterz motocklistów Wszech-Ukrainy. Stoimy jak zaczarowani. Poruszamy tematy motocyklowe, problemy z założeniem klasztoru dla motocyklistów, takie tam. Rozbijamy namiotek. Mikolay owija się folią i szafa gra.

                  Dzień 24.

                  Rano padre naznacza nas święta pomadą, motongi również, prezentuje nam swoje klaksony. Narzeka , ze akumulator słaby, bo normalnie głowę urywają.
                  Osiągamy Chocim.



                  Po coraz większych dziurach osiągamy Drohobycz, i granicę w Krościenku!
                  W Ustrzykach pochłaniamy polskie jadło.
                  W Miejscu Piastowym czekają na nas Siekiera i Mareczek. www.etmp.pl



                  Szczęśliwie osiągamy Tarnów.
                  Gregorio przecina jeszcze noc ku ukochanemu Śląskowi.

                  Można powiedzieć że było fajnie ))
                  )
                  Ostatnio edytowany przez rzorzo; 2650.
                  https://sites.google.com/site/rzorzoster/

                  Komentarz


                    #24
                    zajefajnie
                    Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
                    No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
                    sigpic

                    Komentarz


                      #25
                      Pięknie

                      Opisujecie Waszą podróż jakby to była wycieczka do okola Mazowsza
                      --== XtzParts.com - części do XTZ 660 i 750 oraz TDM 850-900 ==--

                      Komentarz


                        #26
                        Już koniec?

                        Komentarz


                          #27
                          Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
                          Co mogę dodać, to to, że mam niedosyt Krymu, a najbardziej Turcji i Rosyjskiego Kaukazu - z braku czasu - będzie trzeba poprawić
                          Niestety to już koniec, ale w zasadzie to początek przygotowań do kolejnego roku. Teresa musi być w ruchu
                          Jeszcze nie wiem, gdzie ruszymy, ale bardzo kocham moją żonkę




                          poszło 5.. zł
                          https://sites.google.com/site/rzorzoster/

                          Komentarz


                            #28
                            wrruuummmmm
                            gratulacje. fajnie Wam!
                            tak trzymać.
                            majek zagończyk

                            Komentarz


                              #29
                              fajowo Ja jestem po pierwszej podróży trochę dalszej niż ze wsi do najbliższego miasta i się zastanawiam jakie wy robicie częste postoję (odstępy godzinowe lub km) bo ja 2h i musiałem stawać bo tyłek nie wytrzymywał:/ Ile wam motorki wzięły oleju na 1000km i mniej więcej jakimi prędkościami jechaliście?

                              Komentarz


                                #30
                                Stajemy co 100 km jak dupsko nie boli.
                                Motorki nie brały oliwy.
                                Prędkość 80 - 97 km/h
                                https://sites.google.com/site/rzorzoster/

                                Komentarz

                                Pracuję...
                                X