Otwieram temat, może ktoś dorzuci swoje przygody.
Jak wiecie, na zlot nie dotarliśmy a mało brakowało.
Czwartek
Załamka po środowym grzebaniu i składaniu Teresy. Biegi nie wchodzą, ogólnie dupa. Decyzja - nie jedziemy. Złażę do garażu i jeszcze raz grzebię, testuję, grzebię, testuję. W końcu trybi! Nie jest to szczyt marzeń, bo kosz sprzęgłowy jednak do wymiany, ale jechać się da.
Pakujemy się!
Piątek
Startujemy skoro świt o 10.
Szybki przelot autostradką, żeby nadrobić stracony dzień. We Włocławku korkowa masakra. Miasto rozkopane. Nie ma jak się przecisnąć, bo Fazer mojej Mamby nie lubi kolein i dziur. W końcu Stryków i zaczyna się kolejna rzeźnia przez Łódź. Łapiemy czerwoną falę i mimo przebijania się do przodu kolejki (tym razem się dało) do Tuszyna zeszło nam 1,5 godz. Zjeżdżamy na tankowanie na Shella w Tuszynie i się zaczyna. Teresa nie odpala. Nawet cewka nie tryka. Próbujemy na pych. Nic. Od obsługi stacji kombinuję przedłużacz od lodówki z piwem (sorki, jak ktoś musiał żłopać ciepłe
) i podłączam się w kibelku z Oximiserem. Pokazuje 11.8V. Tragedia. Zwalam winę na stanie w korkach na podwójnych światłach.


Po prawie godzinie mamy 12.4V. Zakręciła. Jedziemy. Przed Częstochową stajemy na żarełko. Znów nie kręci. Tym razem nie ma na co zwalić, bo lecieliśmy żwawo. Wychodzi na to, że nie ładuje. Wypinam jedną kostkę od reflektora i zatrudniam wycieczkę ze Śląska do pchania. Rosłe chopy dały radę. Odpaliła.
Oszczędzam prąd jadąc ile się da bez świateł. Następna wpadka na bramce autostradowej w stronę Krakowa. Stajemy do płacenia i... gaśnie.
Cofam na wysepkę.

Mamba jedzie na parking za bramką a ja z chłopakiem z ochrony próbujemy na pych na pasie dojazdowym do zamkniętej bramki. Kiedy widzę, że chłopak ma dość, przebijam się w poprzek bramek. Ludziska oniemiali patrzą na wariata biegającego z moto i blokującego kolejne pasy.
Jeszcze tylko opłata na bramce dla TIRów i pędzę biegiem na parking.
I po co łazić na siłownię? Wystarczy pobiegać z Teresą.
Na parkingu Mamba wypatruje kolesia ze Startera. Idziemy wyżebrać trochę prądu. Uczynny gość najpierw odpala mnie z kabli, a potem robi test akumulatora i miernikiem sprawdzamy, czy alternator daje normalne napięcie międzyfazowe. Altek ok, ale ładowanie leży.
Jedziemy w stronę Krakowa. Robi się ciemno i trzeba szukać spania. Już wiemy, że na zlot dzisiaj nie dolecimy. Przed Chrzanowem przy 140 km Teresa traci iskrę, próbuję ją odpalić póki się toczy, ciemno jak w d... Przy którejś próbie odpalenia na pasie włączania z jakiegoś wjazdu łapię paciaka przy małej prędkości. Jest niebezpiecznie, ściągam sprzęta w stronę bariery, bo podnoszenie wiąże się z wejściem na pas, po którym lecą auta. Wciągamy kamizelki i odpalamy awaryjną lampę strobo. Zatrzymuje się bus. Dwóch miejscowych chłopaków pakuje mnie z Teresą na pakę i załatwia przez telefon jakieś spanie na stacji benzynowej koło Trzebini. Jest dobrze.
Z chłopakami zgadujemy się, że latają na quadach, w dodatku na Yamahach.
Wyciągam aku i ładuję przez noc. Było znów 11.7 V. Strzelamy z Mambą po zimnym browarku i mamy dość.
Sobota
Od rana próbuję znaleźć jakiegoś elektryka samochodowego. Miejscowi dają namiary, ale magik jest wyjechany. Radek nadaje, ża nikt na zlocie nie ma regulatora na zapas. Siedlar telefonicznie sugeruje regulator od malucha. Szukam po sklepach i znajduję.
Tylko jak to podłączyć. 

Na stacji spotykam miejscowego gościa na wiekowej armaturze. Każe mi jechać ze sobą i ląduję na podwórku u Darka Gargasa z Coroner Motocykle. Niestety Darek też jest wyjechany, o czym informuje sympatyczna starsza pani. Ale pech.

Wracam po Mambę. Dzwonię do Yamahy w Krakowie. Jest 13.10. Serwisant mówi, że ma używany regulator od Fazera, ale kończy pracę o 14. Pędzimy do Krakowa. Na Wielickiej jesteśmy 14:05. Dobry człowiek czeka na nas. Próba montażu regulatora od Fazera kończy się jednak paleniem bezpiecznika głównego. Załamka.
Postanawiamy, że musimy wracać. Powrót bez świateł, więc tylko za dnia. Gdzieś koło Częstochowy podczas tankowania urywa się chmura. Dokujemy się w meksykańskim barze z grupą wycieczkowych emerytów. Jest wesoło.


Na noc dokujemy się w Łodzi. Aku znów wypluty, mimo oszczędzania świateł.

Bardzo żałujemy, że nie udało nam się do Was dotrzeć. Następnym razem będzie lepiej.
Jak wiecie, na zlot nie dotarliśmy a mało brakowało.
Czwartek
Załamka po środowym grzebaniu i składaniu Teresy. Biegi nie wchodzą, ogólnie dupa. Decyzja - nie jedziemy. Złażę do garażu i jeszcze raz grzebię, testuję, grzebię, testuję. W końcu trybi! Nie jest to szczyt marzeń, bo kosz sprzęgłowy jednak do wymiany, ale jechać się da.
Pakujemy się!
Piątek
Startujemy skoro świt o 10.




Po prawie godzinie mamy 12.4V. Zakręciła. Jedziemy. Przed Częstochową stajemy na żarełko. Znów nie kręci. Tym razem nie ma na co zwalić, bo lecieliśmy żwawo. Wychodzi na to, że nie ładuje. Wypinam jedną kostkę od reflektora i zatrudniam wycieczkę ze Śląska do pchania. Rosłe chopy dały radę. Odpaliła.

Oszczędzam prąd jadąc ile się da bez świateł. Następna wpadka na bramce autostradowej w stronę Krakowa. Stajemy do płacenia i... gaśnie.


Mamba jedzie na parking za bramką a ja z chłopakiem z ochrony próbujemy na pych na pasie dojazdowym do zamkniętej bramki. Kiedy widzę, że chłopak ma dość, przebijam się w poprzek bramek. Ludziska oniemiali patrzą na wariata biegającego z moto i blokującego kolejne pasy.



Jedziemy w stronę Krakowa. Robi się ciemno i trzeba szukać spania. Już wiemy, że na zlot dzisiaj nie dolecimy. Przed Chrzanowem przy 140 km Teresa traci iskrę, próbuję ją odpalić póki się toczy, ciemno jak w d... Przy którejś próbie odpalenia na pasie włączania z jakiegoś wjazdu łapię paciaka przy małej prędkości. Jest niebezpiecznie, ściągam sprzęta w stronę bariery, bo podnoszenie wiąże się z wejściem na pas, po którym lecą auta. Wciągamy kamizelki i odpalamy awaryjną lampę strobo. Zatrzymuje się bus. Dwóch miejscowych chłopaków pakuje mnie z Teresą na pakę i załatwia przez telefon jakieś spanie na stacji benzynowej koło Trzebini. Jest dobrze.


Sobota
Od rana próbuję znaleźć jakiegoś elektryka samochodowego. Miejscowi dają namiary, ale magik jest wyjechany. Radek nadaje, ża nikt na zlocie nie ma regulatora na zapas. Siedlar telefonicznie sugeruje regulator od malucha. Szukam po sklepach i znajduję.



Na stacji spotykam miejscowego gościa na wiekowej armaturze. Każe mi jechać ze sobą i ląduję na podwórku u Darka Gargasa z Coroner Motocykle. Niestety Darek też jest wyjechany, o czym informuje sympatyczna starsza pani. Ale pech.

Wracam po Mambę. Dzwonię do Yamahy w Krakowie. Jest 13.10. Serwisant mówi, że ma używany regulator od Fazera, ale kończy pracę o 14. Pędzimy do Krakowa. Na Wielickiej jesteśmy 14:05. Dobry człowiek czeka na nas. Próba montażu regulatora od Fazera kończy się jednak paleniem bezpiecznika głównego. Załamka.
Postanawiamy, że musimy wracać. Powrót bez świateł, więc tylko za dnia. Gdzieś koło Częstochowy podczas tankowania urywa się chmura. Dokujemy się w meksykańskim barze z grupą wycieczkowych emerytów. Jest wesoło.



Na noc dokujemy się w Łodzi. Aku znów wypluty, mimo oszczędzania świateł.

Bardzo żałujemy, że nie udało nam się do Was dotrzeć. Następnym razem będzie lepiej.

Komentarz