Był ciepły jesienny dzień AD2011. Wracaliśmy właśnie z Merzougi gdy kątem oka dostrzegłem to coś. Zatrzymałem się.
- Pojedźmy tam! - krzyknąłem pokazując palcem jakoś tak w kierunku zachodnim.
- Zwariowałeś ? Tam nie ma nawet drogi, poza tym noce są zimne... i co będzie jak spadnie deszcz ?
Faktycznie, po deszczu moglibyśmy stamtąd nie wyjechać. No cóż...
Zrobiliśmy kilka zdjęć i pojechaliśmy dalej. Nie wiem jak reszta, ja przez zaciśnięte zęby „na odchodne” wycedziłem tylko
- Ja tu jeszcze kiedyś wrócę.
Pytanie tylko, czy obecna ekipa będzie miała ochotę tam pojechać, noce teraz będą cieplejsze, droga... mam nadzieje, że jej nie wybudowali. Mam nadzieje, że ekipa podchwyci temat i pojedziemy spełnić moje marzenie, które mam nadzieje im również da trochę satysfakcji. Oby!
Pytanie tylko, czy trafię w to magiczne miejsce ?
Kolejne pytanie czy teraz wyda mi się ono równie fascynujące i magiczne ?
Zobaczymy!
Relacja była spisywana emocjonalnie, niemal na bieżąco, na gorąco. Teraz, po powrocie na część rzeczy patrzę już inaczej jednak dla oddania wyjazdowego ducha poprawię tylko błędy, gdzieniegdzie nieco się rozpiszę. Czas teraźniejszy zostaje.
Ruszajmy więc w drogę, zobaczmy co to się tam z tymi moimi marzeniami powyrabiało

- - - Zaktualizowano - - -
Zanim ruszyliśmy na Czarny Ląd postanowiliśmy się lepiej poznać by wyjazd upłynął w przyjacielskiej atmosferze, bez kłótni i nieporozumień.
Były dwa spotkania a na nich mnóstwo planów, ustaleń – wiadomo. Nie wychylałem się na nich z marzeniami – ważne, że jedno z nich jest żelaznym punktem całego planu, co mnie bardzo cieszyło. W końcu jechaliśmy liczną grupą, na różnych maszynach, na różnych oponach i z różnym bagażem doświadczeń – każdy musi mieć coś z takiego wyjazdu dla siebie.
Na naszych meetingach było też troszkę jazdy, jak dzicy dopadaliśmy jakieś kałuże i jeździliśmy po nich aż skończy się woda
Zupełnie jak by wrześniowe Maroko miało być usiane błotem, kałużami, rzekami... Zamilknę, by nie zdradzać szczegółów. Piachy jury jakoś tak omijaliśmy, czyżby to miało być jakieś proroctwo... ?
Wspólnie przejechane km były też testem nowych ciuchów, kasków, opon czy nawet całego, specjalnie na ten wyjazd przygotowanego motocykla. A co!
Krótki zdjęciowy zapis owych wydarzeń i kolejny odcinek to już będzie słoneczne Maroko.
Z naciskiem na słoneczne – w końcu wrześniowe
Dojazdówki opisywał nie będę bo z motocyklowym wyjazdem nie miała nic wspólnego.
Pogodę mieliśmy średnią (Jura Krakowsko-Częstochowska), oprowadzał nas po niej Darek na XT660Tenere dobrze znający owe tereny a co dla mnie ważne - świetnie jeżdżący w terenie, będę miał kogo podpatrywać na wyjeździe!:

Piękna Tereska, szykowana specjalnie na ten ( i z pewnością na kolejne) wypady. Właściciel - Dominik, na co dzień porusza się V-Stromem650.





W ekipie były jeszcze 3 sztormiaki:

I wspomniane kałuże, z początku nieśmiało podeszliśmy do tematu...

By potem na nieco więcej sobie pozwolić:




Wspaniałe tereny jury:








Ekipa w pełnym składzie:

I pierwsze podziały


Planowanie:

I znów woda...

cd. niebawem
- Pojedźmy tam! - krzyknąłem pokazując palcem jakoś tak w kierunku zachodnim.
- Zwariowałeś ? Tam nie ma nawet drogi, poza tym noce są zimne... i co będzie jak spadnie deszcz ?
Faktycznie, po deszczu moglibyśmy stamtąd nie wyjechać. No cóż...
Zrobiliśmy kilka zdjęć i pojechaliśmy dalej. Nie wiem jak reszta, ja przez zaciśnięte zęby „na odchodne” wycedziłem tylko
- Ja tu jeszcze kiedyś wrócę.
Pytanie tylko, czy obecna ekipa będzie miała ochotę tam pojechać, noce teraz będą cieplejsze, droga... mam nadzieje, że jej nie wybudowali. Mam nadzieje, że ekipa podchwyci temat i pojedziemy spełnić moje marzenie, które mam nadzieje im również da trochę satysfakcji. Oby!
Pytanie tylko, czy trafię w to magiczne miejsce ?
Kolejne pytanie czy teraz wyda mi się ono równie fascynujące i magiczne ?
Zobaczymy!
Relacja była spisywana emocjonalnie, niemal na bieżąco, na gorąco. Teraz, po powrocie na część rzeczy patrzę już inaczej jednak dla oddania wyjazdowego ducha poprawię tylko błędy, gdzieniegdzie nieco się rozpiszę. Czas teraźniejszy zostaje.
Ruszajmy więc w drogę, zobaczmy co to się tam z tymi moimi marzeniami powyrabiało


- - - Zaktualizowano - - -
Zanim ruszyliśmy na Czarny Ląd postanowiliśmy się lepiej poznać by wyjazd upłynął w przyjacielskiej atmosferze, bez kłótni i nieporozumień.
Były dwa spotkania a na nich mnóstwo planów, ustaleń – wiadomo. Nie wychylałem się na nich z marzeniami – ważne, że jedno z nich jest żelaznym punktem całego planu, co mnie bardzo cieszyło. W końcu jechaliśmy liczną grupą, na różnych maszynach, na różnych oponach i z różnym bagażem doświadczeń – każdy musi mieć coś z takiego wyjazdu dla siebie.
Na naszych meetingach było też troszkę jazdy, jak dzicy dopadaliśmy jakieś kałuże i jeździliśmy po nich aż skończy się woda

Wspólnie przejechane km były też testem nowych ciuchów, kasków, opon czy nawet całego, specjalnie na ten wyjazd przygotowanego motocykla. A co!
Krótki zdjęciowy zapis owych wydarzeń i kolejny odcinek to już będzie słoneczne Maroko.
Z naciskiem na słoneczne – w końcu wrześniowe

Dojazdówki opisywał nie będę bo z motocyklowym wyjazdem nie miała nic wspólnego.
Pogodę mieliśmy średnią (Jura Krakowsko-Częstochowska), oprowadzał nas po niej Darek na XT660Tenere dobrze znający owe tereny a co dla mnie ważne - świetnie jeżdżący w terenie, będę miał kogo podpatrywać na wyjeździe!:

Piękna Tereska, szykowana specjalnie na ten ( i z pewnością na kolejne) wypady. Właściciel - Dominik, na co dzień porusza się V-Stromem650.





W ekipie były jeszcze 3 sztormiaki:

I wspomniane kałuże, z początku nieśmiało podeszliśmy do tematu...

By potem na nieco więcej sobie pozwolić:




Wspaniałe tereny jury:








Ekipa w pełnym składzie:

I pierwsze podziały



Planowanie:

I znów woda...

cd. niebawem
Komentarz