Siedlar łajdaku do września masz być sprawny!!!!!
. No i co? i ok 16 dotarliśmy na miejsce, w lekko trochę wujowym stanie, ale poczęstowano nas śliwką i od razu zrobiło się przyjemnie. Na recepcji oczywiście ciach bajera do pani recepcjonistki i kilka browarów pozwoliło zrekompensować te parszywą pogodę podczas jazdy. Piątek, dniem przyjazdów i pitu pitu przy ognisku z czymś co miało przypominać i smakować jak kiełbasa. Lokalny wynalazek nie spotykany u nas. Furorę robi nasza wódka w płaskiej butelce oraz sposób jej konsumowania. Mianowicie nie popijamy jej niczym jak tylko zakąszamy połową plasterka cytryny. Jak zwykle wypijamy wszystko co się da, nawet lokalne anyżowe badziewie. Gdzieś na horyzoncie przewija się szkolna, wycieczka z Węgier, chyba profil feministyczny bo same lalki plus kilku absztyfikantów do ochrony jak mniemam albo to najszczęśliwsi kolesie pod słońcem. W sobotę rano ok 10 zbieramy swe pogniecione facjaty na śniadanie i słodką nalewkę o smaku herbaty. W tym czasie Doktor jest budzony megafonem, wot psikus. Po 11 lecimy na objazdówkę potem micha, trochę pitu pitu przy kotlecie i z powrotem na kemping. Pogoda średnia ale znośna, coś tam pokropiło, przewiało ale bez sensacji. Po powrocie, kontrolny browarek, dwa ewentualnie siedem i oczekiwanie na prosiaka. W tym czasie zafundowano nam kilka atrakcji w postaci konkursów. Widoczne na vid, poniżej w linkach. Niestety Radek jako stary farmazonisz zakomunikował, że boli go kręgosłup i dupa z króla z jego uczestnictwem w owych zabawach. Ja podjąłem rękawice i niestety w dwóch dyscyplinach odpadłem w półfinałach, a co najgorsze w wydawałoby się w koronkowej dla mnie dyscyplinie w pochłanianiu alkoholu też padłem nie trafiając w gwóźdź 5 razy z rzędu co wyeliminowało mnie z boju o jakże "zacny", przenośny grill mejd in lidl czy inne netto. Udało się pobić wszystkich w konkurencji łączonej, gdzie z kolegą Metylem objechaliśmy wszystkich na perłowo. Nagroda, czapka Mitasa i smych. W tle cały czas leciał rokowa nutka nawet o polskim brzmieniu takim jak TSA czy Republika. Po wspomnianych konkursach przystąpiliśmy do dalszej konsumpcji napojów wysoko procentowych w połączeniu z dalszą konwersacją na jakże poważne tematy o życiu. Znaczy się miało być delikatnie, a wyszło jak zawsze. Właściciel ośrodka nie szczędził nam gorzałki i polewał mierzoną 50tkę z grubym dachem. Nie omieszkaliśmy w reprezentacyjnym składzie PL, SK, CZ odwiedzić wspomnianego damskiego przedstawicielstwa z Węgier. Niestety nie ma takiej ilości wódki żeby się z nimi dogadać. Dnia następnego obudziliśmy się w niedzielę, jako logiczne następstwo dni tygodnia. Niestety stan nasz był tragiczny i dopiero po 13 ruszyliśmy do hajmatu. Na szczęście pogoda dopisała i do granicy jakoś szło, były jak zwykle nie kontrolowane kacowe zawieszki ale nie daliśmy się. Po wykwintnym obiedzie w bielsku w towarzystwie Banana w mcdonaldzie, zchechłani ruszyliśmy ku światłu, tj. naszym domostwom. Oczywiście zaczęło padać i od Tych nagniataliśmy w delikatnym deszczu. Jeszcze po drodze w Częstochowie zrzuciłem balast bo dwójka cisnęła i dali wiśta na chatę. Rozstania przyszedł czas w okolicy Piotrkowa. Na chacie zameldowałem się o 20, a Radek o 23. Podsumowując, wyjazd się udał, człowiek bogatszy o kilka tyś kilometrów, a wszystkiego nie da się opisać bo sytuacje komiczne najlepiej wyglądały LIVE.








a w sumie dojazd dla każdego w miarę po równo 
Komentarz