Hej.
Może ktoś pamięta moją "minirelację" z wyjazdu z dziewczyną do Lądka Zdroju? Pewnie nikt, to nic
Raczej mało piszę, a i forum po drodze nawaliło. Więc temat uciekł i śladu po nim nie ma, po zdjęciach z wyjazdu również
Wtedy jechałem z Karoliną na okazanie do Jej rodziców, hehe. Od tamtego czasu trochę wody w rzekach upłynęło i paliwa przez nasze zbiorniki też sporo się przelało. Chciał nie chciał, choć bardziej chciał. Nadszedł czas na ŚLUB, a jak ślub to i podróż poślubna
. Mieliśmy jechać nad morze, lecz znajomi odradzali bo pogoda im nie dopisywała...
Usiadłem więc (wtedy jeszcze koło narzeczonej) i rzekłem: "To może w Bieszczady motórem pojedziemy?" "-A ja bym chciała do Zakopanego" Na co ja odparłem: " To pojedziemy do Zakopanego przez Bieszczady." Zaakceptowała
Grecje, Krety i Majorki zostawmy sobie na resztę życia, a tymczasem: Przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda...
Ślub 28.07.2012r. w Lądku oczywiście, po ślubie fotograf i inne formalności. Powrót do Lublina 2.08.2012 wieczorem. Następnego dnia pobudka o 5:30, szybkie, naciąganie, smarowanie i pakowanie klamotów. Przez cały czas zastanawiałem się jak spisze się stelaż na klamoty który wyrzeźbiłem zimą,teraz już wiem że daje radę
. Wyjechaliśmy o 8:15.
Temperatury chciały nas spalić żywcem, dlatego też założyliśmy na dupki "zwykłe" spodnie, te enduro/turystyczne zostawmy sobie na chłodniejsze dni.
Jechaliśmy z Lublina przez Przemyśl do Ustrzyk dln. po czym wskoczyliśmy na pętlę, zrobiliśmy sobie kilka przystanków na słit focie i pierogi ruskie w Ustrzykach grn. Dalej pętlą nad Solinę. A tam nocleg, nocne przechadzki po tamie, 2 piwa, hamburger i lody włoskie
.
W piątek rano ponowne pakowanie klamotów i gonimy w Tatry, jedziemy Bieszczadami do Dukli. Niewiarygodna jest cisza i spokój w tamtym rejonie, czas się tam zatrzymał. Małe wsie i żywej duszy po drodze. Z wyjątkiem kilku ciężarówek z drzewem i jednym GieEsem jadącym w przeciwnym kierunku niż my. Następnie Gorlice, Nowy Targ, od tej chwili zaczął padać deszcz. Do Zakopanego wjechaliśmy w deszczu. Na przemian padało i się przejaśniało, gór niestety nie było zbytnio widać. Chmury robiły swoje. W stolicy tatr spędziliśmy piątkowy wieczór i całą sobotę, głównie na jedzeniu i obgadywaniu przechodniów
W niedzielę rano pakowanko i rura do Lublina.
W sumie pogoda nas wykiwała bo w górach padało, a nad morzem świeciło słońce, ale to nic. My motórzyści musimy być twardzi, a nie mięTcy.
Podsumowując 1250km, kilka kryzysów przez bolące dupy i mój uwierający w jednym miejscu kask. Muszę go w końcu ugnieść paluchami
Ogólnie było warto, polecam każdym nowożeńcom!
małoś
A tu kilka fotek (ciekawe czy uda mi się je wstawić
)
Może ktoś pamięta moją "minirelację" z wyjazdu z dziewczyną do Lądka Zdroju? Pewnie nikt, to nic



Usiadłem więc (wtedy jeszcze koło narzeczonej) i rzekłem: "To może w Bieszczady motórem pojedziemy?" "-A ja bym chciała do Zakopanego" Na co ja odparłem: " To pojedziemy do Zakopanego przez Bieszczady." Zaakceptowała

Grecje, Krety i Majorki zostawmy sobie na resztę życia, a tymczasem: Przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda...
Ślub 28.07.2012r. w Lądku oczywiście, po ślubie fotograf i inne formalności. Powrót do Lublina 2.08.2012 wieczorem. Następnego dnia pobudka o 5:30, szybkie, naciąganie, smarowanie i pakowanie klamotów. Przez cały czas zastanawiałem się jak spisze się stelaż na klamoty który wyrzeźbiłem zimą,teraz już wiem że daje radę

Temperatury chciały nas spalić żywcem, dlatego też założyliśmy na dupki "zwykłe" spodnie, te enduro/turystyczne zostawmy sobie na chłodniejsze dni.
Jechaliśmy z Lublina przez Przemyśl do Ustrzyk dln. po czym wskoczyliśmy na pętlę, zrobiliśmy sobie kilka przystanków na słit focie i pierogi ruskie w Ustrzykach grn. Dalej pętlą nad Solinę. A tam nocleg, nocne przechadzki po tamie, 2 piwa, hamburger i lody włoskie

W piątek rano ponowne pakowanie klamotów i gonimy w Tatry, jedziemy Bieszczadami do Dukli. Niewiarygodna jest cisza i spokój w tamtym rejonie, czas się tam zatrzymał. Małe wsie i żywej duszy po drodze. Z wyjątkiem kilku ciężarówek z drzewem i jednym GieEsem jadącym w przeciwnym kierunku niż my. Następnie Gorlice, Nowy Targ, od tej chwili zaczął padać deszcz. Do Zakopanego wjechaliśmy w deszczu. Na przemian padało i się przejaśniało, gór niestety nie było zbytnio widać. Chmury robiły swoje. W stolicy tatr spędziliśmy piątkowy wieczór i całą sobotę, głównie na jedzeniu i obgadywaniu przechodniów

W sumie pogoda nas wykiwała bo w górach padało, a nad morzem świeciło słońce, ale to nic. My motórzyści musimy być twardzi, a nie mięTcy.
Podsumowując 1250km, kilka kryzysów przez bolące dupy i mój uwierający w jednym miejscu kask. Muszę go w końcu ugnieść paluchami

małoś
A tu kilka fotek (ciekawe czy uda mi się je wstawić

Komentarz