Ogłoszenie

Zwiń
No announcement yet.

Jak dwa adv-ły do Albanii się wybrały :)

Zwiń
X
 
  • Filtr
  • Czas
  • Pokaż
Wyczyść wszystko
new posts

    #16
    Zamieszczone przez sowizdrzal Zobacz posta
    O przepraszam, dokładnie o ten kanion rzeki Pivy mi chodziło.

    Zamieszczone przez sowizdrzal Zobacz posta
    ...czy wjeżdżaliście inną doliną (wzdłuż SH20) od Czarnogóry do Albanii?
    Tak, do Albanii wjeżdżalismy od północy od miasta Gusinje w Czarnogórze i jechaliśmy w stronę Koplik, jechaliśmy cały czas SH20.
    Ostatnio edytowany przez marcinjunak; 46.
    Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
    No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
    sigpic

    Komentarz


      #17
      Dziękuję za wzięcie mojej "szkoły przetrwania" do serca, Twoją offroadowo-mechaniczną też zawsze biorę pod uwagę. Ale czekam na rozwinięcie tematu flaszki... No i jak czytam relację-piwo codziennie? Nie poznaję kolegi


      ps. jak tak dalej pójdzie (odnośnie stosowania się wspólnie do rad, to jeszcze tatuaż sobie zrobisz a ja pojadę na pensjunowy wyjazd ) W sumie, pasował by Ci końcowy motyw z filmu "motur" z modyfikacją odnośnie ksywki
      Ostatnio edytowany przez erwinw; 32.
      hominis est errare, insipientis in errore perseverare
      Komar 2350; WSK 175 Kobuz; JAWA TS 350 Sport; YAMAHA XT660Z; KTM LC4 ADV; KTM LC8 ADV; obecnie KTM 625 SXC

      Komentarz


        #18
        Witaj Junaczku, dawaj, dawaj... Erwin jaką Junaczek awanturę karczemną odstawił w Macedonii o tę flaszkę w sklepie na campie....
        Jak Zbigniew się wyp..., jak motór się naprawiało)

        Junak ma teraz ksywkę Paco Rabane (administrator proszę wstawić mu nad avatar)

        pozdr.

        Komentarz


          #19
          Zamieszczone przez marcinjunak Zobacz posta
          Wjechaliśmy na drogę SH20




          C.D.N.
          ............ i katondony utknęły..? - dawaj dalej!

          Komentarz


            #20
            Droga do przejścia z Albanią to po prostu porażka, ten kawałek był najgorszy

            niby droga asfaltowa ale na jeden samochód, kręta i zarośnięta krzakami po bokach, walka o życie za każdym razem jak zbierasz winkiem na dwójce a z przeciwka wyjeżdża na ciebie ciężarówka załadowana po brzegi drewnem , jak dojechaliśmy do szerszej drogi w miejscowości Andrijevica wiedziałem dlaczego 50 km nawigacja pokazywała w czasie prawie 2 godziny. Potem już luzik, prawdziwa droga na dwa samochody,choć przed samą granicą zjedliśmy obiad w miejscowości Gusinje i tak miałem uczucie jak bym przejechał 500km a nie 50.

            Więc jesteśmy na SH20.
            Fajna droga pośród gór, zero ludzi i domów, na początku tylko jakieś wioski gdzie pasą owce i tyle, na granicy nawet Pan posterunkowy powiedział żebyśmy zajechali do jakiejś wioski po drodze i nawet narysował mi jakąś mapę ale jak po drodze wyleciały do mnie dzieciaki zza winkla to bałem się stanąć bo rzuciły się na mnie jak sępy i wchodziły na środek drogi. Jak wszyscy nauczyli ich że dostają jakieś prezenty albo słodycze to teraz macie, trzeba się z nimi użerać.
            Zaraz za pierwszym szczytem zaczyna się troszkę cywilizacji, widać że na półkach skalnych ludzie coś tam sadzą, śmieliśmy się że ten co ma wodę rządzi na wiosce i rozprowadza ją za hajs do innych wężami.





            Widać że do tych domów niedługo będzie droga sfaltowa, już zaczęli równać wszystko i ubijać walcami oraz betonować przepusty wodne i barierki żeby droga się nie obsuwała



            Nie wiem dlaczego ale w tych górach cały czas jedzie się po patelni, tzn cały czas na ciebie świeci to słońce, nie ma nigdzie żadnego miejsca żeby choć na chwilę schować się w cień, czy to strona północna czy południowa, non stop żar z nieba, droga cały czas ja jedynkę, nie można się rozpędzić bo zaraz kolejny winkiel albo nawrót a nigdy nie wiadomo co wyjedzie z przeciwka. Temperatura u Zbigniewa rosła cały czas, najwięcej było 45 w cieniu, jeśli powiał wiatr to taki suchy jak by suszarką ktoś dmuchał u fryzjera prosto w twarz. Zbigniew się śmiał dlaczego zakładam tą kominiarką pod kask, a ja po prostu nie lubię gnoju w kasku i zawsze to chłodniej po szyi jak się ją zmoczy w przydrożnym strumieniu







            Jeśli zjedzie się z przewyższenia droga zaczyna wić się wzdłuż rzeki, widać że w zimę jest to na prawdę bardzo dużo wody która psuje drogę non stop, widać jak próbują ją umacniać ale dzięki kasie z unii już niedługo będzie tam prawdziwa droga asfaltowa





            A to są zdjęcia pt Zbigniew, zrób mi zdjęcie z widokiem z tyłu na których oczywiście nic nie widać ciekawego





            Na pierwszym w tle powinna być ala pensjuna a tak na prawdę to cafe bar czyli żulernia okolicznych pastuchów, choć nie wiem co oni pasą bo nigdzie nie było żadnych zwierząt, Zbigniew mówił że to mafia rządzi w tych rejonach

            Na drugim zdjęciu na dole była fajna zatoka, ludzie skakali ze skał do wody, oczywiście nic nie widać. Zbigniew później powiedział że to wina mełego wyświetlacza w jego aparacie

            Minęliśmy most jeszcze w budowie, droga przecinała rzekę, przechodziła na lewą stronę i dalej trawersem w górę, patrzę i nie wierzę, barierki świecą, co jest pomyślałem, chyba jakiś udar mnie je..ie albo inne gó..no, podjeżdżam bliżej a tu nóweczka asfalcik, jeszcze nie ruszony, barierki świecące ocynkiem jeszcze chyba nawet nie zakurzone , no to będzie zaraz cywilizacja,ale jeszcze trzeba było trochę poczekać
            Winkle coraz ciaśniejsze, patrzę w górę a tu serpentyny że hej, no to trzeba było po przycierać podnóżki

            a to już na szczycie przełęczy prawie







            Zbigniew to prawie płakał jak widział te wszystkie zakręty wyasfaltowane



            Powiedziałem żeby się cieszył bo dzięki temu nie będzie jechał 100 km na jedynce ale i tak prawie szlochał

            Ślad miałem narysowany aby przejechać od SH20 prostopadle przez wzniesienia w lewo ale jak zobaczyłem podjazd w kozią ścieżkę po kamieniach a obok nówka asfalt, mówię: Zbigniew, którą drogą jedziemy ? Bez zająknięcia wybrał asfalt
            Więc dalej w stronę Hanihotit i Koplik, cały czas nówka asfalt, zjazd z gór no dosłownie bajka, przetarłem aż blachę na czubku buta, asfalt trzymał bardzo dobrze, nie było żadnej smoły czy czegoś innego, nawet kozie kupy trzymały oponę na miejscu

            Na tym tarasie widokowym potkaliśmy dwóch czechów na rowerach, pytam się skąd jadą a oni że z Czarnogóry, i że jadą tą samą drogą co my, powiedziałem im że są trochę crazy . Spotkaliśmy tez Czecha na africe, zatrzymałem się bo widziałem że coś dłubie, ale powiedział że wszystko ok i czeka na kolegę z paliwem więc pojechaliśmy dalej.

            Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej w Hanihotit, nie można było płacić kartą więc nie tankowaliśmy ale weszliśmy do środka żeby się ochłodzić.



            Od razu Zbigniew powiedział do barmana Lemon soda, no to ja też (taki napój a la spritew puszcze) nawet nie zastanawiałem się ile to kosztuje, pytamy czy Euro ok, oczywiśćie nie ma problemu. No to trzeci napój. Pytam się ile za to a koleś że 1 E za sztukę, ku..wa, Zbigniew już liczy ile to będzie bo widziałem złotówki w jego oczach
            Barman pyta czy chcemy nocować u nich bo mają pokoje, powiedziałem że czekamy na kolegów bo mają do nas dołączyć, a on czy chce zobaczyć pokój. Mówię że dziekuję na razie, zapłacimy za napoje, a tu zonk, mamy tylko 2E w bilonie a potem tylko 10, koleś mówi że wyda nam w lekach albańskich, ale jakoś nie pasowała mi kwota jaką chciał oddać. Mówię Zbigniew szukaj kasy i spadamy stąd bo jeszcze raz (już czwarty) koleś zaprasza mnie abym zobaczył pokój i że gdzie chcemy spać dzisiaj, pomyślałem jak zostaniemy to nas przerobią na organy i tyle bedzie
            Zbigniew wyjmuje torebkę z pieniędzmi, jak babcia w sklepie, walają się 20tki pięćdziesiątki, setki, ku..wa powiedziałem schowaj to bo jeszcze nas opierdzielą z tej kasy tu na miejscu, po coś tyle brał, nie masz innego portfela? A Zbigniew dobra dobra, masz tu 10 i będziemy kombinować .
            Tak zaczęliśmy targować że za te 10E w sumie kupiliśmy 4 browary, dwa napoje a la red bull, kawę z ekspresu i dwie lemon soda, a ile było gadania i liczenia, na szczęście barman, syn właściciela rozmawiał biegle po angielsku .
            Zbigniew wypił kawę a kelner podaje nam menu i pyta czy zostajemy, mówię dawaj spi..my stąd czym prędzej bo oni mają na nas chęć , wstał jak poparzony .
            Wyszliśmy na zewnątrz, krótki telefon do kolegów gdzie są i w ogóle, okazało się że jeszcze w Czarnogórze, więc sms że będziemy w okolicach koplik i w drogę.

            Zatankowaliśmy na stacji o 1 km wcześniej, przed rondem w stronę Koplik, tam spokojnie można było płacić kartą. No to dalej w drogę, fajny kontrast bo dookoła jakieś pola i stepy wyschnięte, zawalone domostwa a droga nówka sztuka asfalt, obwodnice miasteczek bajka, ograniczenie do 80 a i tak każdy jedzie 120, dorwaliśmy takiego pilota przed nami i jazda, na siłę wyprzedzał i chciał nas chyba zgubić albo po prostu tak jechał jak szalony wyprzedzając wszystko i wszystkich co było na drodze .

            Zbigniew obiecał że teraz będziemy spali dwie noce w pensjunie, no to patrzę hotel Holiday , http://hotelholiday.al/,


            w sam raz na nocleg, 30 E za pokój dwuosobowy z klimą i śniadaniem. Zobaczyłem pokój, git, już miałem się rozbierać i zostawiać ciuchy w pokoju ale mówię do gościa z recepcji że pogadam z kolegą. Zbigniew mówię, dawaj zostajemy, a on przez zęby, spie..my stąd, tu samam mafia siedzi, widzisz te auta. Patrzę na parking a tu X5 Q7 GL, wszystko na albańskich blachach i wszystko w czarnym kolorze. Mówię nie bój się, przecież to miejscowi więc nic nam nie zrobią a on że jedziemy dalej, na pewno coś jeszcze będzie, ku..wa, obiecałeś przecież, ale on był niewzruszony, jedziemy i h..j. No dobra, no to jedziemy dalej, oby jeszcze coś takiego było bo mam dość narciarzy.
            Jedziemy przez ten Koplik a tu syf, smród, świnie i kozy łażą po ulicach, wszędzie śmieci i do tego jeszcze palone, ku...wa pomyślałem mogłem zostać w hotelu i był by spokój i już bym siedział w klimatyzowanej restauracji. No nic, jadę dalej, krajobraz się nie zmienia, dalej pola i tory tylko po prawej stronie, znaki w stronę Shkoder, nagle widzę wielki szyld Lake Shkodra Resort, camping ale może mają też domki.
            https://goo.gl/maps/idGNy, http://www.lakeshkodraresort.com/

            Podjeżdżam a tu płot na dwa metry prawie, wzystko zarośnięte ale namioty stoją w środku, może nieczynne pomyślałem, ale dalej był wjazd, brama zaczęła się otwierać, patrzę a tu cywilizacja, budynek hotelowy, widać klimę, będzie git pomyślałem. Ku..wa znów się zawiodłem. Oczywiście wszystkie pokoje zajęte, namioty też tzn parasole i takie ala daszki od słońca też zajęte, godzina 18ta a tu słońće calej świeci jak poj..ne, 6,5E za namiot i parking od osoby/noc, jest restauracja i można wszędzie płacić kartą, w recepecji gadają po angielsku, przekonali mnie

            Jak wyszedlem z recepcji to Zbigniew już prawie namiot rozłożył taki był szybki

            Przyjechał również i Czech na africe, powiedział że pompa podciśnieniowa nie robi w takim upale i dlatego kolega musiał mu dowozić paliwo w górach bo nie mógł jechać jak miał mały poziom, trochę pogadaliśmy o moto i poszliśmy w stronę restauracji.
            Nie robiłem zdjęć w pierwszy dzień bo zaraz po kąpieli poszliśmy na piwo. To było najlepsze miejsce z całego wyjazdu chyba gdzie podawali browar.
            Piwo niby takie zwykłe, Tirana, ale kufel wyjęty z zamrażarki, piwo chłodne, upał na dworze choć już po 20ej ale można żyć

            Tak wygląda widok z plaży campingu na jezioro,





            A tak się można plażować ale najpierw trzeba zawalczyć o leżak



            Jezioro ogólenie nie powala, syf, muł, woda jak zupa pod 30 stopni ciepła, na ochłodę po całym dniu jazdy w upale wolałem zimniejszą pod prysznicem

            Oczywiście tradycyjnie dwa browary na kolację, kilka kawałków pizzy i spać.
            Do godziny 2ej w nocy leżałem jak żul obok namiotu bo było tak gorąco, dopiero potem schowałem się do środka, nie szło wytrzymać w tym upale.

            Następnego dnia wyjazd do Theth

            C.D.N.
            Ostatnio edytowany przez marcinjunak; 46.
            Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
            No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
            sigpic

            Komentarz


              #21
              Nooo, wreszcie ruszyłeś.... Z lekka nutką szydery

              Ale muszę Ci oddać odnośnie gnoju w kasku

              Kaski enduro (i nie tylko) mają wyjmowaną wyściółkę (z całego kasku) mój tak ma i się to PIERZE lub SUSZY Czasami mój kask leżał do góry dnem na słońcu...
              Widziałeś gdzieś na zawodach zawodników jeżdżących w kominiarkach?
              I osłony na reflektor mają wszyscy pozakładane...

              Odnośnie tego zdjęcia ludzi skaczących ze skał, żeby było ich widać, to w pierwszym planie byłyby twoje buty....

              No dobra, przecież musiałem Ci trochę dołożyć
              Pisz dalej
              Ostatnio edytowany przez Zbyszek KTM 990adv; 2893.

              Komentarz


                #22
                Zamieszczone przez Zbyszek KTM 990adv Zobacz posta
                Nooo, wreszcie ruszyłeś.... Z lekka nutką szydery

                Ale muszę Ci oddać odnośnie gnoju w kasku

                Kaski enduro (i nie tylko) mają wyjmowaną wyściółkę (z całego kasku) mój tak ma i się to PIERZE lub SUSZY Czasami mój kask leżał do góry dnem na słońcu...
                Widziałeś gdzieś na zawodach zawodników jeżdżących w kominiarkach?
                He he, szydera musi być
                Kask to piorę po kazdym wyjeździe prawie a dzięki kominiarce mam komfort czystości, ale wiem, Ty jesteś prawdziwszym adv-łem i wolisz bez
                Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
                No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
                sigpic

                Komentarz


                  #23
                  Ale za to srać telemarkiem się nauczyłeś, już po pierwszych dwu dniach powiedziałeś: Nawet to niezłe, ni ma siedzenia na kiblu i czytania świerszczyków
                  pozdr

                  Komentarz


                    #24
                    Zamieszczone przez Zbyszek KTM 990adv Zobacz posta
                    Ale za to srać telemarkiem się nauczyłeś, już po pierwszych dwu dniach powiedziałeś: Nawet to niezłe, ni ma siedzenia na kiblu i czytania świerszczyków
                    pozdr
                    Nie świerszczyków tylko grzebania w telefonie jak to Twój synuś Patryk robił na mazurach

                    Dziś z rana tzn o 6ej pobudka i to naturalna, słońce już dawało w palnik ostro, zanim wstaliśmy i się oporządziliśmy była 6:30 a w restauracji dają śniadania od 7ej, ale nic, poczekaliśmy chwilę i pooglądaliśmy jak się myje podwozie w samochodach którymi przyjeżdżają rybacy z rana nad jezioro, oni tam kompletnie mają gdzieś ochronę środowiska i jakieś tam inne pierdoły, kto by się tym przejmował, w barach czy restauracjach jest kosz na śmieci ale jeśli się poprosi sprzedawcę o wyrzucenie np puszki, w tzn cafe barze nigdy nie widziałem czegoś takiego jak kosz na śmieci.
                    No ale nic, śniadanko po europejsku, wędlinka, pomidorek, serki różnego rodzaju, przeważnie słone jak diabli ale u nas takich nie ma. To jest normalne śniadanie a nie wpie..lanie konserw za 3 zł sztuka żeby było taniej, a potem jeden z drugim mówi że nie ma siły na jazdę. Nawet Zbigniew nie protestował jedząc aż mu sie uszy trzęsły i jakoś mógł się przyzwyczaić do jedzenia z rana .
                    Kupiłem jakąś butlę napoju na drogę, wiedzieliśmy że będzie gorąco ale i tak bagaże zostały na campie, wziąłem standardowe wyposażenie czyli dętki i kompresor no i oczywiście batony musli z taknbagu, bez czekolady ale wiedziałem co z nimi będzie w takiej temperaturze.
                    Droga w kierunku Theth spokojna, może nie jakaś tam autobana ale najeden samochód spokojnie szeroka, trzeba uważać na winklach bo beczkami jeżdżą chyba sami frustraci i to na odcięciu, miejscowi znają każdy zakręt chyba. Do miejscowości Boge stara droga, to widać, poobrywane pobocze i takie tam, kupa gówien owczych na drodze, przejeżdżamy skrzyżowanie, pokazuję że stąd byśmy wyjechali jadąc przez szczyt wczoraj, droga na pół jedynki nie przypadła Zbigniewowi do gustu, mi z resztą też . Od Boge zaczyna się już nówka asfalt, barierki i betonowe przepusty, unia pełną parą, nawet znaki mają że to za kasę z unii choć jak wiemy przecież Albania w unii jeszcze nie jest. W boge mijaliśmy bardzo dużo znaków pensjuna, na pewno coś tam można znaleźć jeśli ktoś będzie chciał poobcować z naturą trochę dalej jes kilka polanek i widziałem że ludzie z namiotami tam się krzątają też.



                    Praktycznie na sam szczyt przełęczy Boge prowadzi nowa droga, można zamykać opony, mały ruch.





                    Po drodze mijaliśmy jakiś rowerzystów, okazało się że to Czesi których spotkaliśmy wczoraj, nocowali w Boge i teraz jadą tymi rowerami do Theth jak my, crazy people ale parę fotek zrobiliśmy im i nam.







                    Na szczycie przełęczy jest coś w stylu cafe baru czyli standardowo, dwie lodówki sklepowe, w jednym browary a w drugim napoje ale za to mają parking i małą lożę widokową, faktycznie moża sobie odpocząć w drodze do theth aczkolwiek nie wiem po czym bo to raptem godzina jazdy od Koplik.







                    Patrzę na dół, no fajny widok, wiaterek wieje jak w Rumunii, chłodniutko fajnie, godzina chyba koło 10ej rano, pomyślałem dobrze że nie ma upału jak wczoraj. Nie musiałem długo czekać, za pól godziny już słońca dawało chyba max palnikiem.
                    Widzę samochó, fajny mały defender, zapakowany i w ogóle, pomyślałem no faktycznie musi być chyba tam jakaś trudna droga ale jakoś nie widziałem żadnych osobówek które by wracały z Theth.



                    Nagle patrzę dalej a tu jedzie autobus, tzn bus regionalny, wiezie ludzi i zostawia w miejscach oznaczonych jako przystanki, zatrzymał się na chwilę, wsiadło dwóch i dalej jazda, w środku chyba było ich 15 osób, okna pootwierane żeby łapać trochę powietrza jak te karpie w markecie na boże narodzenie



                    Na danchu wszystko co potrzebne do życia, ziemniaki, kury, pomidory, w końcu jakoś trzeba sobie radzić. Pomyślałem wtedy o różnych super 4x4 camperach które stały na campie, po co im to skoro tam jedzie normalny samochód i to z ludźmi po brzegi . Ale taka sama sytuacja jest w RO, wjeżdżasz gdzieś na szczyt, niby fajne widoki i taki dumny jesteś z wjazdu a tu Dacia przed lepianką pastucha .

                    Sama droga do Theth nie jest jakaś tam trudna, gej na gs-sie i to z kuframi spokojnie da radę, wolniej na pewno ale na szosowych gumach z palcem w d..ie, nie ma żadnych stromych zjazdów czy podjazdów, po prostu droga szutrowa w górach, czasem węższa a czasem szersza ale ogólnie lajt, trzeba uważać oczywiście na uskoki skalne bo jedzie się cały czas po półce która trawersuje wzdłuż góry no i oczywiście nie ma barierek.
                    Natknęliśmy się na zabawną sytuację, stały dwie baby w osobówkach na przeciw siebie, coś tam darły się na siebie, która ma cofać podejrzewam ale minęliśmy je jak furę siana.
                    Na przedmieściach Theth coraz więcej jest pensjun, nie wiem co ci ludzie tam robią, chyba tylko wąchają góry i krowskie albo owcze łajna, nic tam nie ma ciekawego, no chyba że ktoś lubi spuszczać się nad widokami gór ale jak to mówią o gustach się nie dyskutuje.

                    Wypiliśmy po lemon soda, oczywiście 1.5E za sztukę i dalej,



                    Zbigniew mówi jedź no jakoś szybciej bo nie wiem czy na dwójce czy na jedynce za tobą jechać,
                    no to mówię jedź pierwszy tylko się nie zgub,
                    spoko, przecież tu jest tylko jedna droga więc jak można się zgubić. A no można.
                    Miałem ślad w stronę Shkoder, prosto cały czas, nie widziałem go żeby gdzieś skręcał no to jadę prosto, ujechałem jakieś 10 km od Theth, zatrzymałem się i pytam niemiaszków czy jechał tędy pomarańczowo niebieski motocykl, nikogo nie widzieli od godziny, ku..wa gdzie on pojechał, wracam się, oczywiście Zbigniew pojechał w bok na most w miasto, tzn tam gdzie wszyscy jadą samochodami , czekał na rozwidleniu dróg ale też się wrócił bo mnie nie widział żebym go mijał.

                    W samej wiosce też psy dupami szczekają, jakieś ścieki płyną drogą, ludzie się chowają po domach przed upałem, jakieś ścieżki dla tych co lubią szwędać się z plecorami, jakieś znaki do schronisk czy coś, jakoś mnie to nie urzekło.



                    Zbigniew mówi jedź dalej, ale nie tędy droga prowadzi mówię, jedź bo wszyscy tam jadą, za chwilę sie zatrzymaliśmy bo Zbigniew znów zgubił trop, ale tak to jest jak się nawiguje z papierowej mapy z mała skalą . Podszedł do nas jakiś chłopak, po ang gadał bardzo ładnie. Pytam sie czy tą drogą dojedziemy do Shkoder, mówi że nie, trzeba się wrócić i przejechać rzekę na druga stronę. No dobra to czemu tam wszyscy jadą pytam. A bo tam jest jakiś kościół. Ku..wa pomyślałem, upał jak h..j a ja będę kościoły oglądał. Jedziemy na most skąd przyjechaliśmy i dalej śladem.







                    Zaczęlismy powrót w stronę Shkoder, droga zaczyna się fajnie, kilka podjazdów i zjazdów z którymi gejsy mogły by mieć problemy, choć wiadomo to nie moto jedzie ale kierownik. Zbigniew uradowany że jedzie pierwszy stanął zaraz za pierwszym podjazdem i mówi ale fajnie, czarnuch by sie tu nogami żegnali . Nie wiedział biedny że takich podjazdów jeszcze będzie 4 godziny jazdy . Potem mi to wypomni .



                    Zrobił fotkę i dalej w drogę, nawet miejscami trzeba było go gonić i dwójkę zapinałem, teraz już zatrzymywał się przy dużych rozwidleniach i pytał w którą stronę ma jechać .
                    Nie dało się blisko jechać, niby nie kurzyło się bardzo ale ten pyl był taki ostry że kuło w oczy i właził w kask niemiłosiernie. Wyjeżdżam za górkę a tu Zbigniew leży



                    Tym razem stał obok moto, widząc że nic mu nie jest i śmieje się oczywiście musiałem zrobić zdjęcie
                    Na szczęście nic się nie stało, położył moto na kamyczkach i tyle no ale szydera była. Jak później opowiadał zastanawiał się czy podnosić moto samemu bo będzie szydera jak przyjadę .

                    Zatrzymaliśmy się na chwilę nad mostkiem, prowadził do jakiejś pensjuny czy campu po drugiej stronie góry ale nie chcieliśmy tam jechać, kilka fotek i dalej w drogę.










                    C.D.N
                    Ostatnio edytowany przez marcinjunak; 46.
                    Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
                    No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
                    sigpic

                    Komentarz


                      #25
                      Dobrze się was czyta i chce się więcej.

                      Komentarz


                        #26
                        Synuś nosi do kibelka wersję elektroniczną i nie zazdrość

                        Komentarz


                          #27
                          Piękna wycieczka i super fotki!
                          Czytam na bieżąco.

                          Komentarz


                            #28
                            Droga w kierunku Kir jest bardzo zróźnicowana, peło podjazdów i zjazdów, cały czas jazda po trawersie, Zbigniew nie wiedział jeszcze co będzie dalej . Co jakiś czas zatrzymywalismy się na picie, tzn jakiś cafe bar więc lemon soda



                            Nie wiem co to za krowy się pasły na tych górach ale chyba lubią wyschniętą trawę bo i one same nie były za tłuste,



                            Cały czas trawers, nie dało rady wrzucić dwójki, jakoś na każdym winklu hamowały mnie kapliczki ze zdjeciami ludzi którzy zginęli w przepaści, najgorszy był upał, nie było miejsca choć trochę osłoniętego, cały czas patelnia na maxa. Nawet Zbigniew opadł z sił i jechał coraz wolniej z tyłu. Ja sam zauważyłem że im bardziej był człowiek zmęczony odkręcał gaz bardziej.



                            Trasa powrotna z Theth przez Kir nie ma nic wspólnego z asfaltową drogą dojazdową od strony Koplik, na drugiej części widać na prawdę jak ta droga wyglądała bardzo dawno temu, tylko co jakiś czas jest znak zjazdu do wioski połozonej w dolinie albo na jakiejś półce skalnej, na google widać nawet przystanki autobusowe ale to wygląda bardziej jak zbieranina ludzi którzy stoją przy drodze, pakują się do busa w 15 osób i jadą np do Shkodra na bazarek .
                            Nie zapomnę miny Zbigniewa jak z niedowierzaniem patrzył na Mercedesa kaczkę 208 jadącego tą samą droga co my, on i my też na jedynce prawie 100km
                            Polecam pętlę przez Theth szczególnie fanom srania po krzakach, jest gdzie się zatrzymać i obcować z naturą



                            Zatrzymaliśmy się w wiosce Kir na picie, Zbigniew wchodzi do cafe baru, ja czekam na zewnątrz, bar nowy, zielone metalowe drzwi, widać że przerobiona obora albo coś innego, jeszcze pachnie świeża farba olejna. Standard dwie lodówki
                            Dwie lemon sody, a pani popatrzyła na niego spod oka i mówi, ok, 3 Euro,
                            a Zbigniew, o nie, tyle nie dam, mogę dać 2. Babcia nie nie i coś tan pierdzieli pod nosem, ale jak to mówią jedni handlowcy naciągają stare babcie na kredyty a inni targują się o 1 Euro w cafe barach
                            oczywiście Zbigniew wyszedł z dwoma napojami za 2 Euro w sumie

                            W wiosce Prekal jest most przez rzekę Kiri, od tego miejsca już do samego Shkoder jest asfalt, zaraz za mosteczkiem jest cafe bar, przystanek dla szprotek w busach, oczywiście lemon soda dla Zbigniewa a dla mnie Orange soda . Siedzimy 5 min i pijemy, nagle podchodzi do mnie gość i pyta Polska? Mówię że tak, coś tam po ang łamie i mówi że ma żonę polkę, i krzyczy do niej po polsku, Basia, chodź tu!!
                            Podchodzi nawet fajna panna choć trochę wielka, siema, co tu robicie, czy wam się podoba Albania. Mówię że wszystko git tylko ten ku..wski upał mnie drażni.
                            Pytam a co ty tu robisz, przyjechała na wakacje z mężem do jego rodziny, mieszkają w Anglii a tu na dwa tygodnie przyjeżdżają kąpać się w górskiej rzece właśnie Kiri. Chwilkę pogadaliśmy a oni już musieli jechać, no to i my się zebraliśmy. Chciałem wyrzucić puszkę po napoju, oczywiście nigdzie nie było kosza na śmieci, dałem barmanowi puszki bo jakoś głupio mi było wyrzucić je pod ścianę baru jak to robili inni ludzie.

                            Zjechaliśmy z gór, mi kończyło się paliwo więc pomyślałem na pewno w Shkodra będzie stacja z platnościa kartą, oczywiście się nie myliłem, ale...
                            Mijamy coraz to kolejne stacyjki, małe i widać że o elektronicznych dystrybutorach to jeszcze dawno nie usłyszą, było nawet kilka stacji nowych ale bez możliwości płacenia kartą, nie chciało nam się wymieniać leków z bankomatu bo na campie i tak w euro i kartą można płacić. Podjeżdżamy do stacji, card OK? pytam, spoko oczywiście, jak by mógł to jeszcze by mi zbiornik otworzył taki był miły, na początku co faktycznie uśpiło moją uwagę. Na szczęście Zbigniewa zmysł ekonomiczny nie śpi nigdy
                            Zerknąłem na dystrybutor i idę płacić, Zbigniew zapisał sobie wartość na kartce, spoko oczywiście karta, czytnik, pani nie za bardzo ogarnięta w tym wszystkim ale ok, Zbigniew patrzy a gość wbija inną kwotę do płacenia, 400 leków więcej niż na dystrybutorze. Pokazuje albańcowi że wali sobie w h..ja i że oszukuje nas, poprawiliśmy kwotę jeszcze raz, nie przechodzi, błąd połączenia. No to jeszcze raz. Nie idzie. No to ja, spróbuję zapłacić za moje paliwo, patrzę a koleś też wbija mi 400 leków więcej, zapisałem sobie na telefonie ile zatankowałem, koleś kręci głową ale wbija kwotę, też nie przechodzi, wyjął kartę i widać coś klnie do nas, nagle wychodzi z pomieszczenia i woła jakiegoś innego gościa, ku..wa pomyślałem zaraz będzie dym . Restart terminala, pani nie ogarnia, na szczęście wszystko po ang na terminalu napisane, no to wbijam kwotę prawdziwą, taki jestem uczciwy ale transakcja nie przechodzi, no to wspólna decyzja ze Zbigniewem płacimy w eurakach, dobrze że kurs był na kartce nalepionej na wejściu .
                            Przeliczyliśmy wszystko, oni oczywiście przyjmą euro ale wydadzą już w lekach, po co nam te grosiki przecież, no to dokupiliśmy jeszcze trzy lemonsody .
                            Jak wychodziliśmy ze stacji to koleś coś na nas krzyczał i wymachiwał, ja zrozumiałem tak: Te je..ne polskie ku..wy nie chcą dać pół euro czy dwa napiwku, je..ne ku..sy złamane
                            Ale nic, wróciliśmy na camp, kąpiel w jeziorze obowiązkowa, dzień wcześniej nie zdążyliśmy

                            Siedzimy w wodzie jak te spławiki, woda po kolana wiec siedząc można mieć głowę nad lustrem wody, woda około 28 stopni ciepła, ale na szczęście chłodniej niż na zewnątrz, nawet wiaterek zaczął powiewać więc temperaturę ciała można było obniżyć. Oczywiście opowieści nie było końca, gadamy, śmiejemy się aż tu nagle podchodzą trzej goście, Witamy motocyklistów - usłyszałem, popatrzyłem na Zbigniewa a on przez zęby: mówiłem ku..wa bądź ciszej i nie bluzgaj tyle bo oni rozumieją .
                            Spoko goście nawet, choć przyjechali na gej esach, jechali od południa, powiedzieli gdzie możemy w Macedonii się zatrzymać nad Ohrydem. Namawialiśmy ich na pętlę Theth ale nie chcieli się pchać w góry. Chwilę pogadaliśmy i po kąpieli oczywiście piwko, kolacja i spać.


                            C.D.N.
                            Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
                            No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
                            sigpic

                            Komentarz


                              #29
                              Fajnie się czyta

                              Gleba była błaha, ot żwirek, opony asfaltowe pirelli skorpion, lekki zakręt tylko muśnięcie jednym paluchem klamki hamulca i matka ziemi WITA
                              Upadłem na kolano, kierownica jeszcze nie dotknęła ziemi. Szybka analiza: Szarpać się samemu z moto, czy czekać na Junaka
                              Wiem na pewno że będzie piłował gebę, ale niech mu tam będzie

                              Opowiem Wam w następnych odcinkach jak darł ryja na campie


                              Ale jeszcze wrócę do pierwszego odcinka:
                              Pierwszy wieczór przy moście na Tarze. Siedzimy w knajpie jemy kolację, pijemy browary...
                              Oczywiście Junak drze gębę na cały regulator, ku... hu i takie tam...
                              Spadamy spać bo na drugi dzień mamy płynąc tymi pontonami.

                              Następny dzień wsiadamy do defendera z pontonem na dachu i jedziemy.
                              Na pontonie my dwaj pierwsi, zaraz za Junakiem usadawia się fajna hiszpaneczka i nadaje: W Polacy to strasznie głośno sie zachowujecie i ogromnie dużo u was jest zakretów, bez przerwy "curve" "curve"
                              Nosz kurde szczęki nam opadły....
                              I jeszcze tylko 100 lat umiecie śpiewać
                              Opamiętaliśmy się, szczęki nam się podniosły, Junakowi to chyba ciśnienie też, bo oczy mu się zaszkliły i od razu LOVE miał w oczach jak kaczor donald
                              JUnak pierwszy: 100 LAT WCZORAJ ŚPIEWALIŚMY?? Chyba nie, ale my to jeszcze śpiewamy HEJ SOKOŁY..
                              I teraz już tandemem drzemy gęby na pełny gwizdek, No ładnie się po górach niosło
                              Junak ją tam jeszcze zabawiał rozmową, ja udawałem że patrze w nurt rzeki...Była z jakimś facetem, ale szybko porozumieliśmy się że go utopimy...
                              Miała lekko krzywy zgryz, co nie uszło naszej uwadze i komentarzowi


                              ZAGADKA:
                              Jaki to był komentarz i po co Junak poszedł wieczorem do tej knajpki?


                              Kto zgadnie stawia mi browara.
                              Ostatnio edytowany przez Zbyszek KTM 990adv; 2893.

                              Komentarz


                                #30
                                No cóż minęło kilka dni i nic.
                                Odpowiedź jest banalnie prosta:

                                Junak poszedł do knajpki wieczorem żeby hiszpaneczce dać namiar na dobrego ortodontę w Polsce, ale jej nie zastał....

                                Pewnie chodziło o to piwo, trudno nie to nie.

                                JUNAK PISZ DALEJ TĄ RELACJĘ BO W R....

                                pozdr.

                                Komentarz

                                Pracuję...
                                X