Ogłoszenie

Zwiń
No announcement yet.

Jak dwa adv-ły do Albanii się wybrały :)

Zwiń
X
 
  • Filtr
  • Czas
  • Pokaż
Wyczyść wszystko
new posts

    #61
    Zamieszczone przez zibi_1 Zobacz posta
    Nie chcę was martwić ale nie potraficie wybierać miejsc do spania. Na Tarą spałem za 5ojro w domku, wygodnie na łóżku. Tylko po drugiej stronie rzeki https://www.google.pl/maps/@43.14536.../data=!3m1!1e3
    Tak samo nad jeziorem Ochridzkim. Po stronie albańskiej było pusto tanio i z knajpą na miejscu https://www.google.pl/maps/@41.05126.../data=!3m1!1e3
    Następny doradca...
    Mieliśmy zjeżdżać na ten camp pod mostem (zobaczyć go) ale zabrakło czasu, na górnym spaliśmy tylko dwie noce (3E za noc), JUnak miał możliwość spania w domkach (coś ala' psia buda) ale tam Polacy darli ryja...
    Nad Ochrydzkie po stronie Albanii wybraliśmy się zbyt póżno, zawróciliśmy, i tak po stronie Macedońskiej dojechaliśmy jak się ściemniało ...
    pozdr.

    Komentarz


      #62
      No więc 7 rano, pakuję się, Zbigniew nie wyłazi, no ale nic, będę gotowy to poprostu poczekam chwilę, i tak nie pośpię bo za bardzo się wkurwiłem na tego gościa z samochodu.
      Nagle wyłania się z namiotu, no co ty, już spakowany, dawaj spierdzielamy stąd bo już nie mogę wytrzymać. Nawet nie pamiętam czy jedliśmy śniadanie, ale chyba coś przekąsiliśmy bo na głodnego to tak trochę głupio jechać. Powoli udaliśmy się do recepcji, koleś do mnie wali jakąś wielką sumą i że mogę kartą zapłacić. Co jest, miało być mniej, liczyliśmy wszystko od nowa, chciał mnie przyciąć na jedno miejsce pod namiot a przecież zajęliśmy tylko jedno, ale już za dwa namioty musiał skasować, no żyd chyba. No ale nic, teraz już wiem że nie ma po co tam jechać bo śmierdzi narciarzami.
      Mówię do Zbigniewa pomału wracamy, mamy ponad 1700km do domu więc na spokojnie rozłożymy to na 3 dni, plan wycieczki był na 12 dni, ale wiadomo, Zbigniew jako prezes miał cały miesiąc wolny więc ociągał się z powrotem jak tylko mógł, wymyślił że przejedziemy przez tą górę zza której wychodziło słońce, no dobra, patrzę na mapę może być ciekawie bo ma 1600m, no to jedziemy.



      Na samą górę nie da rady wjechać, jest tam jakaś kozia ścieżka ale wszędzie znaki że to park, nie wiem czy narodowy czy co ale że wszędzie szlaki piesze.

      było jeszcze rano ale widać w oddali brzeg Albanii i miasto Pogradec.



      A to widok w stronę szczytu



      No dobra, koniec już tego zwiedzania, obieramy kierunek dom.
      Na początku normalne drogi w stronę Scopje, nie wiem co to była za droga ale meijscami zakręt miał nawet ponad kilometr, jak złożyłem moto do skrętu to ok 4 min cały czas w złożeniu się jechało, opony spokojnie można było zamykać. Złapałem się na chwilę za jakimiś nakedami, widać że goście wyjechali na niedzielną przejażdżkę, mijaliśmy ich może 5 razy, zwalniali i przyspieszali co jakiś czas, my znów cały czas trzymaliśmy tempo w miarę możliwości. Wjechaliśmy na autoban, Zbigniew mówi nie jedź szybciej niż 130, no dobra już niech Ci będzie, nie było czasu zwiedzać stolicy, ominęliśmy wszystko bokiem cały czas zerkając tylko na miasto w oddali. Granica sprawnie, jeszcze nie było żadnych brudasów blokujących przejście, oczywiście nie czekaliśmy w upale tylko między samochodami przed jakiegoś niemca się władowaliśmy, oczywiście ładnie podziękowaliśmy żeby nie było.
      Serbia, miał być cały czas autoban, nawigacja jednak miała nowszy program niż rzeczywistość, jakieś 100km budowa, właśnie tej autostrady. Od przedmieść Lescovac już cały czas nówka sztuka asfalt, można jechać, spokojnie, małe przerwy tylko na tankowanie co 250km i non stop jazda, no nie powiem, na początku mi się podobało, zakręty i w ogóle, ale już pomału zaczynało mi się nudzić, przyspieszałem to Zbigniew bojkotował i zostawał w tyle. Widać zjazd na duże miasto Nisz, ale przecież nie będziemy tam szukać noclegu, ujedziemy jeszcze trochę i się zobaczy. No dobra, stajemy na stacji po paliwo, a tu zonk. Nie mogę włożyć kluczyka do prawego baku, nie wchodzi do końca i nie mogę otworzyć wlewu. No czegoś takiego jeszcze nie grali, żeby na asfalcie od drgań zapadki się pomieszały. Oczywiście zepchnałem moto spod dystrybutora bo zaczęła się robić kolejka. Zacząłem dłubać ale nic na siłę, miałem przecież tylko jeden kluczyk więc nie mogłem ryzykować że i ten złamię w zamku. Oczywiście jakieś druciki i takie tam były grane, podszedł majster i zaczął pryskać WD40, może pomoże, no dobra, chwila przerwy, batonik musli, cola. Niestety ale nie dało rady, zaczynało robić się już późno. Zbigniew mówi zostaw to, kup sobie maly kanister na wachę jak by nie było gdzieś dalej stacji i jedź na jednym zbiorniku, będziemy się częściej zatrzymywali i będę tankował z tobą co drugi raz. No dobra, zatankowałem moto i mały kanister, jedziemy dalej szukać jakiegoś małego hotelu do spania. Widać że jest jakiś zjazd i ogłoszenie, ogromny baner hotel, no dobra, jedziemy. Podjeżdżamy a tam faktycznie hotel, 4 gwiazdki, merce przed wejściem, micha mi się śmiała, ale jak zobaczyłem minę Zbigniewa to nie wiedziałem czy się śmiać czy płakać. No współczułem mu po prostu że znów będzie musiał wydać 10E więcej .
      Wspólnie podjeliśmy decyzję że jedziemy dalej. Po ok 1 km minęliśmy wieś, jakiś basen, im dalej tym gorzej, po prostu pola i nic innego. No to na drugą stronę autostrady, tam jest miasto, może coś się znajdzie. W mieście no cóż, wczesne rokoko, same jakieś kramikii sklepiki, żadnego baneru hotel. Dwa kółka po mieście i Zbigniew krzyczy, tam stoją taksiarze, oni na pewno będą wiedzieli gdzie jest hotel. No dobra. Pytamy gościa, pokazuje na ten 4 gwiazdki, no, no Zbigniew krzyczy i pokazuje swoim gestem że za drogo. Koleś myśli i mówi ok, kurs 3E i zaprowadzi nas do hotelu. Ku..wa jak by nie mógł podać adresu, no ale nic, niech będzie. Jedziemy za nim. Wystartował z postoju jak z bloku startowego, gonimy go, małe wzniesienie a on w palnik, wyprzedza betoniarkę, ja za nim, nagle z naprzeciwka jakaś furmanka ale gość wali prosto jak w dym, samochody mu zjeżdżają więc walę za nim, spoglądam na Zbigniewa ale widzę że nas goni, taxa cały czas wyprzezda nastepne auta, ku..wa co za typ pomyślałem ale przecież nie mogę go gubić, miałem w ustach już smak zimnego piwa i zapach świeżej pościeli



      Podjeżdżamy na parking przed małą knajpką, w środku chyba jakieś wesele, ale taksiarz poleciał po właścicielkę.





      Pani, nawet nie stara, ok 35, biegle gadała po angielsku, zaoferowała za 20E pokój z klimą, no dobra zapytałem, ale jak długo oni tu będą jeszcze hałasować bo mam złe doświadczenia po ostatniej nocy. Spoko, to jest impreza rodzinna i o 21ej się zwijają. no to git

      Zobaczcie, tak się Zbigniew cieszył z łóżka, moja mina była chyba po stokroć fajniejsza



      Zapytaliśmy czy możemy coś zjeść, oczywiście, z tej imprezy nam przyniesiono mięso, surówki, chleb - takiego jeszcze nigdy nie jadłem, był pyszny. Oczywiście piwo z lodówki. Tak można żyć a nie jakieś tam kempingi i sranie po krzakach po mrożonej pizzy. Posiedzieliśmy chwilę, pogrzebałem w necie bo było WiFI i o 21ej jak wszyscy się zmyli poszliśmy spać.

      C.D.N
      Ostatnio edytowany przez marcinjunak; 46.
      Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
      No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
      sigpic

      Komentarz


        #63
        No dobra, teraz ja...

        Z tymi bikerami koło Skopje było tak...
        Jedziemy spokojnie jakieś 70-80 przez miasto, a w lusterkach widzę grupę motocyklistów, pierwszy na czopku reszta na ścigach. Wyprzedzają nas i zap... jakieś 120. No dobra to my z nimi Wjeżdzamy na drogę czteropasmową taką niby autostradę przed Skopje. Kolesie na ścigach kładą się na kolano niby Valentino. Junak odkręca, ja też... objeżdżamy niedzielniaków (Niedziela była) . Chyba mieli słabe miny jak ich dwa zakurzone katy łyknęły. Doszli nas póżniej jak zaczęła się jednopasmówka i jechali na grubość lakieru między samochodami.

        Złotówa jak nas "prowadził" do tego hotelu to był horror
        Jak wystartował z tego postoju z chmurą czarnego dymu, bo to jakiś stary diesel. Prawy lekki zakręt a ten wyprzedza tira dłużycę z drewnem, chłop z furmanką spierd...la na chodnik, osobówki chowają się po prawo... Junak zapierd... w tej chmurze dymu, ja ze sto metrów dalej bo kur..a zaraz pozabijają sie...
        A to raptem było ze dwa kilometry do tego hotelu.
        Zauważyłem nieraz że puszkarz jak zobaczy moto w lusterku to dostaje małpiego rozumu, koniecznie chce być szybszy To był ewidentny przypadek
        pozdr.
        Ostatnio edytowany przez Zbyszek KTM 990adv; 2893.

        Komentarz


          #64
          Junaku, jak poszło z tym korkiem w baku? ( rym przypadkowy

          Komentarz


            #65
            Zamieszczone przez Pawlus73 Zobacz posta
            Junaku, jak poszło z tym korkiem w baku? ( rym przypadkowy
            Jechałem cały czas i tankowałem tylko jeden bak, starczało tak na 120-150km. Dopiero jak byłem w wawie zadzwonilem po pogotowie zamkowe i gość otworzył, wymontowałem zamek, kolega gruby rozłożył go na czynniki pierwsze i działa
            Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
            No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
            sigpic

            Komentarz


              #66
              Ale jaja☺właśnie mnie wyprzedził twój kat

              Wysłane z mojego SM-G530FZ przy użyciu Tapatalka

              Komentarz


                #67
                Następnego dnia śnidanko, oczywiście nie zabrakło serbskiego chleba, nigdy takiego nie jadłem ale wpierdzielałem na sucho jak małpa kit
                Zapłaciliśmy i dalej w drogę, celem na dziś była granica ze Wiegier Słowacją, wiedziałem że to trochę ambitny plan i że Zbigniew się nie zgodzi już wracać do domu więc podjąłem pertraktacje. Uzgodniliśmy że jedziemy na dwa dni do Hajduszo Boszlo moczyć się w basenach z geriatrią. Pomyślałem nawet nie głupi pomysł, na pewno będą tam jakieś hotele i pensjuny, nigdy tam nie byłem ale nie raz słyszałem. Jaki ja byłem głupi że znów mu uwierzyłem.
                Trasa około 650km ale jak patrzyłem na navi to prawie cały czas autobahn więc pójdzie sprawnie. Przez serbię jechaliśmy cały czas autostradą, nie wiedziałem że ta droga przebiega przez centrum Belgradu, tam straciliśmy trochę czasu bo niestety ale natężenie ruchu nie pozwalało na szybsza jazdę, jeszcze do tego Zbigniew ciągle spowalniał tempo że niby teren zabudowany i 80 na znakach a ja jadę 100. Całą drogę jakoś jechał a teraz się wystraszył mandatów.
                Na granicy z Węgrami mówie kupmy winiety, bo jedziemy głównymi drogami, e tam, po co, on nigdy nie kupuje. No dobra, ale jeździsz przecież bokami więc nie potrzeba. No to jedźmy bokami, kuu..wa, przecież to nam zajmie 2 godziny dłużej, ale będzie taniej o 4E za opłatę,. h..j tam, jedziemy bokami. Jak tylko zjachaliśmy z głównej drogi zaczął siąpić deszcz, ja szybko wskoczyłem a kurtkę kondonową i jade dalej, Zbigniew patrzę jedzie ostro cały czas bez kurtki, ale przecież jak mówiłem że mam kurtkę cordurową żeby nie zmarznąć to się ze mnie śmiał, mówił że on ma kilkanaście warstw polarów i ortalionów i że nie zmarznie. No dobra, cały czas pada, raz mocnniej raz słabiej, ale nie ma tragedii, owczywiście tempo spadło i to drastycznie, nie pomagały w tym jeszcze zawężenia na drogach bo akurat kładli nowy asfalt, navi pokazywała cały czas ten sam czas dojazdu a my dalej jechaliśmy. Ku..wa pomyślałem, jak bym jechał autostradą bo w te chmury bym nie wjechał, ale przecież nie można było Zbigniewowi tego wytłumaczyć.
                Zostało nam jakieś 150 km do celu, godzina koło 16ej, zimno i mokro ale Zbigniew się nie ubiera. No dobra, jedziemy dalej, patrzę gdzie on jest bo staneliśmy na tankowanie, a on siedzi w ciepłym pomieszczeniu pija kawę i wcina rogalika . Wtedy wiedziałem że mu zimno ale oczywiście się nie przyznał bo musiał by przyznać że dobrze zrobiłem biorąc kurtkę ze sobą .
                Dojeżdżamy na miejsce przed 18tą, szukamy noclegu, ludzi od groma mimo że pada deszcz, nagle ktoś trąbi na nas, to Patryk, syn Zbigniewa z żoną przyjechali pomoczyć się w basenach. Krótka gadka co tam jak tam, Zbigniew nawet żonę spotkał i podchodzi do nas koleś i proponuje jakąś kwaterę, Zbigniew liczy ostro, no trochę drogo i mu odmawiamy, nagle koleś wyhaczył jakąś parę z PL i jedzie z nimi pokazać kwadrat, nas też zaprasza, krótka decyzja, jedziemy za nim. Jakieś 3 km od basenów, ku..wa, daleko i do tego jeszcze koleś każe nam czekać nie wiadomo na co, no to hu..j z nim, Zbigniew powiedział że możemy jechać na kemping który jest przy basenach i wtedy mamy wejściówki na cały dzień, no dobra, już niech będzie, znów namiot ku..wa.
                Podjeżdżamy na camp, ludzi trochę już jest, znaleźliśmy miejsce, deszcz cały czas siąpił, dochodziła godzina 20ta a do 21ej są otwarte baseny, no to bez rozkładania namiotów walimy na basen w ciuchach motocyklowych, nie wiem po co to było ale wyszło jak wyszło.
                Posiedzieliśmy trochę w ciepłej wodzie, widać że ludzie już się zawijali więc i my wracamy na camp rozłożyć namioty. Nie wiem jak on to zrobił ale postawił ten namiot, poszliśmy zjeść jakąś kolację, już nie pamiętam co to było ale gulaszowe i dobre. Do tego mała late i można żyć, szkoda że trzeba było wracać do tego namiotu.
                Wróciliśmy koło 23ciej, dobrze że nic nie dudniło bo szykowała się tam jakaś impreza a ja już miałem dość imprezowania i dudnienia. Poszliśmy spać bez zbędnego gotowania czy innego pichcenia.
                Następnego dnia wstaję, przydało by się jakieś śniadanie, wychodzę i krzyczyę, Zbigniew wyłania się z namiotu jakiś ubrany chyba w 4 bluzy, sznuruje nerwowo buty i ubiera się bardzo szybko. Co jest mówię, zmarzłeś? Niemożliwe Ja nigdy tak szybko nie zakładałem skarpet i wiązałem butów, myślałem że tak się nie da .

                Chwila śmiechu i patrzę na Zbigniewa i namiot a on coś drutuje i klnie a przecież wróciliśmy po kolacji na trzeźwo.







                Oczywiście nie zostawię go bez pomocy, najpierw szydera a potem techniczne rozwiązanie sprawy, naprawione i wyglądało jak nowe, jedynie pałąk było o 2cm krótszy .
                Śniadanie nie powalało, jakaś wędlina z bułkami i pomidorami, zakupione wszystko w małym sklepiku przy bramie campu. No to idziemy na baseny. Oczywiście najwięcej geriatrii przy basenie gdzie woda ma 38st, no to ładujemy się i my. Ludzie zaczęli stopniowo się schodzić, chmury deszczowe odchodziły pomału na bok i wyszło słońce. Ku..wa ale nie mogło być 24 st tylko od razu zaczęło świecić na 30st. Patrzę a Zbigniew już 3ci browar łoi, no to ładnie, to ja też coś chcę, poszedłem ale nie bedę się katował browarami, setka z soczkiem, koniaczek dla Zbigniewa i ławka przy głównym deptaku nasza .



                Wszędzie słychać polski język, aż strach się gdzieś odezwać bo wszystko rozumieją, to już nie było takie fajne bo ciągle musiałem się pilnować a Zbigniew przez zęby do mnie gadał "zamknij się, oni wszystko rozumieją"
                Nagle jakaś syrena wyje, co jest. A Zbigniew zrywa się z ławki i biegnie, choć, będą robić falę. No to idę, po co mam biec, przecież to obok. Zobaczyłem jak się skacze po sztucznie zrobionych falach





                No to pora na obiad Zbigniew woła a to dopiero 13ta przecież, kupa gulaszy i innego żarcia, jak to w kurorcie gdzie pływają i jedzą. Do obiadku jeszcze po setce i idziemy znów nad wodę.

                Korzystając z wifi zacząłem szukać hotelu na wyjazd nad nasze polskie morze, oczywiście Zbigniew mówił że zostajemy tutaj jeszcze przez dwa dni ale na szczęście mu przeszło. Posiedziałem na słoneczku, trochę w cieniu, już miałem dość wody. Zawinęliśmy się koło 17ej. Ale co można robić na campie, idziemy na miasto, może coś tam będzie ciekawego. Ciuchy trochę wyschły.
                Na mieście po spacerku oczywiście zgłodnieliśmy ponownie, więc usiedliśmy w pobliskiej knajpce, nawet dobre jedzenia mają na węgrzech, chyba że to taka knajpa z dobrymi rzeczami była.
                Spacerkiem wróciliśmy na camp, godzina koło 20ej, Zbigniew coś mamrocze że dostał udaru i że źle się czuje, co ty pierdzielisz, udar od słońca przy temp 28st, zjadłeś jakiś siuwaks i dlatego się źle czujesz, siedź tu a ja idę po wodę na herbatę, napijesz się czegoś ciepłego to ci przejdzie.
                Tak siedzieliśmy chwilę i podeszło do nas kilkoro ludzi, pytają gdzie byliśmy i w ogóle, polacy jadący camperami do Albanii. Jak powiedziałem że w Al to somia i gomoria to mieli mi za złe że przestraszyłem ich żony no ale przecież powiedziałem im prawdę . Poleżałem jeszcze trochę na dworze i czas już trzeba było się składać do namiotu bo zaczynało robić się chłodno. Na szczęście nie padało.

                Następnego dnia standard, śniadanie ze sklepiku przy bramie i pakowanie. Jak zwykle Zbigniew i jego mandźur trzymany pięcioma pająkami

                A to już zdjęcie gdzieś na stacji po słowackiej stronie, praktycznie od samego Tokaju non stop padało aż do Polski.



                Ja zmierzałem do rodziny w Dęblinie, była środa więc w sam raz na powrót do domu. Zajechaliśmy jeszcze na mały pokaz zdjęć z wyjazdu do Patryka w Rzeszowie i oczywiście obiad.
                Ze Zbigniewem pożegnaliśmy się w Opatowie, dostałem oczywiście reprymendę żebym nic nie pisał do czasu aż on wróci do pracy bo na działce nie ma netu i dalej już sam o 20ej zawitałem w Dęblinie.

                Podsumowując,
                wyjazd bardzo udany, odwiedziłem bardzo dużo nowych miejsc, część chciał bym zobaczyć ponownie, części wcale.
                Przelot niecałe 5tys km bez 200km, ekipa pomimo że mała ale bardzo zgrana, Zbigniew pomimo swoich przyzwyczajeń i upodobań znosił mnie cały czas i nawet ani razu się nie kłóciliśmy za to jazda na moto perfect, z takimi ludźmi można jechać wszędzie.

                KONIEC
                Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
                No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
                sigpic

                Komentarz


                  #68
                  taki *ujowy dzien w robocie a tu taki kabaret. ale sie usmialem! dzieki!

                  KTM ADV Hajduszo Boszlo

                  ps. zeby nie bylo. czuje klimat, bylem kiedys w Harkany

                  Ostatnio edytowany przez ofca234; 2529.
                  Social media: Facebook | @maku_xtz on twiiter
                  Relacje Bośnia 2013 | Bałkany 2012 | Gruzja 2012 | Bałkany 2011

                  Komentarz


                    #69
                    Dobra relacja, pisana na wesołą nutę.
                    Gratuluję i zazdroszczę przeżyć.

                    Komentarz


                      #70
                      Dzięki chłopaki. Udanych wyjazdów w następnym sezonie.

                      Wysłane z mojego SM-G530FZ przy użyciu Tapatalka

                      Komentarz


                        #71
                        Po ostatnim odcinku, ja bym tytuł edytował na "Dwa adv - ły i Zbigniew"

                        Komentarz


                          #72
                          Niezła góra, wysokość względem tafli jeziora to 850 m. Ciekawie by się ją zdobywało na lekko.

                          Też kiedyś miałem podobny numer z taksiarzem gdy wyprowadzał mnie na właściwą wyjazdówkę z miasta. Z tym, że ja za nim goniłem wynajętą Kią (może i lepiej bo na moto pewnie za którymś razem nie wyrobiłbym niespodziewanego zakrętu). Nie wiem, chyba chciał pokazać jaki z niego zaje... driver na jego własnym podwórku i przyszpanować przed pannami (bo jechaliśmy we 4).

                          Świetny wyjazd, bez spiny i na wesoło

                          Komentarz


                            #73
                            A ja tak trochę z innej beki: który zestaw opon lepiej się sprawował na takiej trasie? Jeśli oczywiście możecie jakoś to porównać
                            Kraina Pyrą i Gzikiem płynąca
                            Adwenczur Klab FB
                            Adwenczur Klab w sieci

                            Komentarz


                              #74
                              Zamieszczone przez szafura Zobacz posta
                              A ja tak trochę z innej beki: który zestaw opon lepiej się sprawował na takiej trasie? Jeśli oczywiście możecie jakoś to porównać
                              Obaj zamykaliśmy gumy na asfalcie, Zbigniew miał założoną 140 tke i parę razy złapał uślizg ale ja też czasem za ostro w zakręcie szedłem i czułem jak guma ucieka, w górach na kamieniach nie miało to znaczenia bo było sucho.
                              Po dystansie 5 tys km mi zostało 2/3 gumy na tyle a u Zbigniewa nie widać było prawie wcale zużycia.
                              Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
                              No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
                              sigpic

                              Komentarz


                                #75
                                2/3 tkc po 5tyś km? A nie chciałeś napisać że 2/3 zużyłeś? Bo wychodzi na to, że lc8 mniej żre opony niż xt660z, w której to po Rumunii i trochę ponad 4tyś km przebiegu zostało jej właśnie około 1/3.
                                hominis est errare, insipientis in errore perseverare
                                Komar 2350; WSK 175 Kobuz; JAWA TS 350 Sport; YAMAHA XT660Z; KTM LC4 ADV; KTM LC8 ADV; obecnie KTM 625 SXC

                                Komentarz

                                Pracuję...
                                X