Ogłoszenie

Zwiń
No announcement yet.

Estonia z bliska

Zwiń
X
 
  • Filtr
  • Czas
  • Pokaż
Wyczyść wszystko
new posts

    Estonia z bliska

    Dzień 1.
    Plan był taki, aby wyjechać o 5-ej. Ale o 5-ej padało, więc przewróciłem sie na drugi bok i wstałem o 10-ej, gdy pogoda się poprawiła
    Wyjazd w pojedynkę, niestety nie udało się zgrać urlopów.
    Kierunek Mazury, obiad u rodziny w Kętrzynie i do wieczora byłem już z Kownie w hostelu. Z wiadomych przyczyn wolałem porozumiewać się neutralnym językiem, czyli angielskim. Ale chłopaczek mający dyżur w hostelu wydawał się bardzo zainteresowany moją ST, a bariera całkowicie znikła, gdy okazało się, że gość ma polskie korzenie, więc dalej gadaliśmy już tylko po polskiemu
    W hostelu była ściana z pamiątkowymi i nierzadko bardzo zabawnymi wpisami gości, i co ciekawe natrafiłem na ślad rowerzysty-globtrotera Maćka, którego kiedyś już spotkałem na trasie. Świat jest mały.
    CIMG2418.JPG

    Na Litwie fotoradary szare, a 50 km/h wyznacza mała biała tablica z nazwą miejscowości, a nie wielki znak terenu zabudowanego...
    CIMG2413.jpg

    Znak ostrzegający przed fotoradarem
    CIMG2427.jpg

    A ten przed zwierzyną leśną (chociaż ten koziołek wygląda jakby tańcował w cyrku )
    CIMG2426.jpg

    Oraz znak, którego jedyna sensowna interpretacja, jaka mi się nasunęła to "jesteś w czarnej d..."
    znak.jpg


    Dzień 2

    Kierunek Estonia przez Rygę, ale trochę nadrzuciłem trasy, aby zobaczyć Górę Krzyży (okolice Szawli na Litwie).
    CIMG2430.jpg

    Ponoć za komuny ludzie znosili tam krzyże w jakiejś intencji i tak zostało do dziś. Wszystko fajnie, jak kto lubi, ale dzisiaj to wygląda, jakby ktoś tych krzyży nasypał z wywrotki i nagarnął łopatą...
    CIMG2437.jpg

    CIMG2440.jpg

    CIMG2442.jpg

    CIMG2446.jpg

    CIMG2449.jpg

    I za brak entuzjazmu i wiary w sens rzucania krzyży na stos kara - kilka kilometrów dalej, w najbardziej perfidnym miejscu, drogówka zatrzymuje mnie na radar. Równe 100 na 50-ce...chociaż to prosta i szeroka ekspresówka, a teren nawet nie przypominał zabudowanego...ale właśnie znak był. Normalnie mandat 200-300 "jewra", ale dla obcokrajowców, którzy pierwszy raz popełnili wykroczenie na Litwie, promocja - tylko 86 euro.... Tego nie wliczyłem w koszta podróży. Trudno. Ale policjant, a raczej poradziecki milicjoner, ewidetnie czekał, aż mu dosypię do kieszeni. Gdy zobaczył, że nici, odesłał mnie do koleżanki w radiowozie, która na miejscu wydrukowała piękny formularz, numery kont bankowych, a ja do tego musiałem napisać coś w rodzaju "samokrytyki" - dlaczego przekroczyłem prędkość i jak bardzo żałuję (!). W tym krótkim czasie jej kolega zatrzymał cztery TIRy i jedną mniejszą ciężarówkę (a hamowali na pewno nie z 70 km/h), po czym po krótkiej rozmowie drzwi się zamykały i TIRy jechały dalej... Aż słyszałem, jak mu dzwoniło w kieszeni.

    No nic, przykre sytuacje zostawiam za sobą i dzida, no, może już nie taka "dzida" na Estonię!

    Łotewski znak przypominający o uśmiechnięciu się
    CIMG2450.jpg

    Na Łotwie widać flagi i proporce w barwach narodowych powiewające na posesjach, co jest tak często spotykane w Skandynawii.
    CIMG2452.jpg

    Po drodze cmentarz z I wojny, Niemcy i Rosjanie w sasiednich mogiłach.
    CIMG2456.jpg

    Docieram do największego jeziora leżącego w całości w granicach Estonii - Vortsjarv. Próby znalezienia kempingu spełzają na niczym, wszystkie działki to "Privat" albo zakaz wjazdu. Ale w końcu odnajduję opuszczoną (a raczej niezamieszkałą, bo najwyraźniej ktoś od czasu do czasu tam zaglądał) rybacką chatkę, z uwagi na niezbyt czystą wodę przy brzegu jeziora zażywam kąpieli w wodzie ze studni, w scenerii zachodzącego słońca raczę się pysznym estońskim piwem Karl Friedrich i idę spać.

    CIMG2488.jpg

    - - - Zaktualizowano - - -

    Dzień 3
    Kierunek Obinitsa, ale w miasteczku Otepaa mam zagwozdkę, w którą drogę skręcić. Moja niedokładna mapa również niewiele mi pomaga. Z pomocą przychodzi Helary, sympatyczne miejscowe dziewczę. W drodze mijam estońskie "góry" wraz ze stokiem i skocznią narciarską.
    W Obinitsy w jednej z drewnianych chatek jest muzeum poświęcone ludowi Setu stanowiącemu etniczną mniejszość, językową ciekawostkę i etnograficzną zagadkę.
    obibud.jpg

    Mężczyźni nosili charakterystyczne czwororożne czapki, a kobiety metalowe garnki na piersi.
    obik.jpg

    obizdj.jpg

    Dla gości poczęstunek - ciasto warzywne (!). Bardzo smaczne.

    Gdzieś po drodze w lesie znajduje się Muzeum Estońskiego Drogownictwa. Nie miałem go w planach, ale okazało się całkiem ciekawe.
    md.jpg

    md robo.jpg

    md znak.jpg

    mdpij.jpg

    Dojeżdżam do kompleksu kilku wiosek starowierców, leżących nad jeziorem Pejpus. Witalij, jeden z niewielu człoków tego wyznania pozostałych we wsi, opowiada o wyludniającej się okolicy. Dalej spotykam tez Wolodymyra, Ukraińca, który kiedyś poślubił miejscową dziewczynę i obecnie mieszkając w Tallinie przyjeżdżają tu na lato.
    Ogólnie wioseczki całkiem ładnie utrzymane i zadbane.
    wioski.jpg

    wioski2.jpg
    Załączone pliki
    Ostatnio edytowany przez zz44; 3558.

    #2
    Wjeżdżam jeszcze na brzeg jeziora Pejpus, faktycznie spore
    pejpus.jpg

    Cisnę jeszcze do miasteczka Vasknarva - dawnej twierdzy Krzyżowców. Mimo, że miejscowość ma tylko jedną główną ulicę, dopiero podczas trzeciego przejazdu udaje mi się znaleźć twierdzę, albo to co z niej zostało.
    Dwójka cwanych chłopaczków mieszając angielski i rosyjski opowiada mi o twierdzy i o miasteczku. Dostają po 2 euro i uradowani wracają do domu mieszczącego się dosłownie u stóp pozostałości twierdzy.
    vask.jpg

    Warto nadmienić, że cała wschodnia Estonia nie tylko mówi po rosyjsku, ale wręcz czuje się rosyjska. Chłopcy też twierdzili, że Estończykami są tylko "pa nacjanalnasti" ale w ogóle są Rosjanami. A w sklepie obok rosyjskich produktów, także sporo polskich, ceny oczywiście w euro
    vaskceny.jpg

    Gdzieś w drodze
    vask2.jpg

    Ostatni cel na dziś - żeński klasztor prawosławny w Kuremae
    kure.jpg

    Zaparkowałem moto i od razu pewna rosyjska pielgrzymująca kobiecina wzięła mnie pod skrzydła, zaprowadziła do "dyżurnej", która przydzieliła mnie do jednego z kilku budynków noclegowych, tzw Skit.
    skit.jpg

    Była to po prostu stara baszta obronna, dzisiaj mająca dwa pomieszczenia - męskie i damskie, a na dole kuchnię z łazienką. Pogadałem chwilę z grupą Polaków z Podlasia, którzy przyjechali autokarem na obchody jakiegoś święta i postanowiłem się wykąpać. I tu zaczeły się schody. W baszcie ani nigdzie w klasztorze nie ma przyszniców dla gości. Jest co prawda "święte źródełko", a którym wszyscy się kąpią, ale przejścia furtką do niego strzegła niczym Cerber zgarbiona, maleńka, ślepa na jedno oko mniszka. Twierdziła, że już za późno i pogryzą mnie psy, i rano sobie pójdę, a do rana wytrzymam bez kąpieli (!). I ani prośby, ani groźby ani żarty nie pomagały. Więc plan B - zamknąłęm się w toalecie w mojej baszcie i tam umyłem się pod kranem.
    Zjadłem jeszcze kolację (w kuchni był przygotowany poczęstunek, dołożyłem własne zapasy i całkiem nieźle podjadłem), podczas której poznałem kilku rosyjskich Estończyków...albo estońskich Rosjan, którzy również przybyli na święto. Zapraszali mnie, abym został bo to "adin takoj prazdnik w godu". Całkiem mili ludzie, ale podziękowałem. Poszedłem spać jako ostatni...

    Komentarz


      #3
      Dzień 4

      ... i wstałem jako pierwszy. Zapakowałem się, zostawiłem ofiarę i ruszyłem w kierunku Narwy.
      111n.jpg

      Dzień był pochmurny i chłodny, i aura idealnie pasowała do nastroju, jaki wywołało miasto Narwa.
      Narwa to typowo rosyjskie miasto i nikt nawet nie próbuje stwarzać pozorów, że jest inaczej.
      narwa.jpg

      narwa bud'.jpg

      narwgwiazda.jpg

      Rosyjskie napisy na witrynach, tasiemki w barwach Orderu Zwycięstwa na samochodowych antenach, rosyjski "parjadak": lśniące centrum handlowe obok zapuszczonych robotniczych blokowisk, sowiecka architektura, rosyjscy "taksówkarze" - prywatne osoby w prywatnych samochodach zamawiane pod prywatnym numerem telefonu.
      tqx.jpg

      Do niedawna Narwa była jedynym miastem, w którym stał jeszcze pomnik Lenina. Postanowiłem go namierzyć. Młode pokolenie na moje pytanie rozdziawiało gęby. W końcu znalazłem go na terenie twierdzy/Zamku Hermana.
      zamek.jpg

      Zdjęty z cokołu powędrował do kąta. Pewnie na całkowitą likwidację nie zdecydowano się, aby nie drażnić miejscowych entuzjastów robotniczo-chłopskiej utopii.
      lenin.jpg

      Tylko wyjechałem z Narwy, wyszło słońce. Kierunek Tallin, ale bocznymi dróżkami przez wioski, lasy i wzdłuż morza.
      las.jpg

      nadmorzem.jpg

      Widać było "granicę wpływów" - wschodnie wioseczki to smutne bloki, drewniane szopy, sterty złomu, natomiast im dalej na Zachód tym częściej widaż było skandynawskie domki obite kolorowymi drewnianymi deseczkami, otoczone żywopłotami, ogrodami i trawnikami.
      domek.jpg

      Po drodze kilka ciekawostek:
      Najszersze przejście dla pieszych :-)
      przejscie.jpg

      oraz schowek na Teresę :-)
      schowek.jpg

      Trasa dobrze idzie, skręcam na najwyższy wodospad Estonii - Jagala. Całe 8 m, i to jeszcze przy niskim stanie wody.
      [Group 10]-CIMG2707_CIMG2711-5 images.jpg

      [Group 9]-CIMG2699_CIMG2701-3 images.jpg


      No ale odhaczony, teraz do Tallina.
      Najpierw trzeba dostać się do centrum. I po estońsku nie jest to ani zentrum, ani center, ani centras, tylko...Kesklinn. A ja widząc tablicę Kesklinn skręcałem sądząc, że to nazwa jakiejś dzielnicy (!). W ogóle miasto stoi, bo jedna z głównych arterii jest w remoncie. Zatrzymuję się w jakimś mikro-hostelu, moto na podwórko pod klucz, a ja w miasto.
      talin.jpg

      Wieża kościoła św. Olafa, najwyższa w Estonii, nie robi wrażenia, jeśli ktos wcześniej wdrapał się na wieżę kościoła mariackiego w Gdańsku. Niemniej jednak widok nianajgorszy.
      [Group 11]-CIMG2725_CIMG2733-9 images.jpg

      Z ciekawostek - namierzyłem ekipę z Turcji wybierającą się na Nordkapp
      tur map.JPG

      turc.JPG

      oraz tablicę przypominającą o internowaniu naszego ORP "Orzeł" w 1939 roku
      orp.jpg

      Starówka jak to starówka, postanowiłem zjeść w legendarnej knajpie "Olde Hansa" serwującej tradycyjne estońskie dania. Hmm, ale chyba przeciętny Estończyk tradycyjnie nie żywił się pieczenią z dzika w truflach... Widząc ceny trochę spokorniałem i zamiast porządnego obiadu zadowoliłem się sałatką mięsną i piwem korzennym (pyszne), a i tak kosztowało mnie to ok 75 zł (!).

      Miła niespodzianka - w hostelu jest sauna. Bez jakichkolwiek dopłat! Więc po powrocie zimne piwo w łapę i naprzód marsz Ekipa hostelowa jak zwykle w porządku, warunki mieszkaniowe bez zastrzeżeń.
      Załączone pliki

      Komentarz


        #4
        Dzień 5

        Musiałem czekać, aż fotograf wydrukuje zdjęcia na pocztówki, a i tak w planach miałem Muzeum Okupacji Estonii. Jak zwykle, tona staroci rzucona na kupę, ale zwraca uwagę fakt, że Estończycy nazywają rzeczy po imieniu - obok kącika okupacji niemieckiej znajduje się kącik poświęcony okupacji radzieckiej, a SS-mann stoi obok sawieckiego sałdata. Trochę tylko mało miejsca poświęcono partyzantom państw bałtyckich. A robili konkretną robotę, jak nasi AKowcy.
        piwnica.jpg

        muz rock.jpg

        muz ss.jpg

        Z Tallina kierunek na największą wyspę Estonii, Saaremę.
        Po drodze ciekawostki: dom w kształcie młyna
        dom mlyn.jpg

        znaki na jezdni pokazujące bezpieczna odległość między pojazdami
        odcinki.jpg

        fotoradar estoński (inna wersja to wiszące smukłe radarki robiące zdjęcia z góry)
        fotor.jpg

        stacja ładowania elektrycznych samochodów
        znzap.jpg

        elektr.jpg

        i różowe drzewo pośrodku niczego...
        roz drzewo.jpg

        Spotykam ekipę z Litwy wracająca właśnie z wyspy, a w oczekiwaniu na prom poznaję Rezo - na codzień kierowcę ciężarówki, po godzinach członka motocyklowego klubu "hill climbowego", (co jest o tyle ciekawe, że w Estonii ciężko o konkretne wzgórza), a ogólnie człowieka poczciwego i bardzo pozytywnego. Jechał akurat do swojej panny, ale zostawił adres i kazał wpaść jeśli nie na nocleg to chociaż na kawę.
        rezo.jpg


        Po kilkudziesięciu kilometrach rozdzieliliśmy się, a ja dotarłem do Kaali - gdzie znajduje się jezioro powstałe w wyniku uderzenia meteorytu. W ogóle Estonia jest krajem, który ma największą liczbę kraterów po meteorytach w stosunku do powierzchni. Wokół Kaali znajduje się jeszcze 8 innych kraterów.
        [Group 3]-CIMG2793_CIMG2796-4 images.jpg

        Na wyspie znajduje się kilka bardzo starych kościołów (XII-XIII wiek), i najciekawsze jest to, że od dawna (tak, wiem, to bardzo względne pojęcie) nie widziały renowacji, a nikt też nie zastawiał ich złotymi ołtarzami ani drogocennymi obrazami. Surowe wnętrza robiły niezłe wrażenie.
        [Group 4]-CIMG2782_CIMG2785-4 images.jpg

        Kierunek: Panga, na północnym brzegu wyspy. Korzystając z idelanej pogody robię ognisko i kemping na plaży (plaży tylko z nazwy, gdyż była to po prostu lita skała). Oczywiście na dobranoc zimny Karl Friedrich.
        karl.jpg

        plaża.jpg

        Na przełomie czerwca i lipca w Estonii słońce późnym wieczorem tylko na chwilę chowa się za horyzont, ale cały czas jest jasno.
        noc.jpg
        Załączone pliki

        Komentarz


          #5
          Dzień 6

          Rano piękna pogoda, jadę do największego miasta na wyspie okrężnymi drogami i szutrami. Drogi szutrowe z uwagi na wyprofilowanie i rodzaj nawierzchni pozwalają na jazdę 90 km/h bez strachu.
          Dojeżdżam do zbudowanego na planie idealnego kwadratu zamku w Kuressaare, którego wygląd nie zmienił sie od średniowiecza.
          zamek kur.jpg

          Odpuszczam sobie zwiedzanie sal balowych i zamiast tego ucinam sobie miła pogawędkę z paniami zajmującymi się wytwarzaniem naczyń szklanych dawnymi sposobami.
          szklane.jpg

          W Kuressaare spotykam też Rezo z towarzyszką, wyprowadza mnie z miasteczka na drogę w kierunku Angli. Po drodze zatrzymuję się na posiłek. W jakiejś nieznanej nikomu wiosce produkują pyszną lemoniadę rabarbarową i...tylko w tej wiosce. W ogóle sporo tam takich regionalnych specjałów.

          Młyny wiatrowe w miejscowości Angla zostały postawione w idealnym miejscu. Akurat tutaj cały czas wieje wiatr, nawet gdy kilka kilometrów dalej jest cisza.
          CIMG2870.jpg

          Wracam na ląd i trochę się cofam, aby z okolic Happsalu wyruszyć na kolejną wyspę - Vormsi, na której obok kolejnego średniowiecznego kościoła znajduje się stary cmentarz z największą na świecie ilością celtyckich krzyży.
          celt.jpg

          celtyc.jpg

          Obok współczesne groby z rzucającymi się w oczy ascezą i minimalizmem "pomników".
          cme tabl.jpg

          Objeżdżam wyspę w każda stronę, był tu chyba jakiś konkretny kołchoz, spotkać można sporo pozostałości po nim
          komuna.jpg

          Ruiny cerkwi
          cerkw.jpg

          Autobus - supermarket
          CIMG2901.jpg

          autob.jpg

          Bardzo przyjemne szutry i polne dróżki
          szut.jpg

          W końcu szukam sobie noclegu i znajduję jakiś ziemny schron.
          spanie.jpg

          W okolicy święty spokój, odgłosy wieczoru i kombajnu gdzieś w oddali. A za schronem ławeczki i grill! Więc decyzja - zostaję!
          Tym razem na dobranoc nie Karl Friedrich a lokalne Vormsi.
          grill.jpg
          Ostatnio edytowany przez zz44; 3558.

          Komentarz


            #6
            Dzień 7

            Zaczyna się powrót.
            Najpierw Happsalu, stare poradzieckie lokomotywy oraz najdłuższy kryty peron w Europie.
            peron.jpg

            loko.jpg

            A na nim...inscenizacja wywózek na Sybir. Póki co wszyscy się przygotowywali i czekali, jednak widok opatulonych chustami rozbawionych kobiecin żartujących sobie z odgrywającymi role czerwonoarmistów był nieco groteskowy.
            wyw.jpg

            wywo.jpg

            wywoz.jpg

            wywozk.jpg

            Za chwilę przyjechali goście z Rosji i ktoś im objaśniał co to takiego wywózki...

            W planach odwiedzenie miasteczka Lihula i odnalezienie tzw. Pomnika z Lihuli, poświęconego wszystkim walczącym z bolszewizmem. Niestety miejscowi rozkładaja ręce i nie sa w stanie pomóc. Wiadomo tylko tyle, że pomnik został zdemontowany kilka lat temu, a gdzie jest teraz - nie wiadomo. (Dopiero po powrocie dowiedziałem się, że znajduje się w prywatnym muzeum pod Tallinem, o czym nie wspominają oczywiście żadne przewodniki).
            Dokańczam więc wypisywanie i wysyłanie pocztówek. Szukam adresu do Rezo ale...nie mogę znaleźć. Sądząc, że zgubiłem, ruszam w kierunku Rygi, a punktem docelowym na dzisiaj jest Lipawa na Łotwie.

            Pogoda sprzyja, więc wbijam na eksprsówkę, taka naszą siódemkę w piątek po południu, i jadę. Widzę, że za mą jedzie czwórka łotewskich motocyklistów, którzy wyjechali z parkingu przy plaży. I tak jedziemy, ja wyprzedzam, oni zaraz za mną. Więc wyprzedzam kolejnego TIRa i słyszę "BUM!" Potężny huk. Myślę sobie - "Cholera, chyba mu opona strzeliła, no nie zazdroszczę mu w taki upał". Jadę dalej, kamper. Kierunek, lusterko, wyprzedzam, znowu "BUM!"
            Zgłupiałem. Kamper jedzie dalej. Patrzę po lusterkach, a kierowcy kampera i TIRa dają mi sygnał długimi. Prowadzący łotewski motocyklista daje znak, aby mnie wyprzedzić z lewej i całą czwórką śmigają. To ja zjeżdżam przekonany, że pewnie zgubiłem jakąś sakwę albo wałek. Spokojnie na pobocze, awaryjki, zsiadam, patrzę, a moja prawa sakwa płonie jak pochodnia! Zacząłem gasić, ale natychmiast przybiegł gość z butelką wody oraz starsza pani z baniaczkiem 5 l. Pożar ugaszony, podziękowałem i wziąłem się za śledztwo.

            Dzień wcześniej na wyspie kupiłem na pamiątkę dwie butelki saremskiej wódki. Dociążona sakwa oparła się na gorącym wydechu, który rozgrzewał się w najlepsze podczas gonitwy ekspresówką. Albo sakwa zajęła się pierwsza, albo wódka się zagotowała od temperatury, w każdym razie eksplozja pierwszej butelki spowodowała rozlanie alkoholu po całej zawartości sakwy, i eksplozja drugiej butelki była kwestią kilku sekund.

            Dość droga lekcja, bo straciłem softshell, komplet odzieży termo, ulubioną koszulkę, podpinkę do spodni motocyklowych i jakąs bieliznę. Ale cenna!
            po pozarze.jpg

            pozar.jpg

            pozar ubr.jpg

            Tyle zostało


            Może kierowca TIRa miał kamerkę drogową, w każdym razie jeśli kiedyś zobaczycie filmik, jak gość na Super Tenere wyprzedza sobie w najlepsze ciągnąc za sobą sznur ognia - to mogę być ja

            Łotysze pojechali dalej, swoją drogą nie dziwię się im. Sam nie wiem jak bym się zachował, gdybym zobaczył gościa, któremu coś wybucha w sakwach

            Kontynuuję w kierunku na Lipawę. Niestety praktycznie cały odcinek Ryga-Lipawa jest w remoncie, co chwila wahadła. Musiałem kilka razy ruszyć samodzielnie, bo nie chciało mi się stać w słońcu.
            Lipawa to smutne, postkomunistyczne miasto. Ale czeka mnie w nim nocleg w byłym radzieckim wojskowym więzieniu, a raczej "ośrodku resocjalizacyjnym" (!) zaadaptowanym na hostel.
            CIMG2943.jpg

            korytarz.jpg

            mur.jpg

            Za dodatkową opłatą można zamówić wieczorny apel ewidencyjny, nocne kontrole i poranne budzenie w więziennym stylu. Można też zorganizować np. wieczór kawalerski lub spotkanie biznesowe albo po prostu przyjść jak do muzeum, gdyż rzutki właściciel hostelu, Salvus, zadbał aby każdy znalazł coś dla siebie.
            wiezienie.jpg

            Na tę noc byłem tylko ja i Belgijka Lynn, naturalną koleją rzeczy tego miała więc miejsce polsko-łotewsko-belgijska integracja przy lokalnych specjałach

            Spanie: prycza? jaka prycza! "Łóżkiem" był podkład z kilku desek (ponoć i tak wygodniejszy niż sprężynowe łóżko z epoki), na to materac, prześcieradło, poduszka i koc.
            [Group 1]-CIMG2946_CIMG2954-9 images.jpg

            Oczywiście wszystko trzeba sobie przynieść z magazynu.
            pokoj 13.jpg

            lozka.jpg

            materace.jpg

            Sądziłem, że będzie zimno, ale wyspałem się jak nigdy! Rano wspólna kawa oraz zwiedzanie zasobów "muzeum" Salvusa wraz z wysłuchaniem historii obiektu, miasta oraz okolicy. Lipawa znajduje się w miejscu, gdzie do samego końca wojny trwały zacięte walki, wystaczy więc wbić szpadel i trafia się na jakieś żelastwo.
            bazuka.jpg

            Po tym miłym akcencie prosta droga do Polski, chciałem wjechać szutrem, ale ostatecznie wyjechałem w Rutce-Tartak.
            litwa.jpg

            W domu odnalazłem w czeluściach bagażu adres Rezo. Może następnym razem.
            Załączone pliki
            Ostatnio edytowany przez zz44; 3558.

            Komentarz


              #7
              Tam mogę wracać kiedy tylko mam okazję, kilometry szutów

              Ostatnio edytowany przez marcinjunak; 46.
              Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
              No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
              sigpic

              Komentarz


                #8
                Super!!! Wschodnie kierunki wzbogacają (kieszeń ichniejszych milicjantów oraz naszą percepcję!)
                hominis est errare, insipientis in errore perseverare
                Komar 2350; WSK 175 Kobuz; JAWA TS 350 Sport; YAMAHA XT660Z; KTM LC4 ADV; KTM LC8 ADV; obecnie KTM 625 SXC

                Komentarz


                  #9
                  Coż, trzeba niestety zakładać, że takie sytuacje moga nas spotkać. I najważniejsze, aby się nie zniechęcić.

                  W sumie wyszło około 3,5 tys. km w ciągu 8 dni, poza pożarem szczęśliwie bez żadnych innych awarii
                  W zarysie trasa na mapie poniżej.
                  mapa.jpg

                  W krajach bałtyckich nie ma ogromnych przełęczy, malowniczych szczytów górskich, pustyń, stoków porośniętych winoroślami, wielbłądów czy żyraf. Klimat zbliżony do naszego, podobna flora i fauna. Ta nawet w nadmiarze, bo często gęsto wyłazi na szosy.

                  Na Litwie i Łotwie, podobnie jak u nas, często ograniczenie prędkości spotyka nas na trasie szybkiego ruchu. W Estonii mniej jest ekspresówek, ale zazwyczaj jest tak, że jakaś trasa idzie między miejscowościami i do poszczególnych wiosek odbijają osobne dróżki. A kto nie skręca, jedzie dalej trasą.

                  W Estonii drogi idealne. Może za bardzo wybielam, ale zapamiętałem je jako doskonale wyprofilowane, oznaczone, o świetnej nawierzchni. Nawet te trzecio- czy czwartorzędne. Nawet szutry - gładkie i szerokie, a kamyki nie powodują ślizgania się. Ruch naprawdę mały. Poza głównymi trasami przez długi czas można nie spotkać samochodu.
                  Litwa i Łotwa dopiero się odbudowują. Stare odcinki remontowanych dróg wyglądają naprawdę tragicznie, strach jechać szybciej jak 70 km/h.

                  W Estonii przestrzegaja przepisów prawie jak w Szwecji. Pamiętam ograniczenie do 30 km/h, gość przede mną zwolnił, więc i ja zwolniłem, aby nie robić obciachu, myślę zaraz ograniczenie się skończy. A było to na drodze świeżo po remoncie, tyle, że nie pomalowanej. Więc się wlokę za tym Estończykiem, za mną też dwa samochody. W końcu ci z tyłu wyprzedzili mnie i tamtego i pojechali, ale też nie stówą, tylko może 50-60 km/h.

                  W zabudowanym każdy powolutku. Po wjeździe do Gołdapi odruchowo pyrkam sobie te 50, a tu jeden, drugi mnie bierze.

                  Daleko to nie jest, a można poznać coś nowego.
                  Jeśli ktoś nie dysponuje dużym budżetem albo chce zapoznać się ze sprzętem "w boju" - polecam.
                  Poza tym pogoda jest tam łaskawsza

                  Ludzie uprzejmi i życzliwi. Bez względu na narodowość. Natomiast ich wewnętrzynym problemem, o którego skali nie zdajemy sobie sprawy, jest skład etniczny tych krajów.
                  Pamiętam, jak jeden z rozmówców z prawdziwą troską w głosie mówił, że obawia się, czy kiedyś i u nich nie pojawią się "zielone ludziki".

                  W kwestii euro litewska policjantka była zadowolona (biorę poprawkę na jej automatyczne popieranie wszelkich decyzji rządu), w Estonii wszyscy, z którymi rozmawiałem, psioczyli na euro podając kolejne przykłady krzywdzących dla nich zmian cenowych, natomiast na Łotwie Salvus mówił, że to zależy - niektóre rzeczy potaniały, inne zdrożały.

                  Komentarz


                    #10
                    dobry kierunek! bylem kiedys samochodem i ciagle czuje niedosyt.
                    Social media: Facebook | @maku_xtz on twiiter
                    Relacje Bośnia 2013 | Bałkany 2012 | Gruzja 2012 | Bałkany 2011

                    Komentarz

                    Pracuję...
                    X