Test z grubej rury, czyli Śląsk-Wilkasy, w sumie jakieś 1400km bez kilku km, tempo różne, od ślimaczego po dzidowanie ile tylko można, dała pierwszy obraz na stan silnika. Oprócz problemów z odpalaniem czy silnik zimny czy ciepły, po przyjeździe na miejsce musiałem dolać jakieś 0.7l (tyle wziąłem) aby bagnet w ogóle dotykał olej. Po przyjeździe do domu podobna sprawa. Po uzupełnieniu poziomu do połowy miarki, czyli tyle ile mniej więcej po wymianie, w sumie z bańki 4l zostało mi ok 0.4l. Poza tym dzisiaj rano przy odpalaniu, po dwudniowym odstaniu, poszedł ładny obłoczek niebieskiego dymu - czyżby uszczelniacze? Po chwili już nie kopcił. Przy odkręcaniu puszcza czarnego dyma, wiec gaźnik do regulacji. Wszelkie większe wycieki dość skutecznie zlikwidowałem - poci się jedynie przy korku wlewu oleju, ale to są śladowe ilości.
A więc co dalej? Zrzucać głowicę i dopiero będzie więcej wiadomo, czy już teraz można coś więcej rokować? Przed wakacyjnym wyjazdem musi być wszystko zrobione na tip-top.
A więc co dalej? Zrzucać głowicę i dopiero będzie więcej wiadomo, czy już teraz można coś więcej rokować? Przed wakacyjnym wyjazdem musi być wszystko zrobione na tip-top.
Komentarz