Ogłoszenie

Zwiń
No announcement yet.

Po niespełnione marzenia... [Maroko 2014]

Zwiń
X
 
  • Filtr
  • Czas
  • Pokaż
Wyczyść wszystko
new posts

    #31
    Wychodzę z Campu, mam tylko jedną baterię więc nie szaleję ze zdjęciami:





    Miejscowy burek i jego buda:




    Omijam mury i szybkim krokiem zmierzam ku najwyższej wydmie w okolicy.







    Słonko jest już naprawdę nisko. Zaczynam biec. Co chwilę postój na fotkę, uspokojenie oddechu, strzał i biegnę dalej.



    Widok na nasz "ośrodek":


    i jego otoczenie:




    Do szczytu jeszcze daleko a ja opadam z sił.
    Ta praca za biurkiem nie idzie mi na dobre...




    W końcu jestem, zdążyłem!


    Cierpliwie czekam na zachód, barwy okolicy, cienie, zmieniają się z minuty na minutę.
    Aparat przy oku, kręcę się dookoła, co chwilę słychać klepnięcie migawki.
    Kadr za kadrem, scena za sceną. Kradnę te widoki.












    Balans bieli szaleje ja też. Ta feria barw!

















    Na dole wydmy melduję się już w kompletnych ciemnościach... Mniej więcej wiem gdzie iść, pytanie tylko czy wiem mniej, czy więcej... Niby niedaleko ale cholera.... nic nie widać, nic nie słychać. Bardzo nieprzyjemne uczucie.
    Idąc zapamiętałem tylko, że była jakaś dróżka wyjeżdżona przez auta, kilka drzewek oddalonych od siebie o kilkadziesiąt metrów, powinienem je teraz zostawić po prawej stronie.
    Idę.
    Wiem, że mają agregat, powinno zaraz coś zabłysnąć.
    Stoję, czekam - lepiej tak niż pójść w złym kierunku.
    5 minut później zapala się żarówka- ledwo ją widać ale wyznacza mi kierunek. Ruszam.
    Co ciekawe - dźwięk agregatu słyszę dopiero jak dostrzegam mury!
    Jestem.
    Minęło chyba z 1,5h albo i dłużej a obiadu jak nie było - tak nie ma.
    Chłopaki nawet zaczęli się o mnie martwić...

    cdn.
    http://www.przezswiat.eu

    https://www.facebook.com/PrzezSwiat.eu

    Komentarz


      #32
      Super relacja. Po dłuższej przerwie zawitałem na forum a tu proszę jaka niespodzianka. Proszę o więcej

      Komentarz


        #33
        Wieczór.
        Rozsiadamy się wewnątrz pomieszczenia służącego jako jadłodajnia i w oczekiwaniu na obiadokolację obserwujemy ganiające wszędzie i po wszystkim pająki wielkości dłoni dziecka. Podobno były też większe - ja nie widziałem. Brrrrrrrr.....
        W końcu jest i nasza strawa!
        Do zachwytu daleko ale jest zjadliwe.
        Szama!



        Syn Patrona, opiekuję się przybytkiem. Mega sympatyczny Gość!






        Po raz kolejny stwierdzamy, że najlepsza była... herbata

        Około 23 gaśnie generator. Robi się ciemno. Usypiamy.


        Poranek to szybkie zbieranie się do wyjazdu, mocno opóźnione przez pomiar oleju w starszej Tenerce, dolewkę tegoż.... ależ poroniony system - Japończycy się nie postarali ;(
        Widok na nasz kemping:


        Tuż przed odjazdem prysznic i w drogę:


        Z tego dnia nie mamy zdjęć. Powód: lepiej się było niezatrzymywać, znów wszystko zalane woda, kluczenie, poszukiwanie drogi, by przyjechać, by nie ugrzęznąć. Na drugim "brzegu" zbiorowisko miejscowych, pewnie czekają by komuś "pomóc" - łatwa kasa od białasa, a stawki ogromne.
        Udaje się!
        Szybka szutrówka, potem równie szybki asfalt i po południu dojeżdżamy do Merzougi.
        Chłopaki idą na piwo, ja na wydmy - w końcu za chwilę zachód słońca.
        Niestety znowu nie potrafię ogarnąć balansu...







        Idę wypatrując drogi na jutro. Tak... jutro chcę powalczyć i spełnić swoje kolejne marzenie - nie wierzę w to ale powalczyć zdrowa rzecz!



        Ślady są, więc się da! Nadzieja, jest nadzieja!






        W pogoni za marzeniami:















        No i słonko już za horyzontem...
        Wszyscy już schodzą a chłopaki dopiero się wspinają, na wyścigi
        Daro górą !





        Wracamy do namiotów i usypiamy. Na rano umówieni jesteśmy na walkę z wydmami.




        Dzień zaczynamy bardzo wcześnie. Chcemy jechać na wydmy puki jeszcze słonko nisko - będzie chłodniej.
        Dominik odpuszcza, tłumaczy się serwisem Yamahy. Fakt - trochę problemów z nią ma.
        My tymczasem jedząc śniadanie spuszczamy powietrze 0,9.... dużo... 0,8.... jeszcze za dużo.... 0,7 wydaje się być ok.
        Koniec końców kemping opuszczamy na flakach, w których jest raptem 0,6 atmosfery.
        Pierwsze metry niepewnie, rozpoznanie terenu itd. itd.
        Co tu pitolić.

        30 minut później:




        Stoję na szczycie i drę ryja Wyładowuję energię jaka we mnie siedzi!
        Tu już spokojniejszy:



        Niestety zdjęcia tylko z komórki, z dołu nie ma. Darek został z aparatem - niestety baterie padły...
        Jakiś film nakręcił, kiedyś się ukażę. Może... Oby!

        Wjazd to jedno, zjazd - to dopiero jest wyzwanie!
        3 minuty zbieram się by wbić jedynkę, by ruszyć. W końcu trzeba.
        Ruszam, gleba.
        Wstaję... otrzepuję się z piasku i udaje się!
        Następnym razem zrobię to z samej góry, nie pęknę jak teraz - obiecuję sobie!


        Misja kompletna. Wracamy więc na kemping, pakujemy co tam kto jeszcze zostawił, obiad i ruszamy dalej.
        Cel: dogonić w końcu ekipę!
        Może się uda.
        Może...
        cdn.
        http://www.przezswiat.eu

        https://www.facebook.com/PrzezSwiat.eu

        Komentarz


          #34
          Ruszamy w pogoń za ekipą asfaltową.
          Niestety po konsultacjach telefonicznych wychodzi na to , że spotkać nam się znów nie uda. Oni uciekają na północ, w kierunku FEZu, my mamy w planach słynne wąwozy - Todra i Dades a już tak naprawdę interesuje nas "droga" łącząca drogi prowadzące przez owe wspaniałości skalne.
          Dziś dużo nie powalczymy, czeka nas tylko dojazdówka asfaltem - czyli nieco ponad 200km , w sam raz na ciepłe popołudnie.





          Zgodnie z planem, bez większych przygód dojeżdżamy do celu. Po drodze mijam jedno z moich niespełnionych marzeń, miejsce do którego ciągnie mnie jakaś magia, miejsca w którym chciałbym spędzić kiedyś noc, rozpalić ognisko, popatrzeć w gwiazdy...
          (zdjęcia z jednego z poprzednich wyjazdów)










          Przed wjazdem do wąwozu napełniamy zbiorniki paliwa i jedziemy za Dominikiem, który prowadzi nas na nocleg.
          Tanio, czysto, bezpiecznie i w jakim miejscu!








          Zostaję poserfować po internecie a chłopaki zabierają właściciela hostelu i jadą na zakupy. Koleś ma im wskazać miejsce gdzie można zakupić "coś na wieczór" A wieczór ma być nie byle jaki bo ku nam podążają Doris z Michałem na KTM990. Mieli już dość asfaltów, chcieli jednak spróbować marokańskiego off-a. Między innymi dlatego zostałem i czekam. Siedzę na werandzie nasłuchując pomruków KATa.
          Są!
          Szybkie rozlokowanie w pokoiku i czekamy na resztę.
          Wieczór upływa nam miło i miło
          Spać kładziemy się o przyzwoitej porze bowiem budziki ustawiliśmy na 7AM, tak, by o 8Am być już w drodze.
          No właśnie, o 8....
          http://www.przezswiat.eu

          https://www.facebook.com/PrzezSwiat.eu

          Komentarz


            #35
            Chłodny poranek.
            Wszyscy smacznie śpią.
            Wybija 8. EnJoy dawno już gotowy do wyjazdu, jego kierownik również.
            Idę budzić ekipę, po czym sam spokojnie siadam i obserwuję prace porządkowe na werandzie. Dziś na obiad ma przyjechać duża grupa turystów, więc wszystko musi lśnić choć my nie narzekaliśmy na brak czystości, naprawdę sympatyczne miejsce.
            45 minut później ruszamy. Jest naprawdę chłodno, zwłaszcza w wąwozie spowitym w cieniu. Przed nami kilka kilometrów asfaltowej drogi, potem odbijamy w lewo, niby w drogę a tak naprawdę w znacznej części będzie to koryto rzeki, rzeki, która zabrał drogę ze sobą...
            Łatwo nie było, zwłaszcza dla pary na KTMie ale nie zauważyłem by narzekali.
            Też miałem swoją przygodę... ale o tym chwilę później.

            Początek drogi - równo, łatwo, ciekawie, pięknie!














            Pogoda fenomenalna. Nic tylko jechać, jechać i jechać.


            Po chwili jednak zaczynają się pierwsze schody. Na razie proste do ogarnięcia bowiem drogi brakuje tylko krótkimi odcinkami.








            Dwie Tereski i Kat trzymają się razem, ja co chwilę uciekam do przodu, by po kilkunastu sekundach zostać daleko w tyle. Taka jazda wymaga skupienia. I dopóki owo skupienie jest na wysokim poziomi idzie mi doskonale...


























            W tych oto pięknych okolicznościach przyrody zbiera mnie na jakieś głębokie przemyślenia, 40 może 50km/h, jazda na autopilocie, zaduma.
            Efekt - przednie koło podwija się na piasku. Motocykl upada. Na tyle wolno, że wybudzony z letargu wystawiam nogę. Leżymy. Boli jak diabli.
            Patrzę i... robi mi się gorąco. Stopa "patrzy" w drugą stronę niż leżę ;( Wciągnięta przez sakwę została wykręcona. Nie dam rady jej wyciągnąć.
            Leżę i drę ryja. Nie ma nikogo. Dłużej nie ma co czekać, od leżenia lepiej mi nie będzie. Wyginam śmiało ciało... kask wbijam w ścianę (legliśmy obok skałki) lewą nogą odpycham motocykl, przewracam go na drugą stronę i ufff.... noga jest wolna! Mogę ruszać, bez jakiegoś mega bólu więc raczej nie złamana. Chciałbym zobaczyć co się stało ale boję się ściągnąć but.
            Kuśtykając stawiam motocykl do pionu, siadam w jego cieniu i czekam. Większość ekipy już odjechała. Z tyłu Michał z Dorotą zrobili sobie mały odpoczynek, może za chwilę dojadą, może jakoś to będzie.
            Może....
            cdn.
            http://www.przezswiat.eu

            https://www.facebook.com/PrzezSwiat.eu

            Komentarz


              #36
              Styczeń minął i połowa lutego, jak tak dalej pójdzie z częstotliwością tych wpisów to się wykończę.
              Zdjęcia masz rewelacyjne, zachwycam się niemalże każdym.

              Komentarz


                #37
                Zamieszczone przez dziunek69 Zobacz posta
                Styczeń minął i połowa lutego, jak tak dalej pójdzie z częstotliwością tych wpisów to się wykończę.
                Sorki. Nie było mnie.
                Wyjechałem spełniać kolejne niespełnione marzenia
                Wróciłem, jednak chyba nie na tyle długo by relację skończyć jednym strzałem, choć kto wie!
                http://www.przezswiat.eu

                https://www.facebook.com/PrzezSwiat.eu

                Komentarz


                  #38
                  Czekam niecierpliwie.

                  Komentarz


                    #39
                    Siedzę. Myślami jestem daleko stąd widząc konsekwencje tego co się stało.
                    Moje przemyślenia przerywa grzmot KTMa.
                    - No przecież nie będę jęczał - myślę sobie i macham do Michała by jechał dalej, jakoś do asfaltu dojadę, a potem się zobaczy.

                    Jakoś udaje mi się wgramolić na kanapę. Staram się unikać pracy poturbowaną kończyną. O jeździe na stojaka mogę zapomnieć. Każdy ruch to ból, który zakłócam darciem ryja. jakoś mniej boli

                    Dojeżdżam w końcu do asfaltu. Wzdycham tylko, bo za mną zostało kilka fajnych plenerów do uwiecznienia. Z drugiej strony... HURRRRAAA. Własnie spełniłem swoje kolejne niespełnione marzenie! Mieliśmy kiedyś ową drogę przejechać z kolega ale strach nas obleciał i odpuściliśmy. I w sumie bardzo dobrze. Dziś wiem ,że nie była to droga na tamte umiejętności, na tamten motocykl. Kolega na 100% dał by wtedy radę - ja poległbym gdzieś w połowie.

                    Ekipa czeka na mnie z wieścią, że Dominik wraca na kemping. Awaria zacisku sprawiła, że skończył mu się już drugi komplet klocków i odpuszcza dalszą jazdę. W zamian ja opowiadam im swoją przygodę. Dostaję na pocieszenie kawałek owoca i przyjęcie środków przeciwbólowych. Pierwsze przyjmuję, przed drugim się wzbraniam. Twardym trza być !
                    Żegnamy się z Dominikiem i ruszamy: on na południe, my na północ.
                    Cel: stacja benzynowa. Wbijam w navi tą najbliższa i ruszamy. Po drodze jeszcze trzeba kupić chlebek (czekamy na niego z 15 minut, przynoszą nam ciepły - prosto z piekarni).







                    Asfalt kończy się po kilkudziesięciu kilometrach.
                    Zaczyna się piękna ścieżka przez góry.

                    Jedziemy już tylko we czwórkę, na trzy motocykle. Darek z bolącym obojczykiem, ja z boląca nogą i Michał z zatruciem i Dorota Ona jedyna ma się dobrze. Faceci...











                    Zdecydowanie jedna z piękniejszych ścieżek w mojej "karierze".
                    Raz, że kocham góry, dwa, że jesteśmy tu po południu i słonko kładzie piękne cienie, wyciąga z otoczenia wspaniałe kolory. I jakoś tak zapominam, że noga... o niej przypominam sobie gdy trzeba stanąć. Zatrzymuje się więc na lewej nodze, motocykl od dawna nie widział luzu. Ale co tam, jedziemy! Ale... pomaleńku
                    Niemal za każdy wzniesieniem fota, niemal za każdym zakrętem fota! czas leci, drogi nie ubywa.










                    Na szczycie temperatura spada do 1*C. Brrrrrrrrrr a przecież mamy końcówkę gorącego lata! Wysokość - niespełna (o ile nie ponad) 3000m npm robi jednak swoje.





                    Dobrze, że już z górki bo lecimy na oparach. Tylko Tereska ma jeszcze jako taki zapas paliwa.





                    Garmin prowadzi nas jednak cały czas dzielnie do stacji benzynowej. Prowadzi, prowadzi i ... doprowadził w takie miejsce:



                    Stajemy. Wybiega do nas dziewczynka i wie czego szukamy... Prowadzi nas 2 domy do tyłu, puka do drzwi i śmiejąc się obserwuje jak będziemy tankowali. A tankowaliśmy tak:







                    Chłopak uwija się jak w ukropie. Targujemy się jak tylko możemy ale jest nieugięty. Wie, że ma deficytowy towar
                    Nawet Darek zatankował co nieco .







                    Dalej ciśniemy już asfaltem. Nadal przez góry.
                    Jest cholernie zimno, na dodatek zaczyna kropić deszcz a jakakolwiek cywilizacja za XY km.
                    Zmierzcha...
                    O rozbiciu namiotu nie ma mowy - nie ma nawet metra kwadratowego płaskiej powierzchni , takiej niezagospodarowanej. Wszędzie coś rośnie lub ktoś mieszka. Lipa!
                    W akcie desperacji lądujemy w obskurnym acz klimatycznym "pensjonacie" który dofinansował sam król o czym informuje tablica na budynku. Cały wieczór zastanawiamy się do czego i ile tu dołożył...



                    Impreza (w czajniczku nie było wo(ó)dy...):





                    A może i była...



                    Zimny był cały dzień, no tak od południa. Noc też była "chłodna"


                    Powiem tylko tak: piździło konkretnie, nawet w budynku.
                    Brrrrrrrr

                    Usypiamy.

                    - - - Zaktualizowano - - -

                    Siedzę. Myślami jestem daleko stąd widząc konsekwencje tego co się stało.
                    Moje przemyślenia przerywa grzmot KTMa.
                    - No przecież nie będę jęczał - myślę sobie i macham do Michała by jechał dalej, jakoś do asfaltu dojadę, a potem się zobaczy.

                    Jakoś udaje mi się wgramolić na kanapę. Staram się unikać pracy poturbowaną kończyną. O jeździe na stojaka mogę zapomnieć. Każdy ruch to ból, który zakłócam darciem ryja. jakoś mniej boli

                    Dojeżdżam w końcu do asfaltu. Wzdycham tylko, bo za mną zostało kilka fajnych plenerów do uwiecznienia. Z drugiej strony... HURRRRAAA. Własnie spełniłem swoje kolejne niespełnione marzenie! Mieliśmy kiedyś ową drogę przejechać z kolega ale strach nas obleciał i odpuściliśmy. I w sumie bardzo dobrze. Dziś wiem ,że nie była to droga na tamte umiejętności, na tamten motocykl. Kolega na 100% dał by wtedy radę - ja poległbym gdzieś w połowie.

                    Ekipa czeka na mnie z wieścią, że Dominik wraca na kemping. Awaria zacisku sprawiła, że skończył mu się już drugi komplet klocków i odpuszcza dalszą jazdę. W zamian ja opowiadam im swoją przygodę. Dostaję na pocieszenie kawałek owoca i przyjęcie środków przeciwbólowych. Pierwsze przyjmuję, przed drugim się wzbraniam. Twardym trza być !
                    Żegnamy się z Dominikiem i ruszamy: on na południe, my na północ.
                    Cel: stacja benzynowa. Wbijam w navi tą najbliższa i ruszamy. Po drodze jeszcze trzeba kupić chlebek (czekamy na niego z 15 minut, przynoszą nam ciepły - prosto z piekarni).







                    Asfalt kończy się po kilkudziesięciu kilometrach.
                    Zaczyna się piękna ścieżka przez góry.

                    Jedziemy już tylko we czwórkę, na trzy motocykle. Darek z bolącym obojczykiem, ja z boląca nogą i Michał z zatruciem i Dorota Ona jedyna ma się dobrze. Faceci...











                    Zdecydowanie jedna z piękniejszych ścieżek w mojej "karierze".
                    Raz, że kocham góry, dwa, że jesteśmy tu po południu i słonko kładzie piękne cienie, wyciąga z otoczenia wspaniałe kolory. I jakoś tak zapominam, że noga... o niej przypominam sobie gdy trzeba stanąć. Zatrzymuje się więc na lewej nodze, motocykl od dawna nie widział luzu. Ale co tam, jedziemy! Ale... pomaleńku
                    Niemal za każdy wzniesieniem fota, niemal za każdym zakrętem fota! czas leci, drogi nie ubywa.










                    Na szczycie temperatura spada do 1*C. Brrrrrrrrrr a przecież mamy końcówkę gorącego lata! Wysokość - niespełna (o ile nie ponad) 3000m npm robi jednak swoje.





                    Dobrze, że już z górki bo lecimy na oparach. Tylko Tereska ma jeszcze jako taki zapas paliwa.





                    Garmin prowadzi nas jednak cały czas dzielnie do stacji benzynowej. Prowadzi, prowadzi i ... doprowadził w takie miejsce:



                    Stajemy. Wybiega do nas dziewczynka i wie czego szukamy... Prowadzi nas 2 domy do tyłu, puka do drzwi i śmiejąc się obserwuje jak będziemy tankowali. A tankowaliśmy tak:







                    Chłopak uwija się jak w ukropie. Targujemy się jak tylko możemy ale jest nieugięty. Wie, że ma deficytowy towar
                    Nawet Darek zatankował co nieco .







                    Dalej ciśniemy już asfaltem. Nadal przez góry.
                    Jest cholernie zimno, na dodatek zaczyna kropić deszcz a jakakolwiek cywilizacja za XY km.
                    Zmierzcha...
                    O rozbiciu namiotu nie ma mowy - nie ma nawet metra kwadratowego płaskiej powierzchni , takiej niezagospodarowanej. Wszędzie coś rośnie lub ktoś mieszka. Lipa!
                    W akcie desperacji lądujemy w obskurnym acz klimatycznym "pensjonacie" który dofinansował sam król o czym informuje tablica na budynku. Cały wieczór zastanawiamy się do czego i ile tu dołożył...



                    Impreza (w czajniczku nie było wo(ó)dy...):





                    A może i była...



                    Zimny był cały dzień, no tak od południa. Noc też była "chłodna"


                    Powiem tylko tak: piździło konkretnie, nawet w budynku.
                    Brrrrrrrr

                    Usypiamy. I tylko co chwilę ktoś chrapie, ktoś szczęka zębami z zimna, ktoś jęczy z bólu gdy trzeba się przewrócić na drugi bok...
                    http://www.przezswiat.eu

                    https://www.facebook.com/PrzezSwiat.eu

                    Komentarz


                      #40
                      Dobra relacja, prawie jak opowieść, okraszona zdjęciami urywającymi po prostu łeb.


                      Co z tą nogą?

                      Komentarz


                        #41
                        Po wczorajszym gorącym zakończeniu zimnego dnia, nie chce nam się ruszać zbyt wcześnie tyłków. Pogoda na zewnątrz również nie zachęca. Niby słonecznie a zimno. Góry!

                        W końcu wyciągamy motocykle z garażu, żegnamy się z gospodarzem, rodziną i ruszamy dalej - przed siebie, w nieznane. Tak jak lubię! Wybieram punkt na mapie, stwierdzam, że tam mnie jeszcze nie było i... jadę Przygoda tam na nas czeka, wiem to. Kwestia czasu. A im dłużej na nią czekam tym intensywniej smakuje. Mniam.






                        Jedziemy.


                        Na naszej drodze jest pewna przeszkoda, nie do przejechania, trzeba ja ominąć - droga jest po prostu zamknięta bo budują tamę.




                        Ryj mi się cieszy, bo wiem, że cała ekipa będzie chciała to objechać - niekoniecznie asfaltem. A nie od dziś wiadomo, że tam, gdzie kończy się asfalt, zaczyna się przygoda.
                        Ruszamy!




                        Droga pnie się wysoko, w piękne, malownicze góry. Poranne słonko tylko podkreśla ich urok.









                        Góry puste, zero ludzi choć co jakiś czas jakieś zabudowania mijamy, ciężko jednak powiedzieć czy są zamieszkane bo z reguły leżą na tyle daleko, że nie da się ocenić czy to dom, czy pozostałość po nim.
                        Są jednak co jakiś czas owce, więc raczej...





                        Im wyżej tym piękniej.














                        Na postoju Michał informuje, że kończy mu się benzyna. Jestem wkurzony na siebie, bo w Marrakeszu, na kempingu został Rotopax... Te dodatkowe 7L dało by nam super komfort podróżowania, psychika by tak nie cierpiała, odważniej ruszalibyśmy w nieznane. A tak... modlimy się by dojechać do kolejnego dystrybutora. Zostało jakis 50km. 1h, max 2 jazdy.







                        I wszystko było pięknie, kolorowo, fajne widoki... dopóki nie zaczęliśmy zjeżdżać w dół - do cywilizacji. Nasza droga zaczęła robić się coraz bardziej grząska, czuć było, że niedawno tu "trochę" popadało. Już wiemy, dlaczego OFF ekipa z Hiszpanii odradzała nam przejazd tą droga. W zasadzie to oni nam odradzali podjęcia próby przejazdu bo droga ponoć nieprzejezdna... a my na cięzkich motocyklach i w ogóle
                        No ale jak nie my to kto ?
                        Do stacji benzynowej 30km...
                        Michał co chwilę odciąża Kata o całe 45kg...









                        Oj będą kłopoty
                        W dodatku nie wiadomo czy za chwilę nie lunie znowu...


                        cdn.

                        P.S. Noga tego dnia nadal bolała ale było czuć delikatną poprawę (czyt. mniej jęczałem )
                        Po kilku dniach przestałem ją czuć bo zaczęła boleć mocniej druga... ale do tego dojdziemy a w zasadzie dojedziemy
                        http://www.przezswiat.eu

                        https://www.facebook.com/PrzezSwiat.eu

                        Komentarz


                          #42
                          Zjeżdżamy coraz niżej. Groźba deszczu, braku paliwa i zostania tu na noc z małą ilością wody gna nas dalej. Zmęczenie jednak daje o sobie znać:







                          Nie ma sensu jednak na takie drzemki, zimny wiatr, nie cieplejsza gleba bardzo szybko wychładzają organizm zachęcając do dalszej jazdy. Jedziemy. Chwilę potem zatrzymuje nas "tylko" strumień. Jedynie na godzinkę, jedynie... Robimy rozpoznanie terenu. Nie wiadomo skąd pojawiają się dzieci. Najeżdżam na ową przeszkodę jako ostatni, bowiem jak zwykle zamarudziłem gdzieś w plenerze. Zsiadam z motocykla, idę rozeznać się w sytuacji i... za chwilę zapadam się niemal po wysokość butów. Wszyscy wybuchamy śmiechem

                          To akurat buty Doroty:


                          Reszta wyglądała mniej więcej tak:




                          Obdarowujemy je tym co mamy, a mamy naprawdę całe wielkie nic ;( Chleb, chińskie zupki...









                          Upier**** niemal po kolana w błocie, z butami o ciężarze niemal bańki z mlekiem, za to z uśmiechem na twarzach ruszamy dalej. Na naszej drodze pojawiają się kolejne strumyki błota jednak tym razem mniej wymagające, a i my już jakieś doświadczenia mamy więc idzie sprawniej. Kilometry umykają. Jeszcze 17 do stacji, jeszcze 12, jeszcze 9... KTM jedzie naprawdę na oparach stąd połowę czasu spędzam "w lusterku". Czasem mam uczucie, że drugą połowę czasu spędzam kadrując widoki.

















                          Gdy tylko droga staje się znośna, gdy tylko czujemy, że to co najlepsze już za nami, praktycznie nie zatrzymujemy się tylko brniemy do miasteczka, do cywilizacji.



                          Tam szybkie zakupy, paliwo i asfaltem uciekamy ku następnej OFFowej ścieżce. Nim do niej jednak dojedziemy spędzamy długie godziny na asfalcie szukając jakiegoś noclegu. Jest ciężko - wioska za wioską, góry... Jest wysoko. Ta noc nie będzie zbyt ciepła...
                          cdn.
                          http://www.przezswiat.eu

                          https://www.facebook.com/PrzezSwiat.eu

                          Komentarz


                            #43
                            Dawkujesz tą relację niczym lekarstwo.
                            Już się zastanawiałem co z Tobą, jednak żyjesz. To dobrze, będzie ciąg dalszy.

                            Komentarz


                              #44
                              Miejsce na nocleg wybieramy tuż przed zmrokiem.
                              Jest słabo bo teren pagórkowaty, gęsto zaludniony.
                              Zaczyna się stres, że nic nie znajdziemy a na hotel nikt z nas nie ma ochoty.
                              W końcu jakimś cudem znajdujemy ciekawe miejsce, odczekujemy chwilę aż pastuszkowie zgonią kozy, owce do pobliskich zagród i już pod osłoną mroku szukamy płaskich połaci.
                              Największe zajmują Darek oraz Dorota z Michałem - mają spore namioty. Ja ze swoją jedynką wcisnę się prawie wszędzie więc tej nocy śpię jakieś 20m od nich. Zmęczeni usypiamy bardzo szybko.
                              Sen przerywa mi przenikliwe zimno. Mój śpiworek z temperatura komfortu w okolicach 15*C już od dawna daje znać, że temperatura spadła ostro poniżej jego limitu. Jesteśmy dość wysoko w górach. Ubieram co mam pod ręką i próbuję zasnąć.
                              Poranek mroźny. Jest tak zimno, że nie chce mi się wychodzić z namiotu, w dodatku delikatnie popaduje. Pozostała część ekipy ma inną koncepcję i chcą jak najszybciej stąd zwiewać - ponoć zmarzli niemiłosiernie. Ja wolę leżeć w śpiworku i czekać aż wyjdzie słonko niż jechać w 8*C, przenikliwie zimnym wietrze i padającym deszczu. Umawiamy się, że jakoś się złapiemy - cel w końcu mamy wspólny, wiadomo , gdzie mamy jechać. Dodatkowo przecież mamy telefony, jest cywilizacja - cóż złego może się stać.
                              Ruszają.
                              30minut później wychodzi słonko. Dla mnie to sygnał do startu. Zbieram obóz.





                              Za dnia okolica wygląda całkiem zacnie!



                              Po chwili docierają do mnie pierwsze pasące się zwierzęta. czas się ewakuować, zwłaszcza, że za chwilę dobije 10ta...





                              Zanim się złapiemy mijają długie godziny. Ekipa tak pędziła w poszukiwaniu ciepła, że na skrzyżowaniu skręcili w złą stronę i potem było się ciężko odnaleźć. Dodatkowo darek ma dość - obojczyk nadal mocno boli - postanawia wrócić do Dominika który czeka na nas w Marrakeszu.
                              Zostajemy w dwa motocykle, w trzy osoby. Ruszamy, cel na dziś to trasa zwana la Catedrale.
                              Dojazd asfaltem:







                              Widoki piękne, temperatura powyżej 30*C więc wygrzewamy zmarznięte kości niespiesznie podążając do celu.











                              I zaczyna się ! Piękna, równa, kręta szutrówka prowadzi nas do góry. Po chwili zaczyna się troszkę komplikować bo jest kilka zjazdów, skrzyżowań - ciężko to na mapie rozkminić, navi też nie pomaga.







                              Jest późne popołudnie a my jesteśmy ledwie w połowie. Kończy się woda, jedzenia nie mamy prawie nic. na szczęście po kilku kilometrach napotykamy na drogowskaz do kempingu - postanawiamy tam zakończyć ten dzień.
                              Zostało jakieś 10km więc nie spieszymy się.
                              cd niebawem!
                              http://www.przezswiat.eu

                              https://www.facebook.com/PrzezSwiat.eu

                              Komentarz


                                #45
                                Niespiesznym tempem docieramy do kempingu.
                                Są też pokoje do wynajęcia - pytam z ciekawości o cenę, która wprawia nas w osłupienie.
                                Za to w cenie kempingu wynegocjowaliśmy kawę w gratisie
                                Pojawiają się też jakieś ciasteczka, wrzątek do zalania zupek i tak kończymy dzień.
                                Ja śpię przy motocyklu, Dorota z Michałem odpinają kuferki i namiot rozbijają w pobliżu pryszniców. Ogólnie jest pusto - jesteśmy jedynymi gośćmi na polu namiotowym, pokoiki zajmują może 2-3 osoby, które późnym wieczorem wracają z górskiego trekingu.

                                Kilka widoczków z popołudniowo-wieczornej trasy:































                                W końcu, po wieczornych rozmowach, zmywamy z siebie kurz z ostatnich dni i zasypiamy. No, prawie... kury, psy i cała lokalna zwierzyna nie dają nam spać. Chyba lepszy był ziąb minionej nocy.
                                http://www.przezswiat.eu

                                https://www.facebook.com/PrzezSwiat.eu

                                Komentarz

                                Pracuję...
                                X