Ogłoszenie

Zwiń
No announcement yet.

Drinki z palemką i tłuste niemry czyli Czarnogóra 2016

Zwiń
X
 
  • Filtr
  • Czas
  • Pokaż
Wyczyść wszystko
new posts

    #46
    Zamieszczone przez Zbyszek KTM 990adv Zobacz posta
    Obydwa wyjazdy/wjazdy były do wzięcia, tylko Junak cwaniaczek miał założone nówki sztuki TKC, ja byłem na szosowych scorpionach zużytych na 50%..., a na dodatek napompowanych po 2,5 atm. na autostradę. Zjeżdżaliśmy od Mokre, na jedynce bez gazu było za szybko, trzeba było trzymać na dwóch heblach non stop, w tym upale obawiałem się żeby się nie zagotowały. Wyjazd południową drogą, bardzo dużo dużych luźnych kamieni, przepakowałem trochę bagażu po bokach, spuściłem trochę powietrza pomogło. Obyło się bez gleby nie tylko tam, ale na całym wyjeździe
    Ze jest drugi wjazd powiedzieli mi goście od 4x4.
    Junak nie przyznał się ale chyba leżał jak jechał po paliwo, gdzieś tak w połowie wyjazdu To jezioro jest w takiej "studni" gdzie wszystko słychać. Zgasł mu motor i przez jakieś dwie minuty nie słychać go było wcale, potem z rykiem silnika ruszył. Nie widać bo ta droga jest w lesie

    pozdr.
    Teoria Zbiga żeby się podbudować i wytłumaczyć bo bał się podjazdu i dlatego jechaliśmy drugą drogą
    Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
    No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
    sigpic

    Komentarz


      #47
      Zamieszczone przez marcinjunak Zobacz posta
      Teoria Zbiga żeby się podbudować i wytłumaczyć bo bał się podjazdu i dlatego jechaliśmy drugą drogą
      Bo Zbigu na swoich łysych Scorpionach wjeżdża tam gdzie inni nawet na Desertach nie myślą.

      image.jpg

      00831.jpg

      Komentarz


        #48
        Takie rzeczy to nie robią na mnie wrażenia

        Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
        No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
        sigpic

        Komentarz


          #49
          Taa, uśmiech przez łzy....

          pozdr.

          Komentarz


            #50
            Zamieszczone przez Zbyszek KTM 990adv Zobacz posta
            Taa, uśmiech przez łzy....

            pozdr.
            Nię pękaj, tam to nawet baby wjeżdżają a twoje szlochy ze studni było słychać aż w Podgoricy

            Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
            No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
            sigpic

            Komentarz


              #51
              Ruda Renia nie jest "zwykłą babą" -uch! co za brak wychowania!
              Adam z Renią opowiadali mi kiedyś jak to naprawdę było z Tobą na Tarcu ech... szkoda słów....
              pozdr.

              Komentarz


                #52
                Zamieszczone przez Zbyszek KTM 990adv Zobacz posta
                jak to naprawdę było z Tobą na Tarcu
                jak z Tobą na campie w Chorwacji
                Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
                No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
                sigpic

                Komentarz


                  #53
                  Ty nawijaj dalej z tą relacją, bo ja jutro jestem do 15-tej, potem już przygotowania do weselicha synka Grzegorza i ...nie wiem kiedy wytrzeźwieje
                  pozdr.

                  Komentarz


                    #54
                    Ja nie wiem o co chodzi z tym wyjazdem z Rikavacko , Mariola wyjechała obładowanym Trampkiem a ja objuczoną babcią Teresą. Ale tak w ogóle to relacja super. A jezioro Rikavacko jest wypas to moje ulubione miejsce w MNE. My tam byliśmy zupełnie sami nie licząc jakiś dzikich zwierząt

                    Komentarz


                      #55
                      Więc rano po śniadaniu, gulasz z puszki i pomidor z wczorajszym chlebem powiedziałem że jadę do miasta po paliwo. Oczywiście najpierw pogadałem z Grześkiem co i gdzie, sprawdziłem w navi, więc na początek jadę do sklepu gdzie wczoraj robiliśmy zakupy. Oczywiście Zbigu pewnie tam zostawił telefon bo nigdzie go nie może znaleźć. No dobra, jadę. Podjazdy jak podjazdy, dobrze się jechało w górę, na nawrotach trzeba oczywiście uważać żeby moto się nie położyło ale bez tobołów spoko luz. Nie wiem dlaczego Zbigu pomyślał że się gdzieś przewróciłem, echo fajne się niosło na całą dolinkę jak już byłem na górze, wydechy słychać jeszcze lepiej . Pogoda dopisywała, nie zanosiło sie na żaden deszcz ale to znaczy że będzie 40 st w cieniu. Dojechałem do sklepu, sprzedawca od razu powiedział że zostawiliśmy telefon, Zbigu tak podekscytowany zakupami zostawił go na ladzie. Pytam o stację, okazało się że jeszcze mam do przejechania prawie 30 km bo od Verusa nigdzie bliżej nic nie ma tylko Kolasin, 260km na liczniku i jakoś mnie to nie pocieszyło.



                      Droga asfaltowa, wczoraj tędy jechaliśmy, stary asfalt ale fajnie można winkle zbierać, mały ruch choć kręcili się chińczycy bo budują tam jakiś autoban niedaleko. Kolasin dość duże miasto, stacja benzynowa na obrzeżach, ostatnie 5 km jechałem już wolniej i zastanawiłem się na czym ten motocykl jeszcze jedzie, na liczniku miałem wtedy 290 km, wlałem 22 litry paliwa, niby że został jeszcze jeden w baku, dobrze że nie musiałem się przekonywać.
                      Zbigu mówi ile ci ten moto pali, jak to gaźnik, o litrę więcej niż wtryskowy i tak zawsze było, na 200 km on zawsze prawie lał 2 litry mniej niż ja przy tankowaniu.

                      Pogadałem chwilę z gościem na stacji, popilnował mi moto, ja poszedłem do środka, klima chłodniutka, miła odmiana, normalny kibel wiec też musiałem skorzystać bo wiadomo co wymyśli Zbigu na następny dzień? . Zadzwoniłem do domu że nie będzie tel odpowiadał przez 2 dni bo jestem w czarnej dupie, zjadłem batonki musli, wypiłem soczek, pytam co tu jest w tym mieście jeszcze, koleś mówi że w zimę przyjeżdżają tu narciarze a teraz to spokój, ale i tak dość spory ruch, no to podjadę i zobaczę pomyślałem. Na wjeździe do miasta jest wielki hotel, nie wiem dlaczego google go nie pokazuje ale może jest młody, 4 gwiazdki i aż mi się łezka w oku zakręciła na myśl że mam dziś spać na pastwisku . No ale przecież jestem adv , podjechałem dalej do restauracji praktycznie obok,


                      fajna knajpa, miło i swojsko, zaraz obok bankomat, wypiłem herbatkę, oczywiście czarnego earl grey'a, posiedziałem na necie, napisałem kilka meili bo oczywiście wifi za free, ciasteczko nawet dostałem do drugiej herbaty więc zamówiłem jeszcze kawałek szarlotki, malina. No ale cień za bankiem zaczął się zmniejszać i na moto już świeciło niemiłosierne słońce więc czas jechać na pastwisko.

                      Koło 14ej dojechałem na miejsce, patrzę co tu się wyrabia



                      a to Zbigu na wyprawie



                      Okazało się że ten niemiaszek w machindrze wozi praktycznie wszystko co potrzeba do gotowania. Jak Zbigu zaczął opowiadać to myślałem że zleję się ze śmiechu, jak widać na zdj, trójnóg, butla gazowa max, nawet łyżki drewniane do mieszania miał . Oczywiście nie obyło się bez strat,, jak Zbigu spuścił z oka owe bo z drugiej strony podeszły krowy to owce opie..ły cebule i pietruszkę. Dobrze że namiotu nie oszamały . Zrobiłem kilka zdjęć machindry, dopiero potem od Grześka dowiedziałem się co to za samochód,





                      ale to już inna opowieść, zapytać można skąd woda na zupę, no oczywiście że z pasterskiego jeziora



                      Zupa zaczynała się gotować ale krowy i owce co rusz przypuszczały nalot, no ku..wa nie można się było od nich odgonić, opędziełm krowy to owca przylazła i tak non stop, a Zbigu się śmieje, widzisz, to wcale nie jest takie proste

                      Wrócił niemiaszek z przechadzki, i coś tam grzebie na pace, patrzę i wyciąga bat, taki bat jak na konia, no ku..wa, tego tojeszcze nie widziałem w samochodzie, potem zajrzałem do kabiny i zobaczyłem kość udową, podobno ludzka . Przyszli koledzy z landka, pytam ich po co niemiszkowi bat w aucie, bo on ni w ząb, tylko szpreche w deche, a on im opowiada że jak był w RO to dzieciaki mu zachodziły drogę i nie mógł jechać więc odganiał ich tym batem , no prawie padłem.Jak oglądałem machindrę Grzesiek krzyknął, tylko się nie opieraj, dlaczego, że alarm się włączy? Nie, upie..lisz się smarem. Czym, i wtedy zakumałem, niemiaszaek pomalował cały samochód towotem, normalnie pędzlem żeby nie rdzewiało nic . Opowiadał też jak celnik Węgierski go klął bo ufanzolił ciuchy . Odgoniłem te owce najdalej jak mogłem, aż pod sam duży namiot imprezowiczów, oni je pognali dalej i już nie wróciły na szczęście .

                      Zupa już prawie gotowa, wszyscy głodni ale mieszam mieszam i jakaś taka rzadziutka ta zupa, gdzie mieso pytam, a Zbigu mówi że tylko jedna konserwa była i nie było w planach tyle ludzi żywić więc będzie rzadka. Grzesiek wyciągnął z samochodu kaszę Kus Kus i wsypał do gara, zaczęła puchnąć w zupie, więcej nie daliśmy rady zjeść



                      nawet zostało na kolację.
                      Odpoczęliśmy po obiedzie chwilę, patrzę na Zbiga a on czerwony jak rak, mówię ale żeś się spalił, jak na plaży , oczywiście herbatka do obiadu też musiała być, dobrze że zabrałem z PL

                      Zaczęło nam się nudzić, chłopaki pojechali do sołtysa tego katunu więc ja ze Zbigiem postanowiliśmy też pochodzić po górach , no tak mi się nudziło.

                      Zbigu poszedł pierwszy,





                      ku..wa, jak on ta wlazł, no to idę i ja, a na górze ...





                      chwilę posiedzieliśmy patrząc na jezioro, odpoczywaliśmy po wspinaczce, obaj się śmialiśmy że jak to można mieć naje..ne we łbie żeby tak łazić po górach bez celu no tak bo przecież jeździć to można

                      Zaczynało się robić coraz chłodniej, wystarczyło żeby słońce zaszło za góry i już od jeziora czuć było chłód. Zapaliliśmy ognisko, przyszli do nas jeszcze budowniczowie z Albanii co stawiają ten okrągły budynek, chodzą przez dziką granicę przez góry do pracy, powrót zajmuje im 2 godziny, mieszkają niedaleko Vermosh. Posiedzialem jeszcze trochę przy ogniu i zwinąłem się spać, jakoś tak to słońce mnie umordowało.

                      Rankiem pakowanie, oczywiście obudziła mnie znów lampa, o 7 rano już nie idzie leżeć w namiocie. Zaraz dzwonki krów i owce od nowa .
                      Pakowanie, jak codzień Zbigu zaczyna rytuał, woła mnie, chodź mi pomóż, no co ty robisz, a on żółtą torbę przypina na bok, no widzę panikujesz przed podjazdem . Trzymam te toboły i mówię, zwiąż to pasem bo te ekspandery to gówno jest, ale on twardo plącze gumę, no dobra, już się nie odzywam, oczywiście stała gadka, "pas się luzuje i wtedy nie trzyma a guma cały czas ściska ". No ok, tylko jak jest gumowa a nie już 20 letnia rozciągnięta linka . Odszedłem na chwilę, Zbigu znów mnie woła, trzymaj i ściskaj, patrzę a on plącze pas, no przecież to się poluzuje. A Zbigu, nie wku..wiaj mnie, trzymaj . Pomoglem w pakowaniu, oczywiście godzina minęła i już pot po dupach lał się strumieniami.

                      Ruszyliśmy w stronię Korita,



                      Na początku lajt, parę zawijazów, potem trochę luźnych kamieni na nawrotach, nie można było odpuszczać. Zjeżdżać po tej drodze jest o wiele łatwiej, luźne kamienie przeszkadzają w trzymaniu kierunku pod górę ale to praktycznie tylko dwa nawroty.









                      A to już zdjęcie zaraz za szczytem przełęczy



                      Zatrzymałem się bo nie widziałem Zbiga, czekam i czekam, myślę ku..wa, przecież to jest tylko zjazd, nic tam trudnego nie było, gdzie on jest, zgasiłem moto, oczywiście nie ma co liczyć na cień, czekam. Po kilku minutach widzę jedzie Zbigu, uf, nic się nie stało. Przez to jego ględzenie o trudności podjazdów już myślałem że faktycznie gdzieś wyrżnął.





                      Podjechał i pytam co się stało, a on stanął bo postanowił spuścić powietrze z opon i że teraz będzie już git, no spoko. Od razu pomyślałem o koledze Kamilu herbacie, też tak kiedyś w RO spuszczał powietrze z koła tylnego że potem musieliśmy zmieniać dętkę bo na normalnej drodze przekuł oponę na kamieniu. Na szczęście nic się dalej nie działo, zostało 4 km do asfaltu, potem dziury i stary asfalt ale tempo na dwójkę spokojnie.





                      Zaczął się prawie nowy asfalt, widać że świeżo położony, można było odkręcać, ja tam jechałem spoko, ale u Zbiga kontrolka rezerwy tak bardzo błyskała że aż mnie raziło . Jechaliśmy spokojnym tempem ale parę winkli nas niespodziewanie zaskoczyło. Zbigu na tyle miał mało powietrza i w winklach moto nie prowadziło się dobrze, pytam, jak ty jeździsz na tej wąskiej oponie, bo przecież jeździ na 140tce, a Zbigu, no adrenalina jest . Jak zmykałem opony to gęba mis ie śmiała, i niech mi teraz kotś powie że nie ma motocykli uniwersalnych albo że tkc to kostka w teren

                      Zjechaliśmy do Podgoricy, tankowanie i plan, gdzie teraz,



                      Mapa w ruch, na stacji oczywiście Zbigu dopompował koła, chwila na picie i jedziemy, cel to Park Lovcen.



                      Oczywiście musieliśmy zapłacić po 2E od moto za wjazd, choć jak i tak jazda w parku narodowym to dla mnie coś niewyobrażalnego w PL a tam jeszcze robią na tym szmal Na górze parking że nie wciśniesz palca, a co dopiero samochód, ale my twardo przebijamy się na górę, tam niby można wejść ale jak Zigu i jak zobaczyliśmy schody to podziękowaliśmy







                      Najlepsze pytanie, idziesz? Nie, sam idż, ja nie idę, no idź, zrobię Ci zdjęcie, nie wku..wiaj mnie

                      Kierowaliśmy się w stronę zatoki Kotorskiej, fajne widoki choć trzeba uważać na winklach bo samochodami dopier..ją a wąsko jest.







                      Zjedlisy obiad w knajpie na rozjeździe, https://goo.gl/maps/qW3Lb3xPhaT2

                      też polecam, można dobrze i smacznie zjeść. A na dole, ludzie się opalają





                      a my jak zwykle



                      C.D.N.
                      Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
                      No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
                      sigpic

                      Komentarz


                        #56
                        Zamieszczone przez johny_b Zobacz posta
                        Ja nie wiem o co chodzi z tym wyjazdem z Rikavacko , Mariola wyjechała obładowanym Trampkiem a ja objuczoną babcią Teresą. Ale tak w ogóle to relacja super. A jezioro Rikavacko jest wypas to moje ulubione miejsce w MNE. My tam byliśmy zupełnie sami nie licząc jakiś dzikich zwierząt
                        Wiesz jak to Junak musi trochę przebarwić, żeby mu adrenalina skoczyła
                        Rikovaćko jes super, dla mnie to było najpiękniejsze miejsce z całego wyjazdu, uwielbiam takie klimaty...
                        Natomiast ten w/w kolega he he, frends od wyjazdów, szuka 4-gwiazdkowego hotelu w takich miejscach no k..wa scyzór otwiera się w kieszeni...

                        Z tą zupą tak było:
                        Podszedłem do niemiaszka z małym garnkiem i mówię mu językiem migowym- Helmut MASZ WIĘKSZY GARNEK?? BO BĘDĘ G O T O W A Ł G U L A S Z
                        Kurde, zrozumiał bo zaraz zaczął grzebać na pace tego swojego strucla. Patrze, a ten wyciąga ten wielki 10l. kocioł, za chwilę trójnóg.
                        No tak, tylko ja mam palnik na którym to se mogę ugotować herbatkę. Niemiaszek grzebie dalej i zza przednich foteli wyciąga 20kg.butlę i palnik co w wojsku gotują grochówkę dla całej kompanii. Woda z jeziorka, ziemniaczki, cebula, warzywka, zupy ogonówki z torebki....konserwa 0,5kg jest dobrze. Niemiaszek jeszcze przyniósł koncentrat pomidorowy, jakieś przyprawy. Coś tam szwargocze do mnie że jego rodzina to Węgrzy. Z 4x4 przynieśli kaszę.
                        Kurde wpierniczali wszyscy aż im się uszy trzęsły, 3-4 podejścia po dokładkę. I tak jeszcze zostało na śniadanie. Ten kubek w kotle (na zdjęciu) robił za chochlę.
                        Do napicia tylko herbatka przy ognisku, wychlaliśmy wszystko poprzedniego wieczora.
                        pozdr.
                        Ostatnio edytowany przez Zbyszek KTM 990adv; 2893.

                        Komentarz


                          #57
                          Kurczaki, to jest najzabawniejsza relacja z podróży jaką ostatnio czytałem. Chłopy znam was trochę ale nie wiedziałem że macie taki talent do pisania . Dla tych co ich nie znają to są bardzo sympatyczni ludzie tylko czasem jednym zdaniem potrafią wkurwić ;-) Trzeba mieć zajebisty dystans do siebie żeby jezdzić razem i przyjaźnić się tyle lat. Pozdro i czekam na dalsze przygody :-)

                          Wysłane z mojego GT-I9305 przy użyciu Tapatalka

                          Komentarz


                            #58
                            Ja tam wciąż jestem ciekawy co było z tymi Niemkami pod palmami po paru drinkach

                            Komentarz


                              #59
                              Ja czekałem na tę opowieści od czasu "Jak dwa ADV-y do Albanii się wybrały" z zeszłego roku. I się nie zawiodłem. Nie znam chłopaków ale zazdroszczę tym, którzy wypili z nimi choćby jednego browca. To się czyta!
                              pzdr

                              Wysłane z mojego SM-G530FZ przy użyciu Tapatalka

                              Komentarz


                                #60
                                NIe wiem dlaczego ale postanowiliśy objechać całą zatokę Kotor dookoła, zaczęliśmy akurat od miasta Kotor na północ, widziałem od Adama żeby zajechać na camp o nazwie Veslo, pokazywał zdjęcia jak się spotkaliśmy więc powiedziałem git, mogę tym razem się przemęczyć w namiocie. Oczywiście nie wiedziałem że droga dookoła zatoki to po prostu poroniony pomysł, korki wszędzie, ludzie chodzą jak święte krowy, cały czas trzeba wyprzedzać na podwójnej i na skrzyżowaniach, choć może i widoki były fajne nie powiem to można było to zrobić na następny dzień, no ale trudno. Jedyny prom na drugą stronę 2E od moto, no to płyniemy spowrotem bo inaczej na Veslo się nie dostaniemy.



                                Zostało nam tylko niecałe 45 km, na początku droga dość ruchliwa, potem zaczyna się walka.



                                Ale nie z terenem czy coś takiego, non stop jedzie się wąską uliczką a zza każdego zakrętu praktycznie wyskakuje albo może wyskoczyć rozpędzony samochód i mijasz go na lusterka. No ku..wa, jak w Albanii w Shkoder tylko że mniejszy ruch . Pojechaliśmy tą krótszą drogą, nie wiem dlaczego google nie chce tamtędy prowadzić, pewnie dlatego że to wioski i odradza jazdę przez ten teren. Dojeżdżamy na cam a Zbigu krzyczy, comy tu ku..wa robimy , wywiozłeś mnie na jakieś zadupie, co to ma być. Choć mówię zobaczymy co tu mają. Faktycznie pierwsze wrażenie nie urywa dupy w porównaniu do Resort Shkodra. Podszedłem co ciecia do pilnował chyba wjazdu i uzgodniełm cenę, 6E za dobę od namiotu z motocyklem, no dobra, jest restauran i mają obiady i naleśniki, git pomyślałem ale jeszcze nie byłem głodny.

                                Sam camp nawet spoko, https://goo.gl/maps/TAexQRzJef92
                                nawet nie było takiego wielkiego przepychu czy coś, spokojnie znaleźliśmy miejsce na moto a że już zaczęło zachodzić słońce powiedziałem do Zbigniewa, ja rozkładam namiot i pędzę się wykąpać nad morze. Widziałem na zdjęciach że jest fajne zejście nad wodę, no i było ...



                                Zbigu mówi że on pie..li i idzie na piwo. No dobra, jak chcesz. Żebyś tylko nie mówił potem że nie masz z kim pić .
                                Rozłożyłem namiot, wołam go, dawaj idziemy nad wodę. Wzięliśmy jeszcze po piwie ( szkoda że w puszcze) i nad wodę. ile musiałem się nasłuchać że gdzie to niby jesteśmy i piwo w puszcze kosztuje 2E to już moje . Nad wodą git, cieplutko ale trzeba mieć trampki żeby chodzić po tych kamieniach bo kują w nogi strasznie. Oczywiście kluczem całej imprezy były skały i możliwość skakania z nich do wody, cieszyłem się jak dziecko







                                Na początku trochę sie bałem skakać i łazić po tych skałach ale patrzę a tam jakieś gówniarze po 10 lat skaczą jak kozice po kamykach i walą na dyńkę ze skał, no ku..wa. ja nie dam rady , wlazłem na jedno miesce, patrzę w dół, no ku..wa, chyba ich poje..ło, nagle z tyłu słyszę od dzieciaka po polsku, skaczesz czy nie , odsunąłem się na bok, a on sru do wody, za nim następny, mają rozmach ... . Podszedł następny gość w trampkach, miał może 12 lat, gada coś do mnie, ja że nie rozumiem, no to on po ang nawija, nie bój się, skacz jak najdalej od skał i będzie git, woda jest głęboka więc i na główkę też można skakać, Odsunąłem się i mówię no to pokaż gdzie i jak. Skoczył. No to ja za nim, wlazłem jeszcze z 5 razy na tą skałę potem . Zbigu oczywiście jak przystało na starszego i mądrzejszego nadzorował całą sytuację z drugiej skały siedząc i sącząc browary .

                                Zmordowały mnie te skoki i łażenie po górach, no to odwrót, idziemy coś zjeść. Restauran bardzo ok, fajne 3 laski tzn siostry obsługują, zjadłem dwie porcje naleśników, Zbigu do co drugiego browara dostawał kielon rakji, i tak zaczęło się ściemniać, trochę podyskutowaliśmy przy stole z mapą co i jak na następny dzień i poszliśmy spać. Ludzie zerkali na nas jak na dziwaków bo ciągle coś krzyczeliśmy na siebie a my dyskutowalismy o mapie i ciągle jeden do drugiego, nie drzyj się, ludzie patrzą .
                                Noc minęła spokojnie, wstaję rano zrobić kilka zdjęć, patrzę na prawdziwego advała a on ...



                                Camp leżał w starym gaju oliwnym, na drzewach już nie rosły oliwki ale chociaż dawały cień.



                                pomału już zaczynałem się przyzwyczajać do ciągłego grzechotu tych pasikoników, cykad czy coś tam, no ku..wa może się to wydawać śmieszne ale trzeba umieć z tym żyć, Zbigu to miał wyje..ne bo i tak ich nie słyszał.



                                Plan na dziś to Kravice, Studenci ale po drodze Dubrovnik oraz Mostar.

                                Wyruszliśmy po śniadaniu, po ponad tygodniowym pobycie zauważyłem że Zbigu nabiera wprawy w pakowaniu mamdźuru, akurat jak on już kończył ja zaczynałem zakładać ciuchy motocyklowe i tak się dogadywaliśmy że nikt nie musiał na nikogo czekać bo i tak tylko po założeniu kasku pot po dupie lał sie strumieniami. W drodze do Dubrovnika nic ciekawego choć widok całego wybrzeża na prawdę bardzo ładny.







                                Zjechaliśmy na dół, patrzę a tam znaki na stare miasto, krzyczę do Zbiga dawaj możę zerkniemy co tam jest. Zbigu kiwną ręką no to jedź. Jadę po znakach, ciągle w pytę samochodów, ludzi od zaje..nia, upał 45 st, wentylatory chodzą non stop, gorąc niemiłosierny. Ludzie w PL nie wiedzą co to upał na Bałkanach dopóki tam nie pojadą. Podjechaliśmy niedaleko muru starego miasta, odeszła mi ochota żeby tam włazić, nawet nie musiałem zdejmować kasu bo Zbigu już krzyczał, robimy fotkę i spier..lamy, no to mi się podoba, dlatego m.in. z nim jeżdżę





                                Krzątamy się przy rondzie z palmą, oczywiście na dziko zaparkowaliśmy bo cennik za parking na moto był 5E, podchodzi do nas gość, cześć Panowie. Polak z Puław się okazało



                                Pytam co tu robisz a on, stara poszła z dzieciakami zwiedzać a ja siedzę w samochodzie bo chłodniej



                                Zrobił nam fotkę więc w drogę



                                Po drodze jeszcze kilka przystanków na fotki,











                                No dobra, starczy już tego, zacząłem się robić głodny, takich temperaturach to tylko batony musli się nie rozpuszczają wiec hapnąlem jednego, widziałem że Zbigu już kręci nosem, pewnie też zaczynał być głodny . Potwierdziło się za chwilę.

                                Jedziemy w kierunku Bośni, cel to Studenci. https://goo.gl/maps/phRyKcXUnBs

                                Jadę już z pół godziny, pętla za pętlą, nagle patrzę w tył a Zbiga nie ma, zwolniłem no dogania mnie, ok więc znów pędzel, znów zostaje w tyle, no, chyba coś mu się stało albo nie chce mu się jechać. Pewnie jest głodny. Na krótkim postoju mówi stań jak bedziesz widziałł jakąś budę z rakiją i owocami. Jadę z 10 min a jego znów nie ma. Ku..wa pewnie gdzieś stanął, tylko że po drodze nie było nigdzie straganu z rakiją, może zawrócił i szuka czegoś, patrzę jest buda na prawym pasie, wszystkie inne były po drugiej stronie i wszędzie podwójna ciągła. Schowałem się za stragan, faktycznie mieli same owoce, ale co ja jestem jakieś zwierze żeby jeść melony czy arbuzy, wyjąłem batonki musli, colę i siadłem spokojnie w cieniu, szkoda mi było motocykla bo prażył się na słońcu ale jak Zbigu będzie jechał to nie zauważy jak się schowamy za stragan. Siedziałem tak z 20 min, dzwonię do Zbiga, nie odbiera, to pewnie jedzie, pół godziny i nic, to chyba wracam, może coś znalazł i czeka na mnie. Ale patrzę jedzie. Gdzie byłeś, a on że zatrzymał się przy straganie żeby kupić melon a gość miał też rakiję tylko że po drugiej stronie ulicy więc został dłużej, zjadł brzoskwinie i odpoczął, no ku..wa to odbieraj telefon. Wyciągnął brzoskwinie i mówi jedz i nie wku..iaj mnie , faktycznie bardzo dobra, słodziutka i soczysta, ale ju..wa jak się uje..łem sokiem to już inna sprawa. Daj no wodę muszę umyć ręce bo uświnię rękawice w środku, jednak woda też się czasem przydaje niekoniecznie do picia, lał ze mnie jak z gówniarza

                                No dobra jedziemy dalej.

                                Zaczęło wiać od morza, myślałem że będzie coś chłodniej, nic z tego. Wiało prosto w pysk. Zbliżamy się do granicy, jakoś ten motocykl nie chce jechać, redukuję i gaz, ku..wa złe paliwo czy coś, ale przecież już ponad 100km przejechaliśmy i było ok, 150, 6ty bieg i coś jak by go trzymało, macam hamulce, oglądam się Zbigu jakoś z tyłu, co jest ku..wa. Pędzel znów i jakoś się jedzie ale dziwnie. Na granicy wciskam się między samochody, praktycznie na lakier, nie chcę stać na przejściu w pełnym słońcu, daję papiery celnikowi, sprawdza tylko dowód i puszcza dalej, jadę powoli nagle drugi celnik coś się drze jak go mijałem. Zatrzymałem się i pytam o co chodzi, przecież już pokazywałem papiery tamtemu. A on krzyczy, tamten to Chorwat a tu Bośnia. No fakt, wziął papiery od nas dwóch i poszedł do budy, zgasiłem moto i czekamy. Mówię do Zbiga, tobie też ten motocykl dziwnie jedzie?. No mi też, patrzyłem czy hamulce nie trzymają czasem zaczęliśmy się śmiać z siebie że to przez wiatr tak musiało być . Celnik oddał papiery, więc jedziemy dalej. Następna granica Chorwacka, potem znów Bośnia. Celem jest wioska Studenci, są tam wodospady i kąpielisko.



                                W pierwszym momencie podjechaliśmy jak by od drugiej strony, zobaczyliśmy że ludzie tam spacerują i w cholerę zatkana droga że samochody się nie miną ale pchaliśmy się twardo. Gorąc niemiłosierny. Stanęliśmy przy zejściu, nie no do wody jakieś 1 km, nie będziemy przecież chodzić na piechotę. Chwilę odpoczęliśmy i ostudziliśmy motocykle w cieniu Zobaczyłem na navi że podjedziemy od strony asfaltu. Grzesiek ten od landka mówił że tam jest komercja i płatny wjazd no ale zobaczymy. 20 km dalej podjeżdżamy pod szlaban, 5E za wjazd od moto, no ale czy tam można będzie rozbić namiot pytam, tak spoko, pokażą wam gdzie. Wjeżdżamy główną drogą, kończą się autokary z wycieczkami ale parkingu nie widzę. Podpytałem gości co handlowali rakiją i znalazłem miejsce, na dole praktycznie nad samą rzeką można spokojnie rozbić namiot lecz nie pozwolili na palenia ogniska, spoko, może być, restauran nad wodą więc jak tylko zjechaliśmy na dół od razu poszliśmy na piwo. Policzyliśmy kasę i zaczęliśmy się zastanawiać czy nie jechać do bankomatu, ale Zbigu miał jeszcze jakieś dolary sprzed kilku lat więc na obiad nam starczy .

                                No to namioty rozbite, obiad zjedzony więc można iść się kąpać, ku..wa jaka ta woda była zimna, może nie taka jak w Rumuńskim strumieniu ale nie dużo cieplejsza.





                                Zbigu wlazł pod sam wodospad,



                                Ja tam trzymałem się z daleka a i tak zmarzłem jak nic





                                Koniec kąpania, to jednak nie to, wracamy do restaurana






                                Podobno ten mostek caly jest pod wodą jak schodzi woda z gór po zimie, są też zdjęcia jak cały restauran pod wodą był podczas powodzi.



                                Plan na jutro - Mostar.


                                C.D.N
                                Był Junak M10, WSK125, potem xt600z i xtz750 aż w końcu przyszło nawrócenie, lc4 620 sc, exc 520, a teraz
                                No i oczywiście WSK 125 73' jest nadal, fajnie powspominać szczeniackie czasy
                                sigpic

                                Komentarz

                                Pracuję...
                                X