Ogłoszenie

Zwiń
No announcement yet.

MAROCO - Parszywa trzynastka

Zwiń
X
 
  • Filtr
  • Czas
  • Pokaż
Wyczyść wszystko
new posts

    #16
    Czekamy na więcej Dziś zaczęliśmy pisać naszą relację... w końcu :-)
    Ostatnio edytowany przez ruda; 2521.
    Potrzeba włóczęgi wchodzi w krew. O, wiem dobrze, od dawna mam tę truciznę w żyłach.
    [Mój chłopak, motor i ja, Halina Korolec-Bujakowska]

    Komentarz


      #17
      Dzień 4. Budzimy się koło 9 rano ,słońce jeszcze nas nie dopadło dzięki wysokim górom kanionu .Dokonujemy obsługi motocykli ,smarowanie łańcuchów ,kontrola oleju ,pakowanie i śniadanie .Po posiłku nie dane nam było ruszać kapeć w teresie Kowala ,demontaż przedniego koła i co łatka się odkleiła od ciepła .do naprawy koła Piotr potrzebował 3 dętek ale się udało ,panie wykorzystały czas na zadbanie o fryzury .Słońce wyszło za gór temperatura momentalnie poszła do góry ,ruszamy w kierunku pustyni .Wyjeżdżamy z kanionu i przed nami ukazuje się czarna pustynia i jak tu jechać drogi nie ma tylko ślady kół w każdym kierunku .Nasz przewodnik Kowal każe się kierować na trzecią wydmę po lewej,ruszamy na azymut prosto przed siebie gdzie oczy i dusza cię prowadzi

      Komentarz


        #18
        To zajawka z waszego wyjazdu.
        "Na dobry początek - jedź na koniec świata"

        Komentarz


          #19
          Po południu docieramy do Hotelu PANORAMA szybkie zajęcie pokoi ,zdjęcie bagaży parę łyków coli ,uzupełnienie wody i ruszamy na wydmy
          Po 2-3 godzinach wracamy wyczerpani do hotelu na kolację,wszyscy pod wielkim wrażeniem dyskutują wymieniają pierwsze wrażenia z jazdy po piasku i oczekujemy na dojazd drugiej grupy

          c.d.n.

          Komentarz


            #20
            Zamieszczone przez Beniamin Zobacz posta
            To zajawka z waszego wyjazdu.
            No z naszego, a skąd to masz? Cholera mało kto wie o tym filmie, chciałem dać później ten kawałek !!!!!!!! W dobie internetu nic się nie zachowa w tajemnicy
            Ostatnio edytowany przez kowal73; 528.
            podrozemotocyklowe.com

            Komentarz


              #21
              Wszystko przez Czarnuchów, gaduły i przechwalacze.
              "Na dobry początek - jedź na koniec świata"

              Komentarz


                #22
                tak to z naszego

                Komentarz


                  #23
                  Zamieszczone przez Beniamin Zobacz posta
                  Wszystko przez Czarnuchów, gaduły i przechwalacze.
                  Baniamin podeślij linka na AT bo nie mogę znaleźć
                  podrozemotocyklowe.com

                  Komentarz


                    #24
                    Fajny ten trajlerek, a się jakiś Afykaner wypucował

                    Komentarz


                      #25
                      Halo, kto usunął filma?

                      Komentarz


                        #26
                        Dołączam się z moją relacją!!!!!!!

                        Maroko upaja, uzależnia i za każdym razem pozostawia po sobie niedosyt... Nie wiem czy kiedykolwiek nadejdzie moment kiedy powiemy sobie dość. Każdy kolejny wyjazd jest jakby niedokończony, jakby należało coś jeszcze zobaczyć...
                        Po czteromiesięcznej przerwie znów tam wracamy. Jest nas trzynaścioro - trzy kobietki i dziesięciu facetów - Parszywa Trzynastka. Do teraz zastanawiam się czy była to właściwa nazwa :-)


                        Startujemy standardowo z Malagi by promem z Algeciras przedostać się na Czarny Ląd. Dreszczyk emocji za każdym razem gdy przybijamy do portu jest ten sam. Miejsca niby oswojone a jakby inne, nowe, także dzięki ludziom którzy z nami jadą...

                        Pierwszego dnia, drogą wzdłuż morza docieramy do wioski El Jebehy, do której, jeszcze w kwietniu prowadził piękny szuter... teraz niestety zalany nowiutkim asfaltem. Żal za szutrem rekompensuje nam pyszna kolacja złożona z owoców morza i świeżych ryb oraz zakupione na promie trunki. Następnego dnia rozdzielamy się na dwie grupy, jedna, ta bardziej szalona ma zamiar zdobywać ścieżki dla osłów, druga pojedzie bezpieczniejszą jednak do tej pory nieznaną trasą. Jak się później okazało ścieżka dla osłów była nową wstążką asfaltu a nasza 'bezpieczna' trasa resztkami betonu pomiędzy szutrem i ubitą ziemią... Tego dnia, późnym wieczorem docieramy do Tazy, robimy zakupy złożone z sardynek, mortadeli i worka lodu do drinków i już w całkowitych ciemnościach rozbijamy obóz w Narodowym Parku Tazakka pomiędzy dębami korkowymi i w otoczeniu wysokich czerwonych skał. Wczesnym rankiem krętą, ledwo widoczną na mapie drogą ruszamy w kierunku Missour. W kwietniu, na przełęczy zatrzymał i zawrócił nas tam śnieg, teraz chcemy zrealizować plan i przejechać całą trasę. Znów dzielimy się na grupy, tym razem trzy różne, dwie które mniej więcej wiedzą gdzie jechać i trzecią której się wydaje Niestety, w przypadku jednego z nas szukanie nowych dróg ma zakończenie się fatalne, pozornie niegroźna wywrotka na motocyklu kończy się złamaną nogą i kilkudniową wizytą w marokańskiej klinice. Pozostała część grupy dociera bezpiecznie na położony w pobliżu przełomów rzeki ZIZ kemping. Akcję ratunkową nadzorujemy telefonicznie. Została nas Parszywa Dwunastka...
                        Po odespaniu emocji dnia poprzedniego ruszamy w kierunku Erg Chebbi. Wciąż jedziemy rozdzieleni jednak postanawiamy spotkać się dopiero w Merzoudze gdzie docieramy wczesnym popołudniem. Po drodze mijamy piękne kaniony wypełnione rzeką zieleni a górzysty teren powoli przechodzi w kamienistą Hamadę. Ostatnie 30 km do Mezrougi pokonujemy na azymut przez pustynię. Spieszymy się bo jeszcze tego samego dnia, prawie o zachodzie słońca chcemy wyruszyć na wydmy by poszaleć na naszych motocyklach w tej wielkiej piaskownicy...







































































































                        podrozemotocyklowe.com

                        Komentarz


                          #27
                          Super Wypra
                          http://drip.cba.pl

                          Komentarz


                            #28
                            Jak dużo można pisać o piachu? Jak wiele zdjęć można zrobić w tej wielkiej piaskownicy? Bardzo, bardzo wiele bo pustynia wciąga... w przenośni i dosłownie...

                            Erg Chebbi - to przepiękne, sięgające 150 metrów wydmy położone we wschodniej części Maroka niedaleko granicy z Algerią. Łacha piachu ciągnie się przez prawie trzydzieści kilometrów a w najszerszym miejscu ma około 10km. Odległości te mogą wydawać się niewielkie, jednak bywają nie do pokonania. Wybierając się na wydmy trzeba pamiętać, że w ciągu dnia temperatura może sięgać nawet 50 stopni a nocą mogą zdarzyć się przymrozki. Mimo to będąc tam, nie można ominąć tego magicznego miejsca...

                            My docieramy tam wczesnym popołudniem, zostawiamy bagaże w uroczym hoteliku Panorama i przez krótki odcinek kamienistej hamady docieramy do pierwszych wydm. Dla niektórych jest to pierwszy kontakt z piachem więc zabawa zaczyna się ostrożnie, jazda po wydmach wciąga więc po chwili każdy staje się odważniejszy i wypuszcza się co raz dalej. Magii chwili dodają ciągnące się przez pustynię długie karawany wielbłądów. Zabawa jest świetna jednak noc co raz bliżej, trzeba wracać do hotelu.

                            Na miejscu spotykamy się z resztą grupy, która po swoich przygodach dotarła w końcu na miejsce. Wieczór, jak zwykle w tym miejscu, kończy się pyszną kolacją i szklaneczką whisky na tarasie Panoramy.
                            Kolejny dzień częściowo przeznaczamy na grzebanie przy motocyklach i odpoczynek. Po tygodniu w drodze jest to konieczne. Jednak już koło południa pada pomysł krótkiego wypadu na wydmy. Decyduje się kilka osób. Pakujemy wodę i jedziemy, słońce pali niemiłosiernie a my wpadamy na pomysł dojechania maksymalnie blisko najwyższej wydmy. Jazda po sypkim piachu kosztuje sporo energii a i woda szybko się kończy, po godzinie zarządzamy odwrót i wracamy do hotelu spragnieni i zmęczeni. Mamy chwilę na odpoczynek bo jak tylko zrobi się chłodniej planujemy całą grupą wyruszyć na wycieczkę wzdłuż wydm i jeszcze chwilę, w wieczornym słońcu pobawić się w piasku.

                            Dzielimy się na dwie grupy i ruszamy, najpierw czarną, kamienistą hamadą by w końcu po twardym piachu dojechać do wydm. Jest już wieczór więc jazda jest przyjemna. Niektórzy zamieniają się na motocykle by spróbować swoich sił na innym sprzęcie. Jedna zamiana kończy się fatalnie. Przesiadka z Transalpa na wściekłą Hondę XR650 zaczyna się szaloną jazdą a kończy lotem z siedmiometrowej wydmy i złamanym obojczykiem. Została nas Parszywa Jedenastka. Na szczęście ubezpieczenie zadziałało a poszkodowany spędził, jak twierdzi, jedne z najlepszych wakacji swojego życia. W Hotelu Panorama, z widokiem na wydmy kontemplował rzeczywistość...

                            Następnego dnia pożegnaliśmy połamańca, strzeliliśmy pamiątkową fotkę i wyruszyliśmy w stronę Alnif a następnie dróg MH5 i MH10... ale o tym w następnym odcinku...





























































































                            CDN niebawem.........
                            podrozemotocyklowe.com

                            Komentarz


                              #29
                              Opuszczamy Merzougę i wydmy i ruszamy w kierunku Alnif. Część trasy pokonujemy asfaltem by 70km przed celem skręcić w Hamadę. Według mapy powinna prowadzić tędy droga jednak chcemy sprawdzić to na własnej skórze. Znów dzielimy się na grupy i ruszamy przed siebie. Początkowo droga to rozjeżdżony przez ciężarówki piach, który po chwili zmienia się w kamienistą hamadę. Teoretycznie wiemy gdzie jedziemy jednak na wszelki wypadek uzupełniamy zapas wody w napotkanej po drodze studni. Ściemnia się a my według GPSów mamy przed sobą jeszcze sporo kilometrów. Zarządzamy odwrót drogą którą znamy, wolimy nie ryzykować nocnego przejazdu nieznaną nam trasą. Z resztą grupy spotykamy się w Alnif. Im udało się przejechać nową trasę do końca i dzięki temu wiemy, że warto spróbować przejechać tamtędy jeszcze raz.
                              Noc spędzamy 'na Marsie', po ciemku odnajdujemy miejscówkę z poprzedniego wyjazdu i tam rozbijamy obozowisko. Musimy odpocząć przed kolejnym dniem.
                              Budzimy się dość wcześnie by jeszcze przed wyjazdem zjeść śniadanie w Alnif oraz omówić trasę na cały dzień. Planujemy rozdzielić się na grupy i przejechać dwiema różnymi trasami - łatwiejszą drogą MH10 oraz trudniejszą, kamienistą i zaniedbaną MH5. Pierwszą część pokonujemy razem po czym rozdzielamy się i umawiamy na miejscu noclegu w Tinerhir. Droga MH10 pozwala cieszyć się widokami i przyjemną jazdą górską szutrową drogą. Na MH5 również jest sporo atrakcji jednak innego kalibru. Kilka gleb, kilka momentów wymagających asekuracji i setki kamieni wielkości telewizorów. Szczęśliwie wszyscy przejechali swoje trasy bez uszczerbku w sprzęcie i na ciele a największą szkodą była złapana kilkanaście kilometrów przed celem guma. Nic wielkiego a jednak 'awaria' zabrała sporo czasu. Oryginalny klucz KTMa przy próbie odkręcenia koła połamał się a do najbliższej wsi było ok 30 km - łącznie 60 km aby od miejscowego mechanika pożyczyć a następnie oddać klucz.
                              Szczęśliwie wszyscy spotykamy się w Tinerhir gdzie udaje nam się kupić piwko. Tak zaopatrzeni rozbijamy się na kempingu pod palmami. Po dniu pełnym wrażeń piwo smakuje wyśmienicie...
































































































                              CDN.......
                              podrozemotocyklowe.com

                              Komentarz


                                #30
                                Obudzić się w tak cudnych okolicznościach przyrody zawsze jest przyjemnie. Czerwone skały wystają sponad zielonych palm, obok szumi jeden z nielicznych w okolicy strumyków a w dodatku w perspektywie mamy przejazd dwoma pięknymi wąwozami - Todra i Dades.
                                Ostatnie chwile błogości wykorzystujemy na zjedzenie śniadania, które jak zwykle tutaj składa się z figowej marmolady, miodu, masła oraz lokalnego chleba Khobz. Tak posileni ruszamy krętymi drogami wąwozu Todra. Nad nami rozpościerają się majestatyczne pionowe skalne ściany mieniące się wszystkimi odcieniami czerwieni. Po kilkunastu kilometrach odbijamy w boczną drogę w tak zwany łącznik pomiędzy wąwozami. To wysoko położona, górska, nieutwardzona droga, która zapewnia niesamowite i niezapomniane widoki. Gdy się kończy jesteśmy już w wąwozie Dades. Odbijamy w kierunku Bouimaine Dades cofając się od celu ale wiemy, że warto ponieważ Dades to hipnotyzujące miejsce. Zachwycają formacje skalne, oazy zieleni jak i sama droga prowadząca słynnymi i uwiecznianymi na fotografiach z każdego wyjazdu serpentynami. Przy serpentynach zawracamy, kawałek musimy przejechać tą samą drogą by później wbić się w ostatni tego dnia off, W końcu docieramy do Agoudal i do zaprzyjaźnionego hoteliku w którym jak zawsze serwują kuskus z kocizną a przynajmniej z czymś co ją przypomina... Jesteśmy zmęczeni i głodni więc danie smakuje wybornie.

                                Kolejnego dnia pada. Agoudal powoli staje się przewidywalne. Przymrozek i deszcz to dwie standardowe rzeczy którymi ta wioska rano wita przybyszów. Ubieramy się cieplej niż zwykle i bocznymi drogami ruszamy w kierunku Marakeszu. Chcemy tam dziś dotrzeć jednak nie jesteśmy pewni czy się uda. Z powodu złapanej gumy rozdzielamy. GPS część grupy prowadzi wysokimi górami, doliną rzeki i półkami skalnymi - drogą dla osłów i motocyklistów wariatów. Na szczęście w porę zawracają i spotykamy się na trasie. Drogi śliskie, szarówka jakby wisi w powietrzu i tylko czekać aż zrobi się całkiem ciemno. Ostatkiem sił, grubo po zmroku docieramy do miasta. Na szczęście przestaje padać a wesoły rozgardiasz na drogach poprawia nam nieco humor. Znajdujemy podrzędny hotelik w centrum, przebieramy się w rzeczy które ocalały i nie zmokły i w końcu możemy odpocząć...

                                Rano za oknem słońce a na termometrach znów 35 stopni. Cóż za pogodowy zwrot akcji. Humory lepsze więc w skąpych galowych strojach przejeżdżamy niespiesznie przez miasto. Kawka, chwila wytchnienia i docieramy w okolice gwarnego placu Dżemaa el-Fna. Motocykle zostawiamy pod posterunkiem policji a sami wyruszamy penetrować zakątki starej Medyny. Zapuszczamy się tak daleko, że aby wyjść musimy użyć GPSa i dzieciaka wracającego ze szkoły - dzieci są niezastąpione i całkiem niewiele sobie liczą

                                Znów rozdzielamy się na grupy. Jedna chce zaczerpnąć świeżego powietrza nad oceanem a druga nadal ma zamiar szwędać się po górach. My jedziemy w ekipie górksiej i w ten sposób docieramy do wodospadów Ouzoud i pociesznych małpek którym pozwalamy wprost wejść nam na głowę, były jednak na tyle potulne, że jadły nam z ręki. Nie wiem kto miał więcej frajdy - my czy małpy? Z wodospadów kierujemy się na rzymskie ruiny miasteczka Volubilis a następnie do niebieskiego miasta Chefchaouen. Miasteczko urzeka swoimi wąskimi i stromymi uliczkami, medyną, maleńkimi straganami i położonymi pośród tego wszystkiego małymi placami z kawiarenkami. Kto będzie kiedyś w Maroku powinien odwiedzić to miejsce , które jeszcze całkiem niedawno było niedostępne dla turystów.
                                Tu w Chefchaouen na kempingu spotykamy się z ekipą wracającą znad oceanu. Ostatni odcinek drogi na prom pokonamy już razem.

                                W drodze jest też Piotr ze złamanym obojczykiem i dwoma motocyklami w marokańskim furgonie. Wiezie on swój sprzęt jak i Mariusza zgarnięty po drodze z policyjnego posterunku.
                                Powinien dotrzeć na prom w tym samym czasie co my. Pozostanie nam tylko rozwiązanie problemu jak jeden facet, jedna kobieta i jeden połamaniec przetransportują 4 motocykle przez granicę a następnie na prom... Okazało się jednak, ze dla chcącego nic trudnego i wszystkie motocykle po kilku godzinach, kilku przesiadkach i przepchnięciach znalazły się po stronie hiszpańskiej... Może wraca nas parszywa dwunastka ale motocykli nadal jest trzynaście...

                                I znów koniec fantastycznej wyprawy po Maroku a zostało tam jeszcze tyle dróg w które chciałoby się skręcić... By je poznać wrócimy tam niebawem, to pewne...





















































































                                Ciągu dalszego niestety nie będzie. Niebawem następna relacja.
                                podrozemotocyklowe.com

                                Komentarz

                                Pracuję...
                                X